Rozdział I – Straszna Prawda.
Zwrócony w stronę zachodzącego słońca, siedzisz na trawie delektując się powiewem wiatru, wiejącego z zachodu.
-Auroro?- Spytałeś się, nawet nie ruszając głowy.
-Na pewno chcesz wiedzieć?- Upewniała się.
-Tak.- Odparłeś krótko.
-No dobrze.- Westchnęła. Podeszła bliżej, by następnie usiąść koło ciebie.
Jej czarne włosy delikatnie powiewały na wietrze, nadając jej niezwykłego wyglądu.
Brązowe oczy spoglądały daleko na horyzont, a sposób siedzenia przypominał ten z twojego świata,
głównie praktykowany na dalekim wschodzie.
-Tak jak mówiłam wcześniej, nie jesteś człowiekiem. – Zaczęła prosto z mostu.
Istnieje bardzo potężne zaklęcie, znane tylko władcą tych krain.
Pozwala ono na stworzenie ciała człowieka, na bazie własnych wspomnień.
-Chyba rozumiem do czego dążysz.- Przerwałem jej, domyślając się reszty.
Nie mówiłaby tego, jeżeli nie byłoby związane z moją osobą.
-To nie wszystko. Na początku ciało to jest tylko pustą skorupą, o bijącym sercu.
Jedyne, co można zrobić to czekać, aż prawidłowa dusza je znajdzie.
Zgaduje, że z jakiegoś powodu twoja dusza została wyrzucona z ciała w poprzednim świecie?- Spojrzała przez chwilę na ciebie, by później znów spojrzeć w dal.
-Tak… pamiętam dlaczego.- Odparłem posępnie.
-Bojąc się tego, co może się z nią stać gdy opuści ten świat, twoja dusza
szuka sposobu, na powrót do ciała.
Każdy człowiek jest inny, przez co ich ciała też się różnią.
Dusze można porównać do wody, próbującej wypełnić naczynie, którym jest ciało.
-I zgaduje, że to naczynie pasowało.- Stwierdzasz.
-Nie do końca. Tak jak już mówiłam wcześniej, ciało jest tworzone
na bazie wspomnień. A te nigdy nie są doskonałe, zwłaszcza te sprzed lat.
-Czy to możliwe, aby osoba która widziała mnie w dzieciństwie mogłaby
stworzyć mi ciało?
-Tak, jednak będzie ono bardzo niedokładne.
Z początku naczynie będzie wyglądało tak samo, jak osoba w wspomnieniu.
Jednakże gdy dusza do niego „wpłynie” to ciało zaczyna nienaturalnie zmieniać wygląd,
na bazie późniejszych przeżyć, jakie w tobie nastąpiły.
-A więc to naczynie nie pasuje, jak moja dusza się w nim znalazła?
-Było jedynym, żywym ciałem, jakie istniało bez duszy.
Efekt uboczny masz na plecach.
-Czy ja umrę?- Czułeś narastające w sobie emocje.
-Stanowczo. Można to porównać do klepsydry, odmierzającej czas do śmierci.
Inaczej mówiąc, twoje ciało już tego nie wytrzymuje.
Zmiany, które w nim nastąpiły były zbyt nagłe.
Jeżeli dodamy do tego wysokie zużycie czarnej magii…- Przerwała.
-Co się ze mną stanie?- Od razu pożałowałeś tego pytania.
-Gdy twoja skóra stanie się blada w każdym punkcie,
twoje włosy staną się siwe, a tęczówki białe.
Następnie poczujesz ból, opisywany do tego, jakbyś płonął żywcem.
Końcowo stracisz jakiekolwiek czucie, aby po tym zmienić się w proch.
A to wszystko w niecałe dwie minuty.
Czujesz, jak twe ręce trzęsą się ze strachu.
Nie wiesz co powiedzieć.
Mimo usilnych prób, nie potrafisz opanować drżenia.
Opanował cię strach. Nie chcesz umierać, a przynajmniej nie w taki sposób.
