W deszczowy dzień, na pustym skrzyżowaniu, ktoś obcy wsiada do auta Mari. I to właśnie jest początek jej kłopotów, bo seksowny mężczyzna o nieciekawej, mrocznej przeszłości, jest niczym bomba z opóźnionym zapłonem.
Marianna rozejrzała się po pustym audytorium. Prócz niej, nie było już nikogo. Zresztą nic dziwnego, o tej porze!
Lubiła panującą tu ciszę, półmrok, czający się w zakurzonych kątach, echo odbijające się od ścian. Instytut był dla niej drugim domem, schronieniem iczymś w rodzaju bezpiecznej przystani. Kiedy kończyła pracę, szybko zbiegała po schodach, z samej góry ogromnego gmaszyska przy ulicy Fredry, wprost na przystanek tramwajowy. Potem wystarczyło chwilkę poczekać i dwadzieścia minut późnej była już w domu, w swoich własnych, ukochanych czterech ścianach.
Jednak tego dnia od samiuteńkiego rana lało jak z cebra. Postanowiła więc, że tym razem skorzysta z samochodu.
Nie spiesząc się oddała klucz woźnemu i wyszła na zewnątrz, naciągając na głowę kaptur przeciwdeszczowej kurtki. Niewiele to pomogło, bo kiedy wsiadała do auta, miała całkiem przemoczone nogi.
No tak – pomyślała z wisielczym humorem. – Zapomniałam o kaloszach.
Było już ciemno, a strugi wody spływały po przedniej szybie, zamazując widok opustoszałego i jakby wymarłego miasta. Ostrożnie ruszyła z miejsca, włączając wycieraczki. Ujechała spory kawałek, gdy nagle zahamowała z piskiem. Mało brakowało, a nie zauważyłaby czerwonego światła.
Sięgnęła do włącznika radia i zamarła zaskoczona, bo od strony pasażera ktoś energicznie otworzył drzwi i zajął miejsce tuż obok. Przez moment miała wrażenie, że to może ktoś znajomy, kto dostrzegł jej twarz przez zaparowaną szybę samochodu. Jednak intruz nie zdjął kaptura. Za to wyciągnął w jej kierunku dłoń, w której trzymał broń.
– Co to jest? – Marianna zachłysnęła się z wrażenia.
– Nie zadawaj głupich pytań, tylko jedź. Jest zielone. No już! – warknął i czubkiem pistoletuszturchnął ją w bok.
Bezmyślnie wrzuciła bieg i ruszyła przed siebie.
– Grzeczna dziewczynka – powiedział tylko i rozsiadł się wygodniej na siedzeniu. Choć miał szorstki głos, to jego akcent był dziwny, niemal śpiewny. Inny. Od razu pomyślała o wschodniej granicy.
– Gdzie mam jechać? – spytała. Czuła, że zaskoczenie powoli zamienia się w panikę. Serce nieznacznie przyspieszyło, dłonie zaczęły drżeć, ale z tym akurat sobie poradziła, zaciskając je z całej siły na kierownicy.
– A gdzie mieszkasz? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Zatrzymała się na kolejnym świetle i spojrzała w jego kierunku z wyraźną obawą.
– Niedaleko stąd.
– Sama?
– Z rodzicami – skłamała. Roześmiał się cynicznie.
– Sama – potwierdził ze spokojem.
Zaklęła w duchu. Nie mogła powiedzieć, że z narzeczonym albo koleżanką?
Co on zamierzał? Uprowadzić ją i zgwałcić? Zabić?
Bez słowa sięgnął po torebkę, którą beztrosko rzuciła za siedzenie. Chwilę w niej grzebał, aż w końcu wyjął etui z dokumentami.
– Nie mam pieniędzy, tylko karty – powiedziała cicho, znów ruszając.
– Jedź do domu.
– A ty?
– A ja pojadę z tobą. I jak będziesz grzeczna, to nie zrobię ci krzywdy. Potrzebuję opatrunku i dachu nad głową na dwie noce.
– Ale…
– Ani słowa. I nie kombinuj paniusiu, bo może się to skończyć dla ciebie bardzo źle.
