Złotowłosy mężczyzna dynamicznie pochylił się, po czym z impetem skoczył przed siebie układając lewy bark w pozycji gotowej do staranowania przeciwnika. Mięśnie jego ramienia naprężyły się do tego stopnia, że z łatwością rozdarły styczne do nich części lnianej koszuli, a ręka zgięta teraz na wysokości jego głowy skutecznie chroniła delikatne części twarzy takie jak oczy czy nos przed instynktowną odpowiedzią wroga. Znajdujący się niecałe dziesięć metrów od niego mężczyzna ubrany w płaszcz koloru ciemnej purpury i o siwych włosach które w blasku księżyca wydawały się białe, nie zamierzał jednak oddawać się ferworowi walki – z samej śmiałej postury swojego przeciwnika wywnioskował, że jest od niego o wiele silniejszy pod względem fizycznym, a co za tym idzie tradycyjna walka wręcz bez wiedzy na temat jego umiejętności wydała mu się niezwykle idiotycznym pomysłem. Odskoczył więc w tył, obracając oba swoje sztylety tak, by ich ostrza skierowane były do dołu. Od rozpoczęcia walki nie minęła nawet sekunda, jednak ten z pozoru niewielki przedział czasu w zupełności wystarczył ubranemu w purpurę osobnikowi do obrania strategii odpowiedniej do poradzenia sobie z fizycznie silniejszym przeciwnikiem. Trafiaj i nie daj się trafić – pomyślał siwowłosy pochylając się nad ziemią tak nisko, że jego kozia bródka niemal dotykała wydeptanej drogi, po czym wyskoczył przed siebie z szybkością błyskawicy, nie podnosząc głowy nawet na ułamek sekundy. Rozkładając cały ciężar ciała równomiernie, wyglądał jak rozjuszony wąż rzucający się by dotkliwie pokąsać swoją ofiarę. Tego typu postawa wymagała od swojego użytkownika nie tylko wielu lat ciężkich treningów, ale i odpowiednio wytrzymałego organizmu będącego w stanie wytrzymać nagłą zmianę środka ciężkości. Dzięki lekkiemu skrętowi tułowia i dynamicznym kopnięciu w ziemię, mężczyzna był w stanie z łatwością zmienić kierunek swojego skoku pomimo jego ogromnej szybkości. Złotowłosy mężczyzna ukradkiem oka dostrzegł, jak ciemna sylwetka znika sprzed jego nosa i zmienia się w purpurową smugę, która przez ułamek sekundy wydawała się opływać jego lewy bark jak rwąca rzeka. Milion poczuł jak coś ostrego przejeżdża po jego ramieniu, a następnie schodząc w dół dotyka kilku znajdujących się pod nim żeber. Uczucie to zniknęło jednak tak szybko jak się pojawiło, gdyż cięcie, mimo iż niezwykle precyzyjne, zostało także wyprowadzone z niemożliwą dla zwykłego człowieka prędkością. Obracając się przez lewe ramię, złotowłosy dostrzegł że purpurowa smuga przyjęła ludzki kształt dopiero kilka metrów za nim – bez wątpienia szybkość jego przeciwnika nie pozwalała mu na zatrzymywanie się bez co najmniej kilkumetrowego procesu jej wytracania. Złotowłosy obrócił się ostrożnie, nie zerkając nawet na swój lewy bark, który dopiero co stał się celem ataku jego przeciwnika. Ten z kolei dynamicznie odwrócił się w stronę wroga raz jeszcze pochylając się ku ziemi, w gotowości do wyprowadzenia kolejnego bestialsko szybkiego natarcia. Zanim jednak jego nogi zdążyły naprężyć się do skoku, zatrzymał się w bezruchu. Jego zęby zgrzytnęły a na twarzy pojawił się grymas symbolizujący niezadowolenie. Sekunda wystarczyła mu do obrania strategii odpowiedniej do walki z fizycznie silniejszym przeciwnikiem, więc i sekundę zajęło mu zrozumienie, że w tym przypadku będzie ona bezużyteczna. Lniana koszula w miejscach gdzie wykonane zostało precyzyjne cięcie rozdarta była do tego stopnia, że odsłaniała ciało przeciwnika dobrze ukazując miejsca w których powinny znajdować się krwawe wyrwy. Zamiast nich, smugi przechodzące przez lewy bark i okolice żeber Miliona wyglądały raczej jak niewielkie bruzdy pozostawione po uderzeniu drewnianą rózgą. W blasku księżyca szkarłatna krew powinna być dobrze widoczna, jednak w tym przypadku osobnik w purpurze nie dostrzegł nawet jednej kropli – jego atak nie przyniósł żadnych rezultatów. W tej samej chwili usłyszał ciche szczęknięcie, oraz dźwięk przedmiotu upadającego na popękaną od siły jego natarcia drogę. Nie musiał nawet spoglądać w dół, by wiedzieć co się stało – nagła utrata wagi w jego lewej dłoni wskazywała na fakt, że w tej chwili trzymał już nie sztylet, a samą jego rękojeść.
