Stay with me (Hogwart:Fremione) cz. II

Kolejny już z rzędu toast zaproponowany przez lekko podchmielonego Rona, który zarzekał się że kocha swojego brata lekko zirytował Hermionę, ale jak zawsze nie dała tego po sobie poznać.Usadziła go na krześle i wepchnęła muffinkę do buzi, aby nie psuł zabawy gościom.Ostatni taki wieczór, zasługiwali na to by choć przez chwilę oderwać swoje myśli od wojny, która niewątpliwie ich czeka.Wszyscy się wystroili, nawet Hagrid ubrał jakiś odświętny strój, a przynajmniej tak twierdził.Miał na sobie futro, którego lata świetności już dawno przeminęły, włosy zaczesał do tyłu, sądząc po zapachu pryskając je najgorszymi wodami kolońskimi dostępnymi w mugolskich drogeriach.
Przyjęcie weselne Billa oraz Fleur trwało w najlepsze a jego dobremu nastrojowi uległo również troje przyjaciół, którzy siedzieli przy stole wraz z najmłodszą córką Weasley'ów jej dwoma starszymi braćmi oraz Luną Lovegood koleżanką ze szkoły.Bliźniacy właśnie zachwalili kolejny produkt, chcąc wcisnąć go Ronowi za cenę dwukrotnie przewyższającą tę sklepową, ale Hermiona miała zbyt dobry humor by ich skarcić.Popatrzyła tylko z politowaniem, a gdy George złapał z nią kontakt wzrokowy i mrugnął nie wytrzymała i roześmiała się.Ron wciąż nie zorientowany o co chodzi popatrzył na braci, a gdy oni wciąż milczeli, przeniósł spojrzenie na swojego najlepszego przyjaciela, który zrobił bezradną minę i tylko westchnął zapewniając kolegę, że nie potrzeba mu 10 par skarpet, które wywołują wysypkę czy lipnych różdżek.Nie dodał jednak tego, co wszyscy przy stole pomyśleli.Przecież i tak nie wracamy do szkoły.Była to smutna i bardzo przytłaczająca prawda, ale przecież wiedzieli, że to się tak skończy.Zadanie, które powierzył im dyrektor nie było ani łatwe ani przyjemne, ale konieczne.Ich wyprawa ma na celu zniweczenie planu Voldemorta, który opętany wizją czysto-krwistego świata, chce zniszczyć Harrego i przejąć kontrolę nad całym, nie tylko magicznym światem.Z tego właśnie powodu, Harry Ron i Hermiona mają zamiar udać się na wyprawę, aby odnaleźć pozostałe cząstki duszy, którą Tom rozszczepił.Nie wiedzą gdzie szukać, ani czego się spodziewać, ale mają siebie i wspólnymi siłami, będą próbować odnaleźć horkruksy.

Zabawa rozkręcała się, goście wirowali na prowizorycznym parkiecie.Państwo Weasley przytuleni, rozmawiali półgłosem.Nieopodal Ginny tańczyła z Panem Młodym, a jego świeżo upieczona żona, wyginała się w takt muzyki prowadzona przez George'a, który wyjątkowo się puszył, że jemu pierwszemu udało się porwać Pannę Młodą z rąk Billa.Fred siedział przy stole "młodych" ze smętną miną nawet nie zauważywszy, że Ron i Hermiona kłócą się, kilka krzeseł dalej.Kiedy jednak wreszcie ocknął się, usłyszał strzępki rozmowy i postanowił nadstawić uszu po więcej.Jednak nie musiał się wysilać bo głosy tej dwójki przybierały na intensywności z każdym wypowiadanym zdaniem i w końcu nie szeptali a prawie na siebie krzyczeli.
-....nie zostaje!Czy to wreszcie do ciebie dotrze?
-Hermiono!Ja wiem, że się boisz, ale tu nie chodzi o ciebie.Powinnaś zostać...mama na pewno się tobą zaopiekuje, znajdzie ci zajęcie..w domu mamy dużo książek.
