Kobieta w potrzebie 10.

Kobieta w potrzebie 10.Krew.. Krew.. Wszędzie krew. Usta, policzki, szyja.. Brudna od krwi. Cała jestem w tym płynie. Cała brudna. Ciało mężczyzny opada na ziemię. Patrzę, jak życie ucieka z niego. Sprawia mi to przyjemność. Zabijanie sprawia mi przyjemność. Rozprowadzam ciepłą ciecz po nagiej skórze. Tworzę różne wzorki. Wiem, że mnie obserwuje. Wiem, że na mnie patrzy. Pożera wzrokiem. Chciałby mnie dotknąć.. Chciałby spróbować. Dołączyć. To jest moje przedstawienie. Mój czas. Kiedy jestem już cała we krwi pochodzę do następnego mężczyzny, który leży skulony pod ścianą. Łańcuch na nodze uniemożliwia mu ucieczkę. Uniosłam lekko kąciki ust do góry, ukazując kły. Już nie mogłam się doczekać, aż spróbuję jego krwi, ale najpierw trzeba się zabawić. Poleciłam asystentom żeby zawiesili moją ofiarę za ręce. Nogi również miał unieruchomione. Podeszłam do niego wolnym krokiem, kołysząc biodrami. Cały czas się uśmiechałam. Widziałam, jak boi się mnie i podobało mi się to. Niedługo skończy jak jego poprzednik. Doskonale wiedział o tym. Trząsł się z przerażenia. Pogładziłam opuszkami palców policzek, zostawiając na nim krwawe ślady.
- Bój się. Pokaż mi swój strach.. – wyszeptałam zmysłowo i przejechałam ostrymi paznokciami po ramieniu, raniąc go mocno. Zapatrzyłam się na strużki krwi. Oblizałam usta i zaczęłam zlizywać ciecz. Mm.. Smakowała wybornie. Ugryzłam go jeszcze po czym dłonią zawędrowałam do penisa. Chwyciłam go w dłonie i zaczęłam masować. Z początku opierał się, ale po chwili, wbrew sobie, podniósł się. Uśmiechnęłam się triumfalnie. Uklęknęłam przed nim. Usta znalazły się na wewnętrznej stronie ud, bardzo blisko tętnicy udowej. Słyszałam jak krew pulsuje. Palce oplatały kutasa, a kły wbiły się w skórę. Gorąca krew zalała moje gardło. Ofierze wyrwał się krzyk. Cudowny dźwięk dla moich uszu. Oderwałam się nagle i wstałam. Patrzyłam mężczyźnie w oczy. Ręka znalazła się przy sercu. Wbiłam palce, przebijając skórę. Trzask kości, krzyk i tryskająca krew. Objęłam palcami bijące serce. Uderza w palce. Ścisnęłam je mocno. Jednym szarpnięciem wyrywam je z klatki piersiowej. Słyszę skowyt mężczyzny. Uniosłam głowę i patrzę na niego. Skończył swój żywot. Ciało zwisło bezwładnie. Wtapiam zęby w organ i piję, piję. Zatraciłam się w tym. Nic nie słyszałam, nic nie wiedziałam. Czułam jak krew pobudza mnie. Pobudza moje komórki z powrotem do życia. Ból zniknął. Przyjemność rozlewała się po ciele. Ból.. Ciecz wypełniała moje organy, pobudzając je do życia. Dopiero ręka Smitha wyrwała mnie z letargu.
- Marii. Już wystarczy. – powiedział łagodnym tonem i ścisnął mocno moje ramię. Spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem. Przeszkodził mi w tak ważnym momencie. Ale zapanowałam nad sobą. Rzuciłam na ziemię serce i przytuliłam się mocno do Johna, brudząc biały garnitur.  
- Zabierz mnie stąd. – wyszeptałam cichutko, a on skinął głową. Tuląc mnie nadal do siebie zaprowadził na górę. Weszliśmy do łazienki. Odkręcił ciepłą wodę i zaczął się rozbierać. Kiedy garnitur wylądował na ziemi pociągnął mnie pod strumień gorącej wody. Nałożył na rękę trochę żelu i zaczął myć moje ciało. Delikatnie wcierał w skórę płyn, zmywając krew. Stałam jak otumaniona, zastawiając się na tym kim jestem.  
- Już dobrze. Nie musisz się niczym martwić. Wszystko jest już dobrze. – wyszeptał, zaczynając myć moje piersi. Poświęcił im znacznie więcej czasu niż reszcie ciała.  
- Czy to naprawdę ja? Kiedy piję krew nie czuję tego bólu. Bólu, który rozrywa klatkę, nie pozwala oddychać.. – Uniosłam powoli powieki i spojrzałam w ciemne oczy, które przyglądały mi się badawczo.  
