Bon Voyage

Portale zrzeszające odbiorców o odmiennych od większości społeczeństwa preferencjach seksualnych to specyficzne miejsca. Pełne różnych ludzi, różnych osobowości. Niebezpiecznie opatrzone fotografiami, które powodują, że człowiek staje się towarem na sklepowej półce. Idę do działu nabiał ( albo „lubię seks oralny”) i wybieram. To nie, za dużo tłuszczu, tamto też , bo za ciemne, a to za jasne, albo wygląda na zbyt ostre. Wybieram tylko i wyłącznie po wyglądzie zewnętrznym, bez szans na poznanie smaku, czy zapachu po rozpakowaniu. Tak samo jak profile użytkowników. Jakaś etykieta, jakiś opis, jakaś reklama plus propozycja podania. Klik- klik – klik. Bez szansy na poznanie tego, co się kryje pod spodem. I mam wrażenie… że podobnie jak towar w sklepie… ten najlepszy nie potrzebuje zbędnej reklamy. Czasem wystarczy jeden szczegół, który przyciągnie wzrok. Który sprawi, że produkt wyląduje w koszyku, a człowiek… zostanie zaproszony do rozmowy. I takich wyborów rzadko się żałuje. Okazuje się później, że tym smakiem można się rozkoszować bardzo długo, i ciągle masz wrażenie, że jest go mniej niż powinno.

Nie wiem już kto wylądował pierwszy w czyim koszyku. Wiem tylko, że to była eksplozja smaku, eksplozja doznań. Prawdziwa uczta dla zmysłów. Najpierw delikatna próba na czubku języka, a potem rozkosz rozpływająca się po nim całym, aż impulsem euforii docierająca do mózgu. Każda wolna chwila poświęcona rozmowie. Między każdym wierszem pisanego tekstu morze tak rzadko spotykanej w połączeniu ze specyfiką zachowań czułości. Bez fanatyzmu. Bez ani razu zaświeconej czerwonej lampki, która potrafi wręcz krzyczeć „wycofaj się”. Tym razem , pomimo niebezpieczeństwa uzależnienia – nic się nie zaświeciło. Nic nie ostrzegło. I dobrze… Bo choć pozwolenie sobie na dojście do głosu uczuć zamiast rozsądku często wiąże się z bolesnym pikowaniem w dół- to dla samego poprzedzającego upadek lotu w górę- warto.  

Dzień pierwszego spotkania był specyficzny. Poddenerwowanie intensywnością objawów somatycznych porównywalne z małym wewnętrznym trzęsieniem ziemi. Ograniczona możliwość snu, jedzenia, picia… W głowie tylko wyobrażenia- jak pachnie, w jaki sposób się porusza. Czy mój zapach i smak będzie tym zapachem i smakiem, który on chciałby czuć. I czy ze szwedzkiego stołu osobowości, ciał, zapachów i smaków będzie chciał poznawać ciągle od nowa właśnie ten mój.  

Stukot kół pociągu uspokajał. Wyciszał emocje. Na chwilę. W tamtym momencie, w tamtym wycinku bezmiaru czasu mój nastrój zależał tylko i wyłącznie od czytanych na ekranie telefonu słów, i tak jak jedno słowo mogło spowodować zupełną euforię, tak jedno mogło zamknąć drzwi prowadzące do pokładów radości.  
W końcu stacja docelowa zaczęła być widoczna na horyzoncie ( choć bardziej na niebieskiej kropce gps’a).  Nie sądziłam, że mogę mieć napady Parkinsona w wieku 30 lat, ale jednak okazało się, że jest to możliwe. A przynajmniej jestem w stanie idealnie wejść w skórę człowieka, któremu dłonie drżą na tyle mocno, że ma trudności z zapięciem suwaka kurtki. Do stanu przedzawałowego chyba nie powinnam się przyznawać.  
Tak czy inaczej… to drżenie było doskonale wyczuwalne. I wiem, że nawet przez zimowe okrycie mężczyzna, który w ciągu kilkunastu dni stał mi się bliski jak nikt do tej pory – wyczuwał to doskonale. Co więcej wiem, że był z tego powodu wyjątkowo usatysfakcjonowany. Sam jednak zachował stoicki spokój, a ja mogłam poświęcić chwilę, żeby uspokoić rytm serca. Jednak głęboki pocałunek wcale a wcale mi w tym nie pomógł.  
Pozorny spokój przyszedł dopiero wtedy, kiedy usiadłam w samochodzie na fotelu pasażera. Mogłam na chwilę przymknąć oczy, wdychając zapach który tak bardzo mi się podobał. Jeszcze nie do końca pewnie obserwowałam Jego profil. Słuchałam tonu głosu. Poznawałam Go. Na tyle na ile pozwalały zapięte pasy. Podobały mi się przyprószone siwizną skronie przy jednocześnie miękkich i gęstych włosach, podobały mi się zmarszczki mimiczne, informujące o doświadczeniu. Podobał mi się uśmiech i tembr. Sposób ułożenia dłoni na kierownicy. Próbowałam odgadnąć myśli. Czując się trochę jak Kopciuszek zastanawiałam się w jaki sposób ja zostałam odebrana.
Wchodząc za drzwi przytulnego apartamentu nie chciałam niczego więcej jak choć na chwilkę przylgnąć do ciała człowieka, który nawet na odległość dostarczał mi niesamowitych wręcz pokładów poczucia bezpieczeństwa. Nawet będąc kilkaset kilometrów ode mnie. Pozwolił mi na to… na kilka sekund, żeby zaraz potem wpleść palce we włosy i wymierzyć siarczysty policzek.  
- Dzień dobry Dziewczynko- usłyszałam wręcz wymruczane do ucha. Uśmiechnęłam się do siebie… Trochę ze zdziwieniem, trochę z niedowierzaniem- policzek zapiekł przyjemnie, choć siła uderzenia była trochę … przerażająca to chyba odpowiednie słowo. Już wiedziałam, że ma to we krwi, i ta siła tylko czeka, żeby ją uwolnić. Szuka katalizatora. To ryzyko , z którego zdawałam sobie doskonale sprawę. I choć nigdy nie przypuszczałam, że takie doznanie sprawi mi satysfakcję- neurony w skórze odbierały niemal z ekstazą bodźce powodujące ból- natomiast umysł podpowiadał, że istnieje ryzyko zbyt mocnego razu, zbyt widocznego śladu. Jednak to nie rozsądek dyktował reakcje ciała.  

