W końcu nadszedł czas transportu złota. Tego dnia niebo nad królestwem było czyste, wiał lekki wiatr i morze wokół wyspy było spokojne. Kilku silnych mężczyzn ładowało na wozy ostatnie skrzynie z cennym kruszcem. Nataniel od samego rana miał jakieś dziwne przeczucie, dlatego postawił wszystkich żołnierzy w stan gotowości. Przechadzał się nerwowo między wozami, chciał jak najszybciej ruszać do portu.
- Natanielu, jesteśmy gotowi – poinformował dowódcę jeden ze strażników.
- Dobrze, ruszajmy. Szkoda czasu.
- Dlaczego jesteś taki zdenerwowany? - zapytał Mefisto.
- Mam jakieś dziwne przeczucie … Tyle złota, to największy transport, jaki mieliśmy.
- Wszystko będzie dobrze, do przystani niedaleko, tam też wszystko przygotowane, eskorta wzmocniona jak nigdy.
- Oby tak było – westchnął generał.
*
Alkid czekał na Nataniela oparty o burtę jednego z okrętów. Rozmyślał, co będzie robił po powrocie do domu. Marzyła mu się flaszeczka rumu. Albo i nie. Sam nie wiedział, czym się ma zająć. Zastanawiał się, dlaczego mają płynąć aż cztery okręty. Wystarczyłyby dwa. Bez sensu to wszystko. Alkid poczuł zniecierpliwienie. Ileż można czekać? Nagle ujrzał wozy wjeżdżające do portu. Nareszcie!
- Natanielu, ładujcie szybko skrzynie. Strasznie powoli się ruszacie – zawołał.
- Spokojnie. Gdzie ci się tak spieszy? I tak nie masz nic innego do roboty – odparł generał.
- Racja. Ale butelka rumu na mnie czeka.
- A ty tylko o jednym - roześmiał się Nataniel.
Potężne ładownie dwóch ogromnych statków transportowych powoli zapełniały się skrzyniami ze złotem. Gdy połowa ładunku znajdowała się już pod pokładem, nagle odezwał się dzwon na jednej z wież obserwacyjnych. Jego przeraźliwy dźwięk dotarł do uszu dowódcy, który zamarł z przerażenia. A jednak przeczucie go nie myliło! Nataniel zastygł w bezruchu, dopiero głos Mefista wyrwał go z tego stanu:
- Natanielu, co się stało? - spytał z niepokojem.
- Nie wiem, zaraz sprawdzę. Ładujcie jak najszybciej i ruszajcie.
- Przypilnuję wszystkiego – odezwał się Alkid.
Nataniel, nie czekając dłużej, wskoczył na konia i pognał w kierunku wieży. Pędził, nie zważając na nic. Po dotarciu do celu szybko zeskoczył na ziemię, rzucił lejce strażnikowi i pobiegł czym prędzej do wieży. Otworzył drzwi, które z hukiem uderzyły o ścianę. Wbiegł po schodach na górę.
- Co się stało? - krzyknął do wartownika.
- Panie, proszę tam spojrzeć – mężczyzna wskazał kierunek ręką.
Nataniel zobaczył coś, czego jeszcze nigdy w życiu nie widział. Znowu ogarnął go strach, co nie uszło uwadze żołnierza. Dowódca zażądał pergaminu i pióra. Zaczął pisać list, a po skończeniu zwinął go w rulon, zdjął pierścień i oba przedmioty podał wartownikowi.
- Masz, szybko pędź do portu, znajdź Mefista i oddaj mu to. A jak będziesz przejeżdżał przez osadę, powiedz strażnikom, żeby tu przybyli. Nie mów nikomu, co zobaczyłeś, dopóki tego nie sprawdzimy.
Wartownik oddalił się szybko. Na chwilę zatrzymał się w wiosce, by wypełnić rozkaz dowódcy. Ruszył dalej. Dotarł do przystani, w biegu zeskoczył z konia i skłonił się przed Mefistem, podając mu list. Urzędnik rozwinął rulon i zaczął czytać. Nagle zbladł, a krople potu pojawiły się na jego czole.
- Musimy ruszać i to jak najszybciej – zwrócił się do Alkida Mefisto.
- Zaraz będziesz mógł wypłynąć. Co się stało? – zapytał kapitan.