- Masz pojęcie ile warta jest klinga z deterytu? - syknął siwowłosy, niemal całkowicie ignorując fakt że jego przeciwnik sparował właśnie atak, którego nie był w stanie dostrzec.
- Jeszcze rok temu sądziłem, że za jedną zbroję z tego metalu można opłacić wszystkich najemników z tego królestwa razem wziętych – odparł Milion, wyciągając prawą rękę w stronę przeciwnika jej zewnętrzną częścią. – Po tym co przeżyłem, jestem jednak pewien... – kontynuował ściskając wyciągniętą dłoń tak mocno, że wydała z siebie dźwięk gruchotanych kości. – Że ta pięść warta jest więcej niż niejedna armia – dokończył.
- Dobrze więc – rzekł sucho człowiek w purpurze. – Skoro zacząłeś przez wzmocnienie swojego ciała za pomocą magii, nie widzę powodu bym i ja jej nie używał – dodał prostując się lekko, puszczając przy tym rękojeść pękniętego sztyletu.
Gdy tylko jego usta zdążyły się zamknąć, ziemia wokół jego stóp zaczęła delikatnie wibrować. Jej odłamki które do tej pory powstały w wyniku krótkiej wymiany ciosów, wydawały się rytmicznie unosić się w górę, jakby kontrolowane przez jakąś niewidzialną siłę. Po karku Miliona raz jeszcze przeszedł masywny dreszcz sygnalizujący nadchodzące niebezpieczeństwo. Instynktownie cofnął się o krok i przyjął pochyloną pozycję zbliżoną do poprzednio obranego już stylu Zabójcy Gigantów. Wcześniej, przed rozpoczęciem natarcia, jego lewa ręka pozostawała w pozycji obronnej, podczas gry prawica zgięta w kształcie półksiężyca przygotowana była do wyprowadzenia ciosu. Tym razem, nie tylko obie jego ręce pozostawały zgięte i zbliżone do jego twarzy, ale i środek ciężkości pozostawał bliżej ziemi - Milion nie zamierzał już parować ataku. Jego celem było jego całkowite zablokowanie.
- Zabójca Gigantów – rzekł siwowłosy głosem zarówno głębszym jak i głośniejszym od jego poprzednich wypowiedzi. – Styl pochodzący z czasów antycznych, w założeniu mający stanowić idealny balans pomiędzy atakiem a obroną, w rzeczywistości jednak posiadający zbyt wiele niedoskonałości by był skutecznie stosowany przez człowieka – kontynuował upuszczając trzymany do tej pory w prawej dłoni sztylet, który zamiast ze szczękiem dotknąć brudnej drogi zaczął delikatnie wibrować i obracać się nad ziemią, jakby kierowany niewidzialnym strumieniem powietrza. – Nawet w tej chwili jestem w stanie dostrzec kilkanaście luk w twojej obronie, oraz ustalić drogi natarcia które pozwoliłyby mi na zadanie ciosu bez obawy o zostanie zbyt bardzo poturbowanym.
- Na ciebie wystarczy – przerwał mu złotowłosy, którego ciało w odpowiedzi na koncentrującą się przed jego oczami masę magicznej energii także zaczęło delikatnie drgać.
