Ankę poznałem na portalu randkowym. Mieszkała w mieścinie nieopodal mojego miasta. Wymiana kilku maili, fotek i ok. spotykamy się. Zjawiłem się w umówionym miejscu kilkanaście minut wcześniej. Czekała. Niska, szczuplutka kobieta o płomiennorudych włosach. Żadna katalogowa piękność, ale uśmiech na sympatycznej twarzy sprawił, że poczułem się jakbym spotkał dawno niewidzianą koleżankę.
- I jak – nie wypadły ci w ostatniej chwili bardzo ważne sprawy – jej głos brzmiał nieco ochryple. Trema, zdenerwowanie – przemknęło mi przez głowę.
- A ty nie przypomniałaś sobie, że nie wyłączyłaś żelazka i zapomniałaś zgasić gaz – odparłem. Nagle oboje zaczęliśmy się śmiać. Lody, które być może gdzieś były zostały przełamane.
Przez cała drogę do hotelu gadaliśmy. Anka o sobie, o córce, o pechu do facetów, ja o swoich podróżach, o tęsknocie do nieograniczonej niczym przestrzeni.
Żadnych zbędnych słów, gestów. Dochodziliśmy do siebie tak, jakbyśmy znali się od wieków, jakby każdy centymetr naszych ciał był doskonale znanym terenem, po którym wiemy jak się poruszać. Po chwili Anka stała przede mną naga. Szczupłe, gibkie ciało, małe piersi, takie, które można zamknąć w dłoni i pieścić jedynie lekko napinając mięśnie palców. Uwielbiam ten ulotny moment, kiedy wszystko jest pierwszy raz. Atmosfera tajemnicy, niewiadomego – odkrywanie nowych światów.
Przytuliła się do mnie. Czułem jej niecierpliwe palce na guzikach koszuli, pasku od spodni. Ale twardy – westchnęła, gdy wreszcie uporała się z oporną materią dżinsów. Poczułem jak jej dłoń zaciska się na moim penisie. Oddychała coraz szybciej. Gładziłem jej nagie plecy, biodra. Opuściła głowę. Poczułem jak jej usta całują mój tors – coraz niżej, niżej.
Wzięła do ust zachłannie, lekko zacisnęła zęby przytrzymując coraz bardziej napiętą skórę. Jęknąłem z rozkoszy. Podniosła się. Chwyciła moją dłoń i wcisnęła sobie między uda. Była mokra i gorąca. Patrząc mi prosto w oczy podniosła do ust moje palce. Wysunęła język i dotknęła ich delikatnie, by nagle włożyć sobie do ust. Zlizywała swoje soki. Zaczęliśmy się całować. Czułem jej smak i zapach pomieszany z moim.
Ponownie zacisnęła dłoń na moim penisie. Jej palec wślizgnął się pod napiętą skórę. Zaczęła zataczać półkola drażniąc jednocześnie nabrzmiałą główkę członka. Wrażenie było tak niesamowite, że mimowolnie wbiłem paznokcie w jej plecy.
- Tak, dobrze, lubię jak trochę boli - szepnęła.
Padliśmy na łóżko. Jej skóra była niemal idealnie gładka. Całowałem, lekko gryzłem każdy centymetr. Zacisnąłem mocno dłonie na jej piersiach. Ugniatałem je tak mocno, że musiałem sprawiać jej ból. Schodziłem coraz niżej przesuwając językiem po płaskim brzuchu, drażniąc jego koniuszkiem pępek. Anka rozchyliła uda. Oddychała coraz głośniej, drżała. Poczułem zapach – lekka mieszanina wanilii i cynamonu - oszałamiająca. Chwyciłem zębami jej łechtaczkę. Lekko przygryzłem. Jęknęła. Zacząłem ją ssać i lizać. Przez ciało Anki przebiegały dreszcze. Palcami drażniłem obie dziurki. Czułem jej dłonie naciskające na moją głowę, prowadzące do miejsc, które teraz, natychmiast, musiały być pieszczone.
Pieprz mnie, pierdol, mocno – usłyszałem zduszony głos Anki. Przyznam, że nie lubię takiego słownictwa. Seks jest dla mnie czymś zbyt pięknym by pasowały do niego wyrażenia rodem z rynsztoka. Jednak w ustach Anki brzmiały tak normalnie, że zupełnie nie raziły. Były dodatkowym smaczkiem, który wzmagał i tak już niebotyczne podniecenie.
Wszedłem w nią gwałtownie. Świat zawirował. Była bardzo mokra i bardzo ciasna. Czułem jak doskonale opina mojego penisa. Zastygliśmy w bezruchu. Anka objęła mnie mocno, jej nogi oplotły moja biodra. Wyglądało to tak jakbyśmy chcieli wtopić się w siebie. Napierałem coraz mocniej. Przetoczyliśmy się na bok. Przyśpieszyłem. Z jej ust wyrywał się ni to skowyt, ni to jęk. Nagle odsunęła się. Chwyciła mokrego od jej soków penisa i nakierowała na drugą dziurkę. Pierdol moją dupę – niemal rozkazała. Naparłem na zaciśnięty odbyt. Nie ustępował. W pewnym momencie, kiedy wydawało mi się, że nic z tego nie będzie przełamałem opór. Krzyknęła. Było w jej głosie nieco bólu i zwiastun zbliżającego się orgazmu. Odleciałem. To tak jakbym miał w zasięgu swojego wzroku tylko wypiętą kształtną dupę i ta słowo - pierdol. Wbijałem – to właściwe słowo. Starałem się by moje ruchy były gwałtowne, nieprzewidywalne. Opowiadała, że zabawia się wibratorem, ale na pytanie czy wzięła ze sobą ,,przyjaciela” odpowiedziała – zepsuł się. Teraz gdy wkładałem w nią palce żałowałem ,,zepsucia”. Nie mogłem wejść tak głęboko jak chciałem. Taka namiastka trójkąta, Ance było mało.
– Ja wiem najlepiej jak mi dobrze – odtrąciła moje palce i zaczęła się pieścić. Mogłem tylko patrzeć i uważać by nie wybić jej z rytmu, w który wprowadzała się wykonując coraz szybsze i coraz mocniejsze ruchy. Kurwa mać! Kurwa, kurwa – ciało wygięte w łuk i im więcej kurew tym więcej spazmów.
Następnego dnia wyjechałem.
Dodaj komentarz