Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

To się zwykle tak zaczyna

Korek ciągnął się przez całe Aleje. Korzystając z nadmiaru wolnego czasu, który dziś akurat był jej na rękę, obszukiwała schowki w samochodzie mając nadzieję na znalezienie papierosa. Od lat nie paliła, ale mąż miał zwyczaj upychania w różnych miejscach nie do końca wykorzystanych paczek. Znalazła. Zapalniczka była w środku. Podjechała dwa metry do przodu, otworzyła okno i zapaliła. Pierwsze przykre wrażenie minęło szybko, po chwili zaciągała się już jak dawniej wierząc, że to pomoże jej się uspokoić. Ręce jej drżały, policzki płonęły, z trudem zwalniała oddech.
"Jak to się właściwie stało? Jak do tego doszło?" "Zdradziłam Jacka" - pomyślała - "Po tylu latach. I to z kim?!". "Przecież ten facet to koszmarny prymityw". Automatycznie podjeżdżała co chwilę kawałek dalej. "To się wyda... Boże... to się wyda..."
Żar sparzył jej palce. Zdusiła już w zasadzie sam filtr w popielniczce. Serce waliło tak, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie konsekwencje dzisiejszego popołudnia. Niemal zakręciło jej się w głowie.
Ale tak naprawdę wiedziała, że to się musiało tak skończyć. Wynik gry podjętej przez nią w momencie, gdy zobaczyła tego faceta po raz pierwszy był tak bardzo przewidywalny. Banał właściwie.
To był ciepły wiosenny dzień, gdzieś koło południa zapukała do drzwi jej pokoju kierowniczka administracyjna szpitala i bezceremonialnie jak zwykle obwieściła: "Mery, to jest Patryk. Zastąpi Darka. Więc teraz jakby co - to on." Zorientowała się nagle, że nie ma nikogo za sobą i krzyknęła w głab korytarza : "Ej Patryk, no gdzie ty jesteś? Chodź tu! Bo potem nie będziesz wiedział!"  Po czym odsunęła sie na bok i w drzwiach stanął bardzo wysoki mężczyzna, już w służbowym granatowym drelichu i ciemnej bejsbolówce na głowie. "Dzień dobry"-  powiedział głośno i spojrzał jej prosto w oczy uśmiechając się szeroko. Odwzajemniła uśmiech, ale uciekła wzrokiem. Potem pomyślała, że po raz pierwszy to ona była onieśmielona a nie przedstawiany jej nowy pracownik. Tak zwani "fizyczni" w dziale administracyjnym zmieniali się stosunkowo często. To byli zawsze bardzo prości, na ogół zaniedbani faceci. Sprawiali na niej zawsze wrażenie ograniczonych. Ten był inny. Pewny siebie, opanowany. I to spojrzenie... szczere, otwarte, trochę bezczelne. Nie udawało jej się traktować go z góry jak innych, zawsze ją onieśmielał. Zauważyła też, że szybko zaczął przewodzić grupie "fizycznych", choć był przecież nowy i chyba najmłodszy z nich.
Zawsze witał ją tym swoim głośnym: "Dzień dobry!" okraszonym wielkim uśmiechem, co było bardzo uprzejme w porównaniu z innymi, którzy najczęściej mruczeli pod nosem "bry" albo w ogóle się nie odzywali. Ale miała też wrażenie, że cały czas taksował ja wzrokiem. Czuła się niezręcznie pod jego spojrzeniem, niepewnie. Chociaż to ona wydawala mu polecenia kiedy kierowała np. przygotowaniem sali do konferencji. "Fizyczni" nosili stoły i krzesła, przenosili rzutniki i ekrany, dźwigali termosy z gorącymi napojami. Podczas takich wspólnie przepracowanych popołudni często czuła na sobie jego spojrzenie a kiedy odwracała się, żeby się upewnić i pozbyć tej natrętnej myśli, że on ciągle na nią patrzy - napotykała jego wzrok. Uśmiechał się wówczas szeroko pokazując równy szereg zębów, a ona automatycznie odpowiadała uśmiechem, choć szybko uciekała spojrzeniem. Myślała czasem, że gdyby mógł to by ją zjadł. Absurdalne skojarzenie. Trochę się go obawiała. A może już wtedy obawiała się po prostu siebie? I tego co musiało by się zdarzyć nieuchronnie, gdyby wytrzymała to jego głębokie spojrzenie prosto w oczy.
Czuła, że jest nią zainteresowany. W pewien sposób jej to pochlebiało, choć nie chciała się do tego przyznać nawet przed samą sobą. Przecież to prostak. Ale często parkowała samochód własnie w tej części placu, gdzie grabił liście czy rozładowywał szpitalną furgonetkę. Żeby czuć na sobie jego spojrzenie, którym odprowadzał ją aż do wejściowych drzwi, a które wywoływało przyjemne mrowienie w kręgosłupie.
