Pomiot Demona - część 1

Raz, dwa, trzy – oni giną, żyjesz ty.
Cztery, pięć, sześć – dziś na Ziemię pora wejść.
Siedem, osiem, dziewięć – i nie będą raczej w niebie.


Nuciłam sobie ten wierszyk po raz enty. Siedziałam na parapecie i liczyłam gwiazdy, myśląc, co jest poza zasięgiem mojego wzroku. Wiedziałam, że niedługo to wszystko się zacznie. Pierwszego grudnia zejdę na Ziemię. Zacznę na niej żyć, aby później ją zniszczyć, dla taty. Tata był jedyną osobą którą kochałam, szanowałam. Usłyszałam krzyk z jego sypialni i wiedziałam, że to już czas. Czas na śmierć. Moją śmierć.
Spojrzałam w lustro. Miałam na sobie czarne jeansy, białą, luźną bluzkę, a na niej skórzaną kurtkę. Na nogach miałam czarne trampki. Przy pasie trzymałam mały sztylet, tylko rozeznani mordercy by się go dopatrzyli. Krótkie, ciemnobrązowe włosy miałam związane w kitka. W ręku trzymałam plecak, w którym miałam dużo więcej broni. Na nadgarstku lśniła srebrna bransoletka. Moje oczy były szare, bez wyrazu, bez uczuć. Za to je lubiłam. Byłam dość wysoka i szczupła. Przeszłam ciężki trening pod okiem ojca, a następnie walczyłam przeciwko rodzeństwu. Razem było nas dziewięcioro. Zabiłam wszystkich. Nikomu nie oddałabym taty. Rodzicami nie można się dzielić, nawet z rodzeństwem... przepraszam, z rodzeństwem tym bardziej nie! Rodziców trzeba chronić, bo przecież, dzięki nim żyjemy. Mamę już straciłam, tata musiał ze mną zostać. Albo to ja musiałam zostać z nim.  
Rzuciłam jeszcze raz okiem na moje odbicie w lustrze i ostatecznie rozpuściłam włosy. Stwierdziwszy, że wyglądam groźnie, ruszyłam do pokoju ojca.  
Wiedziałam co teraz będzie. Bałam się, ale stanęłam na środku pentagramu, który wyrysował ojciec. Był bardzo wysoki, miał ciemne włosy. Był mądry, ale i złowieszczy. Wiedziałam, że mnie kocha, choć nie okazywał mi tego, ani trochę.  

Raz, dwa, trzy – oni giną, żyjesz ty.
Cztery, pięć, sześć – dziś na Ziemię pora wejść.
Siedem, osiem, dziewięć – i nie będą raczej w niebie.

Znów mówiłam w głowie wyliczankę. Ona dodawała mi otuchy. Mama podobno zawsze ją powtarzała, kiedy była zdenerwowana. Tak jak ja byłam teraz. Przeszłam to tak wiele razy, tyle razy zginęłam, tyle osób uśmierciłam, a nadal bałam się tej okrutnej Pani, zwanej Śmiercią. Wielu osobom wydaje się, że władają wszystkim. Szczęściem, pieniędzmi, ludźmi. Jednak to ona, Śmierć, była królową wszystkiego. Ona dawała wytchnienie starcom, ona odbierała synów matkom podczas wojen, to ona niszczyła życie. Śmierć władała każdym, to od jej kaprysu zależało wszystko. Wszystko! Zamknęłam oczy i ponownie powiedziałam wyliczankę, tym razem na głos. To był znak dla ojca. Mógł zaczynać. Byłam gotowa. Skończyłam mówić i wielki miecz spadł mi na głowę, rozcinając mnie na pół. Z początku czułam ból. Później ciepło, a następnie... następnie już nic nie czułam. Po prostu się obudziłam. Obudziłam się na Ziemi.
Dotknęłam twarzy - nosa, ust. Sprawdzałam czy niczego nie brakuje. Wszystko w porządku, powiedziałam sobie w myślach. Zobaczyłam w tłumie mężczyznę. Znałam go. Tatuś kazał mi go zabić. Ofiarować mu jego siłę. Zaatakowałam.

Krążyłam długo po dzielnicy, jednak wkrótce zrozumiałam, że jest to małe miasteczko, nie opłacało mi się tam zostać. Wsiadłam więc w pierwszy napotkany autobus. Nie spojrzałam gdzie jechał, było to najmniej ważne. Autobus zatrzymał się na dworcu, w większym mieście. Nie czułam się najlepiej, więc pobiegłam w stronę apteki, którą wskazała mi jakaś kobieta, którą zaczepiłam na ulicy. Szarpnęłam za drzwi i natychmiast podbiegłam do wolnej kasy.  

- Dzień dobry – sapnęłam na powitanie. Farmaceutka odpowiedziała uśmiechem i skinieniem głowy. - Coś na ból brzucha, byle szybko. Nigdy już nie wsiądę w takie diabelstwo...

- Choroba lokomocyjna? - zapytała nadal uśmiechnięta kobieta. Była w średnim wieku. Wyglądała przyjaźnie, jasnobrązowe włosy miała spięte w luźnego koka.