-Ronaldzie, a jak to sobie wyobrażasz?Wyruszycie z Harrym bladym świtem nie mówiąc nikomu nawet do widzenia, nie zabierając żadnych książek, żadnych fiolek, niczego!Czyś ty oszalał?Godziny beze mnie nie przeżyjecie!
-To prawda, ale...jesteś dla mnie zbyt cenna, zbyt ważna, aby cię narażać, nawet za cenę życia.
-Chcesz mi powiedzieć, że wolisz sam zginąć, niż pozwolić mi iść z wami, abym w razie konieczności miała szanse ci to życie uratować?
-Noooo tak.Tak sądzę.-Ron musiał mieć bardzo zadowoloną z siebie minę, bo Hermiona fuknęła na niego obrażona i przesiadła się, kilka krzeseł dalej, na przeciw Freda, który nagle zainteresował się swoimi butami i niedojedzonym kawałkiem ciasta równocześnie.Gdy nawoływana przez Rona Hermiona ignorowała go przez dobrą minutę, chłopak wstał i odszedł do stołu z napojami, nie wątpliwie po kolejną porcję Ognistej.
Tymczasem przy stole nastała krępująca cisza.W końcu Hermiona wypuściła mocno powietrze i spojrzała na bliźniaka, który patrzył gdzieś ponad nią.W jednym momencie muzyka ucichła a Fred poczuł się jakby wpadł mu do głowy numer życia.Postanowił zagrać młodszemu bratu na nosie i szybko przesiadł się na krzesło koło gryfonki. Spojrzała na niego nic nie rozumiejąc, ale jego oczy mówiły jej zaufaj mi.Tak więc, gdy chwycił ją za rękę i pociągnął na parkiet nie opierała się, a nawet udało jej się wykrzesać słaby uśmiech.Chwilę tańczyli patrząc sobie w oczy, gdy ręka Freda wylądowała na biodrze dziewczyny, a ten posłał jej speszony uśmiech, który dla postronnego obserwatora mógł uchodzić za uwodzicielski.Na początku nikt nie zwracał na nich uwagi, ale gdy którąś już piosenkę z kolei nie schodzili z parkietu, w końcu Harry a zaraz potem Ron zauważył, że faktycznie jego starszy brat podryguje z Hermioną już dłuższą chwilę i nawet dobrze im to wychodzi.Gdy chłopcy zaczęli już całkiem jawnie gapić się na tańczącą parę, Fred przeciągnął ręką po lokach dziewczyny i delikatnie nachylił się w jej stronę.Ona uśmiechnęła się nieśmiało i bardziej przysunęła się do partnera.Muzyka zmieniła się na bardziej nastrojową i spokojną, a oni wciąż płynęli po parkiecie, udając, że nie widzą karcących spojrzeń wysyłanych przez kolegów.W duchu gryfoni wyklinali bliźniaka za tak jawne granie im na nerwach, ale dla zachowania twarzy postanowili również ruszyć na parkiet. Ginny towarzyszyła Harremu, a Luna Ronowi.Obie dziewczyny jednak szybko zorientowały się, że chłopcy tak manewrują krokami, by jak najszybciej znaleźć się w pobliżu nietypowej pary.Pierwszy dopadł Freda Harry, usilnie próbując w delikatny sposób zakończyć tę błazenadę, jednak zarówno Hermiona jak i rudzielec udawali, że nie mają pojęcia o co chodzi i wręcz przeciwnie jeszcze bardziej się do siebie przysunęli a ręka brązowowłosej spoczęła na piersi Weasleya powodując tylko dla niej zauważalne zaczerwienienie jego uszu.Tego było dla Rona za dużo, bo zdecydowanym ruchem wyszarpał dłoń Hermiony z uścisku brata i odciągnął ją na bok, nie udając wcale, że było to delikatne.Mimo incydentu, dziewczyny nie opuszczał dobry humor, więc widząc nadąsaną minę przyjaciela, zgarnęła jego dłoń i czule obejmując zaśmiała się, pod nosem mrucząc faceci.Nie dane jej było jednak długo cieszyć się dobrym humorem bo Ron szykował się do kłótni.Spojrzał na nią spode łba a jego oczy ciskały gromy. Gryfonka z lekko skruszoną miną zapytała o co mu chodzi.Odpowiedź jednak lekko ją zaskoczyła.
