O żydach - str 13

  • Kramarz Jechiel leży w agonii i pyta

    Kramarz Jechiel leży w agonii i pyta ledwo słyszalnym głosem:
    - Małko, moja żono, jesteś przy mnie?
    - Jestem, mężu.
    - Dwojro, moja córko, jesteś przy mnie?
    - Jestem ojcze.
    - Jojlik, mój synu, jesteś przy mnie?
    - Jestem, ojcze.
    - Binem, mój synu, jesteś przy mnie?
    - Jestem, ojcze.
    - Chajka, moja córko, jesteś przy mnie?
    - Jestem, ojcze.
    Konający zrywa się i wykrzykuje ostatkiem sił:
    - A kto siedzi w sklepie?!!!

  • Krawiec damski Benis Litman

    Krawiec damski Benis Litman, najdowcipniejszy spośród rzemieślników stanisławowskich, zwykł był powtarzać: "Nie suknia zdobi człowieka!". Toteż partaczył jak się dało.
    Pewnego razu niezadowolona klientka zaskarżyła go do sądu o zwrot pieniędzy za materiał.
    Sędzia przesłuchuje pozwanego:
    - Nazwisko?
    - Litman.
    - Imię?
    - Proszę wysokiego sądu! U nas, Żydów, imię to sprawa bardzo skomplikowana.
    - Dlaczego skomplikowana?
    - Proszę tylko posłuchać! Ja się nazywam po żydowsku Bajnisz, to znaczy po polsku Benis. W chederze nazywali mnie Berel-cap, w synagodze - reb Ber. Na szyldzie warsztatu nazywam się Bernard, a moja żona nazywa mnie idiotą.

  • Lejb Sobel ożenił się i do znudzenia

    Lejb Sobel ożenił się i do znudzenia wychwala kolegom zalety swej urodziwej żony.     Pewnego dnia spotyka przyjaciela. Ten bierze go pod ramię i szepcze do ucha:
    - Daj ty spokój z tym gadaniem. Śmieją się z ciebie. Czy ty nie wiesz, że twoja żona ma czterech kochanków na boku?
    - I co z tego? - uśmiecha się beztrosko Sobel - Wolę mieć dwadzieścia procent w dobrym interesie niż sto procent w złym!

  • Lili wysyła telegram do przyjaciela

    Lili wysyła telegram do przyjaciela Mosze:
    "Mosze. Przyślij mi pięćset dularów. Chodzi o mój honor."
    Mosze wysłał Liii dwieście pięćdziesiąt dolarów z telegramem:
    "Kochana przyjaciółko. Ratuj tymczasem połowę."

  • "Panie Kon, czy wie pan, że jutro

    "Panie Kon, czy wie pan, że jutro wydaję moją córkę za mąż?  
    - Wiem.  
    - A czy wie pan, że daje jej w posagu 2000 zł.?  
    - Słyszałem.  
    - Ale jest pewien problem. Mam tylko 1000 zł. Pożycz mi ten drugi tysiąc.  
    - Nie mam. Ale mogę panu dać dobrą radę. Posag ma pan złożyć u notariusza na Elektoralnej?  
    - Tak.  
    - A więc, niech pan położy te 1000 zł. na kominku przed lustrem. Pańskie 1000 przed i 1000 w lustrze daje w sumie dwa tysiące zł.  
    - Ja znam ten sposób, ale sęk w tym, że mam tylko ten 1000 zł w lustrze.

  • Łabędź i Żółtko zwiedzają

    Łabędź i Żółtko zwiedzają wesołe miasteczko. Stają przed karuzelą.
    - Ta karuzela - mówi Żółtko należy do Kona. Chodźmy się trochę przejechać.
    Po kilku okrążeniach Żółtko zbladł, potem zzieleniał i dostał torsji.
    - Zejdź z karuzeli - radzi Łabędź.
    - Nie mogę.
    - Dlaczego?
    - Bo Kon jest mi winien pieniądze i tylko w ten sposób mogę je odebrać.

  • "Ksiądz i rabin jadą razem

    "Ksiądz i rabin jadą razem pociągiem. Ksiądz wyciąga kanapki z szynką, częstuje również rabina. Rabin odmawia:
    - Nam religia zabrania jeść wieprzowiny.
    - A szkoda. To takie dobre!
    Podróż dobiega końca. Rabin żegna księdza:
    - Proszę pozdrowić małżonkę!
    - Nas, księży, obowiązuje celibat. Nie mam żony.
    - A szkoda. To takie dobre!