Nie zaprotestowała. W tej chwili szanse na wyswobodzenie czy ucieczkę były równe zeru. Może gdy będą wysiadać? Albo w domu? Ma w szufladzie gaz pieprzowy. Coś na pewno wymyśli, byle nie poddać się panice. Tylko spokój może ją uratować.
Zaparkowała, zgasiła silnik i zerknęła na milczącego napastnika.
– Co teraz?
– Teraz wysiądziemy. Najpierw ja, potem ty. Zapamiętałaś, że masz być grzeczna?
– Broń zazwyczaj hałasuje.
– Bystra z ciebie dziewuszka, ale nie do końca. To coś na końcu, to tłumik.
Z całej siły zacisnęła zęby. Panika i przerażenie narastały. W samochodzie nie zrobił jej krzywdy, ale w domu? Grube ściany starej kamienicy doskonale tłumiły wszelkie hałasy.
– Ostatnie piętro – oznajmiła, gdy ujął ją za ramię i podprowadził do drzwi. Na kamiennych schodach zastukały jej obcasy. Pomyślała z irytacją, że wybrała wyjątkowo głupie obuwie na taki dzień. Ale lubiła swoje „służbowe” garniturki i wysokie buty. Tylko dlatego wzięła dziś samochód. Aby nie zakładać kaloszy…
Normalnie pokonywała drogę na piąte piętro dość wolno. Teraz została zmuszona do szybkiego marszu. Raz czy dwa potknęła się na schodach, ale od razu poczuła silne szarpnięcie i znów stała na nogach.
W końcu znaleźli się na samej górze. On wciąż zakapturzony, milczący, wbijając lufę w jej prawy bok. Ona coraz bardziej przerażona. Mogła krzyczeć, mogła protestować. Lecz cóż by to dało, jeśli spełniłby swoją groźbę i pociągnął za spust?
Nic.
Musi znaleźć lepszy moment.
– Czy mógłbyś mnie puścić? Chcę się rozebrać.
– Ależ bardzo chętnie – odparł z przekąsem. Starannie zamknął drzwi i oparł się o nie plecami.
Zapaliła światło i zdjęła kurtkę. Potem buty. I dopiero wtedy odważyła się zerknąć na swego przeciwnika.
Był wysoki, dużo wyższy niż ona. Szczupły, ubrany w bure łachy, nieokreślonego koloru i kroju. Broń wciąż trzymał wycelowaną prosto w jej pierś.
– Usiądź na krześle – polecił.
Zrobiła, co kazał.Patrzyła jak zrzuca mokry płaszcz, coraz bardziej zdziwiona, bo nie tak wyobrażała sobie przestępcę czy gwałciciela. Ciemne, półdługie włosy, szczupła twarz, wysokie kości policzkowe, wąskie usta. I oczy. Szare, przenikliwe.
Czy był przystojny? Nie, raczej nie. Sprawiał wrażenie nieprzystępnego, surowego. Było w nim coś pierwotnego, coś, co sprawiło, że poczuła strach.
Był niebezpieczny. I niebezpiecznie fascynujący.
Przełknęła ślinę, gdy podszedł bliżej. Z kieszeni wyjął kajdanki.
– Ale…
– Nie mogę ryzykować, że gdy się odwrócę, walniesz mnie w głowę czymś ciężkim. Nie wyglądasz na zalęknione dziewczątko i raczej tylko czekasz na okazję, by mnie ogłuszyć. Prawda? – spytał drwiąco, kucając tuż przed nią i czubkiem broni podnosząc w górę jej podbródek. Kobieta zbladła, kurczowo zaciskając dłonie.
Spokój. Tylko spokój.
– Czy mogłabym najpierw skorzystać z toalety? I przygotować jakieś kanapki? Jestem głodna.
– Ja również. Dobrze. Masz pół godziny.
Wygodnie rozsiadł się na sofie, patrząc jak Marianna znika w drzwiach łazienki. Nie marnowała tam czasu, załatwiła co trzeba i przeszła do kuchni. Pstryknęła włącznikiem czajnika. Wyjęła z lodówki kilka produktów. Z szuflady mały nożyk. Potem zacisnęła zęby i sięgnęła niżej, po gaz pieprzowy. Postawiła go obok innych artykułów. Wiedziała, że każdy jej ruch śledzą podejrzliwe, szare oczy. Ciekawe czy zorientował się, co zamierza?