Czujesz jak łzy ci napływają do oczów, na samą myśl o śmierci,
oraz o utraceniu tego wszystkiego, co udało ci się tu osiągnąć.
Przyjaciół…
Wspomnienia…
To wszystko zniknie, jakby nigdy nie miało miejsca, jakby było… snem.
Pierwsza, druga, trzecia… Nie potrafiłeś już powstrzymać łez.
To zaszło za daleko, aby móc jeszcze przejmować się czymś takim jak duma.
Nagle, twoja towarzyszka obejmuje cię czule.
-W porządku, możesz płakać. – Wypowiedziała te słowa najłagodniej,
jak tylko mogła.
Płakałeś.
Puki jeszcze miałeś czym.
Rozdział II- Podróż.
Dłuższą chwilę później…
-A więc, co zrobisz?- Aurora wróciła do swej poprzedniej pozycji,
tym razem spoglądając na ciebie, a nie na już tylko ostatnie promienie słońca.
-Wyruszę do leża, samego króla.
-Zwariowałeś? Myślisz, że masz jakąkolwiek szansę?- Podniosła ton głosu.
-Nie, ale prawdę mówiąc nie mam wyboru.- Twój głos pozostawał niezmienny.
-Możesz żyć jak normalny człowiek, olewając tego smoka.- Protestowała.
Po co w ogóle chcesz go zabijać w pojedynkę?
-Bo nie ma nikogo, kto byłby w stanie mi pomóc.
Zapadła chwila ciszy.
-Nawet jeśli prawie jej nie pamiętasz?- Spytała spokojnie.
-Skąd, ty…?- Zaskoczyła cię pytaniem. Nie miała prawa tego wiedzieć.
Nigdy jej nie mówiłeś, że już wcześniej poznałeś Aurorę.
A to oznacza że zna twoją przeszłość, oraz wie o twoim świecie.
-Powiedziała mi.
-Kiedy? Kto?- Nadal byłeś zszokowany.
-Królowa oczywiście. Mówiłam ci już, że to ona sama wybierała, kto ma
się nad tobą opiekować.
-Czyli… Od jak dawna wiesz o innym świecie? – Nadal byłeś w szoku.
-Dłużej niż myślisz. To już wiadomo od dziesiątek lat.
Każdy zastanawia się, jak tam jest, nigdy nie mogąc poznać prawdy.
O świecie bez smoków, magii…
Chciałabym żyć w takim świecie.
-W moim świecie jest na odwrót. Każdy chciałby poznać świat magii.
Co prawda, takie światy jak ten wkładamy między bajki,
jednakże mimo tego ludzie z przyjemnością zaczytują się w wszelakie wariacje takich światów, zafascynowani ich odmiennością.
-Wracając… Jesteś tego pewien?-Jej głos stał się posępny.
-Nie zamierzasz mnie powstrzymać?
-Nie mam do tego prawa.- Po tych słowach poszła rozpalić ognisko.
Gdy ta już poszła spać, ty jeszcze przez wiele godzin wpatrywałeś się w gwiazdy.
Ranek był bardzo mglisty.
Mimo utrudnionej widoczności, udaliście się na zachód.
Przez większość czasu podróż odbywała się w posępnej atmosferze.
Nie dziwisz się jej. To jak rozmowa z żywym trupem.
Blady kolor zaczął już okrywać mą klatkę piersiową, schodząc do nóg.
Okrył także prawie całą szyję, przez co zwykłe ubranie nie było już w stanie tego zakryć.
Aurora oszacowała, że zostało mi już tylko około tygodnia.
Pewnego wieczoru, gdy zaklęcie pozwalające ci chodzić przestało działać
postanowiłeś spytać się jej o pewną rzecz,
która bez ustanku zawracała ci głowę.
-Nad czym myślisz?- Zauważyła twoją pełną skupienia twarz.
-Skoro wiedziałaś, że nie jestem człowiekiem, to dlaczego nic nie mówiłaś?
-Bo w to nie wierzyłam. To tak jakbym ci powiedziała, że jestem elfem.