-Bo nie wolno ci z nim tańczyć.-Dziewczyna pomyślała, że się przesłyszała, ale chłopak niezrażony jej milczeniem kontynuował.-Nie możesz obściskiwać się z wszystkimi Weasley'ami Miona. W zasadzie to wyświadczyłem ci przysługę, bo robiłaś z siebie idiotkę.Wszyscy się na was gapili, a Fred to głupek chciał mi dopiec, na pewno mu się nie podobasz.-Hermiona zastygła w bezruchu i musiała na moment zamknąć oczy i policzyć do dziesięciu aby się uspokoić.W przeciwnym razie na pewno walnęłaby rudzielca w twarz.Jest wojna, ludzie giną i znikają każdego dnia.Każdy dzień, może być ich ostatnim, a on nie dość że ją obraża, nie dość, że zabronił jej wyruszyć z nimi tak jakby była słabsza, to jeszcze insynuuje, że taniec z jego bratem miałby znaczyć coś więcej, niż znaczył w rzeczywistości. Zamiast ją przeprosić, ten traktuje ją jeszcze gorzej.Gdy w końcu otworzyła oczy, Ron stał kawałek dalej, ale patrzył na nią tak samo zimnym wzrokiem.Dziewczyna ruszyła przed siebie, a mijając go, szepnęła tylko, że może się do niej nie odzywać.

Ruszyła schodami do swojego pokoju, by po drodze ściągnąć buty i cisnąć je w kąt.Zamknęła za sobą drzwi, cicho aby nikt nie zorientował się, gdzie jest.Oparła się o drzwi i załkała cicho, dając upust emocjom.
Nie zorientowała się, że za oddzielającą pokoje ścianą George właśnie pociesza Freda, który ma wielkie wyrzuty sumienia z powodu kawału, który przerodził się w aferę.Nie zorientował się, że przeginają, ale skoro Ron się tak wściekł, to znaczy, że miał powód.Brat owszem należy do tego specyficznego wybuchowego typu, ale mimo wszystko musiał zdawać sobie sprawę, że to wszystko to są żarty.Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby się nabrać na ich mały taneczny flirt.Chyba że...chyba, że ktoś chciał wywołać kłótnie o nic, a potem z typową sobie zaciętością nie odzywać się i zniknąć...na długo.
Fred zerwał się niczym poparzony i pobiegł na dół, aby jak najprędzej odnaleźć brata, póki ten nie zrobił czegoś głupiego.Gdy go zauważył, stał przy nim Potter.Doskonale.Bez słowa wyjaśnienia popchnął oboje w stronę wyjścia z namiotu i szybko rzucił zaklęcia anty-podsłuchowe.
-Czyś ty oszalał?-Spojrzał wyzywająco na Rona, a ten nic nie rozumiejąc odwarknął-O co ci chodzi?
-Dobrze wiesz o co!Specjalnie zrobiłeś scenę, żeby się obraziła i żebyście mogli się po cichu wymknąć!Myślisz, że jak zwiejesz po tym wszystkim to ona ci to wybaczy?Zapomnij!Masz w tej chwili iść i ją przeprosić rozumiesz?
-Fred...ona mnie zabije.Co miałem robić.To twoja wina.Tańczyliście, a mnie przyszło do głowy, że jak ją wkurzę to się nie zorientuje, że zniknęliśmy a potem może nawet mi za to podziękuje?-W tym momencie nawet Harry nie wytrzymał.
