Minęły cztery dni od feralnego wieczoru, od ataku na Norę.Położenie rodziny Weasley'ów nadal nie było znane.Harry oraz Ron również byli zaginieni.Bliźniacy, Hermiona i Ginny postanowili w końcu udać się do domu i sprawdzić jak tam mają się sprawy.Nie byli pewni co mogą tam zastać, więc po dłuższej kłótni zadecydowali, że Ginny i George zostaną w sklepie.
Hermiona siedziała w pokoju, który Fred wspaniałomyślnie jej odstąpił i zastanawiała się jakie rzeczy mogą jej się przydać.Przygotowała już trochę prowiantu, kilka kompletów ubrań, książki, mugolskie pieniądze i najpotrzebniejsze eliksiry w nietłukących się fiolkach.Właśnie miała potraktować to wszystko zaklęciem zmniejszającym, gdy ktoś zapukał do drzwi.Na progu ujrzała Ginny. Przepuściła ją w drzwiach i usiadły koło siebie na łóżku.Ruda od razu chwyciła ją za ręce i spojrzała w oczy.Równocześnie rzuciły się sobie w ramiona.Nie musiały nic mówić.Już od dawna były jak siostry.
-Uważaj na siebie - szepnęła Wesley.
-Z Fredem będę bezpieczna, przecież wiesz - Hermiona uspokajająco pokiwała głową, ale w kąciku jej oka czaił się niepokój, który bardzo starała się zamaskować.
-Wiem, ale i tak będę się martwić. Mam nadzieję, że mamie i tacie nic nie jest.
-Nim się obejrzysz, wrócimy cali i zdrowi-dziewczyna niepostrzeżenie wstała i wykonała kilka ruchów różdżką, a stos rzeczy, które piętrzyły się na łóżku nagle stał się kilkakrotnie mniejszy.Ruda popatrzyła na nią z uznaniem, a strach, który widoczny był na jej twarzy chwilowo zniknął.Zaraz jednak jej oczy rozszerzyły się w zdziwieniu, gdy zobaczyła jak przyjaciółka kolejno wkłada wszystkie przedmioty do maleńkiej sakiewki, która pomieściłaby ledwo kilka galeonów.Granger jednak zignorowała jej spojrzenie.
-Sądzę, że Fred też powinien dołożyć tu swoje rzeczy, możesz po niego pójść?
*
Aby nie rzucać na siebie zbyt wielu ciekawskich spojrzeń Fred i Hermiona postanowili teleportować się nie dalej jak kilometr od Pokątnej.Pewnie by im się to udało, gdyby nie fakt, że jak tylko Dowcipy Weasley'ów zniknęły za rogiem, para zorientowała się, że jest śledzona.Zaklęcia rozpraszające nic nie pomogły, dwóch tęższych, rosłych mężczyzn, dosłownie się do nich przykleiło.Kluczenie między malutkimi ciemnymi uliczkami nie było najlepszym pomysłem, ale niestety jedynym.Na zmianę wyglądu było już za późno, z resztą zbyt blisko byli.Kilkakrotnie musieli dosłownie biegać w kółko, byleby tylko kupić sobie kilka cennych sekund na zmylenie przeciwników. Niestety dzieliło ich kilka metrów za dużo by dostrzec ich twarze i dopasować do konkretnych sługusów Voldemorta, mieli zresztą i tak ważniejsze rzeczy na głowie. W końcu jednak uwolnili się od ogona i teleportowali z cichym pyknięciem. Hermiona od razu spojrzała na bliźniaka wyraźnie zaniepokojona.Ten jednak zanim cokolwiek powiedział, chwycił ją mocno za rękę i ruszył w dół zbocza.W oddali majaczyły ruiny tego, co kiedyś zwykł nazywać domem. Dziewczyna ledwo za nim nadążała, ale po kilku minutach szybkiego marszu zaczął zwalniać. Cały czas trzymali się za ręce i wiadomo było, że jest to bardziej środek ostrożności niż wyraz jakiegoś