- Tak, kochanie. To właśnie to chciałem ci pokazać. Tym właśnie jesteś i nic tego nie zmieni. – Pocałował delikatnie moje usta i przyciągnął do swojego ciała. Odchyliłam głową.  
- To wszystko twoja wina! Gdybyś mnie nie przemienił, to nie byłabym potworem jak ty! Ja nigdy nie chciałam stać się nieśmiertelna. Byłam zwykłą chłopką, która chciała wyjść dobrze za mąż i urodzić gromadkę dzieciaków. A ty jak zwykle musiałeś wparować w moje życie i wszystko zmienić! – Zaczęłam okładać go pięściami po klatce piersiowej. - Czemu wybrałeś mnie? Czemu to zrobiłeś? Przecież mogłeś mieć każdą inną dziewczynę. – Uderzenia stały się coraz mocniejsze, ale John przyjmował je ze spokojem. Pięści uderzyły o klatkę piersiową. Coraz mocniej. Chciałam go zranić. Chciałam żeby poczuł mój ból. Chwycił mocno moje dłonie, przyciągając do siebie. Wtuliłam się w mokre ciało. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę. Pierwszy odsunął się John. Zakręcił wodę i pozwolił aby łzy leciały po skórze.
- Wybrałem cię, bo wiedziałem, że jesteś inna niż wszystkie. Wyróżniałaś się nie tylko urodą, ale i mądrością. Nie byłaś jak wszystkie inne wieśniaczki. Tylko ty nie odwróciłaś się w moją stronę i wiedziałem, że będę musiał cię zdobyć. –Ponownie złapał mnie za ręce i wyprowadził spod prysznica. Łzy same płynęły z oczu. Nie wiedziałam co się dzieje. Przecież ja normalnie nie płaczę. Wytarł mnie dokładnie i opatulił szlafrokiem. Zapomniałam już, jaki może być opiekuńczy. Przez te wszystkie lata odzwyczaiłam się od uczucia, że ktoś może dbać o mnie.  
- I postanowiłeś zamienić mnie w okrutną istotę? – rzuciłam gniewnie i poszłam do sypialni, nie czekając na niego. Weszłam do wielkiego łóżka, zagrzebałam się w pościeli. Po chwili dołączył do mnie, przepasany jedynie ręcznikiem wokół bioder.
- Marii. Tę rozmowę przeprowadzaliśmy już tysiąc raz. Wiesz czemu cię wybrałem. Bardzo przeżyłem to kiedy próbowałaś przebić mi serce kołkiem. – Położył się obok mnie.  
- Oooooch, biedaku. Zasłużyłeś sobie po tych wszystkich latach. – Ta rozmowa przypominała kłótnię starego małżeństwa. Mimowolnie przytuliłam się do nagiej piersi i zaczęłam bawić się włoskami.  
- Brakowało mi ciebie i twojego charakterku. – Ucałował delikatnie moją głowę i objął mnie ramieniem. To była jakaś chora sytuacja. Od kiedy pojawiłam się u Smitha, minęło pół roku. Przez cały ten czas próbowałam wyprowadzić go z równowagi. Leczy im ja byłam bardziej złośliwa, tym John stawał się spokojniejszy. Nie miał już napadów agresji. Nie chciał również pić mojej krwi. Czyżby aż tak się zmienił? Czy były to tylko pozory? Minęło sporo lat odkąd uciekłam od niego.  
- A tak właściwie to po co ci ta cała zgraja wampirów? Planujesz z kimś wojnę? I po co ci jest Victor? – Poczułam jak spina mięśnie. O nie. Tylko nie to.
- Zastanawiałem się, kiedy o to zapytasz. Na razie szkolisz tylko Felicję, ale niedługo przyślę ci więcej rekrutów. Dobrze zgadłaś. Pamiętasz Lachia i Teora? Zaczęli zajmować moje tereny. A jak dobrze pamiętasz, wampiry tego nie robią. Musze pokazać im kto tu rządzi, a że wszystkich moich żołnierzy ty zabiłaś, tak więc twoim zadaniem będzie wyszkolić nowych. Musisz to zrobić, czy tego chcesz czy nie. A jeśli chodzi o Victora, jest tutaj, żeby ci pomóc. – Nie podobało mi się to. Nigdy mi się nie podobało, kiedy powstawały jakieś konflikty między stadami. Ale to normalne. Tylko że, teraz ja będę musiała wytrenować całą armię. Cholera.
- Dobrze, kiedy zaczynam?  
- Od jutra. A dziś pozwolimy sobie na trochę przyjemności. – Uśmiechnął się złowieszczo i zaczął całować moje wargi.  

