Przygoda księdza Xaviera

Tego dnia dwudziestoośmioletni ksiądz Xavier był zmęczony. Wracając z ostatniej mszy wspominał rodzinny dom w Guadalajarze, rodzeństwo i rodziców, którzy swojego siódmego potomka postanowili oddać w służbę Bogu. Wspominał studia w madryckim seminarium i wolę przełożonych, kierującą go do malutkiej parafii w Pirenejach,  
a potem pożar plebanii. Musiał wtedy zamieszkać w domu państwa Sanchez, wynajmujących kwatery narciarzom. Xavier od dziecka wiedział, że będzie księdzem. Tym trudniejszy był dla niego okres dojrzewania, kiedy musiał zapanować nad coraz silniejszym pragnieniem obcowania z kobietą. Żarliwą modlitwą pokonywał zazdrość wobec kolegów ściskających i całujących się z dziewczynami, a całkowite wyrzeczenie się masturbacji jeszcze ten stan potęgowało. Nie mógł pojąć dlaczego poświęcając się w tak szczytnym celu jest tak okrutnie karany. Dlaczego nawracają sny o cudownych pieszczotach z bosko zgrabnymi pannami, skutkujące podświadomym, totalnym orgazmem. Dlaczego po takiej nocy marzenie o stosunku jest nieodparte. Spowiadał się regularnie, ale to z największym trudem powstrzymywane pragnienie towarzyszyło mu już zawsze. Dziś, po ciężkim dniu, idąc przez łąkę marzył tylko o kolacji, kąpieli i śnie we własnym, samotnym łóżku. Skromny pokoik powitał go łuną zachodzącego nad górami słońca. Na szczęście w lodówce było jeszcze cokolwiek. Po skromnym posiłku znużony Xavier zdjął z siebie wszystko co nosił pod sutanną i wolno poszedł pod prysznic. Wreszcie spokój – pomyślał. Z zachwytem słuchał szumu ciepłej wody, spływającej po jego dziewiczym ciele. Nagle usłyszał dźwięk tłuczonego szkła. Ze ściany kabiny odpadł kafelek. Chroniąc stopy przed pokaleczeniem wyrzucał na zewnątrz jego pozostałość. Jakim cudem? Dlaczego? – pomyślał. Popatrzył na miejsce po kafelku. Z pozoru zwyczajne, ale nie do końca. Pod spodem nie było ściany. To jest szyba – pomyślał zaskoczony. Zajrzał przez nią i oniemiał. Oczom księdza ukazała się klęcząca na łóżku dziewczyna. Niebiańsko zgrabna blondynka o wyglądzie dziecka zasłaniała twarz burzą włosów, a za nią klęczał równie młody chłopak i raz po raz pogrążał penisa w jej pochwie. Szesnastoletni Gunnar i Annika, młodzi Szwedzi, cieszyli się pierwszymi wspólnymi wakacjami. Mimo że byli ze sobą już dwa lata, chłopak nie mógł się nacieszyć młodziutką partnerką. Z uwielbieniem całował w trakcie stosunku jej białe jak śnieg plecy i wyjmował penisa, żeby lizać prześliczny, różowy srom. Dzieciaki miały szczęście urodzić się w kraju, gdzie purytanizm traktowany jest na równi z trądem. Kiedy rodzice obojga dowiedzieli się o ich uczuciu, stworzyli im najlepsze warunki. Mogli się kochać na zmianę, u niej i u niego. Razem się kąpać, orgazmować i spać. Takie piękne i proste, a niezrozumiałe dla reszty świata. Teraz, po pracowitym dniu na stoku, Gunnar ubóstwiał młodą "żonkę”. Dziewczyna była tak piękna, że mogła zawstydzić alabastrowe pomniki greckich bogiń. Niepowtarzalna linia ciała, kompozycja buzi, piersi, talii i nóżek były kosmosem. A największą ambicją Gunnara było jej jak najdoskonalsze zaspokojenie. Mimo młodego wieku chłopak był już doświadczonym kochankiem. Wiedział, że partnerka chce czegoś więcej. Położył się obok niej. Nic nie mówił, a ona natychmiast odgadła w jego oczach pytanie, w jaki sposób pragnie być zaspokajana. Smak jej truskawkowego języka wystarczył za wszystkie nagrody. Bez słów zrozumiał, że ma leżeć na plecach. Był w raju, kiedy jej język tańczył wokół obnażonej żołędzi, a potem siadając na nim włożyła do pochwy w pełni wzwiedzionego penisa. Nie wyglądała jak bogini. Ona nią była. Anielska buzia, piersi nie do opisania z zachwycającymi, różowymi, stojącymi na baczność sutkami, talia osy. I ten gest, kiedy odgarniała włosy. Patrzyła na swojego młodziutkiego partnera wzrokiem zakochanej do szaleństwa kobiety i poruszała biodrami we wszystkich płaszczyznach, szukając tego jedynego miejsca w pochwie. Gunnar pieścił najcudniejsze piersi i nie mógł odżałować, że nie może zrobić nic więcej. W pewnym momencie Annika zaczęła poruszać biodrami w jednym kierunku. Zdążyła pochylić się do ust ukochanego, żeby go polizać i odpłynęła. Nie widziała już nic. Skamlając poruszała biodrami coraz szybciej, ocierając żołądź o to jedno jedyne miejsce, sprawiające tyle rozkoszy. Chłopak nie miał siły dłużej zwlekać. Konał patrząc na ekstazę najdroższej dziewczyny, raz po raz napełniając ją fontanną nasienia. Wszystko było poza kontrolą. Wreszcie krzyknęła, uniosła biodra do góry i spazmując trysnęła na tors partnera nektarem rozkoszy. Szczęściu nie było końca. Gunnar całował ukochaną od stóp do głów, a ona oddając pocałunki patrzyła na niego wzrokiem pełnym uwielbienia. Ksiądz Xavier nie wierzył własnym oczom. Właściwie przestał istnieć. Kiedy odzyskał świadomość, stał nago w kabinie prysznicowej z penisem w dłoni, a po ścianie płynął strumień spermy. Nawet nie miał siły się wstydzić. Zazdrość zdominowała wszystko. Rok później Xavier zrezygnował z kapłaństwa i ożenił się z piękną rozwódką Conchitą. W przeciwieństwie do Anniki była ognistą brunetką, ale rozkosz której go nauczyła przerosła jego najśmielsze sny. I do końca życia nie przestał dziękować Bogu za ten jeden zepsuty kafelek.

bieniek

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 958 słów i 5604 znaków.

Dodaj komentarz