-A jesteś?
-Nie, ale istnieją.
Podobno wyobrażacie sobie ich jako ludzi o szpiczastych uszach.
Prawdą jest to, że to są zwykli ludzie, których żołądki nie mogą trawić mięsa.
Mają jeszcze większe predyspozycje magiczne od zwykłych ludzi,
w zamian za gorsze zmysły.
-Właściwie to nigdy nie widziałem, jakbyś jadła mięso.- Stwierdziłeś.
-Jestem wegetarianką.- Odparła.
Przyglądałeś się jej podejrzliwie, teatralnie mrużąc oczy.
-Czyżby…
-Wracając. Nie mogłam uwierzyć, że bez wiedzy żadnego z mieszkańców
doszło do zaklęcia przywołania, które by jeszcze doszło do skutku.
-Nie powiedziałaś jej o swoich wątpliwościach?
-Nie. Nie chciałam jej urazić, jako że jest głową ogromnego państwa.
Zapadła cisza. Blada skóra była już prawie wszędzie.
Jedynie ręce jeszcze utrzymują swój naturalny kolor.
-Jutro dotrzemy na miejsce.- Przerwała ciszę, spoglądając na górę przed nami,
w której chowa się bestia.
-Zdążę ją zabić?- Mówiąc to nadal spoglądam na swoje ręce.
-Nie wiem…
Następnego dnia, rankiem byliście przed wejściem do leża.
Blada skóra nie okryła jeszcze części prawego kciuka,
oraz środkowego palca u lewej ręki.
Jednakże powolny postęp był już widoczny.
-Mamy mniej niż godzinę.- Mówiąc to przyglądała się twojej ręce.
Nagle poczułeś, jak parę łez uderza o twoją rękę.
-Zbytnio się do mnie przywiązałaś.- Stwierdziłeś z lekkim uśmiechem,
maskującym smutek.
-Będę oglądała walkę z boku.- Cofnęła się o parę kroków, wycierając łzy.
Rozdział III – Z prochu powstałeś…
Wszedłeś do jaskini.
Góra okazała się być prawie w całości pusta.
Ciemna, ogromna jaskinia pozostawiała echo po najmniejszym kroku.
Wyciągnąłeś miecz, będąc gotowym na wszystko.
-A więc jesteś.- Głos smoka rozbrzmiał w twej głowie.
-Discutiat Tenebras!- Rzuciłeś pierwsze zaklęcie.
Od tego momentu ciemność przestała ci przeszkadzać,
a ty mogłeś dostrzegać nawet najmniejsze obiekty, wcześniej skryte
pod kurtyną ciemności.
Dostrzegłeś go.
Bestia spoglądała na ciebie swoimi ślepiami.
-Na pewno tego chcesz?- Spytał
-Coś zbyt miły jesteś, ostatnio nie miałeś tyle łaski, najzwyklej na mnie szarżując.- Stwierdziłeś.
-Nawet nie zdążymy zacząć walki.
Usłyszałeś kroki.
To była Aurora, powoli idąca w twoją stronę.
-Nie! Zawróć!- Krzyknąłeś.
-Nie zawróci, a ja jej nie zabije.
-Co?! Nie rozumiem. Co tu się dzieje?
-Pamiętasz jak cię przygniótł gruz, gdy uciekałeś z jaskini po zabiciu jednego z moich braci?
-Twoja towarzyszka spanikowała. Byłeś ciężko ranny, a ona nie mogła ci pomóc.
Więc zaoferowałem jej własną pomoc, w zamian za kontrakt.
-Czyli…
-Jest teraz jeźdźcem.- Stwierdził krótko.
Nawet na ciebie nie spoglądała.
Na jej twarzy malował się głęboki żal.
-Wiem, że od bardzo dawna przygotowywałeś się na tą walkę,
lecz obawiam się że nie możemy jej podjąć.
-Pieprzenie.- Zaszarżowałeś wprost na smoka.
Pojedynkowaliście się. Jednak nie mogłeś nawet dosięgnąć jego cielska.
