Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Jedno Królestwo 4

Jedno Królestwo 4Kraina Kurhan została odkryta przypadkowo podczas długo trwających wojen.  Znajdowała się na południowy zachód od Ynos. Była to piękna wyspa porośnięta zielenią, rozmaitymi kwiatami i ogromnymi drzewami różnych gatunków o rozłożystych gałęziach. Większość z nich nie traciła liści na zimę. Roślinność była zatem bujna i zielona przez cały rok. Ptaki latające nad wyspą miały tu istny raj. Dostatek pożywienia pozwalał im na taką egzystencję. Tak samo było ze zwierzętami zamieszkującymi tę cudną wyspę. Przeróżne ich gatunki żyły ze sobą w harmonii. Liczne pagórki i wniesienia dodawały temu miejscu niesamowitego uroku. Słychać tu było szum strumieni pokonujących zakręty i uskoki. Krystalicznie czysta woda spływała z wyżyn. Ocean rozbijający się o brzeg plaży za nic nie chciał opuszczać nagrzanego od promieni słonecznych piasku. Położona, a raczej schowana za kilkunastoma mniejszymi wysepkami, była niewidoczna z daleka i chroniona przed sztormami. Dopiero pokonanie trudnej drogi między wyspami dawało dostęp do tej krainy i umożliwiało korzystanie z jej zasobów.
Między ogromnymi drzewami w centrum wyspy znajdowały się ruiny grodu. Dwustuletnie zgliszcza skrywały tajemnicę tak mroczną, że sam diabeł byłby tym przerażony. Ludzie, strzegący zła zamkniętego w piekielnych lochach, przekazywali sekret z pokolenia na pokolenie. Niezamieszkana, pozostawiona naturze wyspa była idealna do ukrycia takiej tajemnicy. Zło, które zostało tam uwięzione, nie mogło się wydostać ze względu na położenie z daleka od jakichkolwiek ludzi i cywilizacji. Strażnicy to była niewielka grupka żołnierzy z rodzinami. Jako jedyni przeżyli spotkanie z tajemniczymi demonami. Ich mały obóz składał się z sześciu chat i jednego większego budynku przeznaczonego dla wszystkich. Żyli skromnie i szczęśliwie, nikt im nie przeszkadzał. Po ich królestwie, w którym wcześniej mieszkali, nie pozostał kamień na kamieniu. Jednak to, co dobre, skończyło się z nadejściem zarazy. Niosła ona żniwo śmierci, nie oszczędzając nikogo. Tajemnica zamknięta w kazamatach została bez straży, czekając na rozwój wypadków.
Król Danvon, zaślepiony chęcią bogacenia się, toczył kolejne wojny ze znacznie słabszymi królestwami. Plądrował wyspę po wyspie, nie zostawiając nikogo żywego. Nie oszczędzał nawet dzieci. Jego celem było napełnienie skarbca kosztownościami. W końcu dotarł też do krainy Kurhan. Wyspa była idealną bazą wypadową dla królewskiego wojska. Założywszy obóz, władca nakazał przeczesać ląd w poszukiwaniu pożywienia i wody. Penetrując wyspę, dotarli też do grodu porośniętego pnączami i mchem. Natychmiast nowinę o znalezisku przekazali władcy. Dokładniejsze poszukiwania doprowadziły do odkrycia chat, w których znaleziono szkielety zmarłych mieszkańców, którzy umarli przytuleni do siebie.
- Co tu się mogło stać?– zapytał jeden z żołnierzy. - Dlaczego ci ludzie umarli?
- Nie ma tu śladów walki - zauważył kolejny mężczyzna.
- To musiała być jakaś zaraza, lepiej stąd uciekajmy – powiedział ktoś z przestrachem w głosie.
- Nikt się stąd nie ruszy, dopóki nie zobaczymy, co znajduje się w ruinach! – krzyknął król. – Dalej, ruszać się, jeśli coś znajdziecie, solidnie was wynagrodzę.
Ruszyli zatem, przedzierając się przez chaszcze i zarośla. Dotarli do głównego wejścia, które zachowało się w bardzo dobrym stanie. Tam zobaczyli napis: Zło, które tu drzemie, nie może zostać uwolnione. Strach zajrzał im w oczy. Jednak władcy to nie zniechęciło, przeciwnie - dodało mu tylko pewności siebie. Był opętany chciwością, poganiał swoich poddanych przekonany, że ruiny kryją coś cennego. Aż w końcu, po przeczesaniu wszystkich zakątków, znaleźli w ścianie wejście do lochów: wielkie wrota zabezpieczone żelazną kratą.  
- Podłóżcie proch. Trzeba to wysadzić! – rozkazał król.
