Siedziałam na niewygodnym krześle w starym korytarzu. Na wyświetlaczu mojej komórki był już kwadrans po trzynastej, a więc psycholog spóźniała się już na tyle, że mogłam spokojnie ją olać i wyjść. Nie mogłam jednak tego zrobić. Za bardzo zależało mi na sprawie, z którą tutaj przyszłam.
Mój mąż to porządny facet. Razem prowadzimy placówkę ubezpieczeń. Jesteśmy małżeństwem od trzech lat, na razie nie mamy dzieci. Kiedy podjęliśmy decyzje o powiększeniu rodziny, spadło na nas nieszczęście. Któregoś dnia jadąc samochodem, na drogę zatoczył nam się mężczyzna. Mój mąż prowadził. Okazało się, że gość był pijany, a na skutek odniesionych obrażeń zmarł po niespełna dobie w szpitalu.
Biegli wykazali, ze wina nie leży tylko po stronie tego pijanego, ale także po stronie Piotrka. Jechał ponad czterdzieści kilometrów szybciej, niż pozwalały na to w tamtym miejscu przepisy. Prokurator uznał, że jest współwinny i zaproponował trzy lata w zawieszeniu. Nasz adwokat był bezradny. Piotrek był załamany. Wyrok w zawieszeniu oznaczał, że zatarcie skazania nastąpi dopiero po ośmiu latach. Przez cały ten czas nie mógłby pracować. W tym zawodzie niekaralność jest wymogiem koniecznym.
Adwokat dzięki negocjacjom z prokuratorem załatwił dziewięć miesięcy pobytu w więzieniu zamiast zawieszenia kary. Jest szansa, że Piotrek wyjdzie po pół roku. Od samego początku byłam przeciwna takiemu rozwiązaniu, ale w tej sytuacji zatarcie nastąpi dużo szybciej. Nie zmienia to faktu, że mój mąż nie jest kryminalistą i nie pasuje do więzienia! Siedzi już od trzech miesięcy i boję się o niego każdego dnia.
Moje rozważania przerwał krok stukania po podłodze. Psycholog więzienna szła w moją stronę, i już, gdy był kilka metrów ode mnie, zaczęła przepraszać mnie za spóźnienie. Potrzymałam jej kubek z kawą, a ona otworzyła drzwi gabinetu i zaprosiła mnie do środka.
Wnętrze nie było zbyt przyjazne, ale nie to się dla mnie liczyło.
- Poprosiłam panią o spotkanie, po rozmowie z pani mężem — powiedziała, wskazując mi krzesło naprzeciw swojego biurka.
- Coś nie tak z Piotrkiem? - zapytałam. Czułam, jak skacze mi ciśnienie.
- Proszę się nie denerwować — powiedziała, nie patrząc mi w oczy, co sprawiło, że wcale mnie nie uspokoiła.
Kobieta przerwała na moment rozmowę i wyjęła jakieś dokumenty z biurka.
- Pani maż jest pod moją stałą opieka. Rozmawiam z nim raz w tygodniu. Od jakiegoś czasu zauważyłam, że pan Piotr zaczyna chyba popadać w depresje.
- Ja też widuje się z nim raz w tygodniu i nic takiego nie zauważyłam.
- Rozumiem, ale bywa, że osadzeni podczas widzeń wznoszą się na wyżyny, by tylko nie martwić swoich rodzin. Gdy zaś wracają do celi, wszystko zaczyna się w ich głowach od nowa. W rozmowach z nami, psychologami więziennymi otwierają się bardziej niż podczas spotkań z rodzinami.
Kobieta, widząc najwyraźniej w moich oczach przerażenie, przerwała na chwile swój wywód. Spojrzała na mnie z uspokajającym uśmiechem.
- Pani maż w rozmowie ze mną przyznał, że najbardziej obawia się rozpadu waszego małżeństwa.
- Co takiego? - krzyknęłam na pół gabinetu.
- Pan Piotr ma obawy czy po wyjściu z więzienia będzie miał jeszcze dokąd wrócić.
- Absurd — powiedziałam równie głośno, zdając sobie sprawę, że muszę jednak obniżyć ton i uspokoić się co w tej sytuacji było dla mnie dosyć trudne.
- To bardzo częste wśród więźniów. Mają sporo czasu na myślenie, więc zastanawiają się, czy ich partnerki na wolności, aby na pewno ich nie zdradzają...
Ogarnęła mnie wściekłość. Przez cały czas od wypadku byłam przy nim, wspierałam go, a teraz on robi ze mnie puszczalską przed obcymi ludźmi. Czułam, jak fala gorąca uderza w moje skronie.
Wściekłość sprawiła, że nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Do głosu doszła więc ponownie psycholożka.
- Proszę się nie złościć. Zapewniam, że gdyby pani trafiła do celi, także myślałaby pani o takich rzeczach. Teraz najważniejsze by mąż przetrwał w zdrowiu te kilka miesięcy odsiadki, jakie mu pozostało. Nie chciałabym, by wyszedł stąd z problemami psychicznymi i pani chyba też nie, prawda?
