Aleksandra

***

Padał śnieg. Mrużyłam oczy, bo śnieżynki przypuściły jakiś zorganizowany atak na moje rzęsy, tak samo, jak na całą resztę mnie. Widoczność nie przekraczała dziesięciu metrów, jednak wciąż widziałam ją idącą dwa kroki przede mną, ciągnąc mnie za dłoń. Dość zamarzniętą zresztą dłoń.
Kozaki ślizgały się po krawężniku, pomocna mi ręka pozwalała zachować równowagę. Moją wybawicielkę spowijał czarny gruby płaszcz, cała była ubrana na czarno i z daleka można by ją odróżnić od wszechobecnej bieli, jako coś abstrakcyjnego.
Docierałyśmy do celu albo przynajmniej mi się tak wydawało, przez nagłą zmianę kierunku. Były to słuszne przeczucia, gdyż moment później znalazłyśmy się w osłaniającej od śniegu bramie.
- Prawie na miejscu. Denerwujesz się, Aleksandro? - zapytała, otrzepując kaptur ze śniegu i nieudolnie wystukując kod do domofonu w rękawiczkach. Po chwili je zdjęła.
- Chyba nie. Wydaje mi się, że Ci ufam, Marto - odparłam chowając twarz w szaliku, pełna niepewności.
- Pani Marto.

***

Dalej ciągnąc tę ciotę za rękę, weszłyśmy wreszcie do mieszkania. Rzuciłam płaszcz na łóżko, ona pytającym i niewinnym wzrokiem ustaliła po spojrzeniu na mnie, że ma zrobić to samo. Mimo wszystko powiesiła (się) na prawie nieużywanym wieszaku w przedpokoju. Skąd ja go w ogóle miałam? Grzecznie wróciła do mnie, zdążyłam w tym czasie odszukać fajki i usadowić się na fotelu pod oknem, Aleksandra nieśmiało usiadła na kanapie naprzeciw mnie, delikatnie odsuwając mój - mokry jeszcze - płaszcz.
- Moja droga, nadal się nie trzęsiesz ze strachu? Ani troszkę? - zapytałam, wyrzucając do śmietnika popiół i oczyszczając biurko z śmieci pozostałych tu niewiadomo skąd i niewiadomo z kiedy.
- A dlaczego pytasz? Kręci Cię to, Marto? - aż musiałam się odwrócić od moich niezmiernie ciekawych zabiegów wykonywanych przy biurku. Chyba poczuła, że jej amnezja powinna być wybijana z głowy siłą, co niezwłocznie byłam w stanie jej zaoferować.
- Pani Marto - odrzekłam dokładnie artykuując każdą głoskę - nie zapominaj się tak często - wreszcie usiadłam koło niej, na miejsce kurtki, opierając się o oparcie sofy ramieniem. Ona zrobiła to samo odwracając się do mnie. Powoli odgarnęłam włosy z jej szyi.
- Najlepiej zrobisz, jeśli to jakoś zepniesz - stwierdziłam. Tak też uczyniła, związując je wygrzebaną z kieszeni gumką - A teraz chodź za mną - tym razem nie ujęła mnie za rękę i chwała Bogu. Postawiłam ją pod ścianą, ustawiając gdzieś po środku, niczym wprawny fotograf. Ściana charakteryzowała się nagością i białym kolorem, była też dość wysoka - cały salon był wysoki i wielki. Na przeciwko postawiłam taboret, miał służyć jako miejsce dla publiczności. Ja miałam być publicznością.  