Drgania szybko przerodziły się w wibracje za którymi podążyło kilka odgłosów strzykających kości. Milion pochylił się, opuszczając ściśnięte ręce na wysokość pasa, po czym zamknął oczy i zacisnął zęby. W ułamku sekundy z jego ciała wystrzeliło coś na kształt nikłej fali uderzeniowej, która mimo iż niewielka, zderzyła się z wirem energii budującym się wokół jego przeciwnika na chwilę go zniekształcając. Lniana koszula, która do tej pory ucierpiała już nieco w wyniku wcześniejszego natarcia siwowłosego, zaczęła powiększać się pod wpływem rosnącej pod nią masy ciała, a po kilku sekundach bezskutecznego oporu rozerwała się na strzępy. Oczom człowieka w purpurze ukazała się sylwetka zupełnie niepodobna do dotychczasowej postawy jego przeciwnika. Muskularny, prężny tułów, i piętrzące się pod nim rzędy mięśni brzucha bardziej przypominających zwarte ze sobą granitowe cegły, niż ludzkie ciało, komponowały się z szerokimi barkami i niemal parującymi od napięcia muskułami obu ramion. Gdyby forma ta ukazała się oczom mieszkańców miasta, wielu z nich miałoby problem z odróżnieniem jej od drogocennych rzeźb znajdujących się na placu stolicy Aertis, przedstawiających mężnych bohaterów z legend i mitów. Człowiek w purpurze stał jednak w skupieniu, koncentrując się na zbieraniu magicznej energii. Wiedział bowiem dobrze, że tak jak on w tej chwili, jego przeciwnik przez moment nie będzie w stanie podjąć żadnej akcji – jeśli postanowiłby inaczej, zbierana przez niego energia opuściłaby jego muskularne ciało, które w mgnieniu oka powróciłoby do jego prawdziwej formy. Siwowłosy zdawał sobie także sprawę z działania umiejętności jego wroga – aby rzucić zaklęcie, niezależnie jak silne, potrzebne jest zebranie odpowiedniej ilości magicznej energii, którą wbrew pozorom posiada każda żywa istota. Większość ras, wliczając w to ludzi, posiada pokłady energii wystarczające do rzucania każdego prostego zaklęcia, jednak rzadko kiedy na świat przychodzi osobnik zdolny do jej wyzwolenia. Szczęśliwcy u których taka umiejętność zostaje zaobserwowana, wysyłani są do królewskich armii gdzie w zależności od rodzaju swoich umiejętności i żywiołu, szkoleni są na magów bojowych. By dokonać fizycznej transformacji, tak jak w przypadku Miliona, nie potrzebne były jednak żadne zaklęcia czy formuły, a jedynie silna wola i wysoka odporność na ból – cała energia potrzebna do rzucenia destruktywnego czaru była wszak kumulowana wewnątrz ciała, chwilowo zwielokrotniając wszystkie fizyczne zdolności. Osobnik w purpurze sam używał podobnej techniki podczas swojego pierwszego, niezwykle szybkiego ataku – powodem dla którego jego prędkość była tak zaskakująca, było zatrzymanie magicznej energii bezpośrednio w nogach, które na czas wybicia się z ziemi uzyskały nadludzką siłę. Siwowłosy używał tego typu umiejętności tylko na moment, więc nie tylko zużywała ona małe ilości magicznej energii, ale i nie stanowiła wielkiego obciążenia dla ciała.
- Nic dziwnego że nawet sztylet z deterytu nie zdołał go zranić – syknął pod nosem człowiek w purpurze. – Magiczna energia dosłownie pulsuje mu w żyłach. To będzie interesujące... – dodał nieco głośniej, uśmiechając się szyderczo, wyraźnie prowokując przeciwnika do ataku.
Ten jednak zamiast przystąpić do natarcia, ponownie uniósł obie dłonie ku twarzy powracając do swojej pozycji obronnej. Mimo iż czyniąc to pochylił się by zwiększyć zakrywaną przez ramiona część tułowia, nagły przyrost jego masy spowodował że nawet uczyniwszy to, był o głowę wyższy od swojego rywala. Ten nie zamierzał jednak czekać na zmianę nastawienia swojego przeciwnika – z szybkością błyskawicy przykucnął nad ziemią, po czym z impetem wbił w nią prawą dłoń, celując w centralną część formującego się od dobrej chwili wiru magicznej energii. Milion poczuł nagłe uderzenie gorąca – nie było to uczucie dreszczy zwykle towarzyszące zagrożeniu, więc uznał je za efekt działania umiejętności swojego przeciwnika. Liczne okruchy ziemi, które do tej pory wibrowały poruszane strumieniem powietrza, błyskawicznie obróciły się w proch, a grunt pod oboma walczącymi zaczął się trząść. Po chwili magiczny wir rozpłynął się w powietrzu, a z miejsca w którym się znajdował z dźwiękiem uderzającego bicza wystrzelił snop białego dymu, za którym podążyła fala gęstego, białego powietrza. Milion wzdrygnął się przygotowując do przyjęcia ataku, jednak ku jego zdziwieniu gęsta substancja otoczyła jedynie jego ciało od stóp do głów nie powodując żadnych obrażeń, za to skutecznie ograniczając widoczność.