Poprawiłam się na krześle i przytaknęłam głowa. Nie wiedziałam co powiedzieć, nie byłam specjalistą od psychologi, więc zdałam się na słowa specjalistki i porozumiewawczo dałam jej sygnał, by kontynuowała.
- Mąż dobrze się sprawuje i przysługuje mu za to nagroda — powiedziała z ironicznym uśmiechem na twarzy.
- Wyjdzie na przepustkę?
- Nie, tak dobrze to nie ma. Będziecie mogli spotkać się w bardziej intymnych niż zwykle warunkach — powiedziała ciszej. Widać było, że to ją trochę krępowało.
Słyszałam, że w więzieniach są takie miejsca, gdzie małżonkowie czy partnerzy mogą się spotkać i uprawiać seks, ale sądziłam, że więcej w tym fantazji niż życia.
- W naszej placówce mamy możliwość małżeńskich widzeń. Chciałabym, by zgodziła się pani na takie spotkanie, to na pewno pomoże panu Piotrowi.
- Nie mam nic przeciwko, jestem jak najbardziej „za”, ale nie do końca rozumiem, jak ma to pomóc.
- To oczywiste. Pan Piotr rozładuje swoje napięcie seksualne. Jest dorosłym, zdrowym mężczyzną i musi od czasu do czasu..... To ustabilizuje jego gospodarkę hormonalną. Poza tym będzie miał poczucie, że zaspokoił panią, więc nie musi pani szukać kochanka, po ty by pani spełniła się jako kobieta.
Sposób, w jaki psycholog to przedstawiła, wydał mi się bardzo przystępny i otwarty. Na swój sposób podziwiałam ją za to, że potrafi tak otwarcie mówić o takich sprawach.
- Kiedy mogłoby odbyć takie widzenie?
- Za dwa dni jest wyznaczony dzień.
- W takim razie oczywiście, że się zgadzam — powiedziałam normalnie bez przesadnego entuzjazmu w głosie. Nie chciałam wyjść na wyposzczoną żonę, która ślini się na myśl o seksie z własnym mężem.
Myślałam, że to koniec rozmowy i zaczęłam powoli wstawać, kiedy kobieta gestem dłoni wskazała mi, bym jeszcze usiadła. Najwidoczniej miała mi coś jeszcze do powiedzenia.
- Jest jeszcze kilka spraw, jakie musimy omówić.
- Rozumiem — powiedziałam i poprawiłam się na krześle.
- Takie widzenie bez kontroli i strażników niesie za sobą ryzyko. Rzecz w tym, że mogłaby wnieść na teren jakieś substancje czy przedmioty niedozwolone.
-Piotrek nie jest ćpunem ani kryminalistą. Siedzi tutaj, bo miał pecha. To w gruncie rzeczy uczciwy obywatel — powiedziałam z lekko podniesionym tonem.
- Tak rozumiem, ale przepisy dotyczą wszystkich — odparła kobieta stanowczo.
- Co w związku z tym? - zapytałam.
- Tak więc przejdzie pani trzy etapy kontroli. Pierwszy, czyli pobieżny, taki jak zawsze pani przechodzi na widzeniu. Drugi to obwąchanie przez szkolonego psa. Jeśli zwierze nie będzie pewne lub coś wywęszy, zostanie pani skierowana na trzeci etap, czyli kontrolę osobistą. Przeprowadzi ją funkcjonariuszka służby więziennej. Będzie się pani musiała rozebrać przed nią do naga.
- Rozumiem — powiedziałam z lekkim zażenowaniem w głosie.
- To upokarzające, ale myślę, że do tego nie dojdzie, poza tym chyba warto — powiedziała kobieta, lekko czerwieniąc się i uśmiechając do mnie.
Psycholog miała racje. Godzina seksu z facetem, którego nie widziało się od kilku miesięcy, była warta tych wszystkich zachodów. Nawet jeśli musiałabym pokazać tyłek jakiejś funkcjonariuszce.
- Druga ważna kwestia dotyczy samego spotkania.
- Nie rozumiem, chyba zakład nie będzie ingerował w to, co my... - urwałam.
- Oczywiście, że nie, ale jako psycholog chciałabym panią przygotować na to, że może nie być takie zbliżenie jak zwykle.
- Jak to? - zapytałam, a na mojej twarzy po słowach psycholog pojawił się uśmiech.
- Musi pani wsiąść pod uwagę to, że mąż od dawna nie współżył z panią. Takie okresy abstynencji seksualnej źle wpływają na organizm. W przypadku, gdyby doszło do przedwczesnego wytrysku lub mąż miał inne problemy, pod żadnym pozorem proszę nie mieć do niego pretensji, czy śmiać się z niego. To mogłoby pogłębić jego depresje i przekonać go, że skoro sam nie może pani zaspokoić, to zrobi to ktoś inny. To byłoby fatalne w skutkach.