przywiązania. Gryfonka zatrzymała się raptownie i spojrzała w tym samym kierunku w którym pusty wzrok miał ukryty rudzielec. Krajobraz po bitwie. To jedyne co przyszło jej na myśl. Śmierciożercy po ataku na gości weselnych musieli podpalić to miejsce, a przynajmniej pola i krzaki dokoła.Czarna ziemia, zgliszcza, pełno kurzu i pyłu.Budynek wydawał się być w dobrym stanie, gdyby nie to, że w żadnym z okien nie ostały się szyby.Namiot weselny był w strzępach, płachta leżała bez ładu rzucona i osmolona.Część stołów była poprzewracana, część spalona i porozrzucana po całym terenie.Bez słowa ruszyli, by pokonać ostatnie kilkanaście metrów dzielących ich od celu.Im bliżej byli, tym bardziej przeczuwali, że w środku czeka ich niemiła niespodzianka.Fred podszedł i podniósł leżący na ziemi kieliszek do wina.O dziwo przedmiot nie ucierpiał.Pokazał go dziewczynie a ona spojrzała na jego twarz.Zaraz jednak odwróciła się w stronę domu, gdyż w oczach towarzysza spostrzegła łzy.Jej też chciało się płakać.To miejsce było też jej domem.Zostało zniszczone, zbezczeszczone a oni teraz muszą na to patrzeć.Poczuła niemoc, jaka jeszcze nigdy jej nie ogarnęła.Jeśli Molly, Artur i reszta rodziny tu wrócą, załamią się.Ich wspaniały, tętniący życiem dom, został obrócony niemal w proch.Odbudowanie go, nawet bardzo zaawansowaną magią i siłą niejednego czarodzieja, zajmie wiele czasu.
Chłopak z kolei pomyślał, że skoro podwórko jest w takim stanie, to wnętrze domu musi być jednym wielkim pobojowiskiem.Niepewnie ruszył na przód, a mała dłoń zaraz zacisnęła się na jego ramieniu.
Przestąpili próg, rozświetlili hol różdżkami i o mało nie potknęli się o coś co kiedyś zapewne było fotelem Pana Weasley'a. Przechodząc przez labirynt najróżniejszych przedmiotów leżących bezładnie na ziemi i uważając by niczego nie podeptać dotarli do kuchni.Była ona sercem tego domu i na szczęście wydawało się, że nim pozostanie.Widocznie walka tutaj nie dotarła.Ściany wciąż były ozdobione najróżniejszymi fotografiami rodzinnymi, w zlewie jak zawsze piętrzyły się naczynia, a stół nakryty był dla dwóch osób.Jakby w pół kroku oboje się zatrzymali.
-Fred?Jak mylisz czyje to?-Dziewczyna wskazała na dzbanek z herbatą i dwa kubki.Ten jednak pokręcił głową i rozejrzał się dokoła jakby spodziewał się, że zaraz ktoś wyjdzie z szafki na miotły albo, że któryś z jego braci otworzy drzwi wychodzące na ogród i uśmiechnie się do niego smutno. Nic takiego jednak się nie stało.Bliźniak wyszedł do ogrodu, zaraz jednak zawrócił. Wyciągnął rękę do Hermiony i przeniósł ich z powrotem do centrum magicznego świata.Pokątna wydawała się być taka sama.Ich serca przedtem napełnione nadzieją, teraz zdruzgotane. Przechodnie mijali ich nieświadomi tragedii, nawet na nich nie patrząc.Wtuleni w siebie nie zwracali na nikogo uwagi, co było dość lekkomyślne, stanowili łatwy cel.Zaraz jednak Fred oprzytomniał, rozejrzał się, jednak naprawdę nikt na nich nie patrzył.Dla świata byli tylko parą, która okazuje sobie czułość na środku ulicy.Zabawne, pomyślał.Właśnie mój świat się rozsypał, a dla świata wyglądam jak szczęśliwiec.W ciszy pokonali drogę do mieszkania.