  • Łabędź podobno przystąpiłeś

    Łabędź, podobno przystąpiłeś do spółki z Cymermanem, ale on jest bogaty a Ty goły jak święty turecki, jak to się dzieje?
    - Posłuchaj, teraz on ma pieniądze a ja doświadczenie, a po roku to ja będę miał pieniądze, a on doświadczenie.

  • Małe misteczko jakiś wieśniak

    Małe misteczko, jakiś wieśniak zaczepia małego chłopca:
    - Ty, Moszek gdzie tu jest magistrat?
    - Skąd pan wie że ja sie nazywam Moszek?
    - Zgadłem.
    - To niech pan zgadnie gdzie jest magistrat.

  • Małego Abramka wywalili ze szkoły

    Małego Abramka wywalili ze szkoły - żydowskiej oczywiście - za brakpostępów w nauce i nieposłuszeństwo. Przenieśli do go innej szkoły - też żydowskiej. Po kilku miesiącach i z tej wyleciał z tych samych powodów. Do kolejnej - to samo. Po jakimś czasie w mieście nie zostało ani jednej żydowskiej szkoły, w której by już Abramka nie znali, został więc umieszczony w katolickiej.
    Po tygodniu dyrektor szkoły wzywa tatę Abramka i oznajmia mu, jakim wspaniałym chłopcem jest Abramek - grzecznym, bystrym i w ogóle] najlepszym uczniem w szkole.
    Tata po powrocie do domu pyta zbaraniały Abramka:
    - Abramek, co się z tobą stało? Mówią mi, że jesteś najlepszym uczniem, nie chuliganisz, no wzór cnót. CO ONI Z TOBĄ ZROBILI?
    - Rozumiesz tato, pierwszego dnia taki pan w czarnym ubraniu zaprowadził mnie do ciemnego pokoju, w którym wisiał jakiś pan przybity do krzyża i powiedział:
    - "Abramek, to jest Jezus Chrystus. On też był Żydem".
    I wtedy zrozumiałem, że to nie przelewki.

