Minuty powoli mijały, a gryfonka robiła się coraz bardziej nerwowa. Nie potrafiła określić ile jeszcze zostało czasu do zakończenia jej warty, ale w sumie nie dbała o to. Jedyne co zaprzątało jej głowę, to fakt, że została wraz z Weasley'ami odcięta od jakichkolwiek informacji i tak na prawdę, to nie może się ruszyć poza obręb ich sklepu.Próbowali wysyłać patronusy z prośbą o kontakt od kogokolwiek z osób obecnych na przyjęciu, jednak wciąż nie dostali żadnej odpowiedzi.Było to o tyle frustrujące, że dziewczyna, jak wielu innych gryfonów, miała w zwyczaju troszczyć się o innych o wiele bardziej niż o siebie.Cecha szlachetna, acz uciążliwa.Fred, George i Ginny spali urywanym snem, a ona zagryzała paznokcie do krwi, denerwując się, że już nigdy nie zobaczy swoich przyjaciół.Harry, Ron, Państwo Weasley....nie miała informacji na temat żadnej z tych bliskich jej osób i bolało ją to strasznie.Gdyby tylko miała możliwość cofnąć czas.Nie doprowadzić do kłótni z Ronem.Nie wydurniać się z Fredem i w końcu, nie dać się sparaliżować w obliczu zagrożenia.Unieszkodliwić większą ilość smierciożerców. Wyrzucała by sobie tak dalej, gdyby ktoś nie stanął w progu.Przestraszona zerwała się na równe nogi i wymierzyła w niego różdżką.Gdy jasno żółty płomień rozświetlił pokój ujrzała zakłopotaną twarz George'a.Momentalnie opuściła rękę i usiadła na krześle.Ten jednak parsknął śmiechem i również odsunął sobie krzesło.Spojrzał na Hermionę szeroko otwartymi oczami.
W ciszy w jakiej pogrążony był dom, jego szept brzmiał strasznie.
-Nie powinnaś tak szybko opuszczać różdżki.Mogłem być po wielosokowym.-Dziewczyna zaczerwieniła się ogniście.Ma rację.-Pomyślała.Uniosła patyk, jednak chłopak powstrzymał ją w pół gestu.
-Daj spokój, myślisz, że gdybym chciał zrobić ci krzywdę to tak po prostu siadłbym przy stole i zrobił sobie herbaty?-Hermiona uciekła wzrokiem w bok, uświadamiając sobie, jak głupio postępuje.George jakiego znała już ładnych parę lat, pozostawał wciąż tylko starszym bratem Rona, ale również połówką najbardziej rozbrykanego duetu jaki znał Hogwart no, i idealnym odwzorowaniem swojego brata bliźniaka.Jednak Hermiona widziała w nim również kombinatora, pomysłowego kawalarza i nieznośnie dobrego obserwatora.Fred również taki był, ale w nim było więcej nieśmiałości, pokory, a może tylko tak jej się wydawało?Tak czy inaczej siedzieli na przeciw siebie, a brązowowłosa nie wiedziała co ma powiedzieć.Od czego zacząć.Wzrok wciąż miała wbity w blat stołu, ale na szczęście jej dłonie powoli przestawały się trząść.Z kolei bliźniak spojrzał na jej dłonie i ledwie zauważalnym gestem różdżki zaleczył głębokie szramy i krwawe bruzdy jakie zdążyła zrobić sobie podczas tej nocy.Spojrzała na niego z wdzięcznością, wciąż czerwieniąc się jak piętnastolatka.W duchu nakazała sobie spokój, ale miała jakieś dziwne przeczucie, że zaraz George walnie jej takie kazanie, że się nie pozbiera.Nie minęła minuta, a chłopak faktycznie się odezwał uprzednio nabierając głęboko powietrza.Jednak zaskoczył ją spokojem w głosie i łagodnym spojrzeniem.Już się nie bała, tylko ze spokojem wysłuchała tego co miał do powiedzenia, bo nie pozwolił jej się wtrącić dopóki nie skończy mówić.
