Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Ginette cz. 2

Ginette cz. 2Tylko toporek był w zasięgu mojej dłoni, ukryty w luźno rzuconej lnianej szacie, która leżała na łóżku. Jarl leżał na podłodze wyjąć niemiłosiernie, a żołnierz który przeszył go włócznią próbował ją teraz wyrwać z jego ciała.  Pierwsza myśl jaka mnie naszła to lepiej zginąć nagim niż być ich niewolnikiem. Tylko moment i byłem przy nim uderzając go toporkiem w szyję, krew trysnęła niczym strumień wody bryzgając dookoła. Dwóch jego towarzyszy zdziwionych przez ułamek sekundy patrzyło jak wydobywam miecz z jego pochwy i doskakuję do jednego z nich. Nie zdążył z obroną a ja wbiłem mu go w prawy bok. Zwalił się na bok a jego wnętrzności wylewały się z rozprutego brzucha. Trzeci z wojowników zadał cios swym mieczem o mało nie rozwalając mojej czaszki. Uchyliłem się i całym ciałem zwaliłem się na niego. Obaj wypadliśmy z chaty, tarzając się po ziemi próbowałem być nad nim. Przetoczyłem się po trawie i stanąłem na równe nogi. Rozdzieleni odskoczyliśmy od siebie, patrząc na siebie.

- Nie ruszać się - warknął żołnierz. On jest mój - powtórzył.  A zebrani żołnierze dookoła nas utworzyli krąg.

Po tych słowach rzucił się na mnie, pierwsze cięcie wymierzając w szyję, drugie w biodro, trzecie w wysuniętą nogę. Wszystkie zatrzymywały się na moim mieczu który wyrwałem z klingi jego towarzysza. Żołnierz dalej nacierał zadając niezliczone ilości ciosów lecz nic nie mogło mnie zaskoczyć. W jego natarciach było coraz mniej dyscypliny, a coraz więcej desperacji. Nagle się potknął i to mi starczyło, sparowałem jego miecz i ruszyłem do natarcia widząc w jego oczach strach. W końcu znalazłem lukę i wbiłem miecz w jego bok tuż przy żebrach uciszając go na wieczność.
     Żołnierze rozbiegli się na boki, a ja ujrzałem potężnego karego ogiera i jezdzca siedzącego na nim który cwałem zbliżał się do mnie. Nie zdołałem odsunąć się przed jego ciosem. Cios był silny a moją czaszkę przeszył potworny ból. Świat dookoła cały zawirował, a ja nie czułem już nic poza bólem.

...................................................................................................................................................................................................................

     Deszcz lał się z nieba już drugi dzień, świat dookoła był cały mokry. Rzeczy które ktoś dał mi do ubrania były sklejone z moim ciałem i drapały niemiłosiernie. Sznury którym były związane moje ręce, namiękły od wody, ale za to zacisnęły się jeszcze bardziej. Mimo tego że starałem się uwolnić wykręcając dłonie na wszystkie strony, nic to nie dało. Czułem że zaczyna trawić mnie gorączka, tępy ból głowy nie ustępował. Nie pamiętałem jak znalazłem się na wierzchowcu, leżąc twarzą w dół na jego zadzie, jak worek owsa. Każdy krok konia był dla mnie niczym uderzenie w głowę. Mogłem obserwować tylko ziemię pod jego kopytami, słysząc głosy innych mężczyzn. Twarz miałem spuchniętą, na policzku czułem zaschniętą krew, a cały bok pulsował jakbym był ranny. Każdy oddech był cierpieniem.  
     Kolumna jechała przez ciemny las, drzewa rosły gęsto blisko siebie. Wiedziałem że wiozą mnie do  Mott. Koń nagle się zatrzymał. Mocno złapał mnie ktoś i zrzucił z niego. Widziałem jego twarz, uśmiechał się .

- Będzie żył - odezwał się
- Ktoś ty ?  
- Ja. Zwą mnie Thoros, ale ty nie powinieneś się troszczyć o moje imię.  
- Daj coś do picia.
- Do picia możesz dostać jedynie moje szczyny za to co żeś zrobił.
- Walczyłem
- Walczyłeś aż za bardzo. I teraz za to zapłacisz
- Każdy za coś płaci Thorosie.  

     Thoros uśmiechnął się blado. Mówisz że zapłacisz, he he. A ja mówię ci że życie z ciebie już uleciało człeku. Po chwili podeszło do nas czterech zbrojnych.  

