Arystokrata rozdz.1

Arystokrata  rozdz.1Wysiadła z samochodu i głęboko wciągnęła ostre, mroźne powietrze do płuc. Poczuła, jak serce zaczyna mocniej bić, a dłonie zaczynają lekko drżeć. Uśmiechnęła się smutno sama do siebie. Jadąc tutaj nie myślała, że powrót do rodzinnego gniazda wywoła w niej tyle emocji i powrócą wspomnienia, które w większości przez wiele lat próbowała wyprzeć ze świadomości. Przez całą drogę zastanawiała się, czy decyzja, którą podjęła pod presją pewnych wydarzeń była słuszna i jak bardzo zmieni się jej życie, ustabilizowane i spokojne. Dużo czasu, nerwów i sił kosztowało ją ugruntowanie pozycji osiągniętej jako kobieta oraz szefowa korporacji, którą przejęła po rozpadzie macierzystej firmy Radvan, w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Czy była gotowa na kolejne wyzwania? Czy miała w sobie tyle energii, by działać na dwa fronty?
     Spojrzała na pięknie oświetlony, ogromny dom. Ciągle robił na niej olbrzymie wrażenie swą majestatyczną sylwetką starego zamczyska, które miało być repliką dawnej siedziby jej przodków. Po wielu przebudowach, swój ostateczny wygląd zawdzięczał jej dziadowi, który spowodował znaczne złagodzenie bryły, tworząc imponujący kompleks wielu połączonych ze sobą budynków, w rozmaitych odmiennych stylach, lecz nie pozbawiony przez to smaku i uroku.  
Jeszcze raz wciągnęła do płuc potężny haust powietrza. Napawała się zapachem sosnowych lasów otaczających rodową siedzibę, jakby chciała zaaklimatyzować się w tym miejscu na nowo.
Nie wiedząc czemu, przeszedł przez nią niepokojący dreszcz, na pewno nie spowodował tego chłód... Powróciła do świata z dzieciństwa, nie była tu tak dawno, czyżby stąd ten niepokój? I ten klimat... Tak, cisza! Ta złudna cisza tego miejsca...
     -Witam, Pani.
     Zamyślona nie zauważyła, gdy pojawił się młodziutki niewolnik, nie podnosząc głowy, czekał na rozkazy.
     - Czy moje pokoje są przygotowane?- spytała, spoglądając na największą, mieszkalną część rezydencji. Od południowej strony, na pierwszym piętrze był kiedyś jej apartament, w oknach widziała przytłumione światło. Czy nadal jeszcze należał do niej?
     Odwróciła się w stronę cudownie rozświetlonego wieloma stylowymi lampami parku. Kilka hektarów ogrodu z roślinami tworzącymi bogate kompozycje przestrzenne, poprzecinane idealnie utrzymanymi alejkami z marmurowego tłucznia, zachęcały do zejścia tarasami w dół, w głąb pomiędzy wiekowe drzewa o rozłożystych koronach, teraz pozbawionych liści, ale niezmiennie dostojnych. Widok stawu, większego niż sam park, w którego tafli wody odbijał się księżyc, zapierał dech w piersi nawet teraz, o zmroku. Zapewne nad brzegiem ciągle rosły ukochane krzewy kwiatowe ich matki, pięknie kwitnące od wiosny do późnej jesieni. To wszystko widziała w świetle tych latarni niezmiennie,  od lat dodającym uroku temu magicznemu miejscu. Wszystko było tak, jak zapamiętała. Tęskniła za tym światem, do teraz nie sądziła jak bardzo pragnęła wrócić do tego miejsca, wbrew temu, co próbowała sobie wmówić przez tyle czasu. Najchętniej tak jak dawniej pobiegłaby i przytuliła się do tych drzew, do ich szorstkiej kory, pachnącej ziemią, słońcem i wiatrem . Próbowała kiedyś zrozumieć ich tajemną mowę, zawsze wierzyła, że gawędzą sobie o wydarzeniach, które się tu działy i ludziach, którzy w tym domu przychodzili na świat, żyli i umierali. Słyszały ich śmiech i płacz, widziały historie ważne i błahe, śmieszne i smutne... były niemymi świadkami przeszłości, zarówno tej pięknej, fascynującej, pełnej wzniosłych wydarzeń, jak i tej skrzętnie skrywanej.
     - Tak Pani, wszystko jest przygotowane. - Słowa niewolnika wyrwały ją z niespodziewanej melancholii.