Oczywiście jak tylko stanęli twarzą w twarz z Georgiem i Ginny zostali zasypani pytaniami, ale chyba po ich niewyraźnych minach pozostała dwójka zrozumiała, że to nie będzie łatwa i przyjemna opowieść.
Usiedli przy kuchennym stole z kubkami kakao w rękach. Hermiona rozpoczęła, ale Fred zaraz jej przerwał dodając, że byli śledzeni.Oczywiście wybuchła wrzawa.Zanim odpowiedzieli na pytania i zrelacjonowali całą wycieczkę ich nastroje stały się naprawdę parszywe.Udzieliło się to pozostałej dwójce.W końcu jednak Fred znów zaskoczył Hermionę.
-Wrócimy tam.-Trzy zaskoczone twarze zwróciły się w jego stronę.
-Po co chcesz tam wracać?- zapytała dziewczyna.
-Skoro i tak na razie nie otwieramy sklepu, a tutaj dosłownie świerzbią mnie ręce, wróćmy tam.Możemy wyruszyć jutro, po jutrze. Posprzątać, ogarnąć, doprowadzić to miejsce do używalności. Przecież to nasz dom, nie możemy tego tak zostawić. -Spojrzał po twarzach reszty i spostrzegł niemałe ożywienie.Tylko Hermiona była przygaszona.
-Nie możemy tam wrócić, to niebezpieczne.- George przewrócił oczami.
-Przecież będziemy tam my, byłaś z Fredem, nic się nie stało, a teraz będziesz miała podwójną ochronę.
-Taaa i podwójny powód do martwienia się.- Dziewczyna odeszła od stołu i stanęła koło okna nagle wyjątkowo samotna.
Właśnie dlatego zawsze miała problem ze zrozumieniem bliźniaków i ich stylu życia.Oni gdzieś mieli zasady.Wpakowanie się w kłopoty nie było problemem, jeśli przy okazji można było przeżyć przygodę.Podczas podróży do Nory i z powrotem bała się, a oni mimo wszystko chcą to powtórzyć.Ona nie jest tak odważna.To, że raz im się udało nie znaczy, że drugi raz też się uda.Musiała martwić się o siebie i o Freda, a teraz dodatkowo jeszcze o przyjaciółkę i drugiego bliźniaka.Mogła powiedzieć wszystko o przyjaźni z Ronem i Harrym, ale oni nie byli aż tak lekkomyślni i przeważnie się jej słuchali.Poczuła, że ktoś za nią staje i kładzie jej ręce na ramionach.Fred.Jeszcze nie zdążyła przyzwyczaić się do tej nowej bliskości.W podróży starała się nie zwracać uwagi na to, że cały czas albo ją obejmował, albo trzymał za rękę.Były to zwykłe środki ostrożności.Ale tutaj? Poczuła się nieswojo, ale tylko przez chwilę.Jego dotyk był miły i dodawał otuchy.Prawie tak, jakby obejmował ją Harry.Przyjaciel.Nie była pewna czy może myśleć o Fredzie jak o przyjacielu.Jak o starszym bracie?Zapewne tak, ale na przyjaźń było chyba jeszcze za wcześnie.Odstąpił jej swój pokój i gdyby było trzeba na pewno osłonił by ją w walce.Taaak Fred Weasley zasługiwał na miano przyjaciela.Jednak...
Odwróciła się w jego stronę, a ponad ramieniem dostrzegła zszokowane miny Ginny i George'a, którzy na pewno zastanawiali się, jak tak zdystansowana osoba jak ona pozwala ich bratu na tak bliski kontakt.Choć z drugiej strony Fred nic sobie nie robił z jej barier.Po prostu je pokonywał.
Delikatnie go objęła i uczucie wyobcowania i niepokoju minęło.Wciągnęła głęboko powietrze i przymknęła oczy.Gdy je otworzyła w kuchni nie było już gapiów.
