Warhammer 40.000: Niezłomni część: 3

Warhammer 40.000: Niezłomni część: 3Będąc na obrzeżu miasta pożegnali się ostatni raz. Baneblade odjeżdżał i powoli znikał za horyzontem. Komisarz stał jeszcze przez chwilę i obserwował swoich wybawców. ‘’Niech Imperator będzie z nimi.’’ Zamruczał to pod nosem. Przejrzał raz jeszcze swoich towarzyszy broni. Wiedząc, że pójście na żywioł może oznaczać śmierć wyznaczył sposób chodu. Zwiadowca miał iść z przodu i co trzydzieści kroków miał informować czy teren jest czysty. Reszta miała trzymać się z tyłu mając na oku potencjalne osłony. Maszerowali wolno obserwując wszystkie budynki. Miasto samo w sobie było opustoszałe. Puste okiennice, na których nie było zasłon, mury, w których były setki dziur po kulach, zrujnowane dachy i zapadłe wnętrza stanowiły jedyną dekorację miasta. Pierwsze sto kroków nie zwiastowało niczego, co mogłoby stanowić zagrożenie.  

‘’Jak to nie mogę zejść do swoich ludzi?’’  
Generał Kubrick, pokład statku Wieczna Zemsta.

   Zwiadowca przemykał zwinnie między kupkami gruzu, co kilka kroków stawał w miejscu i nasłuchiwał. Utrzymywał swoich towarzyszy w polu widzenia. Na każdym postoju wskazywał ręką wolną drogę. Coś przyciągnęło jego uwagę. Przeczołgał się obok zawalonego budynku. Wbiegł w wielki krater wydrążony przez pocisk i wytężył słuch. Usłyszał szlochanie. Zaniepokoił się. Podobne cywile byli ewakuowani na długo przed inwazją. Postanowił pozostać niezauważony. Przekradał się coraz bliżej źródła płaczu. Nie nasłuchiwał już przestrzeni dookoła. Rozważał, że może być to pułapka słyszał przecież kobiecy głos. W końcu odnalazł źródło. Kobieta w czarnych szatach siedziała przy dwójce dzieci, w rękach trzymała drobne zawiniątko. Myślał, że to kupka ubrań. Mylił się to było małe dziecko. Było. Jedyna myśl, która przeszła mu przez głowę. Siwa buzia nie otwierała oczek. Wyszedł naprzeciwko jedną rękę trzymając w górze. W drugiej trzymał swój karabin. ‘’Spokojnie. Ja jestem z Gwardii. Przyszliśmy zaprowadzić was w bezpieczne miejsce.’’ Sam nie wierzył w swoje słowa.  

‘’Jeżeli nie wypuścisz mnie z mostka, będę zmuszony użyć siły!  
Generał Kubrick do tech-kapłana, pokład statku Wieczna Zemsta.  

   Wystraszona kobieta przycisnęła niemowlę bliżej siebie. Młodzi chłopcy byli równie wystraszeni jak matka. Gwardzista z zakłopotaniem zastanawiał się, co robić. Przysuwał się coraz bliżej. Kiedy mógł już wyciągnąć rękę do kobiety usłyszał chrzęst. Zamarł w miejscu. Złapał się za pierś, wyciągnął słuchawkę z kieszeni i usłyszał:  
- Gustav? Gdzieś Ty się podział? Odbiór.  
Odetchnął z ulgą, myślał, że ten dźwięk to zwiastun dziury w pancerzu i niechybnej śmierci. Widać, że opuścił gardę. Przełknął szybko ślinę i odmeldował:  
- Teren czysty. Wołaj komisarza mam cywili! Odbiór.  
Żeby okazać swoje dobre intencje przyklęknął niedaleko dzieci i wyciągnął z plecaka ostatnią porcję krakersów. Podsunął je bliżej. Jeden z chłopców złapał je w ręce i zaczął się im przyglądać. Nie wiedział jak je otworzyć. Gustav marszczył brwi. Czy ich planety tak się różnią, że nawet krakersy pakują inaczej? A może to ich regiment dostawał ekstremalnie zapakowane racje żywnościowe?  

‘’Słuchaj zakuty łbie! Nie wiem jak Ty, ale ja idę do swoich żołnierzy!’’
Generał Kubrick do tech-kapłana, pokład statku Wieczna Zemsta.