- Panie, niedługo zapadnie zmrok, poczekajmy do jutra – mówił dowódca oddziału.
- Nie, ma to być dzisiaj wysadzone, chcę wiedzieć, co tam jest. Wykonać rozkaz, a jak nie, to każę zabić!
- Tak jest!
Pięciu ludzi ruszyło po proch i strawę, natomiast Danvon nerwowo wyczekiwał ich powrotu. Zaczął zapadać zmrok, kiedy oddział wrócił. Szybko przygotowano ładunek i podpalono lont. Gdy opadł pył, ludzie zobaczyli ogromny wyłom, a za nim wiodące w dół schody. Żołnierz będący najbliżej wyrwy podszedł do niej i poświecił sobie pochodnią. Stanął na podeście, ale się pośliznął. Zrobił to tak niefortunnie, że stracił równowagę i spadł ze schodów. Niestety, nie przeżył tego upadku. Była to pierwsza ofiara okropnego grodu.  
Szczelnie zamknięte lochy od długiego czasu nie były wietrzone, dlatego w powietrzu czuć było wilgoć. Zbierała się ona na kamieniach, tworząc śliską warstwę. Do tego dochodził niewyobrażalny chłód, który poczuli stojący przy wyrwie żołnierze. Nie wiadomo, czy to zimno wydostające się z lochów czy też strach sprawił, że ludziom ciarki przeszły po plecach. Co kryła nieznana czeluść? Danvon się skrzywił, nie wiedząc, co ma począć. Sam nie chciał ginąć, ale śmierci żołnierzy też nie chciał. Byli mu potrzebni, bo sam nie da rady uporać się z tym, co znajduje się na dole. Nakazał zatem rozpalenie ognisk i rozbicie obozu. Zdecydował, że poczeka do rana, choć zżerała go ciekawość. Wiedział, że z tego powodu nie będzie mógł zasnąć. Rano pośle po trochę piasku, posypie się schody, by bezpiecznie po nich schodzić. A to,  co tam znajdzie, będzie tylko jego!
Władca obudził podwładnych o świcie. Nie mógł się doczekać, kiedy zejdą do lochów. Poganiał, krzyczał, szalał, wydawał rozkazy, żeby się spieszyli. Kazał zbierać ziemię w hełmy, bo szkoda było czasu na wracanie po piasek. Stał koło wyrwy i pokazywał, gdzie trzeba sypać. Nie przepuścił nikogo. Poszedł pierwszy, stąpając powoli schodek po schodku i trzymając się blisko wilgotnej ściany, przez co zmoczył odzienie. Zdawało mu się, że schody nigdy się nie skończą. Ale to było tylko wrażenie. Robiąc krok z ostatniego schodka, wpadł do wody po kostki. Dopiero teraz przepuścił kilku żołnierzy, aby się rozejrzeli i zabrali ciało nieszczęśnika leżące tu od wczorajszego wieczoru. Lochy okazały się istnym labiryntem. Osiem wejść prowadziło do ciemnych korytarzy. Można było odnieść wrażenie, że rozchodzą się one po całej wyspie. I po jakimś czasie dało się to wszystkim we znaki. Liczne zakręty, ślepe zaułki. To ktoś wpadł do głębokiej wody, bo nie zauważył uskoku pod nogami, to ktoś się zgubił. Żołnierze po paru godzinach przeczesywania tuneli mieli dosyć. Byli przemoczeni, głodni i do tego irytował ich odór stęchlizny, który był nie do wytrzymania. Sam król miał dosyć. Był to kolejny stracony dzień na szukanie nie wiadomo czego.  
Danvon ocknął się w obozie. Nieopodal paliło się ognisko. Znów otaczała go szarość. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to świt. Powoli przypominał sobie minione zdarzenia. Czuł silny smród rozchodzący się po całym jego ciele. Stwierdził, że musi się umyć i przebrać, bo przesiąkł tą wilgocią do samej duszy. Nagle zagrzmiało i  zerwał się silny wiatr. Wszystko wskazywało na to, że zbliża się burza. Żołnierze od razu zaczęli krzątać się po obozie, zbierając sprzęty.  
- Jeśli dzisiaj nic nie znajdziemy, to dam sobie spokój. Mam dosyć – myślał z zasępioną miną król.  