***

- Zdejmij proszę górę - otrzymałam pierwszy rozkaz.
Leniwie opadające płatki śniegu rozjaśniały krajobraz za oknem, śnieżyca powoli przechodziła. Światło sączyło się przez prawie przezroczyste firany wprost na mnie, a krzesło z Martą spowijał mrok, wynikający z cienia padającego od kawałka ściany rozdzielającego dwa wielkie okna. Dopiero teraz spostrzegłam jak bardzo tu pusto, ledwie biurko, dalej materac i samotna szafka przeczyła totalnej pustce.
Wyjęłam dół swetra ze spodni, był mocno mną nagrzany. Przeciągając go przez głowę zastanawiałam się, czy aby na pewno to wszystko na co się zgodziłam, było dobrym pomysłem. Ale nie było już odwrotu.  
Kiedy i sweter, i stanik leżał już na ziemi, Marta napawała się moim widokiem. Siedząc w mentolowej chmurze dymu przyglądała się swojej starannie wybranej ofierze. Ofiara ta oprócz wąskich ramion, lekko wystających obojczyków i piersi wprost stworzonych w garść Marty, posiadała dość ładne, jak na wzrost, nogi.
- Teraz dół - zawyrokowała moja właścicielka, po czym rozkaszlała się na dobre, gasząc papierosa.
Oparłam się o ścianę, nie chciałam mierzyć się z nią wzrokiem, bo i tak bym przegrała. Spojrzenie utkwiłam w niezwykle starej, drewnianej podłodze. Rozpięłam rozporek, wyplątałam się z nogawek. Zostały na mnie tylko majtki, figi, dosyć skąpe. Siliłam się na szybki rzut okiem w jej stronę. Uśmiechnęła się.
- Odwróć się - odwróciłam. Doszły do mnie jakieś dziwne dźwięki, chwilę po tym jak spełniłam jej warunek. Nawet przez myśl mi nie przyszło, żeby się obejrzeć.
Podeszła do mnie od tyłu, z racji tego, że jest wyższa - ciepły oddech poczułam gdzieś pomiędzy karkiem a szyją.
- I co, moja mała kurewko? Nadal nie zaczynasz się bać? - zapytała półgłosem. Trzymała coś chropowatego, cienkiego a zarazem długiego w dłoni. - Sznurówka, prowizorycznie dziś nam posłuży jako Twoje kajdanki - odgadła moje myśli krzyżując moje ręce i wiążąc, dość mocno.
Jej dłonie spoczęły na mojej miednicy, wzdrygnęłam się. Nie myślałam, że są aż tak lodowate. Na deser przyparła mnie całym ciałem do równie mroźnej ściany. Sunąc od biodra, którego początek zaczynał się pod materiałem majtek, przez żebra, do piersi, jej oddech wciąż otumaniał mój umysł. Zatrzymała się na sutkach. Wykręcała je palcami w oczekiwaniu aż pisnę. Po drugim, czy trzecim pisku zrobiła to tak, jak gdyby chciała mi je oderwać. Kiedy krzyknęłam, a w oczach już miały pojawić się łzy - przestała.  

***

Mniejszy pokój, cały zawalony książkami, płytami, częściami od komputera, zawierał w sobie specjalną kryjówkę. Kiedy wyminęłam wszystkie sterty rupieci i znalazłam owo specjalne miejsce, stanęłam przed wyborem. Podjęcie decyzji czym potraktować moją żywą erotyczną zabawkę, stanowiło spory dylemat.  

***

Zdarła ze mnie bieliznę. Siedziałam prosto na biurku, z poduszką między ścianą a plecami. Tym razem zadbała żebym nie zmarzła. A może po prostu chciała mieć mnie dłużej żywą? Sama nie wiedziałam. Klamerki tworzyły swoistą linię przerywaną od piersi, przez brzuch po wzgórek łonowy. Kiedy przypięła mi je także na wargi, tak, wargi - te na dole, a ja prawie zawyłam z bólu, uznała swoje dzieło za skończone.
- Myślałaś, że Cię po prostu zerżnę?

