Dziewczyna o azjatyckiej urodzie niespokojnie chodziła tam i z powrotem po pokoju. Lekko skośne, ciemne oczy były teraz podpuchnięte, a czarne jak smoła włosy rozczochrane. Nie traciła nawet czasu na przebranie się z ubrań służących jej za piżamę. Jako jedyna nie wyruszyła na poszukiwanie Esse. Zbyt bardzo była związana z zaginioną kobietą. Nie była w stanie ruszyć się z domu. Jej psychika źle sobie z tym radziła. Wiele pytań plątało się po jej głowie. Co jeśli umrze? Albo ją pojmali? Może zwerbowali do siebie? Torturowali ją albo jej Deamona? A może teraz leżała w kałuży krwi na braku, oczekując pomocy? Zacisnęła dłonie na włosach. Nie powinna mieć teraz negatywnych myśli. Na pewno będzie dobrze. Na pewno... Usiadła sfrustrowana na sofie. Przejechała palcami po zdartym, chropowatym materiale. Stopy ułożyła na kamiennym, ciemnym stoliku. Miał spore pęknięcie w kształcie pajęczyny. Spojrzała na stary, wyblakły plakat zespołu sprzed wieku lub więcej. Ciekawe jak przetrwał tyle lat? Usłyszała skrzypnięcie klamki, a drzwi otworzyły się. Zwróciła wzrok w tamtą stronę, ściągnęła nogi ze stołu i ułożyła je na podłodze. Do środka wszedł chłopak w szmaragdowej bluzie. Jego oddech był nierówny. Pewnie biegł. Białe kosmyki wystające spod kaptura były całe mokre. Spojrzał na czarnowłosą dziewczynę. Zielone tęczówki nie wyrażały żadnych uczuć, jak zwykle zresztą. Była do tego przyzwyczajona. – Czy... Ona... – wyjąkała, tracąc już nadzieje. – Nie mam jej w Strefie 7 – poinformował, ściągając przemoczoną bluzę. Dziewczyna westchnęła, ni to z ulgi, ni z frustracji. – Może pozostali coś znaleźli... – powiedziała bardziej do siebie. – Oby tak – mruknął chłopak zakładając byle jaką suchą koszulkę. Dziewczyna spojrzała w stronę jego ramienia, gdzie zwykle przesiadywał Kuroshi, Deamon Śmierci, który do niego należał. Jednak zamiast ujrzeć czarnego jak noc kruka nie zobaczyła nic. – Gdzie jest Kuro? – zapytała zdziwiona. – Wyczuł coś podejrzanego i stwierdził, że to sprawdzi. Czy jakoś tak. Nie bardzo mnie to obchodzi. – Wzruszył ramionami. – Co?! - Zdenerwowana zerwała z sofy uderzając kolanem o stolik. Skrzywiła się lekko, ale natychmiast podeszła do Alexandra. – Mam ci to przeliterować? – zapytał uśmiechając się złośliwie. – Nie wkurzaj mnie – wysyczała przez zęby, a z koniuszków jej palców wyskoczyły iskry. – A co ja zrobiłem? – Kuro może zginąć! I co wtedy zrobisz?! – Tak właściwie, nie wiem. Zazwyczaj zabija się Wybranego, Deamony mogą przetrwać więcej. Może też zginę – wytłumaczył spokojnie, jak małemu dziecku. – Ale... Czy ciebie on w ogóle interesuje? To nie jest jakaś zabawka, którą możesz wyrzucić! – warknęła. Nienawidziła kiedy tak ją traktował. – Niekiedy żałuję, że go mam. – Cyniczny uśmieszek, który wkradł się na jego twarz przebrał miarę. Electric z całej siły uderzyła go w policzek. Zdziwiony chłopak odskoczył, pocierając obolałe miejsce. – Co ty sobie wyobrażasz?! Nie otrzymała jednak odpowiedzi. Zdenerwowana do granic możliwości czarnowłosa dziewczyna zatrzasnęła się w łazience ze łzami w oczach. Zszarpane nerwy dawały o sobie znać. Najpierw zaginięcie Esse, teraz kłótnia z Alexem. – Świetnie – mruknął Al z grymasem na twarzy.