-Ron....jesteś idiotą.Nie znasz Hermiony?Gdyby się dowiedziała co knułeś..nie odezwałaby się do ciebie już nigdy i w sumie nie dziwiłbym się.Ona jest nam potrzebna i idzie z nami rozumiesz?A teraz idź i ją przeproś ale już!-Fred i Harry zostali, a Ron ze zwieszoną głową poczłapał schodami w górę.Nie zdążył jednak dotrzeć na samą górę, bo minęła go biegnąca, bosa Hermiona, po twarzy której ściekały łzy.Ron próbował ją zatrzymać i nawet coś mamrotał, ale ona zdawała się go nawet nie zauważać.Pędziła w stronę Weasleya i Pottera, którzy widząc ją stanęli w pół kroku.Gdy jednak gryfonka do nich dotarła i rzuciła się z pięściami na Freda, to trzeźwo myślący Harry złapał ją w talii i usadził na krześle obok.Rudzielec, mimo iż nieźle przestraszony jej napadem postanowił jednak dowiedzieć się o co chodzi, czyżby znów nieświadomie zrobił coś nie tak?
-Hermiono?O co chodzi?Dlaczego rzuciłaś się na mnie jakbym co najmniej porwał cię i więził z dala od domu?-Gdy już to powiedział, to zorientował się, że w życiu nie powinien mówić jej takich rzeczy.Ale było już za późno.Nie cofnie tego.Zrobił krok do tyłu przestraszony, że znów się na niego rzuci, ona jednak już prawie spokojna, wstała i spojrzała prosto na niego.
-Przez ciebie i twoje głupie pomysły Ron się na mnie obraził bo wydumał sobie nie wiadomo co.Zabronił mi wyruszyć z nimi na wyprawę bo jestem kobietą, bo jestem słabsza, a teraz kiedy tak się wygłupiłam tym tańcem, on nie weźmie mnie na poważnie i pewnie znikną gdzieś w środku nocy nawet się ze mną nie żegnając.A to wszystko twoja wina!Zachciało ci się dowcipów!Jakbyś nie mógł choć jeden dzień w życiu być poważny i zachowywać się jak każdy inny czarodziej!Jak dorosły.Nieeee ty musisz być wiecznym śmieszkiem, który swoim zachowaniem uprzykrza innym życie!Jeśli Ron więcej na mnie nie spojrzy, rzucę na ciebie najgorszy urok jaki znam.-Wymierzyła w niego palec wskazujący zbliżając się tak bezszelestnie, że chłopak nawet nie miał szans na ucieczkę.Stał jak oniemiały i patrzył na wkurzoną Hermionę, jakby zobaczył ją pierwszy raz w życiu.Nie podejrzewał jej o tak gwałtowną reakcję, ale przede wszystkim nie podejrzewał, że ona aż tak kocha jego brata.Wiedział, że coś tam ze sobą kręcili i że jego brat ślini się do niej od drugiej klasy, ale nie dawał im najmniejszych szans.Nie przy jej usposobieniu, zamiłowaniu do wiedzy i perfekcjonizmie.Kochał Rona, wiadomo chciał dla niego jak najlepiej, ale gryfonka nie była dla niego i nawet ktoś tak tępy jak on to wiedział, więc myślał, że i do brata to dotarło.Najwidoczniej jednak nie.Fred został wyrwany ze swoich rozmyślań przez widok odchodzącej bez słowa dziewczyny.Zauważył, że była boso, czyli dla niej impreza już się skończyła.Trudno, później ją znajdzie i porządnie przeprosi, a jak będzie trzeba to nawet pobije Rona, byleby jej wybaczył.Ale to później teraz musiał zdecydowanie czegoś się napić.To miał być szczęśliwy wieczór a tu same dramaty.Jakby nie mogli spędzić spokojnie pięciu minut.