     Przyjrzała mu się uważniej, przystojny, wysoki blondyn, dyskretny w obyciu i nienagannie ubrany. Póki co, wizerunek firmy i rodziny na zewnątrz pozostawał idealny, służby i domu też, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
     Zaczęła odczuwać przenikliwy chłód, więc skierowała się do wejścia. Jasnowłosy bezszelestnie wyprzedził ją, aby otworzyć drzwi. Gdy znalazła się w ogromnym holu, w jej stronę natychmiast pospieszył mężczyzna, o wiele starszy ale o wciąż lekkich, sprężystych ruchach, z autentyczną radością na twarzy i jakby niedowierzaniem na jej widok.
     - Witam, panno Rays! Do końca nie byłem pewny, że jednak przyjedziesz.
     Podała mu dłoń na powitanie, którą delikatnie musnął ustami.
     - Czy już zapomniałeś, że gdy coś powiem, to tak się stanie? Obiecałam, ze wrócę?      Obiecałam, a więc jestem. - Roześmiała się dźwięcznie i po chwili dodała poważnie. - Cieszę się, że cię widzę, Martinie.
     W tych słowach nie było nawet cienia kurtuazji. Biorąc pod uwagę sytuację, która sprowadziła ją do rodzinnego domu, czuła zadowolenie z faktu, że on ciągle tu jest i miała nadzieję, że jak dawniej pozostaje sprzymierzeńcem.
     - Ile to już lat? - spytała, dostrzegając jego mocno przyprószone siwizną skronie. Postarzał się, ale ciągle był przystojnym, o uważnym, inteligentnym spojrzeniu, mężczyzną, świadomym swej pozycji w tym domu, na co też liczyła. Potrzebowała sojusznika, któremu będzie mogła zaufać i którego zdanie ciągle się liczy.
     - Patrząc na ciebie to chwila, licząc lata... niedługo minie dwanaście - odpowiedział niskim, ciepłym głosem.
     Roześmiała się, ciągle uważał na słowa, był ostrożny i taktowny, jak widać pozwoliło mu to przetrwać w tym bezwzględnym świecie.  
     - Zawsze wiesz co powiedzieć, dyplomacja to twoje drugie imię – zmierzyła go wzrokiem, dodając głosem pełnym uznania – i jak zwykle szarmancki.  
     - Cóż, takie czasy...- nie umknęło jej uwadze napięcie, które przez moment przemknęło po twarzy Martina.
     - No dobrze – zaintrygował ją, ale nie był to najlepszy czas na polityczne rozważania- Jestem zmęczona a chyba wiele mnie tu czeka...
     - Oczywiście!- skinął na niewolnika, aby ten wziął bagaże.
     Dłonią wskazał jej schody, prowadzące do skrzydła domu z prywatnymi apartamentami rodziny.
     - Czy mój brat jeszcze jest, czy już wyjechał? - spytała, podziwiając zmiany, które zaszły w rezydencji.
     - Robert czekał z wyjazdem na ciebie, teraz jest na plantacjach, wróci rano – wyjaśnił.
     - Doskonale - chciała mieć już za sobą rozmowę, która od kilku dni przyprawiała ją o ból głowy - A więc jutro rano się z nim spotkam- powiedziała chłodno, zbyt chłodno. Skarciła się w duchu, powinna lepiej panować nad sobą.  
     Usłyszała, jak ze świstem wciągnął powietrze i spojrzał na nią wymownie. Posłała mu delikatny uśmiech, charakterystycznie dla Raysów mrużąc przy tym oczy. Szybko uciekł ze wzrokiem, dając tym wyraźny znak, że bezbłędnie odczytał jej przekaz, który potwierdził jego przypuszczenia. Nie do końca wiedział o co chodzi, ale był pewien, że pomiędzy rodzeństwem niewiele się zmieniło.
     Otworzył przed nią drzwi i puścił przodem.
     - Witaj w domu, Marto- powiedział cicho.
     Jej oczom ukazał się widok, do którego tęskniła. Widząc zmiany jakie zaszły  w rezydencji, obawiała się trochę o to małe gniazdko.
     - Nic nie zostało tu zmienione od czasu twojego wyjazdu. Robert nie pozwolił tu niczego tknąć - wyjaśnił mężczyzna zadowolonym głosem.- Wszystko zostało tylko odświeżone i czekało na twój powrót, sam dopilnowałem, żeby nikt nie ośmielił się zrobić cokolwiek inaczej.