- Nataniel ci wszystko wyjaśni. Ja nie mam na to czasu. Popłyną tylko dwa okręty z ładunkiem. Reszta niech zostanie w porcie. Będą tu potrzebne - wyjaśnił krótko Mefisto.
- Możecie już wypływać. Powodzenia! - powiedział Alkid.
*
Tymczasem żołnierze z osady, w pełnym rynsztunku, przybyli do swojego dowódcy, który wydał im nowe rozkazy. Następnie pobiegł do księcia.
- Panie, zostawiam wszystko pod twym dowództwem. Ja muszę ruszać.
- Gdzie? Co się stało? - zaniepokoił się Modo.
- Na razie nie mogę nic powiedzieć. Dowiesz się w odpowiedniej chwili. Daj wszystkim ludziom wolne i każ zamknąć kopalnię.
- Dobrze – powiedział Modo.
Patrząc na wyraz twarzy generała książę zrozumiał, że dzieje się coś złego. Wiedział też, że Nataniel nie podjąłby takiej decyzji bez ważnego powodu.
- Trzymaj ludzi pod bronią – dodał ciszej Nataniel. – Zostawiam ci, książę, moich najlepszych żołnierzy.
Generał ruszył w stronę przystani. Gdy tam dotarł, szybkim krokiem wszedł na okręt.
- Alkidzie, wypływamy! Szybko!
- Co się stało? Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczył. Mefisto też się spieszył i powiedział, że ty mi wszystko wyjaśnisz.
- Później - rzucił krótko Nataniel. - Obierz kurs na południe - dodał szybko.
Alkid głośno i zdecydowanie wydawał polecenia załodze. Był w swoim żywiole. Robił to, na czym znał się najlepiej. Cieszył się, że wreszcie coś się dzieje, choć nie wiedział jeszcze, o co chodzi. Przez chwilę tylko poczuł żal, że nie jest na swoim pirackim okręcie. Szybko jednak odgonił tę myśl i skoncentrował się na obowiązkach dowódcy królewskiej jednostki.
Król od powrotu z inspekcji w kopalni był cały czas pogrążony w ponurych myślach. Ostatniej nocy nie mógł spać, dręczyły go koszmary. Śniło mu się, że jego królestwo całe płonęło i zostało ograbione, a w końcu upadło. Dorian przebudził się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Wstał z łóżka i zawołał swoją służbę.
- Panie, wzywałeś - sługa stanął w drzwiach sypialni.
- Tak, poproście tu mojego syna i przynieście mi odzienie – powiedział władca.
- Jak rozkażesz, panie - służący ukłonił się i wyszedł.
Szybko wydał dyspozycje, a sam udał się do komnaty Koda. Zapukał.
- Proszę wejść - usłyszał głos zza drzwi.
- Dzień dobry, książę. Przepraszam, że nachodzę o tak wczesnej porze, ale ojciec prosi waszą wysokość do siebie.
- Zaraz się do niego udam, tylko się ubiorę.
- Coś jeszcze mogę zrobić dla waszej wysokości?
- Może wiesz, dlaczego ojciec wzywa mnie o tak wczesnej porze.
- Z całym szacunkiem, panie, ale król mi się nie zwierza ze swoich planów.
- Oczywiście, w takim razie jesteś wolny.
Parę minut później Kodo zjawił się w komnacie króla.
- Ojcze, wzywałeś mnie.
- O tak, chodź do mnie. Jak wiesz, synu, jutro przybędą do nas goście z innych królestw. Ty wypłyniesz na powitanie króla Kordiana i jego córki Andżeliki, twojej przyszłej żony.
- Czy ich przybycie wiąże się z tym planowanym transportem złota?
- Tak, synu. To dla ciebie i twojej przyszłej żony.
Na ustach Koda pojawił się uśmiech.
- Dziękuję, ojcze.
Król lekko skinął głową i powiedział:
- Chodźmy na śniadanie, synu.
Udali się do jadalni.
- Zostawcie nas samych - powiedział król do służby, a potem zwrócił się do Koda: - Twoje małżeństwo połączy nasze dwa królestwa i umocni sojusz.
- Wiem. A poza tym - królewna jest bardzo ładna - Kodo uśmiechnął się.
- Na przyjęciu ogłosimy wasze zaręczyny, a później to już ślub - rozmarzył się Dorian.
- Bardzo się z tego cieszę, ojcze.