-Posłuchaj mnie.Nie możesz o nic się obwiniać, jak również zrzucać winy na Rona czy Harrego. Właściwie, gdyby mnie ktoś zapytał, to myślę, że dobrze się stało.Wiem, że jesteś waleczna, odważna i na pewno bardzo byś się im przydała, ale popatrz na to wszystko z drugiej strony.Jesteś dla Harrego najważniejszą osobą na świecie, dla Rona pewnie też, jakby się poczuli, gdybyś przez nich zginęła?To znaczy z powodu tego, że zabrali cię ze sobą?Oni nie siedzieliby spokojnie kalecząc sobie dłonie, tylko najpewniej skoczyliby z pierwszego lepszego mostu, albo poszliby na herbatkę do Czarnego Pana.Nieubrojeni.Mam nadzieję, że to co mówię cię nie uraża, a pokazuje tylko, że masz o wiele więcej szczęścia niż myślisz.Są dwie osoby, które kochają cię nad życie i zrobiłyby wszystko aby cię chronić.-Chłopak spróbował zaczerpnąć powietrza i tak jak podejrzewał Hermiona od razu szykowała się do repliki.-Tylko nie krzycz-wtrącił.
-George ja...ja rozumiem co chcesz mi przekazać i to bardzo wszystko mądre co mówisz, tylko że to nie do końca prawda.Oni nie chcieli abym została bo się martwią, czy jak to określiłeś "kochają mnie".Znaczy, wiem, że tak jest, ale nie dlatego nie pozwolili mi iść ze sobą.Zrobili to bo uważali, że nie dam sobie rady, że będę balastem, bo jestem słabsza, bo jestem kobietą.Rozumiesz?Wiesz jak to boli?
-Czyś ty oszalała?Na prawdę uważasz, że tak było?Opowiedzieli ci jakąś bajeczkę, Ron nawet wywołał tę żałosną kłótnię bylebyś tylko została w Norze cała i zdrowa.A ty myślałaś, że to dlatego, że uważają, że nie dasz sobie rady?Hermiono!To niedorzeczne!-Weasley pokręcił głową i przez chwilę się nie odzywał z głupim wyrazem twarzy.
-Kto jak kto, ale ty powinnaś się domyśleć, że to był podstęp.Naprawdę zaczynam wątpić w twoją wielką mądrość.-Dziewczyna roześmiała się nerwowo i spojrzała na bliźniaka z sympatią.
-Masz racje, idiotka ze mnie.Jak mogłam pomyśleć, że zdradziliby mnie w taki sposób.Głupio mi, muszę przeprosić i ciebie i Freda, jak tylko uda mi się z nim porozmawiać. Och nie!Powiedziałam mu tyle nieprzyjemnych rzeczy.Myślisz, że mi wybaczy?
-Fred?Podejrzewam, że już nawet tego nie pamięta.Mój brat ma gołębie serce i na pewno nie będzie się na ciebie gniewał.
-Mógłbyś coś dla mnie zrobić?Pilnuj, a ja skoczę na górę i porozmawiam z Fredem ok?Czuję, że to nie będzie najłatwiejsza rozmowa, słabo wychodzi mi przepraszanie.-Uśmiechnęła się zakłopotana, a gdy George wstał i przysunął się do niej z wyciągniętymi ramionami, z radością wpadła w jego objęcia i odwzajemniła uścisk.Nie oglądając się za siebie, pognała po kręconych schodach do sypialni bliźniaka.Zapomniała już, że jest około 3 nad ranem i dopiero gdy trzasnęła drzwiami a zaspany chłopak wydał z siebie zduszony okrzyk, oprzytomniała, że przecież brutalnie go obudziła w środku nocy, po imprezie i ataku śmierciożerców.Znów wyrzucała sobie swoją głupotę, jednak jej myśli skutecznie odpłyneły pod wpływem różdżki, która znalazła się pod jej brodą.
-Fred to ja!-Spojrzała na niego lekko zdenerwowana, bo jego oczy były puste i groźne, pierwszy raz go takiego widziała.
-Co zrobiłem po naszym pierwszym tańcu?
