Na horyzoncie pojawił się wóz zaprzężony w konie. Ciągnęła się za nim chmura kurzu a konie jechały jak szalone. Z przodu wozu znajdowała się trójka dzieci - dziewczyna, chłopak i małe dziecko o czarnych jak sadza włosach i bladych jak ściana cerze. Wyraźnie przed czymś uciekały. - Chyba możemy już przystanąć - odezwała się dziewczyna swoim śpiewnym głosem - Nie widać śladu pościgu. Chłopak pociągnął za lejce czyli liny służące do popędzania koni i zwierzęta stanęły. Dzieci zsiadły z wozu i zaczęły się prostować po tak długiej przejażdzce. Robiły to jak borsuki wyciągając ramiona do góry i na boki i wydając przy tym głośne odgłosy. - Jasiu nie borsukuj tak - odezwała się dziewczyna do chłopaka - Małgosiu ciesz się że nie aligatoruję - odpowiedział chłopak a dziewczyna się głośno roześmiała. Chłopak jednak przystanął i zaczął myśleć. - Musimy się jakoś ukryć. Dla czarownicy byliśmy naprawdę ważni z jakiegoś powodu i może zacząć nas ponownie szukać. - Co robimy? -zapytała Małgosia - Wpierw musimy pozbyć się wozu. - Wpierw? - Czyli na samym początku jako pierwsza czynność. - Zatem jako pierwszą czynność pozbądźmy się wozu - odpowiedziała dziewczyna swoim śpiewnym głosem - O nie, nie wóz - stwierdziła Kasia opuszczając smutno ręce. Dziewczynka jednak przyłączyła się do swojego rodzeństwa. Razem odpięli konie i stając z boku wozu zaczęli go pchać w kierunku przepaści - Mocniej, błagam dziewczyny mocniej - dyszał Jasio cały czerwony na twarzy. - Staram się - odpowiedziała Małgosia prawie padając na ziemię. Wóz zatrzeszczał i odwrócił się na bok a rodzeństwo szybko odskoczyło aby nie pójść w dół razem z nim. Spotkał ich dźwięk trzaskającego drewna a kiedy się odwrócili jedynymi śladami po wozie były połamane deski na dnie wąwozu. - To już po wozie, teraz czas na zmianę tożsamości - stwierdziła Małgosia. - Zmianę…czego?- zapytała mała Kasia - Och Kasiu - powiedziała dziewczyna schylając się do siostrzyczki -Po prostu zmienimy wygląd a ludzie nie będą mogli nas dzięki temu rozpoznać. W jednej chwili byłaś małą Kasią a następnej całkiem inną osobę. Pomyśl o tym przecież nie ma w tym nic niepokojącego - mówiła głaskając ją po główce. I tak rodzeństwo udało się na skraj pobliskiej wsi aby zabrać stamtąd ubrania. Kiedy to zrobili usłyszeli szelest w krzakach. Szybko się ubrali aby nikt nie mógł ich zaskoczyć bez ubrań i udli się aby zbadać źródło szelestu. - Mam nadzieję że to nie ktoś od czarownicy - wyszeptał Jasio do sióstr kryjąc się za drzewem. Z krzaków nie wyszła jednak żadna ludzka istota. Był to natomiast … kot. - Kotek, kotek - wykrzyknęła Kasia wybiegając z krzaków. - Kasiu czekaj! Ten kotek może ci coś zrobić! Kot wstał i zaczął chodzić na dwóch łapach - O rety! Ten kot naprawdę może jej coś zrobić ! - Spokojnie nie martwcie się - odpowiedział kot. Rodzeństwo zastygło w bezruchu nawet mała Kasia. - Czekaj, Jasiu czy ten kot właśnie … - Małgosia chwyciła brata za rękę - Coś powiedział? - odpowiedział chłopak - Nic wam nie zrobię szukam tylko drobnej pomocy - dopowiedział kot - Tak na pewno coś powiedział - stwierdził chłopak - I na pewno może nam coś zrobić! - wziął swoje siostry za rękę i zaczął z nimi uciekać w głąb lasu. Kot jednak z powrotem opadł na cztery łapy i skoczył w kierunku rodzeństwa. Znalazł się tuż przed nimi, wstał i zastąpił im drogę. - Dzieci słuchajcie - zaczął - wiem że gadający, dwunożny kot to bardzo rzadki widok ale ja naprawdę wam nic nie chcę zrobić. - No nie wiem! -odparła gniewnie Małgosia - Zaufaliśmy już wielu osobom i każda z nich nas oszukała! - Ja wam tego nie zrobię - Tak by właśnie by powiedziała osoba która chce nas oszukać - stwierdził Jasio. Kot zbliżył się do rodzeństwa - Dzieci z tego co widziałem uciekałyście. Ja też przed kimś uciekam. - Niby przed kim? Kot umilknął na chwilę a z jego oka poleciała pojedyncza