Głupia sytuacja-pomyślała.Zaraz będzie, że nie wiadomo co się między nimi dzieje.A czy to aż tak źle, że się zaprzyjaźnili, zbliżyli?
-Chyba wystraszyliśmy widownie- westchnęła.
Fred jakby ocknął się i spojrzał na puste krzesła.
-Przeszkadza ci to?-Posłała mu pytające spojrzenie, więc uśmiechnął się od ucha do ucha.
-Czy przeszkadza ci, że robimy z siebie widowisko?
-Nie prawda!Przecież zachowujemy się normalnie...prawda?
-Nigdy wcześniej nie przypominam sobie żebyśmy się do siebie tulili, ale mój urok jest nie do odparcia, wiem.- Dziewczyna spojrzała na niego z przyganą i usiadła przy stole.
-Rozumiem, że chcesz tam wrócić.Absolutnie ci się nie dziwie, ale boję się.Pomyśl, że ci którzy nas dziś śledzili zrobią krzywdę Ginny albo George'owi.Albo tobie.Nie zniosłabym gdyby coś ci się stało.Nie wiemy gdzie jest Harry, Ron...jeśli stracę jeszcze was, zostanę już całkiem sama.Musicie być bezpieczni.
-Hej!Hermiono, nic się nie zdarzy.Jeśli ktoś ma nas zaatakować to i tak to zrobi.Czy będziemy w grupie czy w pojedynkę.Siedzimy tu i tylko się zamartwiamy.Równie dobrze możemy zrobić coś pożytecznego.
Zgoda?Obiecuje, że będziemy ostrożni.Nie spuszczę z ciebie oczu.
*
Późnym wieczorem, gdy wreszcie skończyli obradować nad tym, kiedy wyruszyć do Nory, Hermiona leżała w wannie i rozkoszowała się kąpielą.Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo spięta musiała chodzić przez te kilka dni.Na szczęście napięcie chwilowo ją opuściło i zadowolona zamknęła oczy.
Tak jak postanowili, jutro z rana zjedzą śniadanie a następnie w parach wyjdą z mieszkania i udadzą się na Pokątną z różnicą 10 minut.Spotkają się pod Gringottem i w czwórkę wyruszą na dworzec, by teleportować się na wzgórza. Jeśli komukolwiek stanie się krzywda, lub zostanie odseparowany od reszty, ma wystrzelić trzy czerwone iskry, lub bardzo głośno krzyczeć.
Z roztargnieniem zorientowała się, że po raz kolejny przechodzi w myślach przez kolejne punkty ich jutrzejszej wyprawy.Czym prędzej wyszła z wody i ubrała się w piżamę.Oczywiście kosmetyki jakimi podzieli się z nimi bliźniacy były typowo męskie, ale wcale jej to nie przeszkadzało.Lubiła świeży miętowy zapach żelu pod prysznic, a nieznana nutka zapachowa była tym, co tak często czuła w sypialni bliźniaka.
Przechodząc przez korytarz przecierała wilgotne włosy ręcznikiem i zagryzała dolną wargę.Stojący w kuchni bliźniacy spojrzeli na nią z ukosa, przekrzywiając głowy na bok.Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z tego jak zmysłowo wygląda i pewnie nawet nie zauważyłaby jak chłopcy się na nią gapią, gdyby Ginny nie wtargnęła do kuchni przed nią, trącając ją biodrem i puszczając oczko.Spojrzała na bliźniaków i z udawanym obrzydzeniem krzyknęła:
-Fuuuj przestańcie się na nią gapić!