Tymczasem mężczyzna w milczeniu kontemplował widok jaki się przed nim roztaczał. Kobieta była naprawdę piękna. Średniego wzrostu, o zgrabnych biodrach i nogach, które mógłby podziwiać godzinami. Do tego krótkie, obcięte na pazia jasne włosy, delikatna cera, zielonkawo niebieskie oczy w oprawie długich i ciemnych rzęs. I te usta… Duże, wyraziste, z lekko uniesionymi kącikami, jakby lada chwila miała się uśmiechnąć. Szkoda, że nie do niego.
Wykrzywił się z goryczą. Nie czas na bezsensowne zachwyty. Będzie miał takich na kopy, gdy tylko dotrze do celu. Jedną, dwie, dziesięć. Naraz lub osobno.
– Chcesz herbaty czy kawy? – przerwała panującą ciszę.
– Herbaty.
Ze spokojem zaczęła zastawiać stół. Zmrużył oczy. Niemożliwe, by tak dobrze nad sobą panowała? Celował w nią z broni, nie znała jego zamiarów, a zachowywała się jakby na kolację wpadł nieproszony gość.
Coś knuła. Ten spokój był zaledwie pozorny.
– Mówiłeś, że jesteś ranny?
– To draśnięcie.
– Zdezynfekuję i opatrzę.
– Wiesz, że nie podoba mi się twoja uprzejmość?
– To ty mierzysz do mnie z broni.
– Owszem – wstał i podszedł bliżej. Odruchowo cofnęła się, opierając o kuchenny blat. Jedna ręka powędrowała za plecy i zacisnęła się na niewielkim pojemniczku z gazem.
– Powiedziałeś, że jeśli będę grzeczna to puścisz mnie wolno. Więc jestem.
– Akurat – mruknął. Nie zdążył jednak dodać nic więcej, gdy kobieca dłoń wystrzeliła do przodu.
Nigdy wcześniej nie widziała, by ktoś mógł być tak szybki. Odtrącił jej ramię, jednocześnie wykonując unik.
Krzyknęła z bezsilnej złości. I spróbowała raz jeszcze. Ale pozbawiona przewagi zaskoczenia, nie miała żadnych szans.
Unieruchomił ją, przyciskając do gładkiej ściany lodówki. Dłonie przytrzymał nad głową. Nie przypuszczała, że w tak szczupłym mężczyźnie może drzemać tyle siły. Widziała w jego jasnych oczach gniew i co najbardziej zdumiewające, podziw.
– Sprytna dziewczynka z ciebie – pochwalił niechętnie.
Zanim zdążyła pomyśleć co robi, splunęła mu w twarz.
Potem zamarła.
Z pozornym spokojem otarł policzek wierzchem dłoni.
– Chcesz wojny? – spytał cicho.
Przerażona, zaprzeczyła ruchem głowy.
– To bierz te opatrunki i do roboty! – rozkazał, nieoczekiwanie ją puszczając.
Pojemniczek z gazem wsadził do kieszeni i pchnął znieruchomiałą kobietę w kierunku kuchennych szafek.
– Żadnych więcej noży, nożyczek czy innych ostrych przedmiotów. Jak nie posłuchasz, to i tobie przyda się opatrunek. Odetniemy kilka z tych ślicznych paluszków…
Tym razem z trudem zachowała spokój. Trzęsącymi się dłońmi wyjęła z apteczki kilka przedmiotów i rozłożyła je na stole. Mężczyzna usiadł na jednym z kuchennych stołków i beznamiętnie obserwował jej poczynania. Broń leżała tuż obok jego prawej ręki. Niedbale porzucona, kusiła wizją wolności. Lecz Marianna przekonała się już, jak zwinny i szybki był jej właściciel.
– Co mam opatrzyć? – spytała cicho.