łezka - Przed złym czarownikiem. Uwięził moich przyjaciół i zmusza ich do okropnych rzeczy. Błagam pomóżcie mi ich uwolnić - mówiąc to zbliżył się do nich jeszcze bardziej rozszerzając do nich swoje oczy tak że trudno się było nimi nie zachwycić. Dzieci zamyśliły się. W końcu Małgosia i Jasia popatrzyli się na siebie a po zgodnym pokiwaniu głową chłopiec zapytał - No dobrze a co my będziemy z tego mieli? Kot nic na to nie odpowiedział wyraźnie nie wiedząc jak ma to zrobić - Jaki jest wasz problem? -Uwierzysz nam? - zapytał się Jasio - Oczywiście - odparł kot - Zatem - Jaś i Małgosia uważnie na siebie spojrzeli. - My zgubiliśmy się w lesie i nie możemy znaleźć drogi do domu. Podróżujemy tak od dłuższego czasu ale wcale nie jesteśmy bliżej naszego domku, może nawet dalej. Dziewczynka smutno spuściła głowę i została przytulona przez swojego młodszego brata - Rozumiem, biedaki - odmiauczał kot - Myślę nawet że wiem co może wam pomóc -Tak!? -odkrzyknęli zgodnie Jaś i Małgosia i natychmiast podskoczyli w kierunku kota. - Widzicie czarownik który mnie więził ma w swoim posiadaniu kryształ. Kryształ ten podobno pozwala się przenieść w inne miejsce jakie się tylko chce. - A widziałeś może jak on to robił?- zapytał ze zwątpieniem w głosie Jasio - Tak żeby widzieć to nie. Ale moich przyjaciół często wynoszono z klatek, wprowadzono do komnaty a po dziwnym trzasku nie było już po nich śladu. Po wysłuchaniu tego przez chwilę wszyscy stali w milczeniu- Co zatem robimy? -spytał się Jasio - Myślę że powinniśmy posłuchać kota - stwierdziła Małgosia - Może się myli ale co poza tym możemy zrobić? -stwierdziła dziewczynka rozkładając ręce. - Mo-żemy zjeść coś - powiedziała Kasia której mocno zaburczało w brzuchu. - Rzeczywiście możemy - roześmiał się Jasio - Chodźcie do miasta - powiedział im kot - Pokażę wam gdzie można dobrze zjeść. I tak dzieci oraz ich futrzasty, mówiący, dwunożny przyjaciel wyruszyli do miasta. W drodze starsze rodzeństwo zachowywało czujność, mała Kasia jednak szybko zaprzyjaźniła się z sympatycznym futrzakiem. - Ale masz futro - powtarzała przytulając się do kota który odpowiadał na to wszystko śmiechem. - Takie… futrzaste, futrzaste futro. - I wąsy też - dodała dotykając jego wąsów. - I kapelusz też. - Dziewczynko ale ty jesteś wesoła -powiedział kot - Zagrać ci piosenkę? Tak oczywiście! Oczywiście! Kot wziął do ręki gitarę i zaczął na niej pobrzękiwać - Wracało do domu kocisko! Wielkie, futrzaste jak psisko! Cztery ostre pazury miało i dziury nimi w drzewie rąbało! Nucił podczas gdy rodzeństwo wesoło tańczyło do jego rytmów. Nawet Jasiu włączył się do zabawy i wesoło nucił melodie pod nosem. A wtedy swoich przyjaciół zobaczyło i …och - kot zakończył swoją piosenką. Spuścił głowę i smutno wpatrywał się w ziemię. - Kotku - powiedziała Kasia i przytuliła zwierzę swoimi małymi rączkami. - Będzie dobrze, wszystko będzie dobrze - powtarzała cicho. - Tak kocie nie martw się wszystko będzie dobrze - rzuciła Małgosia i też zaczęła przytulać kota. - Prawda Jasiu? - Wpierw musimy coś zjeść dopiero później będziemy mogli to jednoznacznie stwierdzić - powiedział chłopak - Jasiu - trzepnęła go dziewczyna w ramię - No co przecież mówię prawdę! - wykrzyknął zdenerwowany - Dobra chodźmy już do miasta - stwierdził a rodzeństwo i kot go posłuchało. W mieście kot zaprowadził ich do lokalnej restauracji. Sprzedawała ona owoce morza i inne rarytasy. Rodzeństwo zjadło krewetki w kremie, pieczone pstrągi oraz kalmara z kalarepą. Dania były tak pyszne że aż się oblizali z radości. - Ale się oblizałam! - powiedziała Kasia - Co teraz? -zapytał Jasio. - Teraz drogie dzieci zaprowadzę was do pewnego miejsca o którym nie możecie nic powiedzieć. Rodzeństwo się zatrwożyło. - To nie jest jakaś pułapka? - spytała Małgosia - Oczywiście że nie dzieci co wy z tym macie - powiedział zdziwiony kot. Zwierzak zaprowadził je w podejrzane okolice. Podejrzane to znaczy brudne i pełne dziwnych ludzi. - Chodźcie - kot wskazał im korytarz prowadzący w dół. Na jego końcu znajdowały się wielkie okrągłe wrota. - Hasło - wydobyło się zza nich zapytanie. -Kluski z rosołem - rzekł cicho kot. - Wchodźcie - zza drzwi wyszedł dwunożny wyprostowany pies.