Istniejemy w swiecie gdzie się cały czas gdzieś spieszymy. Jesteśmy zabiegani, a w domu siadamy wygodnie w fotelu i nadal pracujemy. Powtarzamy ta czynność cały czas, dzień w dzień, od rana do wieczora. Nic nie mamy do powiedzenia. Mamy co wspominać? Życie bez sensu. Opłaca się żyć? Opłaca się. Tylko pokazcie ten moment!
Pewna istota jednak się nigdzie nie spieszy. Swoja obecnością zaszczyca nas codziennie, lecz my jej nie widzimy. Ona się z nas śmieje i mówi co ze chce. To ona. Dziewczyna ubrana na czarno, na głowie kaptur, a na twarzy swój cwaniacki usmieszek. Wie kim jesteś. Wie o tobie wszystko. Ukryć myśli przed nią jest bardzo ciezko. Idzie jak królowa po uliczkach. Ukrywa sie. Nie da żyć człowiekowi, któremu śmierć stoi na drodze. Chce patrzeć na jego cierpienie.
Na imię jej Amelia. Jest córka samego diabla i anioła. Mieszanina dwóch światów pośmiertnych. Niebo i piekło to ona, a to jej historia. Miłości i przygody.
------------
Na nic nie macie czasu. Wasz chód jest szybki i pewny. Krzyczycie w myślach, boicie się i myslicie o jednym, , która godzina? Zaraz się spoznie". Po co te nerwy? To tylko czas. Ja jak nigdy idę spokojnie, zmierzając do swej ulubionej kawiarni nad morzem.
Poranek spędzony przy wschodzie słońca i kawie. Cos czego nie można zapomnieć. Widoki. Zawsze je podziwialam i zachwycalam się nimi. Chaos w mojej głowie jednak niedaje mi spokoju. Zaledwie minęło kilka wieków, a tyle się zmieniło. Człowiek jednak potrafi zmienić świat, ale czy na lepsze? To się okaże. Ja mam dużo czasu by ujrzeć świat nieznany i nowy.
Ostatni lyk kawy, a ja spogladam do środka kawiarni. Tyle ludzi w niej robiący tłok. Pod nosem zaczynam się śmiać. Każdy na każdego się pcha. Kloca się i przepychaja. Scena tak wiele razy powtarzana. I im się to jeszcze nie znudzilo.
- tez się zawsze śmieje z tej sytuacji. - powiedział chłopak stojący tuz obok mojego stolika i patrzący w to samo miejsce co ja. Chłopak przystojny, stosowny i miły. Zaczelam szukać w jego myślach przeszłość która zapamiętał. - ammm... Czy mogę się dosiąść? - czekał na odpowiedz ktorej zapomnialam udzielić.
- jasne! - szybko powiedziałam do niego chowając swoje oczy i włosy za kapturem. - wybacz za tak długie milczenie. - zaczelam mówić jak idiotka. Nie wiedziałam jak się zachować w takiej sytuacji.
- znam osoby które wogole nie odpowiadaja, wiec się nie musisz martwić. - przerwał a miedzy nami nastąpiła niezreczna cisza. - a tak wogole na imię mi Tom. - wstał i podał mi rękę podchodząc do mnie.
- Amelia. - zasmial się pod nosem, a następnie wstalam i również podalam mu rękę. Spojrzelismy się w oczy nasze, a na twarzach naszych pojawiły się uśmiechy radości.
Stalismy tak przez dłuższy czas. Stalismy i się patrzylismy na siebie. Po ocknieciu się usiedlismy spowrotem i zaczęliśmy rozmawiać. Było naprawdę wspaniale, chociaż miałam problem z zrozumieniem o czym on mówi.
- powinienem już iść. Rodzina zapewne się o mnie martwi. - zaczął zbierać swoje rzeczy.
- wielka szkoda. Milo się spędza z toba czas. - moje myśli były daleko od tej rozmowy. Spojrzalam na słońce, a mina mi zrzedla. Musialam się wybrać do osoby która nie zamieszkuje te rejony. Podroż mi zajmie trochę czasu. - tez muszę się zbierać. - spojrzał na mnie jak na nadzieje. Uśmiechnął się i pomógł mi w zbieraniu moich zacnych rzeczy. Schylil się i ujrzał kawałek mojej twarzy. W jego oczach zagościł niepokój. Podał mi torebkę i spojrzał na mnie, a ja z nawyku zaslonilam się bardziej kapturem.
- wybacz, ze spytam, ale czemu nosisz kaptur kiedy nie pada? - był zaciekawiony. Podczas witania widział moje oczy w ciemności. Nie wiedział jak one wyglądały. Wzielam głęboki wdech, lecz nic nie odpowiedzialam, a ucieklam. Szybkim krokiem poszlam na plaże. On mnie jednakże dogonil. Złapał moja rękę i odwrócił w swoja stronę cale moje ciało. - proszę, odpowiedz na moje pytanie. - jego glos był zniewalajacy. Blagal i prosil. Już sama nie wiedziałam co uczynić.