~*~
Nie rozumiała go. Nie rozumiała jego zachowania. Gdyby ona mogła mieć Deamona... Westchnęła cicho. Niestety było to niemożliwe. Złośliwy los obdarzył ją mocami Burzy, ale nie dodał do tego tej niezwykłej istoty, która powinna nauczyć ją korzystać z tych zdolności. Oparła dłonie na szafce stojącej w rogu małego pomieszczenia. W drewnie wycięty został otwór, w który włożono miskę. Miało to zastąpić umywalkę. Do tej prowizorycznej łazienki nie była doprowadzona kanalizacja, więc nie mogła teraz nawet przemyć twarzy, żeby się uspokoić. Z drugiego pokoju usłyszała skrzypnięcie zawiasów drzwi. – Jestem. To był Zack.. – Chcesz za to medal? – zapytał Alex znudzonym głosem. – Gdzie Ellie? – Nie zwracał uwagi na zaczepkę. – Siedzi w toalecie. – Wzruszył ramionami. – Co zrobiłeś? – Westchnął, patrząc na Alexandra spod przymrużonych powiek. – Ja? Dlaczego ja? – spytał oskarżycielskim tonem. – Ponieważ lubisz ją denerwować. To jak? – Poszło o Kuroshiego. Czarnowłosy chłopak uniósł jedną brew wyraźnie zaciekawiony. – Wiesz jaka ona jest wrażliwa na temat Deamonów, Zackary. – Wiem. Ale nie wątpię, że dałoby się uniknąć tej kłótni. Z innymi się jakoś nie sprzecza o to. – Być może. – Na twarzy Alexa pojawił się szeroki uśmiech, który po chwili znikł. Z łazienki wyszła Electric. – I jak? – popatrzyła na nich z nadzieją. – Strefa 8 pusta – mruknął niezadowolony Zack. Był równie, a nawet bardziej mokry, niż Alex, kiedy wrócił. Włosy chronił czerwony kaptur, ale i tak połyskiwały od kropli wody. Brązowe tęczówki patrzyły na dziewczynę ze smutkiem. Jej oczy zaszkliły się. Zacisnęła powieki, by powstrzymać łzy. Nie chciała być uważana za słabą. Ale co mogła teraz poradzić? Miała dość. Dość życia w strachu. Dość walki z czymś nie do pokonania, bo jaki to ma sens? Jej moce i tak do niczego się nie nadawały. Nie miał kto jej nauczyć posługiwać się nimi. Była przecież inna. Dziwna. Nie miała swojego Deamona. Była tylko ciężarem dla innych. Niczym więcej. A może te myśli wpadały jej do głowy wyłącznie przez zaistniałą sytuację? – Przeklęci Wybrani! Przeklęte Deamony! Przeklęte moce! – warknęła sfrustrowana, dając upust swoim emocjom. Z jej dłoni wystrzelił skrzący się piorun i trafił w lampę. Światło nagle pojaśniało, ale zaraz zgasło. W pokoju zrobiło się ciemno bez dopływu słońca z zewnątrz. – Spokojnie. – Zack chciał położyć rękę na jej ramieniu, ale gdy tylko jej dotknął, poraził go lekko prąd. Alexander wyjął z szafki wysokie świeczki i porozstawiał po pokoju. Czarnowłosy chłopak podszedł do każdej i odpalił jej lont pstryknięciem. Byli przygotowani na takie sytuacje. Gdy Electric coś denerwowało zazwyczaj kończyło się to straceniem prądu nawet na kilka dni. Nagle drzwi otworzyły się, a do środka weszły dwie dziewczyny. Była to Lunadione i Cecilla, członkinie zespołu. Pierwszą z nich wyróżniały przede wszystkim niebieskie włosy, dobrze widoczne nawet w nikłym oświetleniu. Druga natomiast była drobną blondynką. Obydwie dyszały i wyglądały na zmęczone. Musiały biec spory kawałek. – Znalazłyście coś? – zapytał niemal natychmiast Zackary – To... Nie można tego tak nazwać – jąkała się Ceci. – Deamony coś wyczuły – starała się za nią dokończyć Luna, ale jeszcze nie uspokoiła oddechu. – Ale co wyczuły? – Do rozmowy dołączyła się Ellie. – Cząstki duszy Nixa – powiedziały prawie jednocześnie nowo przybyłe dziewczyny. Electric rozszerzyła oczy zdziwiona.