Stojąc przy stole z napojami Fred starał się ochłonąć, a Harry poklepał go pokrzepiająco po ramieniu.Gdyby potrafił przekazałby mu jakieś słowa otuchy, ale kim on był aby się wymądrzać, skoro sam miał podobny plan?Po prostu zabrakło mu odwagi aby go zrealizować.Nie chciał narażać Hermiony na niebezpieczeństwo i jak Fred powiedział, zamknąłby ją gdzieś i nie wypuszczał, ale cieszył się, że nic z tym nie zrobił.Patrząc jaką burzę wywołało kolejno zachowanie Freda, Rona i Hermiony, postanowił zagrać rolę, którą lubił najbardziej, a która wychodziła mu najlepiej.Harry-najlepszy przyjaciel i pocieszyciel wszystkich.Rona znalazł w opłakanym stanie, gdzieś między użalaniem się nad sobą, a nienawiścią do całego świata.Podejrzewał, że z Hermioną nie jest lepiej, a Fred to pewnie właśnie dokonuje samobiczowania.No nic, na razie postawi przyjaciela na nogi, a rano na spokojnie wszyscy w czwórkę porozmawiają.Po męsku objął rudzielca z zamiarem podźwignięcia go, ale ciężko mu szło, więc dał sobie spokój i usiadł obok, przejmując od przyjaciela butelkę ze złotym trunkiem.Opróżniali butelkę za butelką a przerwę robili jedynie na okazjonalny taniec z którąś z obecnych pań.Nawet nie zauważyli jak zrobiło się późno, a towarzystwo delikatnie się przerzedziło.Starsze ciotki i wujowie Rona udawali się na spoczynek, lub żegnali się z gośćmi, aby zaraz teleportować się do swoich odległych domostw. Ron patrzył gdzieś w dal, w ogóle nie kontaktując.Jednak gdy Harry podążył za jego wzrokiem, zrozumiał.Zauważył Hermionę, podchodzącą do bliźniaków i ostro gestykulującą.Postanowił od razu interweniować, aby zapobiec kolejnemu dramatowi tego wieczoru.Wypity alkohol dał o sobie znać i zebranie się z podłogi zajęło mu chwilkę czasu, tak samo jak Ronowi.Jednak w momencie kiedy wreszcie mieli się ruszyć, wydarzyło się kilka rzeczy na raz, a obraz jaki im się ukazał, miał pozostać w ich pamięci już na zawsze.Po środku tańczącego tłumu, z głośnym trzaskiem zmaterializował się patronus jednego z pracowników ministerstwa, raz po raz informując, że wszyscy mają się ewakuować, gdyż zaraz pojawią się śmierciorzercy, by pojmać zgromadzonych.Panika jaka wybuchła skutecznie uniemożliwiła Harremu i Ronowi dotarcie do Hermiony, która stała jak sparaliżowana w otoczeniu Fred, George'a i Ginny.W końcu jednak ocknęła się i biegiem ruszyła w stronę przyjaciół, ciągnąc za sobą Ginny.Gdy dzieliła ich niewielka odległość, drogę zastąpiła jej postać w masce, która pojawiła się jakby znikąd.Przerażona dziewczyna, ledwo zdołała uchylić się przed pędzącą w jej stronę drętwotą.Obejrzała się czy nikt z weselników nie oberwał i spostrzegła, biegnących za nią bliźniaków, którzy co i rusz miotali zaklęcia obronne w zamaskowane postaci, których z każdą sekundą przybywało.Mimowolnie zauważyła, że ich technika, jak i poziom zaklęć wcale nie odbiega od tego co prezentował Harry czy Ron, a nawet momentami to przewyższa.Kluczyła między ludźmi, co i rusz rozlegał się trzask aportacji i kiedy dziewczyna już myślała, że uda jej się zbliżyć do przyjaciół i razem uciec, spostrzegła, że gryfoni zaciekle pojedynkują się z czarnymi postaciami, nie szczędząc przy tym przekleństw.Ona również rozbroiła kilku złoczyńców, którzy padli na podłogę, jednak wciąż to było za mało.Miejsce pustoszało, należało uciekać.Przeniosła się jak najbliżej chłopaków, ale nie mogła odgonić się od natrętnych sługusów Czarnego Pana, którzy za punkt honoru obrali sobie chyba rozdzielenie ich.W pewnym momencie poczuła, że ktoś odbija się od jej pleców.Obejrzała się na upadającego Freda lub George'a w nerwach nie potrafiła ich rozróżnić, ale szybko podbiegła by osłonić chłopaka od zaklęć miotanych w jego stronę.Mruknął tylko dziękuję i od razu odparł kolejny atak, wypatrując brata.