  Żołnierze zebrali się dookoła kobiety z dziećmi. Komisarz był teraz w kłopotliwej sytuacji, mimo lat treningu nie wiedział, co robić. Przecież nie mają nawet bezpiecznego miejsca żeby ich oddelegować. Matka pewnie nie wypuści niemowlęcia z ręki mimo tego, że ono już od dawna nie żyje. Gustav chciał podejść bliżej. Udzielił mu pozwolenia bacznie obserwując rodzinę. Cały czas coś mu się nie zgadzało. Miał już raz to uczucie, było to w akademii. Ćwiczenie polegało na śpiewaniu litanii i jednoczesnym odmierzaniu dystansu od przeciwnika. Przestrzelili mu wtedy rękę. Dla bezpieczeństwa położył dłoń na kaburze. Reszta żołnierzy starała się uspokoić jakoś dzieci. Kolejny ochotnik już wychodził ze swoimi krakersami. Gustaw delikatnym ruchem starał się złapać rękę kobiety. Czerwona wiązka przemknęła przez powietrza. Gustaw upadł na ziemię. Jego biodro krwawiło. Odbezpieczył karabin i podziurawił kobietę. Z jej ręki wypadł pistolet laserowy schowany w sukni. Dzieci robiły już to samo, ale komisarz był szybszy. Zwinnym ruchem wyjął swój pistolet i zrobił dwie dziury w ich głowach. Reszta żołnierzy była zdruzgotana, ale chwilę potem się otrząsnęli i celowali już karabinami w budynki. Z betonowych bloków zaczęli się wylewać ludzie. Ich twarze były całe w bliznach. Wszystkie zagojone nacięcia układały się w znak chaosu. Oczy były pełne obłędu. Nie mieli broni palnej. Dzierżyli w rękach wszystko, co mieli. Od kawałków rur po kostkę brukową. Krzyczeli obelżywe dla lojalistów pieśni, które wychwalały ich boga. Komisarz krzyknął do żołnierzy, a ci natychmiast utworzyli okrąg wokół rannego. Mieli jeszcze złudne nadzieje, że uniknął rozlewu krwi a to wszystko to nieporozumienie. Komisarz wyjął szablę, był pełen wiary w to, co robi. Krzyknął głośno ‘’Ognia’’ fala ludzi się rozstąpiła.  

‘’Kupo złomu! Mam gdzieś ducha maszyny! Liczą się tylko moi ludzie!  
Generał Kubrick na moment przed uderzeniem tech-kapłana, pokład statku Wieczna Zemsta.  

   ‘’Otaczają nas!’’ Krzyczał głośno jeden z gwardzistów. Na ustach komisarza pogrążonego w szale bojowym ogarnął śmiech. ‘’Świetnie! Możemy strzelać w każdą stronę!’’ Wiązka za wiązką wyznawcy chaosu padali martwi. Ich ciała bez życia stanowiły przeszkodę na drodze dla ich współwyznawców. Im to jednak nie przeszkadzało deptali po ich ciałach chcąc się dostać do świeżej krwi. Gustav strzelał na leżąco. Przez przenikliwy ból nie mógł się podnieść. Bardziej bolało go to, że musiał strzelać do nastolatków. Ludzie ci byli pogrążeni w jakimś transie. Najgłębsze rany nie robiły na nich wrażenia. Upadali dopiero po kilku strzałach. Napór się załamywał. Frontalny atak na karabiny nie był najbystrzejszym pomysłem. Nie przerwali jednak tej masakry. Karabiny laserowe ucichły dopiero wtedy, kiedy nie było żywej duszy zdolnej do ataku. Gwardziści skierowali lufy karabinów ku ziemi.
‘’To chyba wszyscy sir!’’ Zameldował Henry. Henry był nowym operatorem voxu a zarazem człowiekiem od ciężkiego uzbrojenia. Nosił specjalny zmodyfikowany karabin laserowy. Był człowiekiem kulturystycznej budowy. Jego głowa była łysa. Największą dumą dla niego było przestrzelone ucho. Mówił, że to przez kobietę zanim się zapisał do gwardii. Edward podszedł do Gustava. Przyklęknął i zapytał:  
- Jesteś w stanie maszerować?  
- Tak jest! Przepraszam sir!
- Nie masz, za co…….. Nie trać więcej czujności.  
Jeden z żołnierzy założył Gustavowi prowizoryczny opatrunek. Ten pokuśtykał pod miejsce, w którym został postrzelony. ‘’I po krakersach’’ Zasmucił się. Spojrzał ostatni raz na zdeptane opakowanie i pokuśtykał razem z resztą oddziału.

BlackBazyl

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 1237 słów i 7374 znaków.

Dodaj komentarz