     - To miło z jego strony.- Rozglądała się z przyjemnością po wnętrzu. - Dziękuję ci, bardzo dziękuję.
     Naprawdę ucieszyła się, że apartament pozostał bez zmian, w jej ulubionych odcieniach brązu, z przewagą beżu i écru. Trzy duże, głębokie kanapy z masą poduch ustawione wokół sporych rozmiarów stolika, grube dywany i zwiewne tiule w wielkich oknach powodowały, że duża przestrzeń nabierała przytulności. Punktowe oświetlenie akcentowało intymny, przesiąknięty jej osobowością charakter pomieszczeń oraz wyposażenia. Ogień wesoło trzaskający w stylowym olbrzymim kominku z otwartym paleniskiem, przed którym stał fotel, jakby oczekując właśnie na nią, dopełniał wizerunku całości salonu. Kochała te wnętrza, za ich prostotę i swojskość, nigdzie indziej takiego nastroju nie odnalazła, ani nie udało się go stworzyć. Przekrzywiony abażur stojącej przy regale lampy tuż obok fotela, wciąż miał frędzle w zaplecione przez nią warkoczyki. Rozczuliło ją to, taki maleńki szczegół, a od razu zrobiło się cieplej koło serca.
     - Zanieś bagaże do sypialni - zwróciła się do niewolnego, który ciągle stał z walizkami w małym holu.
     - Jesteś głodna? - spytał Martin z troską w głosie - Zaraz każę przynieść kolację...
     - Nie, dziękuję. - Usiadła wygodnie na kanapie i podwinęła pod siebie stopy. - Nie jestem głodna.
     Przytuliła się z przyjemnością do poduszki i utkwiła wzrok w portrecie wiszącym nad kominkiem. Przedstawiał jej matkę, w lawendowej sukni z bukietem kwiatów w jednej dłoni i drugą wyciągniętą przed siebie, jakby do kogoś albo po kogoś. Wskazywało na to też jej spojrzenie pełne ciepła i łagodności, a piękna twarz okolona burzą rudych włosów, roześmiana radośnie, zachęcała do podbiegnięcia, do wtulenia się w szczupłą, zwiewną postać. Czasami miała wrażenie, że pamięta tę scenę z dzieciństwa, zachód słońca nad ogrodem różanym i matka próbująca ją przywołać do siebie, gdy zbiegała ze wzgórza w kierunku wody... a może to tylko jej wyobraźnia szalała, podsuwała obrazy, które nie miały miejsca, lub były zlepkiem kilku innych?
     - Jestem zmęczona, nie będę nic jadła, poproszę tylko o gorącą herbatę.
Mężczyzna sięgnął po gruby wełniany pled leżący na drugiej kanapie i okrył ją delikatnie, z czułością.
     - Zaraz podam ci herbatę. Jutro również wybierzesz sobie służbę. - Usłyszała jak wdycha jej zapach. Doskonale wiedziała jak frapująco działają na otoczenie jej perfumy, nikt nie pozostawał obojętny na kuszący bukiet nuty kwiatu jaśminu, połączonej z naturalnym zapachem jej skóry.
     - Czy przysłać ci na noc jakiegoś chłopca? - spytał z wyraźnym napięciem w głosie. Nie był pewien jej zwyczajów, a biorąc pod uwagę dawniejszą zależność nie chciał popełnić gafy... a może zadziałały perfumy?
     - Nie, wystarczy herbata - odparła, starannie ukrywając rozbawienie i udając, że nie zauważyła drżenia w głosie - a co do służby, całkowicie zdaję się na ciebie, tylko proszę ogranicz się do koniecznego minimum.
     Znów wtuliła się, szczelniej okrywając kocem, dając tym samym znak, że chce zostać sama.
     - Nic się nie zmieniłaś, Marto... - powiedział szeptem. Odchodząc raz jeszcze  obejrzał się w stronę kobiety, w jego oczach mieszało się wzruszenie z całkowitym oddaniem.
     Skinął na niewolnika, który w mig odczytał jego intencję i obaj wyszli, cicho zamykając za sobą drzwi.
     Marta wyłączyła lampy, w pokoju zapanował półmrok. Trochę rozproszonego światła wpadało przez duże okna z parkowych latarni i od ognia w kominku.
     “Zmieniłam się Martinie... nawet nie wiesz, jak bardzo...”To była ostatnia myśl jaka przebiegła jej przez głowę przed zaśnięciem.


