Przykład talmudycznej logiki
Przykład talmudycznej logiki na udowodnienie tezy, że czas to dozorca:
Czas to pieniądz, pieniądz to grunt, grunt to ziemia, ziemia to matka, matka to anioł, anioł to stróż a stróż - to dozorca.
Przykład talmudycznej logiki na udowodnienie tezy, że czas to dozorca:
Czas to pieniądz, pieniądz to grunt, grunt to ziemia, ziemia to matka, matka to anioł, anioł to stróż a stróż - to dozorca.
-Salcie, kiedy potrzebujesz pieniędzy jesteś dla mnie bardzo mila - mówi Mosiek do swojej połowicy.
- Ach, Mosze, ale przecież ja zawsze jestem dla Ciebie miła...
- No właśnie!!!
Icek wygrał w loterii duże pieniądze. Pyta go Mosiek:
"Icek, a skąd wiedziałeś,ze trzeba postawić na 42?"
"Posłuchaj uważnie. Urodziłem się siódmego, loteria zaś odbywała się ósmego. A ponieważ 7 razy 8 jest 42...".
"Zaraz, zaraz, Icek, 7 razy 8 jest 56!".
"Wiesz co, Mosiek. To ty już bądź sobie ten matematyk...".
Chodzący rozum
- Powiedz mi, gdzie siedzi rozum? - pyta nauczyciel małego Laiba.
- On wcale nie siedzi - odpowiada rezolutnie uczeń.
- No to gdzie jest? - dziwi się nauczyciel.
- On chodzi za interesami - tłumaczy Laib.
- Za interesami? Dlaczego?
- Bo jak by on tylko siedział, to on by nie był żaden rozum - wyjaśnia mały filozof.
Łabędź, podobno przystąpiłeś do spółki z Cymermanem, ale on jest bogaty a Ty goły jak święty turecki, jak to się dzieje?
- Posłuchaj, teraz on ma pieniądze a ja doświadczenie, a po roku to ja będę miał pieniądze, a on doświadczenie.
Czterech Żydów spotyka się na giełdzie w Kijowie. Po przywitaniu rozpoczynają się przechwalać:
- Ja wczoraj rozmawiałem z policmajstrem.
- Policmajster... policmajster! Też mi dygnitarz! - lekceważąco krzywi się drugi - Ja gościłem naczelnika powiatu.
- Co tam naczelnik powiatu! - mówi trzeci - Ja byłem w gabinecie rzeczywistego radcy stanu.
- To wszystko nic! - powiada czwarty - Ja dzisiaj rano rozmawiałem z samym gubernatorem, grafem Ignatiewem.
Trzej pozostali słuchacze nie mogą wyjść z podziwu:
- Aj, aj, aj! Z samym grafem Ignatiewem! I co on ci powiedział?
- A co miał powiedzieć? "Paszoł won, jewrej!"
Lili wysyła telegram do przyjaciela Mosze:
"Mosze. Przyślij mi pięćset dularów. Chodzi o mój honor."
Mosze wysłał Liii dwieście pięćdziesiąt dolarów z telegramem:
"Kochana przyjaciółko. Ratuj tymczasem połowę."
Dawno dawno temu zszedł Pan Bóg na spacer po pustyni i trafił do jakiegoś miasta. Podszedł do mieszkańców i zaproponował
- Mam dla was przykazanie
- A jakie?
- Nie zabijaj.
- No coś ty! My Hetyci żyjemy z wojen. Potrafimy tylko wytapiać żelazo i walczyć. Bez zabijania nasz naród zginie.
Poszedł Bóg dalej i trafił do następnego miasta.
- Mam dla was przykazanie - rzekł do mieszkańców
- A jakie?
- Nie cudzołóż.
- To chyba jakieś żarty. W naszej świątyni są najlepsze ladacznice. Wszystkie nacje przyjeżdżają do nas się zabawić. Bez cudzołóstwa pomrzemy w nędzy.
W trzecim mieście Bóg spróbował jeszcze inaczej
- Mam dla was przykazanie - nie kradnij.
- To jak mamy żyć - nie da się handlować z Syryjczykami nie kradnąc.
Nieco przybity Pan Bóg wrócił na pustynie. Jacyś barbarzyńcy paśli tam swoje stada. Zrezygnowany Bóg spytał
- Chcecie mieć jakieś przykazania?
- A za wiele???
- Za darmo.
- A to byśmy z dziesięć wzieli.
Dawno temu rosyjski Żyd odwiedził swoją rodzinę w Izraelu. Przed powrotem do do Krainy Sierpa i Młota umówił się z nimi, że listy pisane przez niego niebieskim atramentem będą oznaczały, że wszystko w porządku, a te pisane zielonym oznaczać będą, że ma problemy lecz boi się o nich pisać.
Pierwszy list przychodzi do Izraela już po paru tygodniach i jest napisany ... niebieskim atramentem. Pierwsze zdanie brzmi:
"- Żyje się tu wspaniale, niczego nam nie brakuje i wszystko można kupić. No może za wyjątkiem zielonego atramentu..."
W przedziale dwóch rabbich i jeden ortodoksyjny żyd.
Po kilku godzinach podróży żyd się odzywa:
- Miałem nadzieję, że będę świadkiem rozmowy dwóch wybitnych umysłów, a tu cisza!
Jeden rabbi z politowaniem odpowiada:
- Ja wiem wszystko, on wie wszystko, to o czym my mamy rozmawiać?!
Późnym popołudniem dzieci bawią się na podwórzu. Chaimek przypatruje się uważnie umorusanej buzi Abramka i powiada:
- Załóżmy się, że zgadnę, co dzisiaj jadłeś na obiad...
- No co?
- Zupę pomidorową.
- Nieprawda! Zupę pomidorową jadłem wczoraj!
Icek z żoną Chaną w piękne sobotnie popołudnie wybierają się na piknik za miasto. Jest upał, więc siadają w cieniu rozłożystego drzewa.
Nagle Chana zrywa się z krzykiem.
- Icek, ratuj!
- Co się stało?
- Mrówki mnie jedzą!
A Icek patrzy na swoją brzydką małżonkę i mówi wzdychając:
- Aj, aj, aj! Do czegóż to głód może doprowadzić!