Ginette cz.6

Ginette cz.6     Biegłem jak oszalały, w końcu czułem się wolny. Poranne powietrze było rześkie, noc zamieniła się w dzień. Zima ustępowała wolno lecz jak na złość lekki deszcz siąpił z nieba. Dobrze się dzieje nie złapią mojego tropu, pomyślałem nie wiedząc dokąd prowadzą mnie nogi. Dzięki uporowi i totalnemu podporządkowaniu miałem wystarczająco dużo siły by uciec i się uwolnić. Dotarłem do rzeki, idąc wzdłuż niej wiedziałem że będę musiał dojść do obozowiska lub jakieś gospody.
     Cały dzień wędrówki utwierdził mnie w przekonaniu, że nikt mnie nie ściga, bo niby dlaczego miałby tak nieznaczącego człowieka ktoś gonić. Przeprawiłem się, woda była cholernie zimna, ale tylko w ten sposób mogę zgubić trop o ile mnie ktoś poszukiwał. Coraz bardziej obawiałem się, że to jest zbyt piękne by mogło być prawdziwe. Szarość znów zastąpiła noc. Dlaczego Ginett nie poszła ze mną, dlaczego Ona pozwoliła mi uciec narażając się na gniew Glyna. Nurtowany tymi pytaniami zasnąłem leżąc pod jakimś drzewem. Śniły mi się różne rzeczy ale nie byłem pewny co.  
     Gdy wzeszło słońce obudziłem się słysząc dzwięk rogu za odległymi drzewami. Ujadanie sfory psów było jeszcze głośniejsze, czy to mnie gonią. Jak mogły mnie wytropić, tyle zachodu żeby zgubić trop. Wszystko na nic, czy to była zasadzka ze strony Ginett, czy kolejna próba posłuszeństwa ze strony Glyna. Dzień był szary, mokry i mglisty. Dął wiatr z południa, wilgotny a ja wsłuchiwałem się w odgłosy z oddali. Podniosłem się i wolnym krokiem ruszyłem przed siebie, ziemię pokrywały duże kałuże. omijałem je powoli. W końcu zobaczyłem zabudowania. Dwa budynki jeden większy drugi mniejszy. Zbliżyłem się do nich, wiedziałem że każdy tubylec doniesie na mnie tylko jak mnie zobaczy.  
     Na podwórzu był gnijące truchło konia, z jego szyi sterczała strzała. Za koniem leżał jezdziec, czy to co z niego zostało. Ptaki zdarły ciało z twarzy mężczyzny, obok niego leżało kolejne ciało zanurzone w błocie. Bliżej domostwa leżały kolejne trupy, krwawa jatka jaka miała tu miejsce była jakiś czas temu. Ujadanie psów było coraz głośniejsze. Ruszyłem biegiem do chaty, po drabinie wdrapałem się na górę. Nagle na podwórze wbiegła sfora psów, za nią jezdzcy. W najgęstszym tłumie był on, pośrodku kolumny, jechał Glyn w ciemnej zbroi płytowej. Psy ujadały ale o dziwo nie podjęły tropu. Jeżdzcy krążyli ale po dłuższej chwili cała ta zgraja ruszyła dalej.  
     Przez okiennice wpadało światło poranku, wstawał kolejny dzień a ja jak cicha myszka zastygły w strachu siedziałem na poddaszu wiedząc już że to mnie szukają i przeczesują pobliską okolicę. Więc nie jestem już tak niepotrzebny jak mi się wydawało. Uciekać dalej czy może zostać tu aż wszystko przycichnie. W brzuchu burczało mi, od dwóch dni nic nie jadłem. Powoli przeszukałem chatę ale cały czas mi tu coś nie pasowało. Te trupy. I żywej duszy dookoła, do tego zbyt duży porządek w środku.
Nagle szmer tuż pod moimi stopami, więc ktoś tu jest. Piwniczka okazała się nie duża a w środku znalazłem przestraszone młode dziewczę.  
      Kazałem jej wyjść a jeśli tego nie zrobi to podpalę to domostwo. Wyszła:
- Powiesz mi jak masz na imię
- Nie. Pokiwała przy tym głową
- Dobrze już. Nic ci nie zrobię. Daj mi tylko jeść i odejdę  
- Ciebie szukali
- Pewnie tak. Ale nie wiem może ciebie też
- Mnie tu nie ma - odpowiedziała
- A jednak cię widzę
- Ty tak a inni nie wiedzą że tu jestem
- Przynieś coś do jedzenia
- Dobrze
     Dziewczyna wyszła tak szybko jak przyszła, kiedy wróciła miała ze sobą bukłak wina, kiełbasę i mięso. Kurwa jak na to co tu się wydarzyło to nie było żle. Zajadaliśmy wspólnie dzieląc się winem. Trunek był kwaśny i cholernie mocny, już wiedziałem co to za miejsce.  

- Interesy w burdelu nie poszły tak jak powinny - zapytałem
- Nie twoja sprawa, ale tamci co tu leżą już nie wstaną
- A gdzie reszta dziewczyn?  
- Wojna idzie, nasz pan lubi polowania i wojny
- To już wiem
- Będzie cię gonił aż cię dopadnie
- Jutro już mnie tu nie będzie
- Zastanów się pełno wojska, dookoła

     Dziewczyna mówiła prawdę, nie było sensu ruszać się z miejsca.  
- Po co tu siedzisz
- Nie twój interes, kiedyś - chciała coś powiedzieć ale zamilkła

     Jej oczy były jakby martwe, łyknęła jeszcze wina i podała mi je. Noc zastała nas szybciej niż przypuszczałem. Oboje na chwiejnych nogach udaliśmy się do piwnicy. Położyliśmy się na klepisku obok siebie na niedzwiedziej skórze. Sen przyszedł bardzo szybko.

cdn

ZAC

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 926 słów i 4698 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Koń trojański

    Ja tylko zapytam z ciekawości. Dlaczego Autorze uważasz, że zdań z dialogami nie trzeba kończyć kropką?

    Przedwczoraj

  • Użytkownik Noname

    Łapka leci wraz ze szczerym i szerokim uśmiechem.  :smile:  
    Odnośnie samego tekstu: brak przecinka (może dwóch) i wielokropka przed myślnikiem (czyli drobiazgi), długość zaś...  :sad:  Ale... ALE... Ale jest!   :jupi:

    Przedwczoraj