Przestrzeń kosmiczna nad Gleanus IV, statek dowodzenia Lorda Generała.
Wysoki mężczyzna siedział w swoim fotelu. Nerwowo spoglądał na urządzenie w jego ręce. Na mostku panowała cisza. Pojedynczy adepci Mechanicum pracowali przy niezliczonej ilości monitorów. Atmosfera w pomieszczeniu była gęsta, większość osób bała się odezwać przez obawy o własne życie. W końcu generał wstał ze swojego fotela. Poprawił czerwono krwistą pelerynę i powoli przechadzał się dookoła adeptów. Buczenie komputerów przerywał stukot ciężkich butów. Nie zważając na obecność innych zatrzymał się i zaczął poprawiać rękawice. Po chwili wyłoniły się ku górze trzy elektryczne pazury. Kunsztowne zdobienia przysłaniały ostrza. Każde z nich opowiadało oddzielną historię pełną bitew. Ta zabójcza broń została mu nadana ze względu na jego zasługi. Przeczyścił gardło głośnym chrząknięciem i wydobył z siebie jedno zdanie. ‘’Jaka sytuacja tam na dole?’’ Nikt nie oczekiwał takiego tonu głosu. W przeciwieństwie do jego wyglądu, jego głos był piskliwy wręcz dziecięcy. Z pewnością było to komiczne jak prawie dwumetrowy człowiek z licznymi implantami mówi dziecięcym piskiem. Jeden z adeptów wyrwał się z głębokiego transu. Odłączył jeden z kabli ze swojej piersi. ‘’W dalszym ciągu nic lordzie, burza osnowy w dalszym ciągu blokuje komunikacje z jednostkami.’’ Po tych słowach znowu wpiął przewód i powrócił do swoich zajęć. Dla samego generała Kubricka była to kłopotliwa sytuacja. Wysłał wszystkie jednostki na planetę bez wcześniejszego przygotowania. Nie wiadomo, co się teraz działo z gwardzistami, jednak nie gwardziści byli mu w głowie. Strata tak wielu zabytkowych maszyn pancernych słono go będzie kosztowała. Jeżeli też wszystkie jego jednostki zginął w akcji z pewnością czeka go proces za marnowanie zasobów ludzkich. Mimo jego kamiennej twarzy krew krążąca w żyłach była gorąca niczym lawa. Powoli też czuł zwiększający się pulsujący ból w jego skroni. Uniósł głowę ku górze na pokaz. Wskazał ręką na planetę widoczną za szybą. ‘’Ostrzeliwać miejsca oddalone o piętnaście kilometrów od ostatniego meldunku żołnierzy.’’ Nie słyszał żadnej odmowy. Zimni wyznawcy Omnisjasza wypełniali każdy rozkaz.
‘’Naprzód! Udało nam się zdobyć przyczółek! Wygrywamy! Nic nas nie zabije!’’
-Sierżant Sebastian, na moment przed bombardowaniem orbitalnym.
Planeta okryła się setkami drobnych jasnych kropek. Każdy z tych punktów przynosił cierpienie i śmierć. Zarówno po stronie lojalistów jak i zdrajców. Mimo tego, że na statku wydobywały się poszczególne dźwięki, od komputerów po cichy chrzęst pocisków w ładowni. To poza statkiem było cicho. Straszliwa przenikająca wszystko cisza była dla generała najgorsza. Wydawało się, że on i jego żołnierze, których posłał na pewną śmierć żyli w oddzielnych światach. Nie dowodził nimi bezpośrednio. Nie mógł nawet zasmakować bitwy. Jednak wciąż dowodził. Zastanawiał się nad ironią tego wszystkiego jeszcze przez długi czas. Siedział w swoim fotelu jeszcze długo. I zastanawiał się. Czy wszyscy wyjdą z tego cało.
‘’Urwało mi nogi! Imperatorze dopomóż….’’
-Sierżant Sebastian, w trakcie bombardowania.
Z każdą dłużącą się minutą obserwował zniszczenia, których dokonał. Nie widział tego z bliska, ale to czuł. Lata wiernych i pobożnych sług imperium budowało niezliczone kompleksy na powierzchni tylko po to żeby później człowiek skinieniem palca obrócił to wszystko w nicość. Nie wstając uniósł jakby od niechcenia swoją dłoń. Palec skierował ku górze. ‘’Wystarczy.’’ Jedno słowo tyle trzeba było żeby zatrzymać machinę zniszczenia. Ludzie zwrócili uwagę na to, co się właśnie dzieje z wyjątkiem fanatyków z Marsa, zamieniali wszystko, co ludzkie na mechaniczne części tylko po to żeby dorównać swojemu ideałowi i bogu. Śmierć ich nie obchodziła. Ważna dla nich była tylko technologia. Tej godziny generał zasmucił się jeszcze raz. Jak miał zachować ludzkie odruchy skoro wszystko było wypaczone z człowieczeństwa?
Dodaj komentarz