~*~
Grupa młodych ludzi przemykała się pomiędzy budynkami Strefy 9. Na ich ramionach siedziały zwierzęta, których lekko mglista postać wskazywała, że to Deamony. Przed nimi leciał koliber wskazując im drogę. Z całego zgromadzenia tych stworzeń, to on najsilniej wyczuwał energię duchową. Prowadził ich na obrzeża miasta, w pobliżu Starego Wysypiska. Gdyby nie drobinki mocy, które zostawiał za sobą każdy Deamon, już dawno zgubiłby się pośród murowanych kamienic. Bez większego zastanowienia skręcił. Niestety napotkał przed sobą ślepy zaułek. Błyskawica przecięła wciąż zachmurzone niebo. Burza ewidentnie jeszcze się nie skończyła. Jedynym plusem był brak deszczu. – Którędy teraz, Tito? – Cecil rozglądnęła się na boki. Ich jedyną możliwością wyjścia z tego miejsca było cofnięcie się. Titus podążył za cząstkami energii. Skoro one tutaj są, musieli jakoś tędy przejść. Zauważył zamknięty kontener i natychmiast usiadł na jego pokrywie. Zespół natychmiast podbiegł do ptaka. Zackary przebiegł wzrokiem po ścianie budynku i zobaczył stary, ledwo trzymający się balkon. Dziwne było, że jeszcze nie zleciał. Czarnowłosy chłopak wskoczył na śmietnik i chwycił dłońmi żelazne pręty, które niegdyś służyły za barierkę. Uniósł nogi sprawdzając wytrzymałość. Całość zatrzęsła się pod jego ciężarem. Mruknął cicho jakieś przekleństwo pod nosem. Spróbował jeszcze raz, niestety z tym samym efektem. – Innej drogi nie ma... – Westchnął głęboko. – Tito, na pewno to tędy? – Zamiast na ptaka spojrzał na swoją przyjaciółkę, Cecille. – Mógłbyś zapytać o to Lucifera – fuknął zdenerwowany Deamon. – Mówi, że tak – odpowiedziała blondynka. – Nie prawda! Nie powiedziałam tak! Zwierzę zostało zignorowane przez właścicielkę, a pozostałe Deamony zachichotały. – Nie załamie się tylko pod dziewczynami – rzekł pewnie Zackary i dodał nieco ciszej: – Chyba... – Nie lepiej znaleźć okrężną drogę? – Głos zabrał Alexander, który do tej pory opierał się o ścianę. Koliber pokręcił łebkiem i zaświergotał coś czego i tak nikt nie zrozumiał. Po chwili powtórzył, tym razem w umyśle Cecil: – Trudno będzie nam się odnaleźć. – Nie, Alex – odpowiedziała dziewczyna. – To może niech jedna z was wejdzie na dach i nas kieruje? – Białowłosy chłopak podszedł do reszty. – To dobry pomysł. Może... – Ja chcę – przerwała mu Lunadione i wskoczyła na kontener. Po chwili już się wciągała na balkon, który jedynie lekko drżał. Chwyciła dłońmi dachówek z nadzieją, że te nie odpadną, i powoli, z trudem weszła na szczyt budynku. Coś upadło i rozbiło się na ziemi. – Nie rób mi więcej tego, Lu! – pisnęła fretka na jej ramieniu, a w odpowiedzi usłyszała chichot. – I co, Luna?! – krzyknął ktoś z dołu. Ze skupieniem oglądnęła pobliską okolicę. Po drugiej stronie kamienicy na bruku zauważyła czerwony punkt, który wyglądał jak...włosy? Tak, to były włosy. Szybko rozeznała się jak reszta zespołu może tam dotrzeć. – Słuchajcie! – Pochyliła się, by ją lepiej słyszeli. – Musicie się cofnąć. Potem pójść uliczką w moje prawo. Iść prosto i za drugim razem znów w prawo. Dalej pierwszym ponownie w prawo. Później zacznę was wołać. – Okej! – zawołali i już ich nie było. Lunadi natychmiast zeskoczyła na stare schody przeciwpożarowe i zbiegła po nich. Gdy tylko zobaczyła burzę loków, wiedziała, że leżała tam Esse. Ukucnęła przy ciele. Obok dziewczyny leżał lis. Jego gardło zostało rozszarpane, a wokół rany migotała złotawa mgła. – Cholera... Przyłożyła ucho do ust liderki zespołu. Jej klatka unosiła się ledwo, a oddech był