Gdy Hermiona zorientowała się, że to było o niej, poczerwieniała natychmiast i wbiła spojrzenie w podłogę, zamierając w pół gestu. Fred wyminął ją bez słowa, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, George natomiast odwrócił się i zaczął przygotowywać herbatę.Dziewczyna roześmiała się nerwowo i usiadła przy stole. Ginny do niej dołączyła i wręczyła jej kubek, który parował delikatnie.Spojrzały na siebie, a delikatne uśmiechy wystąpiły na ich twarzach.W końcu Ginny odchrząknęła i George również usiadł zajmując miejsce pomiędzy dziewczynami.
-Myślę, że powinniśmy jeszcze raz przejść przez wszystkie punkty planu., aby każdy wiedział co dokładnie ma zrobić gdyby coś się stało.-Nic się nie stanie- przerwał jej w pół słowa brat.
-Zróbmy to-Hermiona nie dała mu zasiać zamętu i od razu kontynuowała-Fred powinien przy tym być.
Ginny przewróciła oczami i wymamrotała coś co brzmiało łudząco podobnie do "wiedziałam."Odsunęła krzesło i opuściła kuchnię, by zaraz wrócić z bratem, którego musiała ponaglająco ciągnąć za rękę.
W końcu usiedli we czwórkę i każdy po kolei mówił następny punkt planu, patrząc na pozostałych.Gdy skończyli na ich twarzach błąkały się uśmiechy, a Hermiona była nawet lekko zarumieniona.Mogli uważać co chcieli, ale ją również dobijała ta bezczynność i to, że była odseparowana od przyjaciół.Musieli coś zrobić i równie dobrze mogło to być coś pożytecznego.Wreszcie pogodziła się z myślą, że za kilka godzin wyruszą i nic tego nie zmieni.
Było już grubo po północy gdy do sypialni zajmowanej przez gryfonkę wszedł właściciel pokoju.
Brązowowłosa spojrzała na niego z niepokojem, od razu przewidując najgorsze.Gdy jednak spostrzegła jego oczy, w których nawet teraz igrały wesołe ogniki uspokoiła się i przysiadła na łóżku, czekając na to co ma jej do powiedzenia.Przez dłuższą chwilę się nie odzywał, ale w końcu usłyszała jak wypuszcza powietrze, jednak to co usłyszała całkowicie zbiło ją z tropu.
-Przepraszam, że się na ciebie gapiłem.Nie chciałem.Jakoś tak, twoje ruchy były hipnotyzujące.
-W porządku, chyba.
-Nie zrozum mnie źle, od zawsze jesteś sympatią Rona, młodszą koleżanką ze szkoły, ale też członkiem rodziny Weasley'ów. Nie powinienem się tak gapić.-Dziewczyna spuściła wzrok rozczarowana, choć sama nie wiedziała dlaczego.Wszystko co powiedział było przecież prawdą, ale i tak poczuła dziwne ukłucie w okolicy serca.
-Rozumiem Fred-zwróciła ku niemu twarz.-Ja ciebie też...uważam za brata, którego nigdy nie miałam.
Jego twarz rozpromienił uśmiech jakiego jeszcze nie widziała, ale oczy pozostały jakby rozmarzone.Chwilę siedzieli w ciszy, po czym chłopak uścisnął lekko jej dłoń i skierował się do drzwi.Przystanął jednak i z szerokim uśmiechem zwrócił się do niej ostatni raz.
-Hej Granger?-spojrzała na niego zaskoczona, jakby spodziewając się, że już wyszedł.-Tak?
-Ładnie pachniesz.
*
Praca mijała im w nerwowej atmosferze.Oczywiście dla rodzeństwa Weasley'ów był to szok, ujrzeć ich ukochany dom w takim stanie, jednak szybko zabrali się do pracy, jakby chcąc szybko zmienić jego stan.
Układali, naprawiali, zamiatali i sklejali przez całe przedpołudnie.Gdy usiedli aby zjeść coś zabranego z mieszkania bliźniaków nie mieli już tak ponurych min.Widzieli cel i starali się go realizować.Mimo iż jeszcze za wcześnie aby mówić o efektach, wiedzieli, że najdalej za tydzień uda im się doprowadzić to miejsce do jako takiej używalności.Zależało im na tym bardzo, bo może w jakiś pokrętny sposób naprawienie Nory sprawi, że odnajdą się pozostali członkowie rodziny. Ginny chciała w to wierzyć, Hermiona również.
