Sen o życiu.

Wielkie drzewo się przewraca, a ja uciekam, by na mnie nie runęło. Biegnę, potykam się o kamień, przeklęty kamień. Leżę. Co zrobić? Nie mam sił by wstać! Ale staram się. Kuleję... wszystko dzieje się tak szybko. Chyba mi się uda! Tak! Drzewo się przewraca, wreszcie ląduje na ziemi, a ja nadal żyję. Nie ma wątpliwości, jestem bezpieczna. Przecież tego chciałam. Chciałam dalej trwać, dalej uciekać. Kolejne drzewo się przewraca. Szybko, dasz radę. Znów się przewracam. To przez ten kamień! Ktoś podaje mi rękę. Nie wiem jeszcze, kto. Desperacko sięgam po jego rękę w nadziei, że to pomoże mi dalej biec. I po co? I tak się zawiodłam. Ręka się cofnęła, a jej posiadacz dalej biegnie... Zostawia mnie. Sam za bardzo boi się drzewa, by mnie uratować. Szybko. Dasz radę. Powoli wstaję. Mam łzy w oczach... Poradzę sobie? Błagam wstań. Oh, jestem na nogach. Biegnij, już! Szybciej! Drzewo... ono jest na ziemi. Udało mi się! Nie... kolejne drzewo się przewraca! Biegnij. Już przyzwyczaiłam się do bólu. Biegnę, ile mam sił w nogach. Oh. Mam chwilę odpoczynku. Drzewo jest daleko za mną. Ale... ktoś inny jest w innej sytuacji... Nie może się ruszyć, nie ma sił na dalsze ucieczki. Drzewo na niego spada. Widzę to. On umiera... nie, NIE! Uciekałam z tą osobą tyle czasu... zapomniałam o niej. Nie! Proszę... Bezsilnie kładę się na trawie. Patrzę w niebo. Mówię sobie, że się nie poddam. Wstaję. Nadal kuleję, ale biegnę dalej. Już przyzwyczaiłam się do bólu! Pewna osoba, która biegnie obok mnie, przykuwa moją uwagę. Patrzę na niego. Chcę się zatrzymać i z nim porozmawiać, ale on biegnie dalej. Boję się mu przeszkodzić. Jeśli to zrobię, on umrze jak mój przyjaciel... Ale ja razem z nim! Wyprzedzam go. Staję naprzeciwko niego. Patrzę mu w oczy. Widać w nich smutek... Jednak jego usta układają się w przeuroczy uśmiech, ale co z tego? On jest fałszywy. Podchodzę bliżej, nadal patrzę mu w oczy. Zauważam, że powoli uśmiech
schodzi z jego twarzy. Jestem tuż przy nim. On mnie nie ignoruje. Trzymamy się za ręce. On nagle staje się wesoły. Biegnie, ciągnąc mnie za sobą. Kolejne drzewo się przewraca. Biegniemy. Szybko! Razem. Niestety... mój towarzysz ucieczki się przewraca. Nie może wstać. Drzewo zaraz się na nas przewróci. Patrzymy sobie w oczy... ostatni raz? Nie pozwolę na to... nie chcę! Moi przyjaciele odciągają mnie od niego. Wmawiają, że już za późno... mają rację. Wyrywam się od przyjaciół, biegnę w stronę mego towarzysza, tego jedynego... znów patrzę mu w oczy. Moja łza spływa mu po policzku, a potem... ciemność.

ZetKa

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 466 słów i 2686 znaków.

Dodaj komentarz