- To ten co zabił Rorga ?
- Ten.
- Kurwa, nie chciałbym być w jego skórze
- Dajcie mu wody.
- Coś ty, ochujał . Sam mu daj jak taki odważny.
- Wody - wydusiłem z siebie

Usłyszałem gromki śmiech który mnie otoczył. W końcu podali mi kubek wody, tak bym mógł się napić. Kolejne dwa dni już nie siedziałem na wierzchowcu a szedłem za całą kolumna, powoli docierało do mnie gdzie jestem i dokąd mnie prowadzą. Nie mogłem tylko pojąć dlaczego mnie nie zabili po tym jak położyłem ich trzech kompanów. Ucieczka też była daremna, za nami ciągnęła się cała kolumna wojska i służby jaką prowadzili żołnierze sam nie wiem kogo. Wędrówka trwała już tydzień, a sam nie wiem ile dni spędziłem na grzbiecie konia, tereny były coraz bardziej wiejskie, a las opuściliśmy już dawno. Kiedy ujrzałem Mott nie byłem zdziwiony, tak jak mówił mi ojciec. Wszystkie zamki są śmierdzącymi wychodkami, warownia z pochyloną wieżą górowała nad resztą zamku. Dookoła było usianych kilkanaście zabudowań wszędzie natomiast były chorągwie z głową czarnego psa. Na dziedzińcu już czekali na mnie. Dwóch rosłych mężczyzn patrzyło na mnie z pogardą, tylko kiedy kolumna się zatrzymała jeden z nich odezwał się do mnie:

- A więc ty położyłeś syna pana?  

     Jego słowa wytłumaczyły mi to o czym jeszcze nie wiedziałem. Patrzyłem na niego i wiedziałem że moje dni są już policzone, a właściwie może było lepiej zginąć niż dalej tak żyć.

- Zaprasza cię nasz pan do swojej komnaty.

To była jego ostatnia mowa. Szarpnął za moje więzy i nie bacząc na mnie pociągnął mnie za sobą. Poprowadził mnie krętymi schodami ku górze, blask pochodni obijał się od czarnych kamiennych murów. Kiedy weszliśmy do komnaty na szczycie wierzy, poczułem gryzący dym. Było tu stanowczo za gorąco. W wąskim oknie zawieszono wystrzępioną skórę, by nie wypuszczać wilgoci na zewnątrz. A w kominku drewno tliło się potęgując panującą tu duchotę. Na wielkim krześle siedział on, ser.  
pan tych ziem. Popijał z kielicha wino, zamyślony patrzył w głąb komnaty.

- Panie. Przyprowadzam tego który to uczynił.
- Dobrze synu. Zostawcie nas samych.
- Panie czy przykuć go
- Tak samo jak innych. Do ściany. Jak zawsze.  
- Rozkaz.

Więzy tylko na chwilę przestały mnie uwierać. Teraz na ich miejscu znalazły się metalowe okucia przymocowane do ściany. Co on zrobi ze mną nie było już ważne, liczyło się teraz dla mnie jedynie to ile czasu mu to zajmie.

- Wiesz że zabiłeś mojego ostatniego syna? - zadał mi pytanie, kiedy tylko znalezliśmy się sami w komnacie
- Nie wiedziałem - odparłem
- Teraz już wiesz
- WIEM
- On był ostatnim dziedzicem moich ziem. Pierworodnym.
- Twój smutek jest zrozumiały. Ale nie miałem wyjścia.
- Naprawdę nie musisz się tłumaczyć.
- Zgoda
- Będziesz musiał za to zapłacić
- Też to wiem. Jeśli mogę prosić to zrób to szybko  
- Szybko powiadasz. Tego ci nie obiecuję ale najpierw poznasz prawdę. Ja muszę poznać prawdę
- Jaką prawdę  
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie, teraz śmierdzisz jak koń
- Nie dane było mi się umyć panie
- Szybko się uczysz. Panie - hi hi. Dobre sobie. Rozmawiam z kutasem który zabił mi syna i wyruchał synową.

     Patrzyłem na jego twarz. Twarz zmęczonego życiem człowieka, ale i tak przerażało mnie to co próbował skryć za swoim obliczem. Pociągnął kolejny łyk z pucharu, zamilkł znów na dłuższą chwile jakby cały czas coś rozważał. Obserwował mnie, a ja patrzyłem na niego. Siwa czupryna zaczesana na jeden bok, gładkie lico które ogolone było dawało obraz mężczyzny który dbał o swój wygląd. Kawał chłopa było z niego ale większość stanowiły mięśnie. Jego basowy ryk przeszył komnatę.