Właśnie miałeś wyprowadzić kolejny atak, gdy nagle coś poczułeś.
Kończyny ci drętwiały. Kończył ci się czas.
Walczyłeś. Z całych sił.
Wypowiadałeś każde zaklęcie, jakie tylko ci przyszło do głowy.
Że też nie miałeś ze sobą kuszy, lub chociaż łuku.
Usłyszałeś płacz.
To była Aurora.
Spojrzałeś na smoka.
Ten w ogóle nie atakował.
W odbiciu jego łusek dojrzałeś swoją postać.
Twoje włosy… Na twych oczach zmieniały barwę.
Oczów nie mogłeś dojrzeć, jednak domyślałeś się już, co się z nimi dzieje.
Wróciłeś do atakowania.
Bestia kontratakowała coraz zacieklej.
Szybko ominąłeś ostre jak brzytwa pazury, które przeszywały powietrze
tuż koło twego nosa.
Wykorzystując moment, wyprowadziłeś cięcie w jego łapę.
Miecz miał już dotknąć jego łusek, gdy nagle poczułeś ból.
Ogromny, przeszywający ból.
Padłeś na ziemię.
Krzyczałeś z bólu.
A więc to ten ból, o którym mówiła.
Poparzenie?
Przy tym to łaskotki.
Na własnych oczach widziałeś, jak na twej skórze tworzą się pęknięcia.
Aurora próbowała choć trochę ulżyć ci w bólu, lecz nie miała jak.
Czegokolwiek by nie spróbowała, nie zadziałało.
Podniosłeś się.
Ból nadal nie mijał.
Jednak ty byłeś zdeterminowany.
Aby walczyć za tych, na których ci zależy.
Podniosłeś miecz.
Pierwszy krok…
Drugi…
Trzeci…
Szybciej…
Szybciej!
Powoli zmusiłeś swe umierające ciało do biegu.
Smok nie reagował.
Wycelowałeś w jego nagie ciało, gdzie łuski nadal się nie odbudowały.
Jednak miecz tego nie wytrzymał.
Roztrzaskał się, pozbawiając cię równowagi.
-To koniec.- Powiedział.
Padłeś na kolana.
-Dlaczego?- Narastał w tobie gniew.
Słowa wypowiadałeś z ogromnym trudem, próbując walczyć z bólem.
-Wiedziałeś od początku, że ludzie nie są w stanie cię skrzywdzić, prawda?
-Zgadza się. Twoje zaklęcie na bełcie, gdy walczyliśmy przed zamkiem…
Było bardzo potężne…
Żaden człowiek nie miałby tyle energii, aby je wypowiedzieć z takim skutkiem.
-A więc dlaczego? Dlaczego nas po prostu nie wybijesz?- Wrzasnąłeś.
-A kto powiedział, że to mój cel? – Smok nadal zachowywał spokój.
-Nie rób ze mnie idioty. Sam tak powiedziałeś.
-A uwierzyłbyś, gdybym powiedział co innego?
W rzeczywistości jest nas więcej niż myślicie.- Kontynuował.
Nawet ludzie są czasem sprzeczni z rozkazami swoich przywódców, prawda?
-I cały ten czas nic nie mówiłeś? Nie próbowałeś brać za to odpowiedzialności?
-Chciałbym, ale co to by dało? Każdy się boi silniejszego, a wy jesteście tego
idealnym przykładem.
Chciałeś coś powiedzieć, lecz nagle poczułeś, że ból minął.
Spojrzałeś na Aurorę.
Biegła w twoją stronę.
Widziałeś, jak twe ręce powoli zmieniają się w proch.
Na początku paznokcie, później palce, dłoń…
Każdy odłamek twojego ciała rozpada się, jakby był zrobiony z piasku.
Zatrzymała się przed tobą.
Z jej twarzy spływały łzy.
Otarłbyś je, gdybyś tylko miał czym.
-Przepraszam.- Uśmiechnąłeś się do niej, tuż przed tym jak pozostał po tobie już tylko szary pył.