Ponieważ one zajmowały się salonem i większością pokoi a chłopcy podwórzem, nie widzieli się często w ciągu dnia. Gryfonka z zaciekawieniem spojrzała na Freda, którego twarz zazwyczaj była pogodna a nawet psotna, tymczasem malował się na niej grymas bólu.Spojrzała na jego dłonie, cały czas zaciśnięte w pięści.W końcu zrozumiała, że musiał się skaleczyć w prawą rękę i nie jest w stanie sam się uleczyć.Bez słowa podeszła i chwyciła go za lewą rękę zmuszając do wstania.Podążył za nią i stanęli koło zlewu.Wyczarowała mały skrawek gazy, zmoczyła ją wodą i delikatnie przemyła ranę chłopaka.Gdy wydawało się iż już przecięcie jest dostatecznie oczyszczone, delikatnie przyłożyła różdżkę do jego ręki i wyszeptała magiczną formułkę.Sekundę później dłoń wyglądała "jak nowa".Hermiona pogładziła Freda po wewnętrznej stronie dłoni z czułością o jaką w życiu by siebie nie podejrzewała, a gdy poczuła jak przechodzi go dreszcz spojrzała mu w oczy by zaraz chrząknąć i odwrócić się w stronę ogrodu.
-Uważaj na siebie-szepnęła.
*
Cały tydzień minął im pod znakiem sprzątania oraz naprawiania, aczkolwiek chyba żadne z nich nie spodziewało się jak sprawnie im to pójdzie i jaką przyjemność sprawi. Codziennie wstawali, pokonywali tę samą drogę i oddawali się tym samym żmudnym czynnościom, ale każdego dnia ich serca przepełniała nadzieja.
Hermiona starała się nie myśleć o tym niezręcznym momencie z Fredem w kuchni, a właściwie starała się w ogóle nie myśleć o Fredzie bo jak wypomniała jej Ginny którejś nocy, ilekroć o nim rozmawiają-gryfonka się czerwieni.
W sobotę przysiedli, aby ocenić efekt swojej pracy.Każdy dzierżył w dłoni kubek z kakao.Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, sprawiając, że dom który udało im się naprawić promieniał blaskiem.
Nikt się nie odzywał, nie musiał.Dokonali tego i być może kiedyś wszyscy tutaj powrócą.Wraz z tą myślą jednak jeszcze coś innego przyszło im do głowy.A co jeśli już nigdy nie spotkają się w ogromnym salonie w komplecie?
Ginny wstała, odebrała od wszystkich puste kubki i zaniosła je do zlewu.Wtem jednak rozległo się wszystkim dobrze znane pyknięcie i momentalnie zastygli, gotowi do walki.George i Fred bezszelestnie podeszli do dziewczyn i stanęli przed nimi, instynktownie je ochraniając.
Ze schowka na miotły z lekkim skrzypnięciem wychyliła się przerażona twarz Artura Weasley'a.
Gdy zrozumiał kto mierzy do niego z różdżki w histerycznym geście otworzył szerzej drzwi i rzucił się w objęcia synów.Jego żona od razu dopadła dziewcząt.Tulili się do siebie kilka minut, nikt nic nie mówił.Radość i nadzieja jaka przemawiała przez te gesty wystarczała.
W końcu jednak, gdy emocje powoli opadły usiedli wszyscy przy stole i po kolei opowiedzieli co się z kim działo od momentu rozłąki.Molly nie kryła łez wzruszenia oraz dumy, że jej dzieci w tak trudnej sytuacji potrafiły nie tylko nie myśleć o sobie, ale przyjść i wyremontować ich dom nie bojąc się o swoje życie.
*
Dodaj komentarz