Czasem świadczyła mu drobne uprzejmości, robiła jakieś kserokopie dokumentów, przekazywała klucze, usprawiedliwiała go przed kierowniczką. Wtedy dziękował jej staroświecko całując w rękę. Wtedy jej strach wzrastał; był tak blisko, że niemal fizycznie nie mogła znieść spokojnie tej bliskości. Jakby zbliżała się do ognia. Porównanie jak z tanich romansów, ale tak właśnie czuła. Robiło jej się gorąco i słabo.
Z czasem zaczęła się ubierać bardziej wyzywająco w te dni, kiedy wiedziała na pewno że go spotka. Niby przypadkiem rozpinała jeszcze jeden guzik bluzki, zakładała pończochy tak, aby przy schyleniu krótka spódnica odsłaniała koronkę na brzegu, mocniej malowała oczy. Bawiło ją jego zainteresowanie, zaczęła grę.
On nigdy nie dawał po sobie poznać, że robi to na nim większe wrażenie. Uśmiechał się jak co dzień, patrzył na nią intensywnie tak jak przedtem i wydawało się, że będzie tak w nieskończoność.
Aż do dziś. Zbierała się rada  i potrzebowano większej ilości archiwalnych dokumentów. Z początku planowała sama zanieść je do sekretariatu, ale kiedy zrobiły się z tego dwa duże pudła stwierdziła, że nie da rady. Zadzwoniła do kierowniczki, prosząc o przysłanie kogoś do pomocy. "Zaraz Ci podeślę któregoś, za pięć minut Mery" - rzuciła pani Ala w słuchawkę. Żeby nie czekać bezczynnie zaczęła porządkować niedbale ustawione segregatory na najbliższym regale. Z jednego wyciągnęła papiery. Najwyraźniej włożono je tu przez pomyłkę; zaczęła wczytywać się w treść, aby zaklasyfikować je właściwie. Była już zmęczona dzisiejszym dniem, a wpadające przez okno promienie popołudniowego czerwcowego słońca zapraszały do wyjścia i rozpoczęcia weekendu. Postanowiła to jednak skończyć : "Rozporządzenie nr 13/2009 dot. warunków pracy...". Stała tyłem do drzwi z otwartą teczką w rękach. Nagle poczuła kogoś za sobą i zanim zdążyła zareagować, mężczyzna który wszedł przywarł do niej całym ciałem i jednocześnie złapał ją obiema dłońmi za piersi. "Co pan?!" - krzyknęła odruchowo zduszonym głosem i zrobiła ruch jakby chciała się wyrwać. Ale on trzymał ją mocno. "Cicho" - powiedział jej prosto do ucha - "Bądź cicho". Poznała Patryka. Jednocześnie doznała ogromnej ulgi i zaparło jej dech. Przerażenie ustępowało, ale z szoku zaczęła drżeć na całym ciele, miała miękkie nogi. "Ale.. " - poczuła jego dłoń na ustach, pachniała smarem ; próbowała jeszcze wyswobodzić się, odsunąć rękę, która przytrzymywała ją w talii... jednak jej ciało zaczęło już mu ulegać. Czuła na pośladkach jego erekcję, zaczęło ją obezwładniać własne podniecenie. "Nie mów, że nie chcesz" - szepnął jej jeszcze w ucho. Wiedziała już, że ustąpi. Że gra dobiegła końca. Wszystko wirowało wokół, nie panowała już nad sobą ani nad sytuacją. Jego dłoń przestała zatykać jej usta, łapała oddech, podczas gdy on jedną ręką obejmował ją w talii i przyciskał do siebie niemal podnosząc z podłogi, a drugą podwijał jej spódnicę szukając majtek. Miała pończochy więc poszło to szybko. Pchnął ją w stronę regału, napierał na nią całym ciałem - gdyby nie opierała się mocno o półkę wgniótłby ją w tą metalową konstrukcję. Obiema rękoma rozpinał jej bluzkę, a potem pociągnął w dół stanik, który opadł na biodra. Wszystko działo się tak szybko, słyszała tylko własny oddech i bicie serca. On właściwie zakrywał ją całą swoim ciałem, jedną ręką przytrzymywał jej nagie piersi, drugą torował sobie drogę między jej udami. Była już mokra, czuła jak wpycha jej palce do pochwy. Było mu wyraźnie niewygodnie, różnica wzrostu była zbyt duża. "Mała jesteś" - wydyszał jej znów przy uchu. "Czekaj"- odskoczył od niej nagle i nogą przysunął najpierw jeden, a potem drugi z kartonów przygotowanych do zabrania. Potem złapał ją w pasie i ustawił na nich, tak że nogami stała teraz na dwóch osobnych pudłach. Przywarł do niej ponownie i, jakby wyczuwając jej obawy, powiedział "Trzymam cię". Poczuła między pośladkami jego penisa i przeraziła