- Straże!!!!

Do komnaty natychmiast wkroczyło dwóch zbrojnych.  

- Idz po Myrę i Cola...

Kiedy wyszli znów usiadł na swoim wielkim krześle.
- Czego byś chciał ROB????- Jego pytanie zbiło mnie z tropu, po co tu mnie trzyma.
- Chcę tylko wrócić do domu - odpowiedziałem
- Wiesz że to niemożliwe. Po tym co zrobiłeś jesteś już moją własnością i im szybciej to zrozumiesz tym lepiej dla ciebie.
- Nie jestem twoją własnością Panie
- Doprawdy.

Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłem to jego furia z jaką doskoczył do mnie i kopną mnie w twarz. Nie wiem ile mogłem leżeć na podłodze, kiedy się ocknąłem pana już nie było. Zamiast niego stał obok mnie zapewne jego sługa który kazał mi wypić jakiś napar. W smaku był ziołowy i winny. Dni zlały mi się z nocami. Budziłem się spałem, jakaś dziewka przynosiła mi strawę i znów piłem to co mi dawał mężczyzna który był razem z nią. Nie wiedziałem ile dni i ile nocy minęło. Wszystko zlało się w jedność. Ocknąłem się słysząc jego głos.

- Czyli mam ci zwrócić wolność, byś mógł wrócić do domu?

Podniosłem głowę do góry. To był on, lecz teraz wyglądał znacznie lepiej niż poprzednim razem. Na jego twarzy widniał uśmiech i zadowolenie.  

- Pragniesz opuścić mnie. Mimo że cały czas nie wiem dlaczego zabiłeś mi syna.
- Zabiłem go bo napadł na naszą osadę.
- A czy ty wiesz że on napadł na waszą osadę bo uwieziliście żone jego brata.
- Nikt jej nie więził
- Naprawdę, przecież znalezli ją przywiązaną do łóżka. Twojego łóżka
- Nie mojego tylko Jarla
- Jarla. Tego co już nie żyje.
- Tego samego.
- To co ty robiłeś w Jarla chacie całkiem nagi?
- Spałem .  
- Spałeś. Zmęczony Rob spał i sny miał.
- Wytłumaczę ci coś jeszcze raz. Jeśli mnie okłamiesz to spotka cię kara, jeśli będziesz mówił prawdę spotka cię nagroda. Rozumiesz?
- Tak panie
- To doskonale. Więc mów z kim spałeś, u Jarla bo chyba nie z nim.?
- Z tą dziewką co ją żołnierze rozpoznali.
- Z dziewką powiadasz
- Z dziewką
- Jak wyglądała ?
- Chuda była, z pięknym zadem. Włosy w kolorze słomy, pachnące niczym kwiaty.
- No no to wam się trafiła królewna. A wiesz że my jej 8 dni szukaliśmy?
- Nie wiedziałem?
- Szukaliśmy ją żeby ją ukarać!!!
- Ukarać? - nie wiedziałem dlaczego on to mi mówi i dlaczego cały czas żyję, w co on chce grać ze mną i do czego jestem mu potrzebny. Docierało do mnie że chce poznać prawdę, ale do czego byłem mu potrzebny było dla mnie zagadką.
- No tak ukarać, Bo widzisz Rob, macie ze sobą wiele wspólnego. Ty zabiłeś mi syna, a ona spowodowała że mój  najmłodszy syn sam odebrał sobie życie. Nie patrz tak na mnie jeszcze wiele nocy przed nami.

- Straż!!!! Zabrać mi to ścierwo, niech Myra zajmie się nim, bo jego odoru już nie zniosę.

Żołnierze nie oszczędzali mnie popychając na schodach w dół. Wychodząc na dziedziniec usłyszałem najpierw szczekanie psów które natychmiast mnie osaczyły. Tętent końskich kopyt zagłuszał wszystko dookoła żołnierze spoglądali na mnie z góry. Nie mogłem nic zrobić, łańcuchy które spinały mnie powodowały że mogłem szurać nogami próbując iść za strażą. Doprowadzili mnie do wielkiej sali gdzie czekały na mnie dwie kobiety ubrane na czarno.  

- Pani, pan Glyn kazał nam go przyprowadzić do pani
- Tak wiem już wszystko. Przypnijcie go, o tu i możecie iść.