-Powiedziałeśżemajtkimiwydać!-Sama się zdziwiła, że cokolwiek zrozumiał z tego bełkotu, ale o dziwo chłopak opuścił broń i przesunął się w bok, aby dziewczyna mogła wejść głębiej do pokoju.Usiadła na brzegu łóżka i zaciekawieniem spojrzała na wspaniałą dębową biblioteczkę, która bardzo przypominała jej własną z mugolskiego domu.Miała ochotę zerwać się i po kolei odczytać wszystkie tytuły, ale przecież nie po to tu przyszła.Spojrzała w stronę z której dochodził lekko urywany oddech bliźniaka i skonsternowana zorientowała się, że chłopak się na nią gapi.Na szczęście w pokoju okna były zasłonięte, przez co panował półmrok i Weasley nie miał szans zauważyć jej rumieńca.
-Posłuchaj..
-Wiesz...
-Ok, ty pierwsza.
-Dziękuję.Chce tylko powiedzieć, że cofam wszystko co tylko powiedziałam złego i wcale nawet przez chwilę tak nie myślałam, a wszystko co się wydarzyło nie jest twoją winą.
-No wreszcie, już myślałem, że nigdy mnie nie przeprosisz, jesteś strasznie wredna.
-Co?Co ty mówisz Fred, ja...-Nie skończyła jednak mówić, bo przerwał jej chichot towarzysza.
-Żartowałem, wyluzuj, nie byłem na ciebie zły.
-Och ty!-Rzuciła się na niego z zamiarem zmierzwienia mu włosów, ale chłopak, prawie o pół metra wyższy złapał ją z łatwością za ręce i mocno przytulił, zmuszając by się w niego wtuliła.Ku jego przerażeniu Hermiona oplotła go za szyję i zaczęła cicho łkać.Nie wiedząc co ma zrobić tylko stał i powtarzał jej pocieszające, kojące słowa wprost do jej ucha.Jego oddech był ciepły, ale urywany.Z niego powoli też zaczęły uchodzić emocje i po wcześniejszym zaspaniu nie było już śladu.Delikatnie kołysali się stojąc w miejscu, a gdy wreszcie dziewczyna musiała zaczerpnąć powietrza spojrzała na twarz bliźniaka i z zakłopotaniem pociągnęła nosem.
-Tak się boję.-Szepnęła.
-Nie martw się, chłopaki są dzielni, dadzą sobie radę.My też.Wygramy tę wojnę.Co by się nie działo, mamy siebie.Przy Weasley'ach na pewno nie zginiesz.-Znów zachichotał, a gryfonka wydęła wargi pokazując mu, jak kiepski był ten żart.
-Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego waszego humoru.
-Nigdy nie mów nigdy.Mam ochotę na gorącą czekoladę, też chcesz?-Dopiero teraz odsunął ją od siebie, co dziewczyna skwitowała cichym westchnięciem ni to rozczarowania ni to ulgi.
-Taak, z resztą i tak muszę wrócić na dół i dać George'owi się wyspać, zastąpił mnie a przecież nie może w nieskończoność być na nogach.
-Jeśli chcesz, mogę z tobą posiedzieć.-Chłopak otworzył drzwi i - co Hermiona zauważyła z dziwnym uciskiem w żołądku, przepuścił ją w drzwiach.Ron nigdy tego nie robił.Przetarła oczy i spokojnie zeszła po schodach.
W kuchni zastali lekko pochrapującego bliźniaka, który nawet nie usłyszał, że weszli.Fred podniósł go i lekko popychając zaprowadził do pokoju na przeciw.
Gdy wrócił kubki z parującą czekoladą już stały na stole, a Hermiona wyglądała przez okno.Ulica była cicha, spokojna.W ogóle nie odzwierciedlała tego co wydarzyło się przed kilkoma godzinami w Norze.Choć to akurat dobra wiadomość.Tutaj poplecznicy Voldemorta się nie dostali.Może planują teraz kolejny atak?A może świętują ten na gości weselnych?Nikt tego nie wiedział, jednak wszyscy mogli się domyślać.Dzisiejszej nocy Zakon Feniksa bardzo ucierpiał i będzie miał szczęście, jeśli nikt z członków nie zginął i nie został porwany.Dziewczyna wróciła do stołu i zapatrzyła się na zapaloną latarnię, której światło zdawało się migać kilkakrotnie po czym zgasło na sekundę i znów zapaliło się jasnym blaskiem. Gryfonka pokręciła głową, wierząc, że to niewyspany umysł płata jej figle.