Zdjął czarną, przemoczoną koszulkę. Nawet wtedy nie skorzystała z okazji zawładnięcia pistoletem. Wpatrywała się bez słowa w śniady tors, pokryty ciemnym zarostem, w wymyślne tatuaże zdobiące ramiona. Nie miał oszałamiającej muskulatury, ale pod gładką skórą, wyraźnie rysowały się doskonale wyrzeźbione mięśnie.
– Tym masz się zająć – przerwał ciszę, wyrywając ją z zamyślenia. – Przemyj, a resztę dokończysz, gdy się wykąpię.
Jeden bok był wyraźnie poharatany. Wyglądało to tak, jakby napadł go jakiś wściekły kot.
Nawet nie spytała, co było tego przyczyną.
Zdezynfekowała ranę, która wbrew pozorom okazała się dość płytka i przyłożyła do niej kawałek gazy.
Śledził każdy jej ruch w absolutnej ciszy.
Zauważył jak zerkała w stronę leżącego na stole pistoletu. Uśmiechnął się z przekąsem, bo wiedział, że i tak byłby szybszy. Na szczęście kobieta okazała się rozsądna i nie podjęła próby przejęcia broni.
– Teraz kolacja – zarządził, wygodnie rozsiadając się na sofie. Pistolet zatknął za paskiem spodni. Nie chciał kusić losu i obcinać jej tych ślicznych paluszków.
Bez słowa przygotowała całą stertę kanapek i dwa kubki parującej herbaty. Jednak wcale nie miała ochoty na posiłek. Usiadła tylko w fotelu naprzeciwko i obserwowała jak mężczyzna pochłania jedzenie.
– Nie jesteś głodna? – spojrzał na nią pytająco.
– Nie.
– Zostawię ci trochę, gdybyś w nocy zgłodniała – powiedział wspaniałomyślnie. Mało brakowało, a rzuciłaby w niego swoim kubkiem z herbatą.
– Jesteś psychopatą, mordercą?
– Seryjnym gwałcicielem. No! – roześmiał się nieoczekiwanie. – Nie rób takich wystraszonych oczu, laleczko. Żartowałem. Choć wyglądasz tak ponętnie, że gdybym był mniej zmęczony, to pewnie bym skorzystał z okazji.
– Z okazji? – spytała z goryczą.
– Z okazji –potwierdził spokojnie. – A teraz marsz po kocyk i pod kaloryfer.
– Dlaczego? – jęknęła.
– Bo ani ja nie chcę cię skrzywdzić, ani ty mnie. Prawda?
– Nie…
Nie dociekał, czy miało to być zaprzeczenie, czy też potwierdzenie.
– Mogę się jeszcze przebrać?
– Możesz. Ale do sypialni pójdziemy razem – dodał, widząc jak kobieta wstaje i kieruje się do drugiego pokoju.
Wybrała jedną z ukochanych, nieco już wypłowiałych bawełnianych piżam. Ta akurat miała łaciate spodnie i sympatyczną mordę krowy na bluzie. Nic bardziej aseksualnego nie udało się jej znaleźć.
Kiedy umyta i przebrana wyszła z łazienki, mężczyzna wybuchnął nieoczekiwanym śmiechem.
– Liczyłem na kusą, jedwabną koszulkę – powiedział kpiąco, przykuwając ją do grzejnika. Zacisnęła zęby i posłała mu pełne jawnej niechęci spojrzenie.
– Mogę ci pożyczyć, choć nie wiem czy twój rozmiar – odparowała.
– Teraz ja skorzystam z łazienki. Masz być grzeczna i nie kombinować. Rozumiemy się? – dłonią ujął jej podbródek i mocno ścisnął. Marianna jęknęła protestująco.
– Tak.
– To dobrze.
Podczas gdy on beztrosko chlapał się pod prysznicem, ona usiłowała dosięgnąć szuflady, stojącej niedaleko komody. Nie chodziło o kluczyk. Wystarczyłby kawałek drutu, spinacz czy zwykła wsuwka do włosów. Dawno temu, jeden z jej braci miał manię otwierania wszystkiego wytrychami. Obecnie pracował w policji i kiedyś, dla zabawy pokazał jej nawet, że i kajdanki dwuzapadkowe można otworzyć bez problemu, posługując się zwykłym spinaczem. Po raz pierwszy w życiu mogła wykorzystać niezwykłe umiejętności nabyte w dzieciństwie.