Tak, jak powiedział John, następnego dnia przysłali mi aż pięć nowonarodzonych wampirów. Były to osoby w różnym wieku. Starałam się nie myśleć o Michale, ale czasem powracał w myślach, czy wspomnieniach. Zastanawiałam się, co robił. Czy za mną tęsknił? Czy zapomniał? Czasami sama siebie nie rozumiałam. Znów wylądowałam z tym świrem. Wariatem, psychopatą, który miał manię wielkości. Czy kiedykolwiek uda mi się od niego uwolnić? Zawsze mnie znajdzie. Zawsze będę jego niewolnicą. Nieważne gdzie bym się uciekła, on i tak mnie odnajdzie. Teraz udało mi się uciec, ale i tak mnie znalazł. Nie miałam zbyt wiele czasu na myślenie. Musiałam wyszkolić cholerną armię! Nowi rekruci byli niezdyscyplinowani. Pragnęli tylko krwi.  
- Felicjo, pokaż mi jeszcze raz. – poleciłam dziewczynie. Pokiwała głową i ustawiła się w lekkim rozkroku. Wysunęła dłonie do przodu i wykonała kilka uderzeń rękoma.  
- Teraz wasza kolej. – powiedziała do reszty wampirów. Usiadłam na krześle i zapaliłam papierosa. To zaczynało robić się męczące. Próbuję nauczyć ich już od prawie miesiąca.  
- Ćwiczcie, ja wrócę za jakiś czas. Felicja zostawiam wszystko na twojej głowie. – Wiedziałam, że mnie nie zawiedzie. Była bardzo pojętną uczennicą. Jako jedyna opanowała sztuki walki w zaskakująco szybkim czasie. A reszta, aż szkoda słów. Nie utrzymywałam już z nią stosunków seksualnych. Czasem brakowało mi ciepła jej słodkiego ciałka, ale nie mogłam spać z nią i ze Smithem. Myślę, że Johnowi za bardzo by to nie przeszkadzało, ale ja się z tym źle czułam. I tak znajdowałam się w trudnej sytuacji. Nie chciałam komplikować spraw jeszcze bardziej. Co ja znów wyprawiam? Na ucieczkę nie miałam co liczyć. Goryle Smitha za bardzo pilnowali wszelkich wyjść. Zaczynałam mieć już tego wszystkiego dosyć. Czemu nie udało mi się wtedy zabić Johna? Trzeba było go spalić tak jak resztę. Wyszłam do ogrodu i spoczęłam na schodach. Uniosłam powoli głowę do góry i patrzyłam na gwiazdy. Takie samo niebo jest u Michała. Im dłużej tu byłam, tym bardziej tęskniłam za nim. Za jego głosem, dotykiem. Samą obecnością. Kotka pojawiła się w nogach. Wzięłam ją na ręce i pogłaskałam. Przynajmniej ona była tutaj w miarę szczęśliwa.  
- Podoba ci się tu? Bo mi nie. I nie wiem, jak nas stąd zabrać. Znów spieprzyłam. Chyba jesteśmy zmuszone zostać tu na zawsze. Wiem, mi też się to nie podoba. – Podrapałam zwierzaka za uchem.  