-Gdy nastanie wreszcie świt, wyruszę wraz z Ginny do domu, spróbujemy zobaczyć czy cokolwiek z niego zostało.Może ktokolwiek zostawił dla nas wiadomość.Siedzenie tutaj w wiecznej niepewności nic nam nie da.
-Masz rację, ale może zamiast Ginny zabierz mnie?-Spojrzała na niego z nadzieją i uśmiechnęła się zachęcająco.
-Wolałbym jednak, abyś tu została.
-Dlaczego?
-Nie wiem czy wiesz, ale to miejsce jest chronione prawie tak dobrze jak Nora i są małe szanse, że tutaj grozi nam niebezpieczeństwo, więc wolałbym nie ryzykować.Kto wie, czy w Norze, ktoś nie będzie się na nas czaił.
-No to tym bardziej powinnam iść!Nie możemy narażać Ginny na niebezpieczeństwo, jest najmłodsza!
-A widzisz, zachowujesz się dokładnie tak samo jak Harry i Ron.Nie chcesz aby Ginny szła ze mną bo jest od ciebie słabsza.
-To nie tak...zależy mi na jej życiu!Ona musi przeżyć!
-No no Hermiono!Jeszcze chwila i pomyślę, że zależy ci na tym, aby pobyć ze mną sam na sam.Hm?-Sugestywnie poruszał brwiami i uśmiechnął się do niej szelmowsko.
-Och zamknij się!Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi.-Odpowiedziała uniesionym głosem i groźną miną, ale nie mógł nie zauważyć jej rumieńca.Nie chciał jednak wprawiać jej w zakłopotanie, więc zmienił szybko temat, przybierając obojętny wyraz twarzy.
-Gdy byliśmy młodsi i Ginny ledwo co zaczęła objawiać magiczne zdolności, wszyscy się o nią obawiali.Były tygodnie, że nie działo się nic, a potem nagle coś wybuchało, tłukło się lub zmieniało swoje miejsce.Wiedzieliśmy, że to poniekąd normalne, ale jednak niepokojące, gdy twoja siostra mająca iść do Hogwartu, nie wyczuwa swojej magii.Tak jakby, mogła jednak być charłakiem..Wiem, że w rodzinie jak nasza to nie możliwe, ale w wakacje przed pierwszym rokiem szkoły mama i tata odchodzili od zmysłów, że jednak może coś być nie tak.Oczywiście poza chwilami, gdy wysadzała w powietrze wszelkie komórki na miotły jakie mieliśmy.Było to na tyle poważne, że zabroniła nam z tego żartować.Wiem, że teraz wszystko już jest ok, a Ginny jest cholernie zdolna i gra w Quiddicha jak prawdziwa Weasley'ówna, ale wyobraź sobie jakie cholernie trudne musiało być dla niej usłyszeć od Malfoya, że jest przebrzydłym charłakiem.Wiem, że nie wiedział o jej problemach, bo mało kto wiedział, ale Ginny strasznie to przeżyła.-Gdy zamilkł zapadła cisza. Hermiona lekko pogładziła go po wyciągniętej dłoni i znów zaczerwieniła się z myślą, że Fred Weasley bardzo łatwo łamie jej bariery obronne.Co najgorsze robi to nieświadomie.Historia, którą jej opowiedział, odniosła chyba odwrotny do zamierzonego skutek.Chciał odwrócić jej uwagę od problemu, a uświadomił tylko to, co zawsze w głębi duszy wiedziała.Już od poznania były z Ginny jak siostry, ale nie potrafiła pojąć, skąd się bierze ta więź i wzajemna sympatia.Teraz już wiedziała.Dziewczyna również obawiała się o swoją magię i miała problem z poczuciem przynależności do magicznego świata.Może i pod innym kątem niż Hermiona, ale z tym samym skutkiem.Odsuwała od siebie dziewczyny i najlepiej dogadywała się z chłopcami bo ci jej nie osądzali.Poczuła nagły przypływ miłości do młodszej koleżanki i obiecała sobie dawać jej większy kredyt zaufania.To, że była młodsza i mniej doświadczona nie oznacza, że mniej wartościowa.
