Warhammer 40.000: Niezłomni część: 7

Warhammer 40.000: Niezłomni część: 7- Przebijamy się do centrum, zwiadowcy odkryli, że jest tam nadajnik zagłuszający komunikację na planecie.  
- Ale atakujemy właśnie teraz?  
- Tak Edwardzie lepszej okazji nie będzie, z resztą udało mi się zebrać całkiem sporą grupę szturmową.  
Komisarz spojrzał się za siebie, zaciągnął się mocno papierosem i zaczął liczyć jednostki. Mruczał pod nosem, trzy Leman Russy i kilkudziesięciu gwardzistów.  
- To wystarczy?  
- Jasne, że tak! Nie doceniasz stalowego komisarza!  
- Abraham……. To brzmi słabo.  
- Wy młodzi się nie znacie.  
- Jasne.  
- Ale do rzeczy. Dowodzisz oddziałami cztery i pięć. Łącznie z twoimi ludźmi to dwudziestu żołnierzy. Szykuj się.  
- Kiedy atakujemy?  
- Właśnie dojeżdżamy na miejsce.  
   Komisarze ogłosili mobilizację. Żołnierze zaczęli się przygotowywać, wszyscy zeszli z czołgów. ‘’Trzydzieści sekund!’’ Edward odliczał czas. ‘’Czwórka i piątka do mnie!’’ Dwudziestka gwardzistów zebrała się przy komisarzu. ‘’Gwyn, Hex Gustav, Henry i emmmmm….. Przepraszam najmocniej, ale jak się nazywasz?’’ Komisarz wstydził się tego pytania, jednak nigdy nie słyszał żeby piąty gwardzista z jego oddziału kiedykolwiek coś mówił. Co lepsze on nigdy nie zdjął swojej apaszki naciągniętej na twarz. Zawsze sumiennie wykonywał każdy rozkaz nie ważne, jaki. ‘’Chatter komisarzu! Moi rodzice zginęli zanim nadali mi imię, to mój przydomek’’ Odpowiedział zamaskowany gwardzista. Komisarz wyprostował plecy. ‘’Nie zgińcie, to prawdopodobnie ostatni szturm, a ja obiecałem sobie wyprowadzić was z tej przeklętej planety’’ Wszyscy żołnierze krzyknęli ogłaszając gotowość.  
‘’Komisarzu Abrahamie! Grupa druga gotowa!’’ Zakrzyknął do swojego przyjaciela.  
- Uziemieni tutaj Stalowy Komisarz, poproszę o udekorowanie przestrzeni odbiór’’  
- Zrozumiano sir!  
   Edward zastanawiał się z kim Abraham mógł rozmawiać. Przekonał się bardzo szybko.  
Głośny świst rozniósł się nad miastem. Dziesięć Walkirii ukazało się na niebie. Wszystkie na raz synchronicznie zaczęły ostrzeliwać miejsce kryjące się za budynkami. ‘’Szarża Panowie! Nasza śmierć będzie wspaniała!’’ Jednostki Abrahama wyruszyły z miejsca. Trzy stalowe kolosy pierwsze wbiły się na pole bitwy. ‘’Za Imperatora!’’ Edward rozkazał szarżować swojej grupie. Dwudziestka gwardzistów przebiła się przez budynki zasłaniające ich widok. Ich oczom ukazał się pojedynczy budynek z gigantyczną anteną na szczycie. Jednak mimo pierwszego wrażenia podejście do niego było trudniejsze. Wszędzie dookoła była wypalona ziemia i rozciągnięty drut kolczasty. Sam budynek dookoła był niemal zasłonięty barykadami i prowizorycznym umocnieniami. Na stanowiskach byli osadzeni heretycy zaprawieni w bojach z najlepszym sprzętem. Ich dowódcami byli kosmiczni marines chaosu. Rakiety wystrzeliwane z Walkirii pozwoliły zaskoczyć przeciwników dając gwardzistom czas na przedostanie się przez strefę śmierci.  