- Ale ja wiem jak możemy stąd uciec. – Podskoczyłam na dźwięk głosu Victora. Spojrzałam na niego badawczo.
- Tak? A niby jak? Już raz próbowałam go zabić i jakoś się nie udało. – Westchnęłam cicho i puściłam kota wolno.
- Nie zapominaj, że jesteś tą słynną wampirzycą, która wybiła połowę. Gdzie podziała się ta dawna Marii, która pokazałaby Smithowi jego miejsce? – Usiadł obok mnie.
- No właśnie… Gdzie ona się podziała..- powtórzyłam za mężczyzną. Czy naprawdę w tych ucieczkach zgubiłam siebie? Victor miał rację. Przecież to ja w czasie Wielkiej Wojny zabiłam większość naszych. To ja byłam postrachem wśród wampirów, nie Smith. Byłam tylko jego marionetką i czas z tym skończyć.  
- Pozwól, że opowiem ci plan naszej ucieczki. I przy okazji pozbędziemy się Johna. – uśmiechnął się tajemniczo, a ja zamieniłam się w słuch. Nie chciałam robić sobie zbyt wielkiej nadziei. Przecież już od prawie dwustu lat próbuję odpokutować swoje winy. Stałam się tą bestią, chociaż nie prosiłam się o to. Moja rodzina, znajomy, ukochany. Już dawno nie żyją. A to wszystko wina Johna. Z początku byłam mu wdzięczna, że zrobił ze mnie wampira, ale po jakimś czasie zaczęłam go nienawidzić. Musiałam odpuścić sobie tyle rzeczy. A najważniejsze, że już nigdy nie będę mogła mieć dzieci. Tego najbardziej nie mogłam mu wybaczyć. Kiedyś chciał zrobić wampira z dziecka. Nawet mu się udało, ale musiałam je zabić. To nie było normalne dziecko. Pragnęło tylko krwi i śmierci wszystkich napotkanych. Mojej również. Siedzieliśmy z Victorem, moim dawnym kochankiem całą noc i obmyślaliśmy plan ucieczki. Może tym razem się uda. Lecz musimy poczekać, aż słońce znów się schowa.

/Wybaczcie za tak długą przerwę. ;)

chaaandelier

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 2218 słów i 12134 znaków, zaktualizowała 7 sty 2016.

6 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Pszczo

    No i?

    19 lip 2017

  • kromka95

    Czy bedzie jeszcze kolejna czesc i co sie stalo z blogiem?

    5 kwi 2016

  • Szarik

    Baaardzo udaną część wysmażyłaś :)

    9 sty 2016

  • literówek

    Takie krótkie zdanka to dynamika, czy co tam Ci przyświeca ? ;)

    8 sty 2016

  • chaaandelier

    @literówek O które zdania ci chodzi?

    8 sty 2016

  • violet

    Już czekam!

    8 sty 2016

  • Micra21

    Bardzo dobry kawałek. Podoba mi się, choć wampiry, horrory, czy inna przemoc nie są moimi ulubionymi tematami Pozdrawiam

    7 sty 2016