płytki. Żyła. Ale jak to możliwe? Jej Deamon został zabity. Dlaczego więc ona nie? – Hej! – krzyknęła ile sił w płucach. – Tutaj! Pozostali wybiegli zza rogu i natychmiast znaleźli się przy nieprzytomnej Esselance. Zackary niechętnie zerknął w stronę niegdyś białego zwierzęcia i szybko przeniósł wzrok na dziewczynę. Powoli włożył ręce pod jej kolana i łopatki, aby ją podnieść. Wyprostował się, a ona zadrżała lekko. – Trzeba ją szybko zabrać do klubu – oznajmił stanowczo. – Kto weźmie Nixa? – Zack, nie. – Lucifer, który do tej pory chował się w kieszeni, wychylił się i zeskoczył na ziemię. – Jeśli nie żyje, zniknie. – Co masz na myśli? – Popatrzył na niego zdziwiony. – Patrz. Gdy tylko skorpion wypowiedział te słowa ciało lisa zaczynało coraz bardziej przypominać ducha. Rozbijał się na małe, lśniące cząsteczki duchowej energii. Electric, która nie znała całej wymiany zdań, pośpiesznie, ukucnęła przy nim. Nie mogła go nawet dotknąć, a wiatr rozproszył drobinki w powietrzu. Żadna z nich nie zatrzymała się na skórze czy ubrania. Przenikały wszystko, co napotykały, lecąc ku wzburzonemu niebu. Oczy wszystkich zaszkliły się, a po niektórych policzkach spłynęły łzy. Cecil załkała. – Musimy iść, nie czas na sentymenty – warknął Alexander i zamrugał szybko. Nie chciał, by zobaczyli jego żal. Na jego ramieniu usiadł Kuroshi. – W porę się pojawiasz, stary. Wyleć przed nas i sprawdź drogę. Nie chcemy więcej trupów. – Alex! – Zdenerwowała się Ellie. – Pretensje będziesz mieć później. Teraz musimy być bezpieczni. – Zmierzył ją chłodnym spojrzeniem, które zaraz przeniósł na czarnowłosego chłopaka. – Dasz sobie radę? – Ta. – Więc się pospiesz. – Alexander ruszył za Kuro, który poleciał przed nimi. Pozostali nie odezwali się ani słowem i posłusznie poszli za nim. Atmosfera między nimi była gęsta, prawie ich dusiła. Bali się do siebie odezwać, nawiązać rozmowę. Słychać było tylko ich szybkie, urywane oddechy. Para przez nie tworzona otulała ich policzki ciepłem. Biegli. Chcieli jak najszybciej znaleźć się na miejscu i pomóc liderce zespołu. – Kuroshi, melduj! – Spokojnie, Alex, jeszcze ci żyłka pęknie. Jest pusto. Skręcili kilkakrotnie. Każdy, kto nie znał tej drogi z łatwością by się pogubił w labiryncie ulic i uliczek. Wszystkie kamienice wyglądały podobnie. Różnił je głównie poziom zniszczenia, że też Rząd nazywał to budynkami mieszkalnymi. – Cholera, Kuro. Jeśli jakiś Wybrany zaraz wyskoczy zza rogu, to cię trzasnę! – Chłopak był widocznie zdenerwowany. Nikt z zespołu o tym nie wiedział, ale naprawdę się o nich martwił. Ledwo żywa Esse tylko wzmożyła ten niepokój. – Nie trzaśniesz mnie, bo zdechniesz. – Usłyszał chichot kruka i nierówne, przerywane krakanie, które miało chyba symulować śmiech. – A ty razem ze mną! – To się tak nie drzyj, zwracasz tylko uwagę. Alexander chciał coś odpyskować, ale zwierzę miało rację. Gdyby w pobliży byli Wybrani, natychmiast przybiegliby. Przez wysoki poziom adrenaliny nie myślał o tym. Reszta nie zwracała mu na to uwagi zbyt zajęta swoimi myślami. Oni też nie działali świadomie. Przed sobą mieli prostokątny, kiedyś pomalowany na ciemnoszary kolor z nieco jaśniejszymi wzorami, budynek. Koło metalowych drzwi wisiała niezapalona lampka, a w oknach były kraty. Normalnie nie można by takiego miejsca nazwać domem, ale tym właśnie to dla nich było. Azylem od niebezpieczeństw. Ciepłym miejscem, gdzie mogli spędzać czas. Lunadione uśmiechnęła się delikatnie i pociągnęła za klamkę. Gdy ta nie ustąpiła, zapukała