- Pani Alicjo, naprawdę nie widzę możliwości bym mógł dopuścić pani córkę do matury.
Niech to szlag, dwadzieścia minut tłumaczyłam temu idiocie, że ta jego chemia to jedyny przedmiot z jakim moja córka ma problemy, a on dalej swoje.
- Proszę… niech pan da jej jeszcze jedną szansę, ostatnio naprawdę dużo czasu poświęciła, żeby nadrobić braki, a przecież matury i tak nie będzie zdawała z chemii.
- Mam wrażenie, że zależy pani bardziej niż jej… cóż, może mógłbym się zastanowić…
- Naprawdę?!- niemal krzyknęłam entuzjastycznie, wreszcie zaczął gadać jak człowiek, a nie skończony służbista.
- … ma pani pewne interesujące mnie argumenty…
Nie zamierzałam przerywać tego belferskiego wywodu, spodziewałam się, że może trochę potrwać i być intelektualnie ciężko strawny, ale jak się okazało moje przypuszczenia były zgodne ze stanem faktycznym tylko połowicznie. Faktycznie było ciężko strawnie, ale nie trwało to długo.
- …powiem wprost, bo nie lubię i nie zamierzam owijać w bawełnę. Przelecę cię. Tutaj, teraz. A potem wspólnie zastanowimy się, kiedy córka może napisać sprawdzian weryfikujący jej wiedzę ze wszystkich lat nauki.
- Jak śmiesz, chuju!- syknęłam przez zęby i nie zastanawiając się nawet przez chwilę wybiegłam z klasy na korytarz. Nim drzwi trzasnęły zdążyłam usłyszeć tylko „jeśli zmienisz zdanie, siedzę tutaj do poź…”.
Minutę później siedziałam w samochodzie męża, który czekał na mnie przed budynkiem szkoły i trzęsąc się z nerwów opowiadałam mu co się stało.
- Serio tak powiedział? I tylko tyle?
Spokój z jakim to przyjął jeszcze bardziej mnie rozsierdził.
Ja: Tylko? Co ty kurwa bredzisz?
Mąż: Dopytuję, bo nie wiem czy dobrze zrozumiałem… uzależnił możliwość podejścia naszej córki do matury od seksu z Tobą?
Ja: Tak, pieprzony prostak…
Mąż: To co ty tutaj robisz?
Ja: Co?
Mąż: Posłuchaj mnie… Kiedy dwa lata temu miałaś możliwość awansu to twój szef rżnął cię po trzy razy na dzień, a teraz zgrywasz taką cnotkę?
Ja: Jak możesz do tego wracać?
Mąż: To że ci wybaczyłem nie znaczy, że zapomniałem ty egoistko.
Kiedy ponownie weszłam do klasy przywitał mnie jego szyderczy uśmiech. Przyjrzałam mu się. Był postawnym, przystojnym 45-, może 47-latkiem, a więc był ode mnie starszy od jakieś 2-4 lata. Na jego palcu, podobnie jak i na moim, tkwiła obrączka.
Belfer: Co powiedział mąż?
Pytając wymownie spojrzał w okno, dając mi do zrozumienia, że obserwował moje wyjście z budynku szkoły.
2 komentarze
jacek795
fajne i sprawnie napisane
Czytelnikg
Ciekawy obrót sprawy