***

Aleksandra miała mokro grubo przed tym, jak na dobre zaczęłam poddawać ją moim torturom. Musiała spotkać ją kara, a może i nagroda? Wyciągnęłam ze spodni pasek mocny, skórzany. Kolorowe kamerki aż prosiły się, żeby je strącić. Ale nie tak od razu.
- Licz uderzenia, bo w innym wypadku mogę się pomylić i dać Ci ich dwa razy więcej. Tego chyba nie chcemy, prawda? - stwierdziłam monotonnym tonem, zwijając pasek.
- Ile ich będzie? - spytała próbując opanować przerażenie.
- Zobaczymy.
1, 2, 4, 8, 15, 27
Po trzydziestce zaschło jej w gardle, nie rozumiem, po co krzyczała. Jakby myślała, że po cichu nie usłyszę... Kamerki runęły kolejno na podłogę. Już wkrótce znalazłam się bliżej, rozsunęłam jej uda.
- Nadal masz tam mokro?
- Tak - wychrypiała, patrząc w dół.
- I czego oczekujesz ode mnie, mała szmato? Czy Ty w ogóle możesz czegoś oczekiwać?
- Nie mogę.  
- Grzeczna dziewczynka - pogłaskałam ją po policzku. - Nareszcie. W nagrodę Cię zerżnę, ale nie dojdziesz.
Zrobiłam jej niespodziankę mając całą uprząż strapona w spodniach, wizyta w małym pokoju na coś się przydała. Czułam się jak facet spuszczając spodnie. Było to nawet odkrywcze uczucie. Biorąc silikonowego penisa w dłoń i naprowadzając go na jej dziewiczą pizdę, moja druga ręka spoczęła na gardle mojej ofiary. Nie przycisnęłam go jednak.
- Powiedz, co chcesz żebym zrobiła - zażądałam, wreszcie łapiąc z nią kontakt wzrokowy.
- Włóż mi go, pani - jej nieśmiałość wyparowała, chyba pod wpływem napalenia. I dobrze.  
Znalazł się w niej. Dłoń na gardle zacisnęła się. Krótka seria mocnych i agresywnych posunięć. Zagryzła zęby zamiast drzeć tę dziewiczą japę. Nie tak miało być.
- Masz wyć następnym razem, zrozumiano? - warknęłam.
Druga seria. Trochę dłuższa, trochę mocniejsza. Ładnie piszczała patrząc mi w oczy. Teraz lepiej.  

***

Aleksandra leży wypięta na łóżku, łeb wykręcony w stronę białej ściany. Nad nią Marta, paskiem okładająca jej pośladki. Kończy, kiedy stają się do granic czerwone i pieką niemiłosiernie. Wtedy kuca za Aleksandrą, na silikonowego drąga wylewa lubrykant. Rozprowadza go dokładnie, pozostałości z ręki wsmarowuje w piekący pośladek ofiary, po czym jeszcze wymierza w niego siarczystego klapsa. Napiera na drugą dziurę, powoli. Kiedy już jest w środku, w dłoni ponownie odnajduje się pasek. Pasek jakby wracający do swojego naturalnego środowiska. Dogłębnie penetruje, okładając plecy mocnymi uderzeniami. Kiedy satysfakcjonuje się ilością śladów od pasa, rzuca go w kąt i chwyta za włosy swojej małej, lubieżnej kurewki, będącej teraz w siódmym niebie. Zagęszcza ruchy miednicą, nabijając na pal, niczym gwoździe nabijały na pal Pana Jezusa. Pozwala dojść chwilę potem.
Po wszystkim rozwiązuje Aleksandrę. Cała w śladach, z rozmazaną maskarą na twarzy. Włosy doszczętnie roztrzepane pozbawia gumki, niech sobie odpoczną. Po orgaźmie legła na materacu, nie przeszkadzając sobie nawet swoją nagością. Marta przykrywa ją kocem. Zabawki z dzisiaj, wszystkie ładnie skatalogowane, wróciły na swoje specjalne miejsce w małym pokoju. To nie ostatni raz, kiedy czynią zło i sieją zniszczenie.

3 komentarze

 
  • Użytkownik czarnyrycerzyk

    mam nadzieje że będzie ciąg dalszy:)

    14 lip 2017

  • Użytkownik AleidaMarch

    @czarnyrycerzyk Ciąg dalszy niestety nie, ale dwa inne opowiadania są w drodze.

    15 lip 2017

  • Użytkownik agnes1709

    Kurde, świetne!:D :whip:

    13 lip 2017

  • Użytkownik AleidaMarch

    @agnes1709 Zdanie moich czytelników jest najważniejsze ;)

    14 lip 2017

  • Użytkownik agnes1709

    @AleidaMarch :D

    14 lip 2017

  • Użytkownik Prunella

    Cholernie intrygujące

    24 cze 2017

  • Użytkownik Prunella

    @AleidaMarch Czyli wyszło idealnie

    24 cze 2017

  • Użytkownik AleidaMarch

    @Prunella Czy ja wiem? Do ideału brakuje mi wiele.

    24 cze 2017

  • Użytkownik Prunella

    @AleidaMarch Więc zdefiniuj go tak by nie dzieliło Cię od niego nic

    24 cze 2017

  • Użytkownik AleidaMarch

    @Prunella Dzięki za bezcenne rady, postaram się je uwzględnić. ;)

    25 cze 2017