kilkakrotnie w dziwnym rytmie. Po chwili słychać było przekręcanie zamka. Wszyscy weszli do środka. Jak się okazało otworzył im kelner lokalu. Szybko pomknęli na zaplecze, a stamtąd zeszli po schodach do piwnicy. Tam znajdowało się ich lokum. Położyli czerwonowłosą na kanapie. Cecil zgarnęła kilka kosmyków z jej twarzy. Oddech dziewczyny wciąż nie wracał do normy. Powieki zadrżały, ale nie otworzyły się. Blondynka pospiesznie obejrzała jej ciało w poszukiwaniu ran. Nie znalazła ich wiele. Głównie siniaki i otarcia. Jedna z kostek była stłuczona, ale nie na tyle, by dziewczyna nie mogła uciekać. Na szyi nie zauważyła dziwnych śladów, co nie znaczyło, że przez emocjonalne połączenie z Nixem ich tam nie było. – Musimy ją ogrzać – mruknęła cicho. – Postaram się razem z Titusem utrzymywać ją w tym stanie lub jakoś go polepszyć. To nie będzie łatwe bez jej Deamona. – Ale... Będzie żyć? – zapytała z nadzieją Electric. – Nie wiem. Potrzeba czasu... – W porządku, Ceci. – Prześpijmy się teraz. Cecil, obudź mnie, gdy trzeba będzie zmienić wartę. Tito poradzi sobie sam – powiedziała Lunadione, przeciągając się. – Jasne. – Dziewczyna już jej nie słuchała. Uniosła tylko dłonie nad liderką zespołu. Wydobyły się z nich delikatne, złotawe promienie. Na jej ramieniu usiadł koliber. Pozostali wyłożyli się na materacach i owinęli się w koce. Ciężko było im zasnąć, ale zmęczenie oznaczało zmniejszoną efektywność, a zmniejszona efektywność dla buntownika była wyrokiem śmierci.
~*~
Sen wszystkich przerwał pisk. – Hej! Obudźcie się! Szybko! – Co jest? – zapytał Zack zaspanym głosem. – Otworzyła oczy.
~*~
Yo! Przedstawiam wam Chapter 2. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Ja uważam go za udany. Ma 2483 słów, więc myślę, że długość jest ok. Jak go oceniacie? Pamiętajcie, że każdy komentarz, nawet najmniejszy motywuje! ^^ Mówcie mi też o błędach, które zrobiłam. Zawsze staram się je poprawić. Rozdział został zbetowany przez Green Tea. Dziękuję bardzo! Następny jest w trakcie pisania, ale postaram się go szybko skończyć.
@OlaUnicorn Stwierdzam, że to słowo jest zbyt nadużywane na tej stronie.. Serio, co nie wejdę w jakąś historię to pisze, że jest genialna.. Cóż, każdy ma swój gust. Moim zdaniem jest zbyt szybko aby oceniać historię która dopiero się zaczęła. ;X Pisz dalej, zobaczy się co z tego wyniknie. :>
6 komentarzy
Gabi14
Błagam nie pisz "otwarły", "otworzyły" tak jakoś bardziej po polsku. Ale podoba mi się
Sileth
@Gabi14 Gdzie tak pisze. 0.0 Już poprawiam!
Malolata1
No, jestem pod wrażeniem.
Sileth
@Malolata1 Cieszę się z tego powodu.
nienasycona
Piszesz bardzo ładnie i ciekawie, ale najbardziej ujmujesz mnie podejściem do publikowanych tu tekstów
Sileth
@nienasycona Dziękuję ) Cieszy mnie to bardzo!
NataliaO
Miło się czytało. Fajnie Ci wychodzi pisanie, a co za tym idzie wciągniecie czytelnika to historii... Super
Sileth
@NataliaO Dziękuję. Cieszę się, że udało mi się wciągnąć cię w historię.
Nieznana55
Jak do tej pory bardzo fajne czekam na następną część
Sileth
@Nieznana55 Miło mi to słyszeć.
OlaUnicorn
Genialne
Sileth
@OlaUnicorn
Sledzik985
@OlaUnicorn Stwierdzam, że to słowo jest zbyt nadużywane na tej stronie..
Serio, co nie wejdę w jakąś historię to pisze, że jest genialna.. Cóż, każdy ma swój gust.
Moim zdaniem jest zbyt szybko aby oceniać historię która dopiero się zaczęła. ;X
Pisz dalej, zobaczy się co z tego wyniknie. :>
Sileth
@Sledzik985 Postaram się pisać tę historię jak najlepiej i mam nadzieję, że ci się spodoba.