Nagle umilkł szum wody. Marianna zbeształa się za głupotę. Przecież mogła zabrać ze sobą kilka spinek. Nic trudnego, leżały w koszyczku na pralce. Że też nie pomyślała o tym wcześniej.
Nieznajomy wyszedł z łazienki, opasany jedynie ręcznikiem.
– Teraz opatrunek – oznajmił zwięźle.
– Przecież jestem przykuta! – Nie umiała opanować irytacji w głosie.
– Marudna kobieto…
Z kieszeni porzuconych spodni wyjął kluczyk. Obserwowała go w milczeniu. Potem bez problemu jeszcze raz osuszyła ranę, przyłożyła nową gazę i całość elegancko zabandażowała.
– Muszę na chwilę do łazienki – powiedziała na koniec.
– To idź – wzruszył ramionami.
Trzy wsuwki wpięła we włosy, tak, by pozostały niewidoczne. Potem wróciła i bez sprzeciwu ponownie pozwoliła się zakuć.
Ale myliła się sądząc, że napastnik nie nabierze podejrzeń.
– Jesteś zbyt spokojna, laleczko – przesunął szorstką dłonią po jej policzku. Wzdrygnęła się i nieco odsunęła. – Coś kombinujesz, a to niedobrze.
– Jestem zmęczona.
– Pamiętaj, że mam już tyle na sumieniu, iż zabicie ciebie nie sprawi mi problemu.
– Pamiętam.
Jeszcze raz obrzucił ją czujnym spojrzeniem. Potem wstał i zgasił światło. W półmroku widziała, jak położył się na kanapie. Zapanowała cisza, którą zakłócał jedynie szum padającego deszczu.
Marianna zaczęła liczyć. Kiedy doszła do tysiąca wstrzymała oddech.
Zasnął już? Czy może spróbować?
Dla pewności policzyła jeszcze raz. I kolejny.
Znów zamarła.
W pokoju słychać było jednostajny oddech nieznajomego. I miała wrażenie, że głośne bicie jej oszalałego ze strachu serca.
Bardzo powoli wyciągnęła pierwszą wsuwkę. Zgięła ją pod kątem prostym i wsadziła w otwór zamka. Po tylu latach, w ciemności i z trzęsącymi się dłońmi, to wcale nie okazało się takie proste. Marianna zmarszczyła czoło i w skupieniu ponowiła próbę. Była tym tak pochłonięta, że kiedy rozległ się cichutki trzask oznajmiający otwarcie się kajdanek, o mało co nie krzyknęłaby z radości.
– Brawo! – rozległo się tuż obok.
Przerażona spojrzała wprost w pociemniałe z gniewu oczy nieznajomego.
Jakim cudem podszedł ją tak, że nic nie zauważyła?
– Byłaś tak pochłonięta tym, co robiłaś, że nie zwróciłabyś uwagi nawet na lądowanie kosmitów – powiedział, jakby w odpowiedzi na nieme pytanie i brutalnie chwycił ją za włosy, zmuszając by wstała. – Chodź laleczko.
Szarpnęła się, protestując, ale w zamian za to on pogłębił uścisk. Jęknęła z bólu, bo miała wrażenie, że zaraz pozbawi ją wszystkich włosów.
– Przestań! – Po raz pierwszy się rozpłakała.
– Nie mogę. Coś ci obiecałem i zamierzam dotrzymać słowa.
– Nie!
Uderzyła go prosto w zraniony bok. Syknął i na moment poluzował uścisk. Wykorzystała tę chwilę, ale nie na długo cieszyła się wolnością. Udało jej się zrobić jedynie dwa kroki w kierunku drzwi, gdy poczuła jak silne ramię obejmuje ją w pasie i gwałtownie zatrzymuje w miejscu.
Powalił ją na podłogę, złapał za nadgarstki i przygniótł ciężarem swego ciała. Choć wiła się, szarpała, próbując go z siebie zrzucić, nie miała żadnych szans. Był ciężki, silny i równie zdesperowany jak ona.