W ciszy dopili swoje napoje i Hermionie wyrwało się ziewnięcie.Próbowała zamarkować je kaszlem, ale zawsze spostrzegawczy Fred, tylko pokazał jej palcem na schody i uśmiechnął się raźno.Spojrzała mu w oczy i kiwnęła głową.
-Jeśli chcesz, połóż się w moim pokoju, na wersalce z moją młodszą siostrą może nie być ci za wygodnie.Ja sobie tutaj posiedzę i pomedytuje.Odpocznij.
-Dziękuję.Za wszystko.Jeśli poczujesz się zmęczony, nie wahaj się mnie obudzić.Nie obiecuje, że nie wybiję ci oka, ale postaram się tego nie zrobić.-Chłopak tylko jej pomachał i odszedł by wyglądnąć przez okno.
W zaciszu pokoju, dziewczyna skonsternowana uświadomiła sobie dwie rzeczy.Po pierwsze od godziny nie pomyślała o swoich przyjaciołach.Po drugie, ten pokój pachnie zupełnie jak Fred i jest to bardzo ładny zapach.
*
Gdy Harry i Ron wreszcie znaleźli się w domu przy Grimmuald Place ich morale lekko upadły.Miejsce dawno miało za sobą czasy świetności, ale było w naprawdę opłakanym stanie.Na szczęście podczas kilkudniowej podróży ich wymagania drastycznie się obniżyły i ciepłe łóżko oraz cokolwiek do jedzenia i picia, w pełni ich zadowoliło.Gdy w końcu zaspokoili podstawowe potrzeby, postanowili się rozejrzeć.Systematycznie przeszukiwali pokoje, schowki i inne pomieszczenia w poszukiwaniu czegokolwiek co naprowadziłoby ich na jakiś ślad.Nie dość, że byli zdani na siebie, nie mieli kontaktu z Hermioną ani nikim z rodziny, to jeszcze utknęli w poszukiwaniach horkruksów.W ich poszukiwaniach było zbyt wiele niewiadomych i znikąd pomocy.Obaj bardzo tęsknili za swoją przyjaciółką i obwiniali się o pewne rzeczy.Rudzielec nie mógł darować sobie, że doprowadził do kłótni, a teraz nie może już cofnąć czasu.Gdyby tylko mógł, przeprosiłby dziewczynę i jak najszybciej się z nią pogodził.Ona na pewno wymyśliłaby teraz jak ruszyć z martwego punktu w jakim się teraz znaleźli.No i przede wszystkim....tęsknił za nią jak za dziewczyną.Jak za ukochaną.Cenił ją, troszczył się o nią, bo ją kochał. Myślał już jakiś czas temu, że mu przeszło, ale jednak nie.Za każdym razem gdy próbował o niej nie myśleć i odsunąć ją od siebie, robiła coś, za co kochał ją jeszcze bardziej.Było to uczucie, które choćby chciał-nie przeminie.
Z kolei Harry raz po raz obwiniał się za to, że nie zdążył dotrzeć do Hermiony na czas i był zmuszony rozdzielić nierozłączne trio.Gdyby tylko lepiej manewrował lub lepiej unieszkodliwiał przeciwników!Było to o tyle dziwne, że przecież nie chciał aby dziewczyna z nimi szła.Miała zostać w Norze i być bezpieczna.A tymczasem była nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim.Nawet nie wiedzieli czy jeszcze żyje...
Harry po raz kolejny posługiwał się Mapą Huncwotów, gdy do pokoju wparował zdenerwowany Ron.Popatrzyli na siebie, chłopak trzymał w ręku różdżkę i mini-plecak.
-Harry musimy się gdzieś ruszyć, gdziekolwiek.Ja tu oszaleje.Nie ma Hermiony, nie mamy planu, jest beznadziejnie.