- Król Kordian jest bardzo wpływowy i bogaty, razem się wychowywaliśmy w dzieciństwie, ale potem nasze drogi się rozeszły. Opowiem ci trochę o jego królestwie, jeśli zechcesz posłuchać.
- Chętnie.
- Kordian jest rok młodszy ode mnie. Gdy miał 30 lat, przejął władzę od swojego ojca. Rok później ożenił się z księżniczką z sąsiedniego królestwa, a było to małżeństwo z miłości. Kordian to sprawiedliwy i mądry człowiek. Jego wyspa leży 30 mil od naszego państwa. Jest bardzo urokliwa, pięknie porośnięta różnego rodzaju drzewami. To królestwo, Korrida, słynie właśnie z najlepszego drzewa i wyśmienitej jazdy konnej. To najlepsi jeźdźcy wybrani spośród synów szlacheckich. Wiele lat doskonalili swój kunszt wojenny zarówno w walce, jak i na turniejach rycerskich. Ci ludzie wiernie służą pod rozkazami swojego króla.
- Chyba mają to w genach, ojcze. A nasze statki zrobione są z ich drzewa?
- Tak, synu. No, ale starczy już tych opowieści. Pora brać się do pracy, jutro czeka nas przyjęcie.
- Dobrze, ale opowiesz mi jeszcze trochę wieczorem? - zapytał książę.
- Tak, chętnie - odparł Dorian.
Podszedł do drzwi i wezwał służbę.
- Wybieramy się do portu. Niech osiodłają dla nas konie. Szykujcie też salę balową na jutro - wydał polecenia.
- Jak rozkażesz, panie.
Dorian i Kodo powoli udali się na dziedziniec zamkowy, gdzie czekały na nich osiodłanie rumaki i straż.
- Witaj, panie - dowódca oddziału pokłonił się nisko.
- Witam was. Jedziemy do portu.
Wsiedli na konie i ruszyli. Gdy dotarli na miejsce, weszli na pokład okrętu.
- Gdzie jest bosman? - rzekł Dorian.
- Na dolnym pokładzie.
- Zawołajcie go! - rozkazał król.
Po chwili Adrian skłonił się przed władcą.
- Wybacz, panie. Nie wiedziałem, że ty i książę przybędziecie na statek. Sprawdzałem, czy wszystko gotowe do drogi.
- Właśnie o to chciałem cię zapytać - rzekł król.
- Wszystko przygotowane. Możemy wypływać nawet w tej chwili - powiedział Adrian.
- To dobrze. Dziękuję. Muszę już wracać - oznajmił król. - Trzeba sprawdzić, jak przebiegają przygotowania do balu.
- Ojcze, jeśli pozwolisz, zostanę jeszcze na statku - odezwał się Kodo.
- Oczywiście. Zobaczymy się później i porozmawiamy - powiedział Dorian, opuszczając okręt.
Po powrocie do zamku król zjawił się w sali balowej, by zobaczyć, jak przebiegają przygotowania do jutrzejszego przyjęcia. Cieszył się z zaręczyn syna i chciał, żeby wszystko było w jak w najlepszym porządku. Przygotowania prawie ukończono, co wprawiło króla w dobry nastrój.
Kodo wrócił dopiero wieczorem, bardzo zadowolony.
- Dobrze, że jesteś, synu!
- Widzę, że wszystko przygotowane.
- Tak, już dawno. Jak ci minął dzień na statku?
- Był bardzo ciekawy. Wielu rzeczy się dowiedziałem. Doświadczenie Adriana jest imponujące.
- Dobry z niego marynarz i oddany człowiek. Cieszę się, że służy w naszej marynarce.
- To prawda. Położę się już. Jutro ciążki dzień. Dobranoc, ojcze - powiedział Kodo.
- Dobranoc, synu. Odpocznij - rzekł król.
Komentarze mile widziane. Zapraszam również na wattpad
https://www.wattpad.com/story/256822255?utm_source=android&utm_medium=facebook_messenger&utm_content=share_reading&wp_page=reading_part_end&wp_uname=MaciekWu&wp_originator=QRM0GusRHkXCaTi9FpFHZBvMX%2BOnwDK69J%2FFBVAmC6DEeQIkmAWAkGv5wYiIaeOYyXtMqKXnRoldM6i2txE2lfBnZ6cUB3P8Rl2SUz6oHTM9SgH0VqYjwd%2F7QhTPz7na
Dodaj komentarz