-Fred gdzie jesteś?!-Spostrzegli go równocześnie, spadającego z balustrady schodów pierwszego piętra.Dziewczyna nawet się nie zastanawiając pobiegła by mu pomóc, a jego brat bliźniak już ją doganiał.Wiedziała, że będzie tego żałować, bo nie powinna się oddalać się od walczących przyjaciół, ale jej gryfońskie serce nie pozwalało zostawić rudzielca w takim stanie.Szybko uniosła jego głowę, by sprawdzić czy jest przytomny, niestety zawiodła się.Musiał mocno oberwać.Spojrzała przerażona na George ale ten już był przy bracie i próbował go ocucić.
-Hermiona, leć do chłopaków, ja się nim zajmę, uciekajcie!-W jego oczach widać było determinacje, ale i wdzięczność.
-Jesteś pewien?-Chłopak nie odpowiedział, tylko głośno zawołał Pottera, by dać mu znać, gdzie się podziali.Gdzieś w tłumie mignęła ruda czupryna jednak drogę zastąpił jakiś postawny śmierciorzerca, próbujący siłą zatrzymać chłopców od dotarcia do młodej gryfonki.Ktoś musiał zapuścić ogień, gdyż nagle w namiocie zrobiło się duszno i gęsto od dymu.Pojawiła się Bellatrix Lestrange, największa i najgorsza popleczniczka Voldemorta. Hermionę, Rona i Harrego dzieliła odległość nie większa niż kilka metrów, jednak nadal nie mogli się teleportować.Bella obrała sobie za cel wykończenie Weasleya i choć Harry pomagał mu jak mógł, widać było, że tej wariatce zależy tylko na jednym efekcie tego pojedynku.Gdy już chciała rzucić w stronę chłopaka avadę, wybraniec zrobił jedyną słuszną rzecz, która miała później okazać się katastrofalna w skutkach.Szybkim krokiem podbiegł do przyjaciela i łapiąc go za ramię, teleportował się, nim zdążył choć przez sekundę pomyśleć nad tym co właśnie robi.W ułamku sekundy, bo tyle trwało zanim trzask teleportacji zwiastował ich przeniesienie, Harry spostrzegł szarą i wypraną z emocji twarz swojej najlepszej przyjaciółki, która patrzyła na ich znikające twarze.A sekundę później zniknęli.
Obserwujący to wszystko George złapał gryfonkę za rękę, w ostatniej chwili udało udało mu się również przechwycić uciekającą Ginny i razem z Fredem teleportował wszystkich.I zrobiło się ciemno i głucho.
  
Wylądowali na ziemi i chwilę zajęło każdemu, aby ogarnąć co się właściwie stało. Ginny zerwała się z podłogi i podeszła do bliźniaka, który bezradnie trzymał w ramionach bezwładne ciało brata.
-Hermiona!Chodź tu musimy mu pomóc.-Gdy jednak dziewczyna nie reagowała, najmłodsza z rodzeństwa sama zaczęła rzucać na rudzielca proste zaklęcia leczące.Powoli chłopak odzyskiwał kolory i po chwili, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność, odkaszlnął i otworzył oczy.Został posadzony na kanapie i zaraz podano mu szklankę wody.Siostra zabandażowała mu głowę, gdyż z rozcięcia na czole wciąż sączyła się krew.Wszyscy przebrali się w normalne ciuchy i zasiedli przed kominkiem, by zastanowić się co dalej.Dopiero po dłuższej chwili do Weasleyów dotarło, że nie ma z nimi Hermiony. Ginny rozejrzała się po pomieszczeniu i zobaczyła dziewczynę, siedzącą w kącie i lekko pochlipującą.Od razu znalazła się przy niej i opiekuńczo otoczyła ją ramieniem.O dziwo, gryfonka od razu zaczęła płakać.Gdy jednak wreszcie się uspokoiła, spojrzała na przyjaciółkę zaczerwienionymi oczami i tamta wnet pojęła.
-Nie mieli wyboru, przecież wiesz...gdybym to była ja, czy Fred czy mama, zrobiliby to samo.Nie możesz ich winić!