   Ludzie Edwarda biegli jednocześnie strzelając. Nie byli zbyt celni. Co chwilę potykali się o jakąś nierówność lub utykali nogą w błocie. Podmuchy wybuchów targały ich na lewo i prawo. Jednak oni byli nieugięci. Szarżowali przed siebie niosąc śmierć wrogom Imperium. Ich pewność siebie nie mogła trwać długo. Po zaledwie kilku sekundach od ich wybiegnięcia heretycy się zorganizowali. W końcu zaczęli oddawać raz za razem. Pierwszy żołnierz z grupy Edwarda upadł na ziemię godzony czerwonym promieniem prosto w twarz. ‘’Rozejść się! Granatnik do mnie!’’ Krzyczał Edward. Operator wyrzutni już podbiegał pod komisarza. Jednak i on upadł zaledwie kilka kroków od niego. Już komisarz sam miał wykonać obowiązek utorowania drogi kiedy zauważył że Chatter biegnie. Wykonał on zręcznie przewrót unikając kilku wiązek lasera. Podniósł granatnik i czekał na rozkaz. Edward wiedział, że on nie odpowie, dlatego tylko dał mu wytyczne. ‘’Zrób wyrwę w tej barykadzie!’’ Nie musiał dwa razy powtarzać. Trzy granaty przeleciały przez niebo trafiając swój cel. Chciał pochwalić swojego podopiecznego, kiedy zauważył jak jego ciało pod wpływem niesamowitej siły poleciało do tyłu. Komisarz krzyknął, chociaż bardziej przypominało to jęk. Chatter jednak wstał jak gdyby nigdy nic i trzymając się za ramię szedł dalej. W miarę jak się zbliżali do barykad ostrzał z okien budynku był coraz cięższy. ‘’Wypalcie tych gnoi!’’ Zakrzyknął jeszcze raz kryjąc się za wrakiem jakiegoś samochodu. Gwyn podbiegł z miotaczem ognia. Dowódca zrobił tylko drobną kalkulację ilu gwardzistów po jego stronie musiało paść żeby to właśnie on dopadł się do miotacza. Znalazł się obok komisarza i rozpoczął swój spektakl. Długie na jedenaście metrów sznury ognia zaczęły dostawać się do okien. Podpaleni heretycy wyskakiwali ze swoich stanowisk. ‘’Jazda na barykady! Nie dam Abrahamowi satysfakcji, że to on pierwszy dostał się do budynku!’’ Wszyscy raz jeszcze zaszarżowali wychodząc ze swoich kryjówek. Zanim dostali się do ostatniej przeszkody zauważył jak pada jeszcze dwóch gwardzistów.  
   Sam Edward znalazł się pierwszy po stronie heretyków. Wskakując zastrzelił dwóch heretyków, którzy próbowali się schronić przed ostrzałem. Jednak zeskakując z worków poślizgnął się na jednym. Wylądował plecami na ziemi. Ale nawet to go nie powstrzymało. Zręcznie wypatrzył grupę zdrajców. Wszyscy Ci mieli już do niego strzelać. On był zręczniejszy. Trafił w jeden z granatów na kamizelce wyznawcy chaosu. Szybko wstał i już miał siać zamęt dalej jednak jego oczom ukazał się kosmiczny marine. Strzelił on ze swojego boltera. Nie trafił i rakietowy pocisk przeleciał obok ucha Edwarda. Drugi raz za spust nie pociągnął. Masy gorącej plazmy trafiały go raz za razem i topiły pancerz. Gustav nie przestawał strzelać dopóki pistolet plazmowy się nie przegrzał. Kiwnęli do siebie głową. Stanęli plecami do siebie i wzajemnie się osłaniali strzelając do wrogów. Po chwili zmienili strony. Heretycy padali jeden po drugim godzeni wiązkami światła i rozgrzaną plazmą. ‘’Gdzie reszta?’’ Zapytał się swojego towarzysza. ‘’Tutaj sir!’’ Gwardziści stali już na fortyfikacjach. Nie zeszli z nich. Strzelali ze wszystkiego, co posiadali. Wystarczyły trzy minuty żeby oczyścić swoją stronę. Hex zeskoczył z barykady trzymając wykałaczkę w ustach. ‘’Czysto’’ Odezwał się Henry nakładając opatrunek Chatterowi.  
   Komisarz patrzył się w ścianę. ‘’Przecież Abraham powinien się już dawno przebić.’’ Pomyślał. Kątem oka zauważył jeszcze jak jedna z Walkirii przystąpiła do wyładunku żołnierzy. Byli to Tempestus. Najlepsi z najlepszych, straż generała. Widać cel był ważny. ‘’Rozwalić ścianę! Przebijemy się i wyrżniemy wszystkich! PORA TO ZAKOŃCZYĆ!’’ Wykrzyknął do swoich ludzi.  
Dwunastka gwardzistów wystarczy. Inaczej być nie może.  




‘’Ja nawet zginąć nie potrafię…..’’  
Generał Kubrick, lokacja nieznana

BlackBazyl

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 1133 słów i 7234 znaków.

Dodaj komentarz