     Wszędzie tu kurwa są łańcuchy i uchwyty do nich. Patrzyłem jak żołnierz przepina łańcuchy do wielkiej bali wypełnionej wodą po czym oddala się.

- A wiec ty jesteś tym którego gości nasz pan.
- Zakuty w kajdany gość. Doprawdy rad jestem że jestem jego gościem
- Nie strzęp swojego języka za bardzo, bo za chwilę możesz go nie mieć. A gdyby nasz pan cię nie doceniał to już byś nie dychał
- Wdzięczny będę mu za to jak mnie uwolni
- Na to bym nie liczyła - odezwała się starsza kobieta, ale to młoda cały czas patrzyła na mnie
- Rozerwać mu szaty - powiedziała
- Te łachmany bóg wie ile miał na sobie. Myra rób co masz robić - znów odezwała się starsza

     Patrzyłem jak młoda kobieta zbliża się do mnie z nożem w ręce, zaszła mnie od tyłu. Zimna stal przesunęła się po moich plecach, a szaty opadły na podłogę. Stałem nagi patrząc jak stalowe okucia zdobią moje nadgarstki dłoni i oplatają moje kostki. Ciszę przerwała starsza kobieta.

- Właz do wody  

Nie czekałem dłużej, choć kajdany przeszkadzały mi w wejściu, woda okazała się cholernie gorąca. Usiadłem w niej, nie wiedziałem po co i dlaczego pan rozkazał żebym się umył. Domyślałem się i czułem że śmierdzę, ale takie luksusy dla mnie po to by mnie później zabić. Nie do wiary, odpływałem wolno w myślach kiedy usłyszałem plusk wody. Chciałem się zerwać na nogi, ale w czasie kiedy zanurzyłem się ktoś sprawnie naprężył moje łańcuchy powodując że teraz nie mogłem się ruszyć nawet o cal. Podniosłem głowę do góry. To była Myra, młoda dziewczyna trzymała w ręce wielką pachnącą kostkę którą przesuwała po moim ciele, powodując że znikał z niego brud i zapach.

- Nic ci nie będzie muszę tylko cię przygotować. - powiedziała
- Do czego? - powiedz mi
- Do zabawy - odpowiedziała
- Do jakiej zabawy ?
- Dowiesz się . Pan wszystko ci powie. A teraz siedz cicho i nic już nie mów.
Podniosłem wzrok i napotkałem spojrzenie Myry, gładziła teraz moje ramiona jakby badała ile w nich jeszcze mam siły.  

- Odpręż się . Myra położyła dłonie na moich ramionach i przesunęła się tak by móc dosięgnąć mojego kutasa, który już był w pełnym wzwodzie. Myła go posuwistymi ruchami patrząc prosto w moje oczy. Jej czarna tunika przykleiła się do jej ciała, powodując że mogłem dostrzec jej piersi i duże brodawki które były przekłute metalowymi  kółkami. Nie było jednak mi dane rozmyślanie nad urodą Myry, przed moim obliczem nagle wyrosła starsza kobieta, która jej towarzyszyła. Była całkiem naga, biodra miała krągłe i dość szerokie. Nie dane jednak było mi podziwianie jej kształtów, gdyż ona usiadła szybko na mym kutasie. Jej cipka opatuliła go szczelnie i unosiła się na nim w górę i dół coraz szybciej i szybciej. Chwyciła mocno za moje włosy jakby szukała zaparcia i zaczęła galop jakby chciała jak najszybciej skończyć. Nie byłem w stanie wykonać żadnego ruchu tak mocno byłem skrępowany łańcuchami i siłą tej kobiety. Ujeżdżała  mnie szarpiąc za włosy i wyginając moje ciało w łuk jeszcze mocniej, dawała mi do zrozumienia że to ona rządzi. Z odchyloną mocno głową i wypiętą klatką piersiową ku niej czułem jak zaciska swoją pochwę na mym kutasie. Szczytowałem głośno i mocno zalewając jej cipkę swym nasieniem, ona tylko dyszała od galopu. Schodząc z mojego kutasa tylko się uśmiechnęła, mówiąc.

- Pan będzie z ciebie zadowolony. Oczywiście jak będziesz spełniał jego rozkazy!!!

cdn....

ZAC

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 2868 słów i 14779 znaków, zaktualizował 28 gru 2023.

2 komentarze

 
  • JoRadek

    Zalosne... rozczarowanie.

    15 stycznia

  • eksperymentujacy

    Z niecierpliwością czekam na kolejne. Wygląda na początek bardzo ciekawej serii

    28 gru 2023