- Co jest dzieci pierwszy raz gadającego psa widzicie? - zapytał wystraszone rodzeństwo. Dzieci zrezygnowane pokiwały głową. Po dostaniu się do wnętrza ich oczom ukazała się cała zgraja dziwnych, uczłowieczonych zwierząt. Praktycznie wszystkie były dwunożne i mówiły ludzkim głosem, niektóre miały włosy zamiast sierści, jeszcze inne nosy zamiast dziobów. - To są właśnie moi przyjaciele o których wam mówiłem. Chimery. Dwunożne zwierzęta popatrzyły na dzieci z nutką podejrzliwości - Po co ich tutaj przyprowadziłeś? -zapytały - Pomogą nam włamać się do zamku czarnoksiężnika - powiedział kot. Chimery popatrzyły się na siebie a potem …głośno roześmiały. - Niby jak? To przecież dzieci. To już lepiej jakbyś nam czteronożnego kota przyprowadził. Małgosia wystąpiła z szeregu - Drogie chimery - oświadczyła - Mogę was zapewnić że nie jesteśmy jak czworonożne koty i umiemy wiele różnych rzeczy - Na przykład? - Na przykład naprawa mechanizmów, cenne informacje i rozmowa z waszymi czworonożnymi krewniakami - Wy naprawdę to wszystko umiecie? - To może to pokażcie. Dzieci dostały do naprawy kawałek haka z liną. Służył on do wspinania się po murach. Lina była poszarpana i nie nadawała się do użytku. - Ech trzeba to będzie jakoś zszyć-stwierdziła Małgosia - Tylko czym - dziewczynka nadstawiła głowę - Jasiu wiesz może? - i podała linę chłopcu. Ten się jej uważnie przypatrzył po czym zamknął oczy i zaczął drapać się po brodzie. - Chyba wiem. Potrzebujemy trochę juty. To takie bardzo mocne włókno. - Jest tutaj jakaś juta? - odezwała się Małgosia do chimer - Myślę że może być w sklepie z tkaninami - odparła pół- jaszczurka pół-kobieta. Chimery zostały wysłane po jutę a w celu ukrycia swojej tożsamości ubrały długie płaszcze i kapelusze. - Ale jak to ma im niby ma ukryć kim oni są. Przecież będzie widać ich twarze - stwierdził zdziwiony Jasio - Och spokojnie dzieci. Tutaj ludzie nabierają się na gorsze rzeczy. - No dobrze a może powiecie nam coś na temat kryształów czarnoksiężnika- Jasio postanowił skorzystać z okazji. Chimery przystanęły w ciszy i chwilę spoglądały po sobie- Wiele wam nie powiemy -oświadczyła jaszczurko-chimera. -Czarnoksiężnik trzyma ich wiele w swojej komnacie ale nie pozwala nam ich nawet dotknąć. Byłam tam raz i znalazłam się w ich pobliżu. To nie było miłe uczucie. - Och a dlaczego? -spytała Małgosia - One…tak dziwnie świecą jakby pełnią księżyca i kiedy się do nich podejdzie chce się przy nich zostać. - Zostać? - Tak na zawsze. Rodzeństwo popatrzyło po sobie uważnie. Wtem rozwarły się drzwi a z nich weszła grupa chimer niosąc ze sobą stertę materiału. Dzieci ją wzięły i zabrały się do roboty. Małgosia sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła z niej igłę,nici oraz nożyk. Jasio wziął nożyk do ręki i zaczął ciąć kawałki tkaniny podczas gdy Kasia pomagała z rozrywaniem twardych nici. Małgosia brała kawałki i naszywała je na miejsca gdzie były ubytki. - Ubytki? - a co to zapytała jedna z chimer. - Ubytki powstają gdy rzecz nie jest w całości -powiedział Jasio. - Ach czyli gdy została tylko połowa rzeczy? -zapytała jedna z chimer. - Połowa, więcej niż połowa,mniej niż połowa. To nie ma znaczenia. Ważne że nie ma wszystkiego - odpowiedział chłopiec. -Dobrze to liny skończone. A dokładniej zszyte -oświadczyła swoim śpiewnym głosem Małgosia. - Co teraz? -zapytała - Teraz…dzieci… nadszedł czas na działanie - oświadczył Kot mocno i pewnie wszystkim zgromadzonym.
Dodaj komentarz