W tamtej chwili byłam jednym feromonem. Jedną emocją. Każdy kolejny raz powodował intensywniejszą wilgoć między udami. Każde szarpnięcie za włosy paradoksalnie zamiast potrzeby sprzeciwu przyjemne drżenie. Czułam jak specyficzny narkotyk wlewał mi się w spragnione żyły. Świat na zewnątrz przestał istnieć. Obok mnie był wymarzony przyjaciel, kat i Właściciel. Ściana, o którą- tego byłam pewna- zawsze mogę oprzeć czoło, kiedy wszystko inne zawiedzie. W nieidealnym świecie idealny był tylko ten moment.  

Przebrana w Jego wyobrażenie mnie, oparta o chłód łazienkowej umywalki obserwowałam jak zabiera sobie mnie kawałek po kawałku , jak z każdym dotknięciem coraz mniej należę do siebie, a coraz bardziej do Niego. Widziałam niemal z boku, zupełnie metafizycznie jak zaciskają się moje dłonie, zęby zagryzają dolna wargę prawie do białości próbując zagłuszyć chwilowy ból rozciąganej drugiej dziurki, milimetr po milimetrze, by w końcu się poddać zupełnie, z cała rozkoszą jaką może spowodować świadomość bycia używaną w najmniej stworzone do tego celu miejsca. To zadziwiające jak przyjemny może być taki ból. Jak bardzo potrafi poruszyć każdy miękki włosek na karku. Każde kolejne pchnięcie zamieniające się w czystą rozkosz. Wydobywające z gardła dźwięki bardziej przypisane dzikiemu stworzeniu niż człowiekowi, choć szybko tłumione przez dłoń mocno dociśniętą do ust. To nie jest zwykły stosunek. To też nie akt … To spektakl. Spektakl dwojga ludzi dopuszczających do głosu pierwotne instynkty i pierwotne podziały. Mężczyzna i kobieta. Silny i słabszy. Bez ograniczeń narzuconych przez wiarę, socjalizację, społeczeństwo. Mały, prywatny azyl dający nieograniczoną wolność. Paradoksalnie wolność tą można odnaleźć w niemal zupełnym zniewoleniu. W dłoni zaciśniętej na szyi niemal odcinającej oddech, w szeroko rozstawionych nogach ukazujących wszystko to, co na co dzień ukryte przed światem. W tych kilku chwilach grzeczne dziewczynki zmieniają się w wyuzdane dziwki na wysokich szpilkach, z wypiętymi tyłkami i rozmytym śliną makijażem.  Delikatność przychodzi później… Kiedy obolałe ciało, naznaczone śladami skórzanego pasa, wycieńczone orgazmem szuka tylko i wyłącznie przeciwwagi, tkliwości, poczucia, że to miejsce jest jedynym i najwłaściwszym, a człowiek obok posiada też ludzkie oblicze.  

Ubogim człowiekiem jest ten, kto nigdy nie miał szans, żeby poczuć jak każdy pojedynczy hamulec puszcza.  Jak pozornie nieprzyjemne czynności zaczynają sprawiać czystą perwersyjną przyjemność. Jak mocno pobudza smak skóry między męskimi pośladkami połączony z poczuciem poniżenia, spowodowanym głęboko zakorzenionymi zasadami mówiącymi o tym, co jest dopuszczalne, a co nigdy nie powinno mieć miejsca. Odcięcie się od konwenansów daje niespodziewane poczucie wolności, niczym nie skrępowanej i uzależniającej. Niosącej za sobą realne niebezpieczeństwo utraty kontroli.
Na szczęście żyjąc w XXI wieku za libertynizm nie grozi zesłanie do Bastylii a najbardziej perwersyjne opisy ze spokojem można zapisywać na twardych dyskach zamiast na zwojach chowanych w razie potrzeby w końcowym odcinku jelita – śladem markiza D.A.F. de Sade.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Dom

    Cierpkie, szorstkie, a jednak prawdziwe. Genialne w pewien charakterystyczny sposób :)

    27 sty 2019

  • Użytkownik likeadream

    @Dom dziękuję :)

    5 lut 2019

  • Użytkownik wandakr

    Ekscytujące...

    10 paź 2018

  • Użytkownik likeadream

    @wandakr bardzo dziękuję :)

    15 paź 2018