-Nie mogę?-Brązowowłosa poderwała się do góry i spojrzała na młodszą z wyrzutem.-Zostawili mnie, chociaż obiecali, że tego nie zrobią.Pewnie specjalnie to zrobili bo uważają, że nie nadaje się do ich towarzystwa.Jak oni mogli mi to zrobić!A ja głupia myślałam, że Ron mnie kocha!
-Hermiono do cholery!Usiądź i mnie posłuchaj!Nie mieli wyjścia.Gdyby zwlekali jeszcze sekundy z ucieczką, mój brat najprawdopodobniej już by nie żył.Widziałaś, że ta wariatka posłała mu avadę.Naprawdę uważasz, że zostawiliby cię, gdyby nie było takiej konieczności?-Właśnie ten moment wybrali sobie bliźniacy, by jednak wtrącić się do tej ostrej wymiany zdań, zdawali sobie bowiem sprawę, że dokładnie tak było.Nie chcieli, aby Hermiona znów niepotrzebnie o tym myślała.Zostali zmuszeni do ewakuacji, nie wiadomo co stało się z pozostałymi i czy w ogóle mają jeszcze do czego wracać, ale najważniejsze, że przeżyli i mają siebie.Na tym powinni się teraz skupić.Dlatego właśnie George postanowił zabrać głos, aby zapobiec kolejnemu kryzysowi.
-Dziewczyny, nie kłóćcie się.Jesteśmy w trudnej sytuacji, ale musimy sobie poradzić.Nie możemy się na razie rozdzielać i musimy tu zostać.Rozumiem Hermiono, że jesteś zrozpaczona, ale nie możesz mieć pretensji do Harrego.Zrobił to co musiał i tak jak Ginny powiedziała, nie mógł postąpić inaczej, uratował Rona.Każdy z nas powinien teraz rzucić dodatkowe zabezpieczenia i postarajmy się choć trochę odpocząć.Myślę, że tu jesteśmy bezpieczni.Dla pewności jednak, będziemy pełnić warty.Ja zacznę.Chcesz się przebrać?-Spojrzał na gryfonkę, jednak ona odwróciła wzrok nagle zawstydzona swoim wybuchem. Skinęła tylko głową i wyszła przez najbliższe drzwi.Zaraz jednak wróciła z pytającym wyrazem twarzy.Z lekkim uśmiechem odpowiedział jej George.
-Jesteśmy w naszym mieszkaniu nad sklepem.Można się teleportować, ale tylko przy użyciu teleportacji łącznej z którymś z nas.Takie małe zabezpieczenie na wypadek, gdyby ktoś niepożadany chciał wpaść na herbatkę.
-To mówisz, że gdzie jest łazienka?
                 *

-Ron!Ron!Obudź się!Błagam, ocknij się!Nie zmuszaj mnie do tego!-Rozgorączkowany Potter w kółko powtarzał to samo, ale jego towarzysz, jak na złość nie chciał otworzyć oczu.W końcu wybraniec ciężko osunął się na ziemię i gdy już zabezpieczył ciało zaklęciem osuszającym, zapadł w delikatny, przerywany sen.Co chwilę wydawało mu się, że rudzielec się budzi, ale były to tylko pobożne życzenia.O świcie jednak coś się zmieniło, jego oddech stał się urywany.Harry szybko spojrzał na niego i z radości o mało nie zaczął krzyczeć.Szybko jednak się zreflektował.
-Słuchaj stary....nie wstawaj nawet, bo to co usłyszysz i tak zwali cię z nóg.-Chwilę trwało nim do chłopaka dotarło, że to faktycznie do niego, a gdy się odezwał jego głos był słaby, tak jakby nie pił i nie odzywał się przez wiele dni.
-Dawaj.
-Nie ma z nami Hermiony, teleportowała się z bliźniakami.A przynajmniej mam taką nadzieję.
-Zginiemy.
-Tak.

kejtidzi666

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 4278 słów i 23883 znaków, zaktualizowała 16 wrz 2016.

Dodaj komentarz