Nasza ludzka osada została zbudowana wokół odkrywki gliny, więc dostęp do najbliższego jeziora jest dość utrudniony. Co jakiś czas muszę tam jechać po ryby, oraz wodę, a droga jest długa i jak czasem pogoda nie dopisze, to muszę nocować w lesie, który jest między osadą, a jeziorem. Tak było i tym razem. W sumie nawet lubię to. W lesie nie ma niebezpiecznych stworzeń ani bandytów, więc można spokojnie obozować. A są też pewne miłe miejsca, gdzie można się zatrzymać.
Tej nocy postanowiłem się zatrzymać przy pewnej sadzawce w lesie. Otoczona jest ona niewielką zieloną polaną, woda w niej jest płytka, nawet nie do kolan, a po jej środku znajduje się niewielka wysepka, może na pięć osób. Z reguły zwierzęta przychodzą tu, by się napić. Mimo iż las jest dość gęsty, i nocą nieraz nie widać nieba przez korony drzew, tutejsze miejsce jest całkowicie odsłonięte, a ponad to chmury nigdy nie przetaczają się przez tutejsze niebo, i nawet w czasie największych ulew, to miejsce pozostaje od nich wolne, jakby duchy lasu dbały o tę sadzawkę. Dodatkowo traw chciał, że tej nocy była pełnia księżyca, a niebo dość rozgwieżdżone, więc było tu, jak na noc, dość jasno. Planowałem napoić tu konia, ciągnącego mój wóz, oraz rozbić posłanie, by ruszyć dalej skoro świt.
Gdy docierałem do miejsca, zauważyłem, że ktoś tu jest. Znałem mieszkańców osady, jednak wolałem nie ryzykować. Przywiązałem konia do jednego z drzew, a następnie ostrożnie podszedłem do polany i zza krzaków dostrzegłem dwie osoby, przez które niemal natychmiast oniemiałem.
Były to dwie kobiety, tańczące w sadzawce. Przyjrzałem się im na tyle uważnie, na ile było to możliwe z mojej odległości. Były to nocne elfki, o ciemno fioletowej skórze, oraz długich uszach. Szybko też zauważyłem, że są kompletnie nagie. Ich ciała były smukłe, lekko umięśnione i niezwykle piękne. Ich piersi były spore, i nawet mimo odległości mogłem ujrzeć ich śliczne brodawki. Nie widziałem szczegółów ich twarzy, jednak ich oczy świeciły lekkim, niebieskim światłem. Najmocniej różniły się włosami. Jedna miała lokowane czarne włosy, sięgające jej mniej więcej do łopatek, zaś druga miała rude włosy w kitę, niezwiązaną niczym, a która po prostu się trzymały.
Kobiety tańczyły do muzyki niewydobywającej się z żadnego instrumentu. To wiatr, nocne zwierzęta, oraz woda w sadzawce grały im ich melodię, tak miłą, że nie powstydziliby się jej bardowie, których znam. Elfki tańczyły przy sobie, i robiły to niezwykle zmysłowo oraz pociągająco. Ich twarze bywały niezwykle blisko siebie, jakby miały łączyć się zaraz w romantycznym pocałunku, ręce jednej krążyły wokół ciała drugiej i wzajemnie, jakby miały zaraz się pieścić. Ich ciała często zbliżały się do siebie, jakby miały się zaraz nimi zetknąć. Nie zrobiły jednak żadnej z tych rzeczy ani razu. Ich ruchy z czasem stawały się jednak bardziej dynamiczne. Coraz chętniej też pieściły swoje własne ciała. Brunetka stanęła tyłem do mnie, po czym wykonała głęboki skłon, przez co miałem niebiański widok na jej tył, zaś ruda, w szybkich piruetach przeszła z jednej strony swej partnerki na drugą, po czym role się odwróciły. Następnie stanęły plecami do siebie, i podniosły po jednej nodze zgiętej w kolanie w górę, by za chwilę zjechać na jednej nodze w pozycję kucającą, postawić długi krok wysuniętą nogą i wykonać jakby gwiazdę, tak, że woda wystrzeliła w ślad za ich nogami, od momentu startu i ciągnęła się aż do lądowania. Nie wiedziałem, czy bardziej podziwiać ten talent, czy ciała kobiet, które to robiły. Wylądowały, to stanęły w rozkroku, twarzą bezpośrednio do mnie. Ruda, która stała z lewej strony, położyła swoją prawą dłoń na tyle swojej głowy, a brunetka, która była z prawej strony, zrobiła to samo z lewą. Następnie wykonały kolejny, głęboki skłon, ale tym razem przodem do mnie, więc widziałem ich zwisające piersi. Ich dłonie, które nie były na tyłach głów, wylądowały na ich udach. Muzyka lasu, jakby zaczęła grać bębnami, na znak finału. Zaczęły się wyprostowywać, powoli, a dłonie na udach szły w górę, do ich kobiecości, i gdy były kompletnie wyprostowane... Wepchnęły sobie dwa palce, wydając przy tym jęk rozkoszy.
Stały tak przez chwilę, dotykając się od teraz delikatnie. Chwilę która wydawała się wiecznością. Ich ręce z za głów, wylądowały na ich piersiach Patrzyły prosto na mnie. Nie miałem wątpliwości, iż wiedzą, że tam jestem. Po tej wiecznej chwili przestały się dotykać. Wyszły z sadzawki i zaczęły kroczyć w moją stronę.
Dodaj komentarz