Podszedł do swoich ludzi i zapytał, czy odpoczęli i najedli się, bo chciałby już ruszyć do lochu. Jakoś dzisiaj był dla nich łagodniejszy. Dotarło do niego, że był ostatnio za surowy, ale inaczej nie umiał. Musiał trzymać dyscyplinę i rygor. Zeszli na dół, została im do przeszukania połowa tuneli. Władca został przy schodach, a ludzi wysłał z nadzieją, że przyniosą mu dobre wiadomości. Zamiast rabować i mordować, siedział w jakichś zapyziałych katakumbach i marnował czas. Ale ciekawość nie pozwalała mu zrezygnować. Musi tu coś być, nie bez powodu ktoś tak dobrze zabezpieczył wejście. Chciał ukryć skarb albo coś innego. Nagle z głębi korytarza dobiegł głos żołnierza:
- Panie, znaleźliśmy coś.
- Prowadź mnie tam.
Szli, raz skręcając w lewo, raz w prawo. Dotarli do pięknie ozdobionych drzwi, wokół których były wyryte dziwne znaki. Danvon nacisnął klamkę, ale ta mu się rozsypała w rękach. Kazał wyważyć drzwi. Były spróchniałe, więc po chwili zostały z nich tylko kawałki drewna. Oczom mężczyzn ukazała się ogromna sala, a w niej zniszczone posągi, pełno kosztowności i różnych innych przedmiotów. Król uśmiechnął się. Warto było czekać! Kazał zawołać pozostałych żołnierzy, by zaczęli wynosić jego skarb. Powoli się schodzili i podziwiali to, co zostało odkryte.  
- Co się tak patrzycie, do roboty! Trzeba wszystko wynieść i dokładnie przeszukać to miejsce! - krzyczał król.  
Jeden z żołnierzy podszedł do tylnej ściany pomieszczenia po leżący tam miecz.  Schylając się po niego, niechcący trącił jeden z kamieni w ścianie. Poruszony, wciskał się do środka, uruchamiając mechanizm otwierający tajemnicze wrota. Powoli mur się rozstępował. Do uszu ludzi dotarł nieprzyjemny zgrzyt towarzyszący tarciu kamienia o kamień. Gdy powstała niewielka szczelina, mężczyźni poczuli okropny odór wydobywający się zza drzwi. Po ich całkowitym otwarciu okazało się, że jest tam jeszcze jedno pomieszczenie, większe niż to, w którym byli. Odór wilgoci był bardzo silny. Na ścianach znajdowały się dziwne znaki i malowidła. Jednak nie to przykuło uwagę przybyłych. Na środku sali, na kamiennym podwyższeniu, stał sarkofag.  Danvon podszedł do niego szybko. Sarkofag był przykryty ogromnym blatem skalnym i opleciony łańcuchami. Na wieku widniał napis: Kto otworzy, będzie przeklęty na wieki. Żołnierze się zlękli, ale króla to nie odstraszyło. Kazał zerwać łańcuchy, jednak nikt nie chciał tego uczynić. Musiał sam to zrobić. Złapał topór i jak szalony zaczął uderzać. Zasapany, ocierając pot z czoła, szybko skończył swoje dzieło. Teraz mógł zdjąć wieko. Zaparł się. Powolutku przesuwał kamień. Żołnierze patrzyli na niego z niedowierzaniem. Dziwili się, ile mocy daje chciwość. Nareszcie mu się udało. Poświecił sobie pochodnią, ale w środku znalazł tylko porozrzucane kości. Odwrócił się i miał już wracać do sali z kosztownościami, gdy coś się poruszyło w grobie. Usłyszał dziwny dźwięk. Spojrzał jeszcze raz i zobaczył kości dłoni zaciśnięte na brzegu sarkofagu. Zrobił krok do przodu i to był błąd. Nachylił się, by zobaczyć, co się dzieje i został złapany przez kościste ręce. Dopiero teraz do niego dotarło, że to coś żyje i wciąga go do wnętrza. Danvon krzyczał, żeby mu pomóc, ale żołnierze zaczęli uciekać w panice. Został sam w objęciach kościotrupa, który pożerał jego ciało i duszę. Krzyk króla niósł się po tunelach. A żołnierze, uciekając w popłochu, gubili się w korytarzach. Coś, co leżało w sarkofagu, nasyciło się życiem króla. Odzyskało wolność. Ściany i podłoga zaczęły drgać. Pękające mury odsłaniały szkielety budzących się do życia demonów. Ludzie, którzy znajdowali się na wyspie, nie wiedzieli, jaki czeka ich los. Obudzone zło wnet ruszyło za swoimi ofiarami, którymi stali się żołnierze chciwego króla. Z każdą pożeraną duszą śmiertelnika stawało się ono coraz silniejsze.

Hoplita

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 2053 słów i 11781 znaków, zaktualizował 13 lut 2021. Tagi: #fantastyka #zamek #krolestwo #krol #pirat #tajemnica #kopalnia

Dodaj komentarz