                              ***

     Oparł się ramieniem o ścianę i opuścił głowę w momencie, kiedy ona weszła do środka domu. Czekał na nią, długo czekał, bardzo długo, a teraz… chciał odwlec moment spotkania. A przecież tak bardzo chciał wyjść jej naprzeciw, chciał wziąć ją w ramiona, przytulić, nie wypuścić… Pamiętał ten dzień, gdy wyjeżdżała, pamiętał i miał przed oczami, tak jak by to było dzisiaj, nawet przez moment odniósł wrażenie, że tak właśnie się dzieje, że ona nie przyjechała tylko wyjeżdża. Wtedy też był wieczór, padał śnieg, teraz zresztą też zaczynał prószyć, też stał w tym samym oknie i też chciał do niej wybiec, chciał ją zatrzymać, ale bał się, bał się dokładnie tak samo jak dziś. Uderzył głową w ścianę, potem jeszcze raz, dużo mocniej, jaki był wtedy głupi, beznadziejnie po szczeniacku głupi! Bał się, że nie zatrzyma jej, że się ośmieszy, że ona powie coś, czego on nie chciał usłyszeć… Kurwa! Kurwa, jaka ironia losu. Teraz bał się spojrzeć jej w twarz, właśnie przez tamten wieczór sprzed wielu lat. Serce waliło jak oszalałe, to przecież jego mała siostrzyczka, jego w tym momencie jedyny sens istnienia… tylko że ona nie była już mała. Tamtego feralnego wieczora, gdy wsiadając do samochodu, jeszcze raz obejrzała się i spojrzała w okno w którym stał, gdy odniósł wrażenie, że ich spojrzenia skrzyżowały się, dopiero wtedy dostrzegł, że nie jest już małą dziewczynką, za którą ją ciągle uważał. Cholera, zbyt późno uświadomił sobie, że stała się młodą kobietą, która może nie do końca wszystko rozumiała, ale na pewno wiedziała czego chce. Teraz, po kilkunastu latach zobaczył dorosłą osobę, pewną siebie, zdecydowaną i taką… piękną. Przypominała ich matkę, bardzo była do niej podobna, wysoka, o zdecydowanych, energicznych ruchach, z wachlarzem rozpuszczonych czarnych włosów wyglądała zjawiskowo. Wiedział do czego doszła i wiedział w jaki sposób osiągnęła sukces, spodziewał się więc, że jutrzejsza rozmowa nie będzie łatwa dla nich obojga. Nie miał pojęcia, czego może po niej oczekiwać, chyba już jej nie znał, a ona na pewno nie znała jego. Tak wiele się zmieniło, on się zmienił… Boże, dlaczego to wszystko spotkało ich? Dlaczego?!  
     Odwrócił się gwałtownie, czując jak narasta w nim irracjonalna wściekłość. Musi się napić! Musi się opanować! Musi się, do kurwy nędzy zebrać do kupy! Przecież nie będzie się jej bał, to jego się boją… tylko o ile nie bał się ludzi, to bał się uczuć. Co to w ogóle są uczucia? Jakieś sentymenty, które utrudniają życie, które powodują, że człowiek staje się słaby. Na szczęście ktoś kiedyś wyleczył go z tej przypadłości, bardzo skutecznie, tak mu się przynajmniej wydawało aż do dzisiaj. Wiedział od kilku dni, że przyjedzie, ale dopiero gdy ją ujrzał, odżyło w nim coś, o czym chciał zapomnieć, coś co umarło dawno temu. Zazgrzytał zębami, czyżby los dawał mu szansę, czy też chciał z niego tylko zadrwić, kolejny raz.