się ponownie. Ten facet był wielki. Złapała się mocniej regału, miała wrażenie, że rozjeżdżają jej się nogi - on faktycznie wepchnął stopę pomiędzy pudła i poszerzył odstęp między nimi. Teraz stała jakby na piedestale w szerokim rozkroku kurczowo ściskając rękoma zimną konstrukcję. Poczuła jak usiłuje w nią wejść, wpychał się z całej siły, bolało. Mimo woli jęknęła, zacisnęła zęby i usiłowała rozluźnić mięśnie w kroczu. Nie było to łatwe, strach ją paraliżował. Słyszała tuż za uchem jego ciężki oddech przy kolejnych próbach. W końcu w nią wszedł. Ból był mocny, krzyknęła. Znów złapał ją w pasie jedną ręką, a drugą objął piersi. Szukał sobie w niej miejsca, rozpychał się, z trudem powstrzymywała się od jęków. "Cicho" - usłyszała znów jego głos - "Dobrze będzie". Powoli jej ciało dopasowywało się do niego. Kolejne ruchy były już coraz mniej bolesne. Przeniósł obie ręce na jej piersi. Uderzał w nią mocno, jakby nie liczył się zupełnie ze swoją siłą. Czuła się zupełnie bezwolna, starała się tylko nie spaść z tych pudeł, zaciskała ręce na regale, co chwilę jej piersi niemal uderzały o metalową półkę. Konstrukcja drżała. Kiedy poczuła bolesny uścisk jego rąk na swoich biodrach - siniaki były nieuniknione - przyśpieszył ruchy, zaczęła przygryzać wargi, pojękiwała. Teraz gdy była już rozgrzana, dopasowana do niego, jego wielki członek zaczynał jej sprawiać niesamowite wrażenia, wypełniał ją całą, drażnił wszystkie czułe miejsca. Sutki ocierające się raz po raz o zimny metal potęgowały rozkosz. Nie mogła już pohamować jęków, dochodziła. Jeszcze raz przycisnął jej usta dłonią, drugą trzymał ją teraz za podbrzusze. Na ustach poczuła teraz jego smak, zmieszany pot ich obojga, smar i metaliczny zapach. Przy kolejnym uderzeniu nie wytrzymała, krzyknęła w jego dłoń, wstrząsnał nią znany dreszcz, prawie odpłynęła. On jednak nie zwalniał tempa. Teraz gdy była już kompletnie mokra, a mięśnie jej krocza rozluźniły się całkiem po przeżytym orgazmie - nie napotykał już żadnego oporu. Trzymając ją znów za biodra parł naprzód. Podświadomie wyczekiwała końca, była już wyczerpana a on zdawał się mieć niespożyte siły. Przemknęła jej myśl, że teraz ona ma nad nim niewielką przewagę i zaczęła lekko napinać mięśnie wewnątrz. Po chwili poczuła w środku niemalże eksplozję, jego sperma zalała ją całą, ciepły płyn palił jej wnętrze. Na chwilę zastygli oboje, po czym on przycisnął ją znów do siebie z całej siły. Nie miał ochoty opuszczać jej ciała. Ją powoli zaczęła ogarniać panika. Uświadomiła sobie co zrobiła i próbowała się wyswobodzić z jego objęć. Ale to jednak on decydował. "Czekaj" - powiedział cicho - "jeszcze nie uciekaj". Stali tak jeszcze długą chwilę, jej przerażenie rosło. On przeciwnie - wydawał się spokojny i zaspokojony. "Dobra" -  powiedział w końcu i puścił ją. Gorączkowo zaczęła poprawiać stanik i spódnicę, podniosła bluzkę i zaczęła się ubierać tyłem do niego, jak najszybciej. Cała się trzęsła. Gdy odwróciła się w końcu do niego, stał jak gdyby nigdy nic z kartonami w rękach : "To gdzie to zanieść?". I poszli, jakby nigdy nic między nimi nie zaszło, do sekretariatu dyrektora. Uciekła stamtąd od razu, gdy tylko powiedziała sekretarce co przynieśli. To było pół godziny temu.
A teraz tkwiła w tym cholernym korku i próbowała opanować chaos w głowie. Paraliżował ją strach. Najbardziej bała się siebie samej. Podświadomie wiedziała, że jej ciało zawarło pakt z wielkim ciałem tego faceta. Że nie była w stanie mu się przeciwstawić. I że znowu mu ulegnie. Że będzie ulegać mu zawsze.
Stanęła na światłach.

4 komentarze

 
  • Użytkownik andy144

    Cienkie, zero emocji, rozterek...

    5 sty 2022

  • Użytkownik altarica

    No, nie poznaję kolegi po piórze, prawie gwałt i Andkor patrzy łaskawym okiem? Zaszczyt! 😉 a serio, dzięki!

    20 kwi 2020

  • Użytkownik andkor

    Potwierdzam fajne opowiadanie,jestem na tak. :O

    20 kwi 2020

  • Użytkownik Kicia

    Bardzo fajne opowiadanie  :bravo:

    20 kwi 2020