- Tak – odpowiedziałam pewnie, choć nie miałam najmniejszego pojęcia co oznacza ta choroba. Zastanowiłam się czy jest to poważna dolegliwość. Jednak widząc, że kobieta nadal się uśmiech, uznałam, że to nic poważnego. Farmaceutka wstukała coś w kasę i podeszła do półki z lekarstwami. Przystanęła w zadumie.

- Jakieś konkretne? - zapytała. Widząc mój wyraz twarzy, musiała zrozumieć, że nie mam bladego pojęcia o czym ona mówi. - Są pastylki, tabletki – zaczęła tłumaczyć. - W formie gumy do żucia...

- Jeśli można – przerwałam jej – to poproszę te najlepsze – uśmiechnęła się pobłażliwie, jak do dziecka! Ona jeszcze nie wie z kim ma do czynienia... Ale po chwili namysły zrozumiałam, że to jest jej królestwo. To ja muszę się jej podporządkować, nie na odwrót.

- Każdy organizm jest inny, działają inaczej na każdego. Poza tym różnią się ceną. Ja nie wiem, jakie są najlepsze dla ciebie. Musisz zrozumieć... - moja cierpliwość i dobra wola kończyły się z każdym wypowiedzianym przez nią słowem.  

- Poproszę z każdego rodzaju po jednej paczce – przerwałam jej po raz kolejny i uśmiechnęłam się grzecznie, powstrzymując wybuch złości. Zrobiła wielkie oczy, ale posłusznie zapakowała mi paczuszki do reklamówki i znów podeszła do kasy.

Zapłaciłam i wyszłam nie odwracając się. Miałam pieniądze od tatusia. Miał ich pod dostatkiem we wszystkich światach. Przechodząc się ulicą i połykając raz po raz kolejną tabletkę zobaczyłam ekrany telewizorów zza szyby. Zaciekawiły mnie obrazki w nich wyświetlane. Niewiele myśląc podeszłam do drzwi i chciałam je otworzyć. Niestety, spostrzegłam, że nie posiadają klamek. Jak miałam dostać się do skarbnicy elektryczności, kiedy nie umiałam otworzyć drzwi! Cofnęłam się, wzięłam rozbieg. Musiałam tam wejść! Jak mam władać światem, nie umiejąc otworzyć drzwi? Ruszyłam na nie biegiem. Otworzyły się w ostatniej chwili. Wiedziałam, że nawet one, wielkie, szklane bezklamkowce przestraszą się mej potęgi.
Ruszyłam więc pomiędzy regałami, szukając czegoś ciekawego. Ostatecznie opuściłam sklep z trzema komórkami, laptopem, notebookiem i tabletem. Byłam zafascynowana nowoczesną technologią! Drzwi musiały mnie zapamiętać, gdyż otworzyły się gdy tylko do nich podeszłam.
Weszłam do budynku z neonowym napisem " hotel ”. Bezklamkowce musiały szybko rozprzestrzenić informacje o mojej wspaniałości, ponieważ tutejsze także wpuściły mnie do środka bez większej afery. Wynajęłam pokój. Położyłam się na kanapie, gdyż łóżko wydawało mi się zbyt miękkie. Włączyłam laptopa. Kochałam nowoczesną technologię, więc korzystałam z niej póki istniała. Weszłam na pierwsze lepsze forum i zamarłam...

~~~~~
Krótka część, wiem. Opowiadania na lol'a będę wrzucała później, niż te na bloga. Tam też są w lepszej formie/ lepszym wydaniu. Link do bloga na moim profilu. Pozdrawiam :>

Anaela

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1296 słów i 7193 znaków, zaktualizowała 3 sty 2016.

4 komentarze

 
  • chaaandelier

    Z chęcią przeczytam następne części. :)

    4 sty 2016

  • Anaela

    @chaaandelier Miło mi to słyszeć :)

    4 sty 2016

  • NataliaO

    Zaciekawiło mnie; lekko się czytało ;)

    4 sty 2016

  • Anaela

    @NataliaO Mam nadzieję, że następnie części będą dla ciebie równie ciekawe :)

    4 sty 2016

  • NataliaO

    @Anaela Myślę, że tak jeśli utrzymasz dobry poziom ;) Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam

    4 sty 2016

  • Anaela

    @NataliaO Postaram się jak mogę :D Również pozdrawiam :)

    4 sty 2016

  • Kuri

    Nie do końca rozumiem... zobaczyła gościa w tłumie i... zabiła? W tłumie i nikt nie zwrócił uwagi? Czy go nie zabiła, bo naokoło był tłum? Poza tą jedną nielogicznością, przyznaję, że fajne ;)

    4 sty 2016

  • Anaela

    @Kuri Tak, taki 'nieogarnięty' początek, ale w następnych częściach będzie się wszystko wyjaśniało ;)

    4 sty 2016

  • claire

    Super :) najbardziej podobało mi sie o bezklamkowcach xD

    3 sty 2016

  • Anaela

    @claire Hah, dziękuje bardzo :D

    3 sty 2016