- Zapewniam panią, że okażę wyrozumienie — powiedziałam.
- Bardzo też proszę by podeszła pani do tego odpowiednio.
- Czyli jak? - przybliżyłam się do niej. Spowodowane to było zapewne tym, że nagle zaczęła mówić ciszej, jakby to wszystko było jakimiś zakazanymi w więziennictwie metodami.
- Proszę się nastawić, że to spotkanie jest z myślą o nim, a nie o pani.
- Czyli? - czułam, że powoli trącę wątek.
- Ja wiem, że pani od dawna nie uprawiała seksu i pewnie chciałaby pani tak samo, jak małżonek nadrobić zaległości, ale to spotkanie ma na celu przede wszystkim uspokoić i zaspokoić męża.
- Chyba nie rozumiem — powiedziałam, na powrót opierając się o krzesło.
- Proszę przyjąć postawę uległej i robić to, na co on będzie miał ochotę, a nie pani. Po wyjściu z więzienia będzie uprawiać romantyczny seks i zaspokajali swoje potrzeby. Na razie swoje proszę odłożyć na bok.
- To znaczy mam rozłożyć nogi i tyle? - zapytałam.
- Tego nie powiedziałam, ale proszę się przygotować, że mąż potraktuje panią jak człowiek błądzący po pustyni szklankę wody. Umysł w takich sytuacjach nastawia się na zaspokojenie konkretnej potrzeby i tylko to się liczy. Człowiek na pustyni nie myśli o innych spragnionych, a mąż może nie myśleć o pani potrzebach.
- Czyli sugeruje pani, że Piotrek może zedrzeć ze mnie ubranie, wejść we mnie i za przeproszeniem pieprzyć mnie tylko po to, by zaspokoić swoje potrzeby? - spytałam, krzycząc przy tym. Byłam oburzona sugestiami tej kobiety. Najwyraźniej nic jeszcze nie wie o moim mężu.
- Niestety może dojść do takiej sytuacji — powiedziała spokojnie. Widać było, że potrafi panować nad emocjami, czego o mnie powiedzieć nie można było.
- Nie zna pani mojego męża! - powiedziałam podniesionym tonem prosto w jej oczy.
- Więzienie zmienia ludzi — odpowiedziała, popijając przy tym spokojnie łyk kawy.
Z tym ostatnim stwierdzeniem nie zamierzałam polemizować. Kobieta miała rację.
- Proszę się po prostu przygotować na ostry seks na pograniczu gwałtu. Mąż poza tym będzie chciał sprawić się jak najlepiej by pokazać, że nadal jest w stanie zaspokoić panią i nie musi pani szukać kochanka.
- Nie no to już jakieś żarty — czułam, że jestem w ukrytej kamerze.
- Niestety tak działa psychika osadzonych. Choćby mąż nie stanął na wysokości zadania, to proszę utwierdzać go w przekonaniu, że było cudownie. To dla jego dobra.
- Rozumiem, ale jestem przekonana, że będzie cudownie — powiedziałam pewna siebie, dając jej do zrozumienia, że moje życie seksualne do tej pory stało na najwyższym poziomie. Ona wyglądała mi na starą pannę i pewnie wyłącznie teoretyzuje.
- Proszę pamiętać, on rządzi i choćby nie wiem, jak było, musi być dobrze — powtórzyła.
Kobieta odsunęła fotel i wstała, co było jasnym przekazem, że powiedziała, co miała powiedzieć. Pożegnałyśmy się i opuściłam gabinet. Poszłam prosto do toalety, by przemyć twarz. Zrobiło mi się gorąco. Ta rozmowa była lekko upokarzająca, lekko śmiesząca i trochę wkurzająca. Dodatkowo brak seksu od kilku miesięcy sprawił, że sama rozmowa o nim z obcą kobietą podnieciła mnie.
W domu jeszcze raz na spokojnie przeanalizowałam wszystko. O ile byłam na początku lekko oburzona, to zrozumiałam, że kocham męża i muszę to dla niego zrobić. Pojutrze idę uprawiać z nim seks do więzienia i to się liczy. Jak będzie to już sprawa drugorzędna. Muszę to dla niego zrobić. Chce go przekonać, ze zawsze przy nim będę i nigdy go nie zostawię. Gdybym to ja siedziała tak długo zamknięta, też bym miała ochotę na seks i też bym się martwiła, że on może w tym czasie pieprzyć jakieś laski
Myśl o tym, że będę uległą żoną, a on napalonym samcem, żądnym zaspokojenia swoich potrzeb sprawiła, że zaczęłam fantazjować i odliczać godziny do naszego spotkania.
2 komentarze
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
andkor
Super ciekawe przemyślenia.
kitu
No i nareszcie odskocznia od tych wiecznych zdrad,od seksu byle gdzie,często opowiadań bez fabuły.Zapowiada się bardzo ciekawie i interesująco,zwąłszcza iż fabuła i pomysł tego opowiadania jest całkiem realistyczny.Czekam(y?) na ciąg dalszy.