– Przestań do cholery! – warknął. –Nic ci nie zrobię, ale masz się uspokoić!
Zamarła, zaskoczona.
– Nie wierzę…
– Od pół roku nie miałem żadnej kobiety. A ty jesteś prawie naga. Jak nie przestaniesz się wiercić, to nie ręczę za siebie! – syknął.
Nagle dotarło do niej, czym może być to coś twardego, co czuła pomiędzy udami. Na dodatek jego oczy błyszczały z trudnego do ukrycia podniecenia.
– Gdybym nie był tak kurewsko zmęczony, przeleciałbym nawet dziurę w płocie – wstał i bez pardonu pociągnął ją w górę. Pomimo nędznego oświetlenia, zauważyła jak jego bokserki znacznie się wybrzuszyły pod wpływem wspaniałej erekcji. – Nie rób tego więcej, zrozumiałaś? Chcę się przespać, najeść i zniknę, zanim się obejrzysz. Ale jeśli…
Znacząco zawiesił głos. Pchnął ją w kierunku kaloryfera i zapalił światło. Zmrużyła oczy pod wpływem nieoczekiwanego blasku, który zalał pokój.
– Rozbieraj się – rzucił ostro.
– Co?!
– Sprawdzę, czy na pewno będziesz grzeczna. Cholera wie, gdzie masz to jeszcze poukrywane?
– Mam dwie we włosach – potwierdziła drżącym głosem.
– We włosach? – Wplótł palce w jedwabiste pasma i powoli przesuwał je, aż wydobył pozostałe wsuwki. Marianna zamarła, bo bardziej przypominało to pieszczotę niż cokolwiek innego. – Grzeczna dziewczynka. Gdzie jeszcze?
– Nigdzie. Słowo!
– Ech. Ściągaj piżamkę, będzie szybciej.
– Nie!
– Co za uparta!... – wymamrotał. Wiedziała, że nie odpuści. I chyba naprawdę nie zamierzał jej skrzywdzić? Gdyby było inaczej już nie miałaby palców u jednej z rąk. Nie sprawiał wrażenia osoby rzucającej słowa na wiatr. Może przeszkodziło mu w tym własne podniecenie? A może chłodna kalkulacja zysków i strat?
– Skoro nie chcesz się rozebrać, zrobimy to inaczej. I cholera wie, jak to się skończy – dodał w zamyśleniu. Chwycił ją za szyję i unieruchomił przy ścianie. – Nie wierć się tak, tylko sprawdzę.
Jego druga dłoń zaczęła wędrować po jej ciele. Badała każdy centymetr bawełnianej piżamki. Jakby niechcąco musnęła stwardniałe piersi. Zauważyła, że poweselał, gdy ich dotknął i poczuła, iż się rumieni. Co za wstrętny drań! Czy ona mogła poradzić coś na to, że jej ciało wysyłało sprzeczne sygnały?
– Góra sprawdzona, teraz dół – oznajmił ze spokojem. – I lepiej się nie ruszaj.
Przykląkł i obie dłonie powędrowały od stóp ku górze. Powoli, nawet powiedziałby, że delikatnie. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w kompletnie nieznanego mężczyznę, którego dotyk dostarczył jej nagle całą masę tak sprzecznych emocji.
Wstał i pomyślała, że to koniec. Nawet poczuła odrobinę żalu, za który sekundę później ostro się zbeształa.
Ale to nie był koniec. Patrząc prosto w ogromne, niebiesko zielone oczy, położył dłoń na płaskim brzuchu, a później wsunął ją do wnętrza spodni.
Marianna drgnęła.
– Jak śmiesz?!...
– Tam też musze sprawdzić – mruknął, mocniej przyciskając ją do ściany. Jego palec delikatnie wsunął się pomiędzy kurczowo zaciśnięte uda. Potem dalej, aż w końcu zanurzył się w wilgotnej już szparce.
Nawet nie drgnęła. Oczy miała ogromne, zaskoczone. Bo jakim prawem, to było tak przyjemne?! Tak podniecające?!
– Przestań!