Pył, który kiedyś był twoim ciałem…
Wieść o twej śmierci rozniosła się po całym świecie.
Walki pomiędzy smokami a ludźmi nie ustały, ale za to stały się o wiele rzadsze.
Nastała nowa era.
Od tego momentu, z nieznanych nikomu przyczyn magia osłabła.
Oznaczało to, że smoki już nie były aż tak potężne, a ludzie nie mogli się bronić
z taką skutecznością. Choć i tak wyszło im to na dobre.
Co z Królową Darią?
Wkrótce po śmierci Marcina zrezygnowała z tronu, a słuch po mniej zaginął.
Niektórzy twierdzą że popełniła samobójstwo, a jeszcze inni że podróżuje.
Kto ma racje? Tego nie wie nikt.
Aurora natomiast…
Uwolniła się od przysięgi złożonej smokowi.
Opuściła leże, po czym ruszyła na wschód.
Już nigdy nie zapominając o swym towarzyszu.
Rozdział IV- Sen?
Otworzyłeś oczy.
Ujrzałeś biały sufit.
Białe ściany.
Byłeś w szpitalu.
Wskazywało na to charakterystyczne umeblowanie pokoju, jakim było:
Respirator po lewej.
Charakterystyczny wygląd łóżka.
Parę białych szafek, brązowe krzesło…
Oraz pielęgniarka stojąca w szoku przed tobą.
-Doktorze! Obudził się!- Szybko wybiegła z pokoju.
„Sen?”-Pomyślałeś…
„To był tylko sen?”
Do pomieszczenia wszedł mężczyzna wyglądający na lekarza.
Był nim mężczyzna koło 40, szatyn, podkrążone niebieskie oczy,
oraz plakietka z imieniem: „Dr. Daniel Łykiewicz”
-Czy pamięta pan swoje imię?- Zadał pytanie.
-Marcin?- Twój ton głosu wskazywał niepewność.
-Zgadza się. Nazywa się pan Marcin Staniszewski.
Czy wie pan który mamy rok?
-2018?
-Styczeń 2019 roku- Poprawił.
Leżał pan niecały rok w śpiączce.
-Przez rok trzymaliście mnie na aparaturze?- Spytałeś zdziwiony.
W końcu nie miał kto za to płacić, a utrzymanie cię byłoby nieopłacalne.
-Cóż, pański stan był dość… wyjątkowy.
-Słucham?
-Otóż pańskie serce biło, w takich sytuacjach sprawdza się czy mózg nadal funkcjonuje.
Pomimo braku reakcji na bodźce zewnętrzne,
pański mózg funkcjonował przez większość czasu dość... intensywnie.
W dodatku co jakiś czas, z nieznanych nam powodów pańskie serce przyśpieszało do wartości
bliskich zawałowi.
-Rozumiem.
Po usłyszeniu tych słów skinął do mnie głową na pożegnanie, udając się w stronę drzwi.
-A i prawie bym zapomniał. - Zatrzymał się w drzwiach.
Proszę spojrzeć w prawo.
Po odwróceniu głowy ujrzałeś wazon z białymi kwiatami.
-Co miesiąc próbowała pana odwiedzić pewna kobieta.
Niestety nie mogliśmy jej wpuścić, jednakże zgodziliśmy się
aby za pośrednictwem pielęgniarek zostawiała tu kwiaty.
-Jaka kobieta?- Zdziwiłeś się, w końcu nie masz żadnej rodziny.
-Była świadkiem pańskiego pobicia, podobno jej pan pomógł, a ona uciekła.
-Dziękuję za informacje.- Stwierdziłeś krótko.
Skinął głową, po czym wyszedł z pokoju.
Nadal nie możesz uwierzyć, że to był tylko sen.
Po pewnym czasie dojrzałeś, że na półce pod kwiatami jest list.
„Był tu od początku?”- Pomyślałeś zaskoczony.
Była w nim brudna, poszarpana karteczka którą ledwie odczytałeś:
„Powodzenia w nowym życiu”
Dodaj komentarz