-Wiem, wszystko się wali, ale nie możemy się załamywać.Jednak zgadzam się z tobą.Powinniśmy wyruszyć obadać sytuację.Nawet nie wiemy czy twoi rodzice żyją.Spróbujemy dostać się na Pokątną, a potem się zobaczy.
-To nie brzmi jak rewelacyjny plan.
-Masz lepszy?
Następnego dnia spakowali cały dobytek do maleńkiej sakiewki, na wypadek gdyby nie mogli już wrócić.Poruszali się pieszo, mugolskimi środkami transportu, aby nie wzbudzać podejrzeń i nie ściągnąć na siebie śmierciorzerców.
Znajdowali się właśnie kilka przecznic od dworca, gdy spostrzegli w zaułku kilka niebieskich i zielonych iskier oraz ciało blondynki a nad nim dwie rosłe postaci w kapturach.Nie zastanawiając się długo Harry posłał w tamtym kierunku dwa zaklęcia oszałamiające, a Ron korzystając z zamieszania, podbiegł do dziewczyny.
Była nią Luna Lovegood. Niestety ogromny siniec pod jej okiem, przecięta warga, poszarpana sukienka i tylko jeden but, świadczyły o tym, że nie udało jej się bezpiecznie uciec z przyjęcia. Gryfoni od razu rozpoznali w napastnikach sługusów Czarnego Pana, dlatego bez wyrzutów sumienia wyczyścili im pamięć i wysłali na przejażdżkę dookoła Londynu.Zabrali bezwładne ciało koleżanki i deportowali się z cichym "pyk."
Stan dziewczyny okazał się na tyle stabilny, że po opatrzeniu powierzchownych ran i podaniu eliksiru wzmacniającego, ocknęła się.Ku uciesze chłopców oznajmiła, że była ostatnią z uciekających osób i widziała, jak zarówno rodzice Rona jak i Hermiona aportują się bezpiecznie.Dziewczynie towarzyszyli Fred, George oraz Ginny, więc przyjaciołom kamień spadł z serca.Ich ukochana była bezpieczna.Blondynka była im niezmiernie wdzięczna, przekonana, że z rąk śmierciorzerców trafiłaby do Voldemorta, a tam czekałaby ją pewna śmierć.Opowiedziała im jak chciała uciekać, ale ktoś chwycił ją za ramię i przeniosła ich w okolice domu, gdzie rozgorzała walka z której cudem uciekła.Kilka dni później, gdy wróciła z nadzieją, że odnajdzie ojca, wpadła w pułapkę.Czekali na nią i jak tylko spostrzegli, że znów jest sama, chcieli zabrać ją do Riddle'a. Znów musiała uciekać i zgubiła but za który złapał ją Yaxley podczas teleportacji.
Podczas tej opowieści Harry i Ron patrzyli na dziewczynę jak urzeczeni, w końcu była pierwszym ich kontaktem z "ich" światem od kilku dni i dostarczyła im tylu informacji, że sami nie uzyskaliby ich w tydzień.Podali jej cokolwiek do jedzenia i picia oraz eliksir Słodkiego Snu, aby mogła w spokoju wypocząć.
Sami zaś usiedli na najwyższym piętrze i wyglądając przez okno na gwiazdy, poczęli analizować wszystko czego się dowiedzieli.Będą musieli jak najszybciej skontaktować się z Hermioną.Wrócić do Nory nie mogli, ale muszą zapewnić Lunie bezpieczeństwo.Nikt z nich nie jest już tylko uczniem.Wszyscy są poszukiwani.I powoli kończą im się kryjówki.Dopóki nikt nie wpadnie na to, aby ich szukać w dawnej kwaterze, mogą spać spokojnie, ale ile to jeszcze potrwa?
*
Molly Weasley wraz z mężem Arturem i kilkoma innymi gośćmi weselnymi ukrywała się w muszelce.
Mieli nadzieję, że któreś z ich dzieci w końcu tu trafi, lub da jakikolwiek znak życia.Długo jednak przyszło im czekać.Po około tygodniu, Molly zadecydowała, że wyruszy do Nory, by obejrzeć zniszczenia jakich dopuścili się atakujący. To co zobaczyła po przybyciu przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
Dodaj komentarz