     Roześmiał się w głos i spojrzał na klęczącego przed nim niewolnika.  
     - Wiesz Drugi…- włożył dłoń w jasne włosy i delikatnie je przeczesał. - Życie to taka ruletka. - Zamachnął się drugą ręką i uderzył klęczącego w twarz. - Nigdy nie wiesz kiedy dostaniesz, a wiesz co jest najśmieszniejsze w tym wszystkim… - Tym razem wziął dużo większy zamach, cios był bardzo silny, zabolała go dłoń – …że na dodatek nie wiesz, jak mocno dostaniesz.
     Patrzył, jak jasnowłosy niewolnik nie mogąc utrzymać się w pozycji uległego, po drugim uderzeniu potoczył się pod ścianę. Długo się nie podnosił, to uderzenie go przymroczyło, w innym wypadku byłby już znów na kolanach, aby nie narazić się na większe bicie.
     Westchnął głęboko i spojrzał w okno, śnieg zaczynał padać coraz mocniej, okrywając park białym puchem, wielkie płaty śniegu tańczyły w sodowym świetle lamp, wszystko było takie spokojne i ciche… Kurwa, nie znosił ciszy… przyprawiała go o ból głowy, jak się zaraz nie napije…
     Omijając dochodzącego do siebie niewolnika, podszedł do stolika na którym stała elegancka, kryształowa karafka w połowie wypełniona whisky. Nalewał złotego płynu do szklaneczki i obserwował Drugiego, da mu jeszcze chwilkę. Twardy jest, nawet nie jęknął. Wypił spory łyk, za jutrzejsze spotkanie z ukochaną siostrą, za jej nagły powrót i za to, co ją tu sprowadziło, cokolwiek miało to być. Skrzywił się lekko i znów przechylił szklaneczkę, alkohol palił gardło i wzburzał żołądek, ale przestał przełykać dopiero, gdy musiał zaczerpnąć powietrza. Nie chciał upić się przyjemnie, musiał zagłuszyć gniew i wspomnienia. Tak, zostaną dzisiejszej nocy tutaj, w jego ulubionym gabinecie uciech. Nie może iść na górę, bo mógłby spotkać się z tą, za którą tak bardzo tęsknił i do niedawna był w stanie dać wszystko, aby móc chociaż spojrzeć na nią z daleka… zresztą oficjalnie pojechał przecież na plantację… Stłumił kolejne przekleństwo i skupił się na swoim osobistym niewolniku. Dopił resztę whisky jednym haustem i nie spuszczając z niego oczu, cofnął się krok do tyłu, by łatwiej wyprowadzić potężne uderzenie… Skurczybyk znał go dobrze. Zobaczył, jak Drugi napina mięśnie ramion, by uprzedzić cios, znacznie osłabiając siłę  uderzenia. Nawet go to nie wkurwiło, wręcz rozbawiło. Przynajmniej niewolnik go znał i rozumiał bez słów. Złośliwy chichot losu!  
     Przechylił głowę raz w jedną, raz w drugą stronę, aż strzeliły kręgi szyjne, miał jakieś niejasne przeczucie, że już nic nie będzie takie samo. Złapał chłopaka za włosy i uniósł mu twarz, tak żeby ten spojrzał na niego, przez chwilę ich wzrok spotkał się, obaj wiedzieli co się teraz stanie.  
     - Wiesz, Drugi? - Przejechał paznokciem po jego policzku. - Życie jest jak dziwka - jednym nagłym szarpnięciem zdarł z niego koszulę - zawsze się pierdoli…

