Warhammer 40.000: Niezłomni część: 5

Warhammer 40.000: Niezłomni część: 5Powierzchnia planety Gleanus IV.  

   ‘’Słyszycie to?’’ Edward zwrócił się tymi słowami do swoich towarzyszy. Ci zatrzymali się i zaczęli nasłuchiwać. Definitywnie mogli słyszeć cichy śpiew. Dla komisarza wydawał się szczególnie znajomy. ‘’Sir to z voxu!’’ Natychmiast zgromadzili się przy odbiorniku. Cichy śpiew rozbrzmiewał przez cały czas. Zupełnie jakby był odtwarzany przez jakiś nadajnik. Niestety nie dało się rozróżnić słów sygnał był na tyle cichy.  
- Możesz dostroić vox?  
- Vox jest idealnie nastrojony sir! Co lepsze odtwarza na wszystkich częstotliwościach Imperium…. Musimy podejść bliżej.  
   Postanowili iść przez budynki. Przy każdym pomieszczeniu zatrzymywali się. Ubezpieczali każdą klatkę schodową. Starali się iść najciszej jak potrafią. Jeżeli natrafiali na zamknięte drzwi to Edward zawsze szedł pierwszy. Wchodząc z bronią gotową do strzału wylewała się za nim piątka gwardzistów gotowych by zabijać. Nie czekała na nich żadna walka. Za to z każdym krokiem vox dawał o sobie znać. Głośność przekazu była coraz większa. W jednym z pomieszczeń Edwarda zmroziło. Pobladł cały i zachwiał się na nogach. Z trudem podszedł do okna i zaczął czerpać świeżego powietrza. Rozumiał wszystkie słowa rozbrzmiewającej litanii.  
  - Sir, co się stało?  
Zapytał Gustav. Podchodząc pod komisarza. Ten jednak stanął pewniej na nogach i poprawiając czapkę i zapytał:  
- Rozpoznajesz może te słowa?  
- Niestety nie sir!, Nie znam wysokiego gotyku tak dobrze.  
Edward wyjrzał przez okno i rękami zaparł się o parapet. Rzucił okiem na pustą ulicę. Obserwował ulicę pełną krwi i gruzu. Złapał oddech i zaczął mówić do swoich żołnierzy: ‘’To moi drodzy jest litania do Imperatora, uczyliśmy się jej na pamięć. Właściwie to nawet musieliśmy walczyć recytując słowa tej pieśni.’’ Miał mówić coś jeszcze, ale zobaczył coś kątem oka. Rzucił się na podłogę i już miał rozkazywać swoim kompanom to samo. Ci jednak instynktownie podążyli za komisarzem. ‘’Wyłączaj komunikator!’’ Próbował szeptać do operatora, jednak to nie wyszło i ryknął tymi słowami na całe mieszkanie.  

‘’Valkyria 5 tutaj Thor 1, widzę gwardzistów, którzy byli na statku. Atakować?’’
- Pilot straży przybocznej generała Kubricka, przestrzeń kosmiczna.  

    Kilkudziesięciu heretyków maszerowało w zbitej formacji. Każdy z nich miał na szyi amulet zrobiony z ludzkiej czaszki. Wśród nich podążał gigantyczny człowiek. Miał na sobie ciężki płytowy pancerz pomalowany na czerwono. Hełm tego kolosa był ubrudzony krwią, było jej tyle, że schodziła z kasku całymi płatami. Na rogach były nabite spreparowane głowy wrogów. Widocznie one były tam od długiego czasu. W rękach dzierżył topór zakończony ostrzem, przez które przebiegał łańcuch. Wyglądający komisarz obserwował z ukrycia maszerujący pochód. Widział już kiedyś tą postać. To był kosmiczny marine chaosu. Ten akurat wyznawał wiarę w Khorna, krwawego boga. Dla tego boga liczyły się przelane strumienie krwi. Nawet największy zamęt i zniszczenie nie mogły zaspokoić głodu walki. W imię tego boga dokonywały się największe zbrodnie, całe planety były wybijane w rytuałach. Nie oszczędzali oni nikogo ani niczego. Pancerz, który nosili zapewniał niemal niezniszczalność. Zwyczajny karabin laserowy nawet nie zdrapywał farby. Komisarz zastanawiał się, co robić.  

‘’Valkyria 5 tutaj Thor 1, przystępuję do ataku. Nikt nie przeżyje’’  
- Pilot straży przybocznej generała Kubricka, przestrzeń kosmiczna.  
   Kiedy litania rozbrzmiała na nowo komisarz z furią w oczach spojrzał na łącznościowca. To nie była jego wina. Pokazał wyłączone urządzenie. Nagle wszyscy w bloku poczuli wybuch, który rozległ się na ulicy. Edward natychmiast wydał rozkaz ataku. Wszyscy gwardziści doskoczyli do okien i zaczęli ostrzeliwać heretyków na dole. Edward strzelając ze swojego pistoletu zauważył jak dowódca wyznawców khorna leży bez życia na ziemi. Jego pancerz rozerwało coś jakby……. ‘’No tak!’’ Krzyknął na całe gardło. ‘’Leman Russy! Wsparcie nadchodzi! Utrzymać pozycję!’’ Ledwo panował nad ekscytacją w głosie. Strzały gwardzistów raniły i zabijały heretyków, którzy bez dowódcy rozpaczliwie starali się znaleźć osłonę. Komisarz myślał o wszystkim, co teraz się dzieje, rozkoszował się widokiem ginących heretyków w akompaniamencie litanii do Imperatora, która z każdą sekundą była coraz głośniejsza. Następny wybuch wyrzucił w górę kolejną grupkę heretyków. Teraz już miał sto procent pewności, że wparcie nadeszło. W ich zasięgu wzroku pojawił się Leman Russ. Czołg stanowiący trzon gwardii. Potem drugi a na końcu trzeci. Wśród tych czołgów kłębiła się piechota. Latająca rozgrzana plazma, wiązki laserowe i ładunki wybuchowe dokonywały masakry u heretyków. Ledwo, który już został na polu bitwy a mimo tego dodatkowo byli ostrzeliwani z góry przez ludzi Edwarda. Dowódca głównego czołgu krzyczał ‘’Podjedźcie bliżej! Chcę któregoś zabić moją szablą!’’ Teraz komisarz śmiał się na cały głos. Po masakrze gwardziści na dole dobijali pozostałych przy życiu wrogów ludzkości. Lufa czołgu dowódcy skierowała się na okno, w którym był Edward. Strzał nie nastąpił, za to daszek znajomej czapki odwrócił się do okna. Gwardziści Edwarda spojrzeli się pierwsze na niego, potem na tego, który dowodził kolumną pancerną. ‘’O cholera kolejny komisarz!’’ Rzucił Hex do towarzyszy. Edward udał, że tego nie słyszy. Komisarze patrzyli się na siebie jeszcze przez długą chwilę. ‘’Edward!! Kopę lat! Dołączysz się do nas? Czy może będziesz patrzył się z góry?’’ Wypowiedział znajomy dowódca.

BlackBazyl

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 989 słów i 5943 znaków.

Dodaj komentarz