- Mgła? – pomyślał złotowłosy, uświadamiając sobie że w trakcie formowania swojej obrony jego przeciwnik zniknął mu z oczu. – Przeczuwałem że to możesz być ty, od chwili gdy uświadomiłem sobie że też byłeś na Pantareii, ale do tej chwili nie byłem pewien – powiedział głośniej, ostrożnie obracając głowę w celu jak najszybszego odnalezienia swojego przeciwnika. – Kapitan służb specjalnych Aertis, mistrz infiltracji, władający zarówno żywiołem ognia jak i wody, czyli dość nietypowego połączenia, któremu zawdzięczasz swój przydomek. Justicar, widmowy zab... – nie dokończył.
Mgła która otaczała Miliona była w rzeczywistości magicznego pochodzenia, a jej przeznaczeniem było maskowanie obecności swego twórcy. Nim złotowłosy zdołał kupić sobie wystarczająco dużo czasu by zlokalizować pozycję człowieka w purpurze, ukradkiem oka dostrzegł świszczącą pięść zmierzającą ku jego głowie z zawrotną prędkością. Jego pozycja pozwalała mu na doskonałe zakrycie tej części ciała, więc wykonując szybki skręt tułowia i unosząc obie ręce jeszcze wyżej, zasłonił niemal całą swoją twarz, zostawiając jedynie niewielką szparę pomiędzy nimi przez którą mógł obserwować znajdującego się na wprost przeciwnika. Lub coś, co kształtem go przypominało. Gdy tylko rozmazana pięść zetknęła się z ciałem Miliona, rozpłynęła się w powietrzu pozostawiając po sobie obłok gęstego dymu.
-Iluzja – warknął Milion, uświadamiając sobie prawdziwy cel nieprzyjaciela.
W czasie gdy on instynktownie uniósł ramiona w górę by zwiększyć prawdopodobieństwo zablokowania ciosu wymierzonego w głowę, jego tułów, a konkretniej splot słoneczny, pozostał bez jakiejkolwiek ochrony. Nim niebieskooki zdążył opuścić ręce, purpurowa sylwetka wyłoniła się z obłoku mgły i z szybkością błyskawicy skoczyła w jego kierunku. Milion poczuł coś, czego nie doświadczył już od wielu dni – piorunujący ból, który promieniując w okolicy jego podbrzusza zmusił go do cofnięcia się o kilka kroków. Justicar wiedząc już, że używanie broni białej przeciwko komuś kto sztucznie wzmacnia swoje ciało nie przynosi oczekiwanych rezultatów, postanowił wykorzystać tę samą metodę, co on – w momencie wyprowadzania ciosu skierował część nagromadzonej wewnątrz magicznej mgły energię i skumulował ją wewnątrz kończyny. Jego prawica z impetem wbiła się w splot słoneczny Miliona, czemu towarzyszył dźwięk podobny do rozłupywanego kamienia. Cofający się przeciwnik nie był w stanie zablokować ciosu, który w ułamek sekundy po uderzeniu dosłownie eksplodował magiczną energią i odesłał Miliona na kilka metrów w tył, wbijając go przy okazji w ścianę znajdującej się obok lepianki. Justicar rzucił przelotne spojrzenie na tułów przeciwnika, pokryty teraz sporą ilością dymiącej, różowej tkanki. Nikły zapach palonego ciała dał mu znać, że przeciwnik mimo iż częściowo odporny na obrażenia fizyczne, wciąż pozostaje podatny na ataki natury magicznej, takie jak gejzer wrzącej pary który niemal wywiercił mu dziurę w brzuchu.
- Gratuluję – usłyszał od strony lepianki, która pod wpływem zderzenia z Milionem stała się tak popękana, że wydawała się runąć w każdej chwili – Teraz moja kolej...
2 komentarze
Revlis
Całkowicie moja fantazja. Nic też dziwnego że przypomina inne produkcje, bo niezależnie od tego czy mowa o książce, filmie czy grze, jeśli dotyczy fantastyki to motywy w większości przypadków są podobne (walka miecza i magii, konfrontacja dobra ze złem itp. itd.).
AnonimS
Bardzo ciekawy i dokładny opis pojedynku. jestem ciekaw czy to Twoja fantazja czy z jakiejś gry ściągnięte. Pozdrawiam