  • MISTYKA FINANSÓW GOLDBERG Dzień dobry

    MISTYKA FINANSÓW

    GOLDBERG:  Dzień dobry panu, panie Rapaport.
    RAPAPORT:  Jak ja pana widzę u siebie, to już o "dzień dobry" nie może być mowy.
    GOLDBERG:  Kiedy ja pana rozumiem...  
    RAPAPORT:  Ale jak pan tu jest, to siadaj pan. Jak pan tu wszedł? Służąca nie powiedziała    panu, że mnie nie ma w domu?
    GOLDBERG:  Powiedziała, moja służąca też czasem mówi, że mnie nie ma, jak jestem.  
    RAPAPORT:  Patrz pan, jak ta służba nauczyła się kłamać?
    GOLDBERG:  A jak byś pan nie był w domu, to ona by przecież też powiedziała, że pana nie ma, co za różnica?!
    RAPAPORT:  Swoją drogą!...
    GOLDBERG:  Panie Rapaport, pan mnie oddaje pieniądze czy nie?
    RAPAPORT:  Wiele jestem panu winien?  
    GOLDBERG:  Osiemset.
    RAPAPORT:  Ładna sumka.
    GOLDBERG:  W razie pan oddaje to ładna, nawet bardzo ładna. W razie mnie nie oddaje nie jest taka ładna. Otóż ja się pana zapytowywuję jeden z ostatnich razów: czy pan mnie oddaje moje osiemset złotych?
    RAPAPORT:  Naturalnie, że oddaję.  
    GOLDBERG:  Czy pan mi nie może odpowiedzieć po ludzku?
    RAPAPORT:  Przecież mówię panu od pół roku, że nie mam pieniędzy.
    GOLDBERG:  To co ja mam robić?  
    RAPAPORT:  Upominać się!  
    GOLDBERG:  Co mi to pomoże?  
    RAPAPORT:  Nic!
    GOLDBERG:  Szanowny panie Rapaport. Przecież pan rozumie, że osiemset złotych to nie jest suma, której można nie oddać. Można nie oddać dziesięć złotych. Jak się jest bardzo wielki łobuz, to można nie oddać dwudziestu złotych, ale od stu złotych w górę każdy dług się robi honorowy. Pan to rozumie, przecież pan jest kupiec.
    RAPAPORT:  Panie Goldberg szanowny, ja mam inny pogląd na tę sprawę. Dla mnie osiemset złotych to jest właśnie suma, której nie można oddać. Oddać można dziesięć złotych. Jak się jest bardzo lekkomyślnym, to można oddać dwadzieścia złotych. Ale od stu złotych w górę to każdy dług staje się fikcyjny! Pan to wie! Przecież pan jest kupiec.
    GOLDBERG:  Słodki panie Rapaport, więc ja się pana pytam, co ja mam robić?
    RAPAPORT:  To ja się pana zapytam co innego, ale pan mi daje słowo honoru, że pan mnie odpowie całą prawdę!
    GOLDBERG:  Oficerskie słowo honoru.  
    RAPAPORT:  Ja wolę kupieckie.  
    GOLDBERG:  Niech będzie kupieckie.  
    RAPAPORT:  Otóż pan przychodzi do mnie, że bym panu oddał osiemset złotych. Dajmy na to ja wstaję, podchodzę do kasy i... powiedzmy, wyciągam osiemset złotych i, przypuśćmy, panu je daję. To co by pan o mnie pomyślał?
    GOLDBERG:  Ech!... panie Rapaport!  
    RAPAPORT:  Kotuchna! Słowo pan dałeś! Pomyślałbyś pan, że jestem a myszygene kopf?
    GOLDBERG:  No, zaraz a myszygene!...  
    RAPAPORT:  Pomyślałbyś pan tak? Tak czy nie!
    GOLDBERG:  Tak!...
    RAPAPORT:  Dziękuję panu!
    GOLDBERG:  Złocisty panie Rapaport. Teoretycznie pan jest kryty, ale w praktyce pan nie ma racji. Pan mnie musi oddać!
    RAPAPORT:  Dla samego oddania?  
    GOLDBERG:  Nie! Ja jestem winien Gutmanowi osiemset złotych!
    RAPAPORT:  Gutman może poczekać!  
    GOLDBERG:  Gutman nie może poczekać, bo jego dusi Rajtman.
    RAPAPORT:  Rajtman też zaczeka.  
    GOLDBERG:  Rajtman absolutnie nie zaczeka bo on jest winien Maliniakowi.
    RAPAPORT:  Maliniak też może poczekać. Chociaż nie, Maliniak nie może czekać.  
    GOLDBERG:  Dlaczego?
    RAPAPORT:  Bo on jest winien mnie, a ja nie mogę czekać.
    GOLDBERG:  Pan nie może czekać?  
    RAPAPORT:  Bo przecież pan chce, żebym panu oddał osiemset złotych, a ja ich nie mam. Bo ja pożyczyłem Maliniakowi, Maliniak Rajtmanowi, Rajtman Gutmanowi, Gutman pożyczył panu, a pan mnie, nikt ich nie wydał, bo każdy drugiemu pożyczył i nikt ich nie ma. To ja się pana pytam, gdzie się podziały te osiemset złotych?
    GOLDBERG:  A czy ja wiem?!
    RAPAPORT:  O, widzi pan, to jest ta mistyka finansów. I stąd się wziął ten cały kryzys ogólnoświatowy!
    GOLDBERG:  Nie rozumiem.
    RAPAPORT:  Ja panu wytłumaczę. Ameryka pożyczyła Anglii, Anglia Niemcom, Niemcy pożyczyli do Włoch, Włochy pożyczyli Szwajcarii, Szwajcaria pożyczyła Francji, Francja pożyczyła Anglii, a Anglia pożyczyła Ameryce!
    GOLDBERG:  To kto ma te pieniądze?  
    RAPAPORT:  Teoretycznie wychodzi, że myśmy powinni mieć te pieniądze.
    GOLDBERG:  Co myśmy`?
    RAPAPORT:  Bo myśmy nikomu nie pożyczyli i nam nikt nie pożyczył. Sytuacja jest bez wyjścia!  
    GOLDBERG: Ja mam jedno wyjście.  
    RAPAPORT:  Jakie?
    GOLDBERG:  Przez drzwi, do domu!
    RAPAPORT:  Widzisz pan, panie Goldberg. Nareszcie dorósł pan do sytuacji. Przyjdź pan kiedyś znowu się upomnieć porozmawiamy
    GOLDBERG:  Najlepiej nie zastać pana w domu.  
    RAPAPORT: Niech pan się nie obawia. Jak tylko będę miał pierwsze pieniądze, to zaraz pana zawiadomię przez służbę, że mnie nie ma w domu. Nie do zobaczenia się z panem, pa!

  • Moniek Szwarcberg wysłał swego

    Moniek Szwarcberg wysłał swego pracownika, Joska Wasersztajna, żeby odebrał dług od Jojne Goldszmita. Josek wraca bez pieniędzy.  
    "Czyżby Jojne nie chciał oddać długu?" - pyta zaniepokojony Moniek.  
    "Wyraźnie tego nie powiedział" - odpowiada uspokajająco Josek - "tylko mnie wyrzucił za drzwi, a potem spuścił na pysk ze schodów".