violet

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 3140 słów i 17555 znaków, zaktualizowała 4 gru 2016.

12 komentarze

 
  • Użytkownik angie

    Ok, zaczynamy!  :dancing:

    6 sty 2019

  • Użytkownik violet

    @angie mam się bać ;)

    6 sty 2019

  • Użytkownik angie

    @violet Sama nie wiem ;) Zaczynam czytać, nie komentować. Ale na Twoim miejscu spałabym spokojnie - 47 łapek na plus nie może się mylić ;)

    6 sty 2019

  • Użytkownik violet

    @angie Zabrzmiałaś groźnie ;)  
    Miło byłoby,  gdybyś wyraziła swoje zdanie. Tak między nami... sic! Autorzy lubią wiedzieć, co myśą czytelnicy  ;)

    6 sty 2019

  • Użytkownik kaszmir

    Witam i zaczynam maraton
    Bardzo ciekawe i obrazowe opisy. Emocje i klimat i moc. Przypominam i wiem, że nie będzie to stracony czas. Miłość i konie czy może być coś piękniejszego?

    Miłego i pozdrawiam

    30 lis 2018

  • Użytkownik Arailana

    Wow. No zaczyna się ciekawie ^^

    29 sty 2017

  • Użytkownik violet

    @Arailana  ;)  Może i tak.

    29 sty 2017

  • Użytkownik Margerita

    Witaj violet

    10 lis 2016

  • Użytkownik kaktus

    Bardzo ciekawe opisy w kilku słowach. To prawda, że brakuje przeciwników i te duże litery. Mój słownik w telefonie, robi dokładnie to samo. Dobre, bo daje dużo możliwości rozwoju sytuacji i momentalnej zmiany toru akcji. Szacunek za pomysł, mimo, że wydaje się zerżnięty, z jakiejś telenoweli brazylijskiej i momentami z przeciągniętymi akcjami typu porno. Ogólnie, bardzo się mnie podoba.

    26 sie 2016

  • Użytkownik violet

    @kaktus Dzięki, starałam się poprawić w kolejnych częściach, a co do telenoweli... no nie wiem, czy w telewizji by to przeszło :)

    26 sie 2016

  • Użytkownik kaktus

    @violet  Imperium Rzymskie i pewne akcje z czasów Spartakusa. Możesz mi wierzyć. Przeszło by. Prostym faktem potwierdzenia, jest Gladiator. Nawet w drzwiach, by się nie zatrzymało. Szacunek za budowanie napięcia.

    26 sie 2016

  • Użytkownik violet

    @kaktus Dzięki

    26 sie 2016

  • Użytkownik Mlodyzakazany

    Aż dziw mnie bierze, że wcześniej nie natknąłem się na Twoje opowiadania. Zdecydowanie za rzadko tu bywam. A jeszcze sporo części przede mną.  :)

    23 maj 2016

  • Użytkownik violet

    @Mlodyzakazany Dziękuję za komentarz :)

    26 maj 2016

  • Użytkownik Okolonocny

    Hmmm, zaczyna się ciekawie ;). Bardzo dobre kreacje bohaterów, wiarygodne...

    8 lut 2016

  • Użytkownik violet

    @Okolonocny dziękuję ;)

    8 lut 2016

  • Użytkownik nefer

    Klimat wynagradza wskazywane przez poprzedników niedociągnięcia języka. Tajemniczość, nastrój, zapowiedź kolejnych wydarzeń, zasugerowany zarys stosunków społecznych... Wszystko to zachęca do lektury.

    4 sty 2016

  • Użytkownik ?

    Rzeczywiście umiesz operować słowem. Niestety, cały klimat, jaki budujesz tym słowem niweczy ogromna liczba błędów, zwłaszcza interpunkcyjnych. Używasz komputera do pisania?

    30 gru 2015

  • Użytkownik ?

    @violet To co za problem ściągnąć jakiś porządny edytor tekstów? Piszesz opowiadania - postaraj się o odpowiednie narzędzie.

    30 gru 2015

  • Użytkownik Micra21

    Rzeczywiście, bardzo tajemniczo. Ładny język, przyjemny do czytania. Tylko te przecinki :( popraw, bo sporo brakuje i spację dajemy po przecinku, a nie przed, a zaimki osobowe pisze się małą literą. Duża jest dopuszczalna w prywatnej i osobistej korespondencji. Myślę, że możesz być spokojna o akceptację. Pozdrawiam

    29 gru 2015

  • Użytkownik violet

    @Micra21 niestety to moja pięta Achillesowa. Bierzcie mnie taką jaką jestem bo walczę z tym od zawsze a jest jak widać

    29 gru 2015

  • Użytkownik nefer

    @Micra21 Kilka błędów da się istotnie znaleźć, ale w oczy się nie rzucają A  zaimki osobowe z dużej litery pojawiają się tylko w dialogach, konkretnie w wypowiedziach służby skierowanych do bohaterki. Są tu jak najbardziej wskazane jako oznaka szacunku.

    4 sty 2016

  • Użytkownik Jerzy

    Intrygujące - dlaczego nie jestem zdziwiony......

    29 gru 2015

  • Użytkownik chaaandelier

    Bardzo mu sie spodobało. Nie zauważyłam większych błędów. Napisane bardzo tajemniczo i chętnie poznam sekrety tej rodziny. ;)

    29 gru 2015

  • Użytkownik violet

    @chaaandelier nie wiem czy dopuszczą to później  do druku.

    29 gru 2015