- a ty czemu jesteś taki natretny? - odpowiedzialam ze złością i poszlam swoja droga. Poczulam jego zawiedziony wzrok na swych plecach.
Po pewnym czasie i odstępie od Toma, zrobiło się ponuro i chlodno, a pogoda była słoneczna. Stanelam i zdjelam kaptur. Wiedzialam kto nadchodzi. Wszystko zrzucilam na ciepły piach, czekając aż się odezwie.
- oj siostra. Nie spodziewalem się tego po tobie. - wreszcie się odezwał. Śmiał sie, a swoja twarz miał tuz obok mojego ucha. Szybko się odwrocilam i złapał go za szyje.
- witaj Baltazarze. Masz jakiś problem? - kochające się rodzenstwo, które cały czas sobie dokucza i się bije. Pojscilam go, a on zaczął dotykać ludzi na plazy i ich rzeczy. Przedmioty gnily, a ludzie starzeli się.
- jak to odwrocisz uznam, ze się nie zmienilas.
- debil! - zamknelam oczy i spowolnilam swój oddech. Po chwili czulam napływ mocy, dzięki któremu odwrocilam starzenie i gnicie. Wszystko było jak kiedyś, a mój brat znikł.
W pośpiechu zalozylam kaptur i wszystko wzielam. Pobieglam nie zatrzymując się nigdzie. Myslalam o zajściu w kawiarni. Co Tom wtedy ujrzał? Moje białe jak śnieg włosy czy oczy z czarnym jak smoła środkiem, a na zewnątrz nieskazitelna biela. Nie balam się odpowiedzi, lecz tego co on pomyślał.
Dobieglam. Posiadłość nie remontowana od wielu, wielu lat. Brama owinięta zaroślami, a drzewa powyginane. Zardzewiala bramę lekko popchnelam i weszlam. Swoja mocą umysłu zamknelam je. Na twarzy miałam swój cwaniacki usmieszek. Zaczelam skakać jak mała dziewczynka i pod nosem śpiewać, , la, la, la''. Po ujrzeniu starego budynku zatrzymalam się. Rozejrzalam się wokol siebie, ale nikt za mna nie szedl. Stanelam przed ogromnymi drewnianymi drzwiami.
- buu! - próbowała mnie przestraszyć córka śmierci. Jednakże nie udało jej się. Odwrocilam się ze śmiechem na ustach. - jesteś nie ustraszona. Da się ciebie przestraszyć? - powiedziała otwierając drzwi i wpuszczając mnie do środka.
- jak się postarasz to na pewno się da. - mój strój się zmienił w mgnieniu oka. Skórzane spodnie, damska bokserka i bluzka z kapturem oczywiście wszystko czarnego koloru zmieniło się na piękna czarna suknie z gorsetem i długim trenem.
Przy kominku siedziało oraz stało kilka znajomych twarzy z piekła. Przed schodami stala śmierć, a zza jej pleców wyłoniła się sylwetka Baltazara. Spotkanie rodzinne i znajomych. O co tu chodzi? Śmierć się nie odzywala, tak samo jak ja i inni przy schodach. Grono przy kominku obgadywalo śmiertelników i rozmawialo o mnie. Ciśnienie zaczęło mi skakać. Słowa które slyszalam denerwowaly mnie.
- witam zgromadzonych tu nieśmiertelnych... - glos wydobywał się ze wszystkich ścian i podłóg. Glos lucyfera, króla piekieł i mojego zacnego ojca. Po paru chwilach ukazał się stojąc tuz przy mnie. - zapewne pytacie dlaczego tu jesteście i po co? Już wam mowie. - był zły na cos. Mówił niepewnie i swój glos coraz bardziej sciszal, ale twardo mówił dalej. - został skradziony kielich władzy. - kazdy się zlakl i ucichl było tylko słychać szmery, tak samo jak śmiech Baltazara.
- ty chyba sobie klisz! Nikt nie ma prawa ani dostępu do niego! - nie mógł uwierzyć. Swoich myśli nie ukrył przede mna., , mój plan zaczął dzialac''. Miałam dość jego wybryków. Myślał tylko o jednym.
Kłótnia miedzy mną i bratem zaczeła się. Walczylismy i krzyczelismy na siebie. Ojciec próbował nas rozdzielić lecz moja moc przewyższała go. Nie mógł nic zapobiec. Po paru minutach jednakże sobie odposcilam, ale dowiode prawdy....
CIAG DALSZY NASTAPI
To moje pierwsze takie opowiadanie... Kategoria może być nie ta, ale sama nie wiem jaka dac... Komentarze SA bardzo mile widziane...
Dziękuje za przeczytanie :-D
1 komentarz
mada
Narzekać nie można :-D hehe :-D mi się podoba :-D