– Nie. Wy kobiety macie oryginalne pomysły na schowki. – Do pierwszego palca dołączył i drugi. Tym razem Marianna przymknęła oczy i rozchyliła usta. Oddychała coraz głośniej, a czerwony rumieniec oblał jej twarz i szyję.
Zmrużył oczy. Nie sądził, że ta bojowa kobietka tak szybko się podda.
Szczerze mówiąc była dziwna. Zachowywała spokój w sytuacji, gdy inne by spazmowały i trzęsły się ze strachu. Pozorny spokój, ale jednak spokój. No i nie lubił inteligentnych kobiet. Wolał głupiutkie dziewczątka, które na co dzień prezentowały każdy detal swojego ciała. A ta tutaj? Elegancki kostium, biała bluzka, seksowne szpilki. Niechętnie przyznał, że miała klasę. Takiej kobiecie nie miałby czym zaimponować.
A może jednak?
Czubkiem palca dotknął nabrzmiałej łechtaczki, a ona cicho zakwiliła.
– Coś podobnego – wymruczał z niedowierzaniem. – Kiedy ostatnio uprawiałaś seks?
Otworzyła oczy i nagle pojawiła się w nich świadomość tego, co robiła.
– To nie powinno cię obchodzić! – Niemrawo odepchnęła jego dłonie i odsunęła się na bok. Jednak przysiągłby, że zrobiła to z żalem.
– Jesteś strasznie nagrzana – stwierdził, sięgając po kajdanki.
– To… – odchrząknęła. – To przypadek.
– Przypadek? – spytał z ironią, gestem nakazując zająć jej miejsce przy kaloryferze. Usiadła na rozłożonym kocu. Zacisnęła zęby i posłała mu spojrzenie pełne gniewu. Ale nie potrafiła powstrzymać krwistych rumieńców na policzkach.
Bez zbędnych słów zatrzasnął kajdanki, tym razem na obu jej nadgarstkach, a łańcuszek przełożył przez kawałek rurki. Była to bardzo niewygodna pozycja, ale nie miał wyjścia. Naprawdę chciało mu się spać. Przez ostatnie trzy doby jedynie czuwał, od czasu do czasu zapadając w płytkie drzemki. W końcu kiedyś musiał odpocząć.
– Nie krzycz i nie marudź, bo cię zaknebluję – rzucił jeszcze na dobranoc i zgasił światło. Potem padł na kanapę i tym razem zasnął od razu.
Marianna siedziała w bezruchu, w duchu przeżuwając swą porażkę. Jak w ogóle mogła tak zareagować?! Ledwo ją dotknął, a zrobiła się mokra i podniecona. To było… Wkurwiające!
Sapnęła z oburzeniem.Rok temu zerwała z niedoszłym narzeczonym. Od tego czasu faktycznie odrobinę zaniedbała te sprawy. Jakoś radziła sobie sama, wyraźnie stroniąc od płci męskiej. Nie miała ochoty na związki, a przygodnego seksu nie tolerowała.
Dlaczego więc ten tutaj wzbudził w niej takie uczucia?
Nieokrzesany troglodyta, z pewnością notowany przestępca, na dodatek grożący jej bronią.
A teraz mężczyzna spał, podczas gdy ona wciąż była rozbudzona i chętna.
Zaklęła w duchu.
Musi się opanować. On na przykład potrafił. Tu pojawiło się uczucie upokorzenia. Czyżby była dla niego aż tak mało atrakcyjna?
Nie. To coś innego. Kiedy mówił o gwałcie, w jego oczach pokazało się obrzydzenie. Trwało zaledwie ułamki sekundy, ale doskonale to pamiętała.
Z pewnością mógł ją zamordować z zimną krwią. Obciąć palce, a nawet całą rękę, jeśli nadal będzie nieposłuszna. Ale wiedziała już, czego na pewno by nie zrobił. Więcej, była tego stuprocentowo pewna.
Przyjęła jak najwygodniejszą pozycję.
Zamknęła oczy i zaczęła miarowo odliczać.
Nie dotarła nawet do stu.
1 komentarz
AnonimS
Bardzo interesujaca fabuła. Zaintrygowany oczekuję na kolejne części. Pozdrawiam