Szaleństwo Coopera.

-Panie Cooper, kupno tego domu to istne szaleństwo!
-Spokojnie, wiem co robię. Jeszcze dziś pańskie konto będzie bogatsze o kilka zer. – mówiąc to zdecydowanym ruchem pchnął drzwi i zatrzasnął je przed nosem notariusza. Odetchnął głęboko. W świetle które wpadało przez zabrudzone szyby, tańczyły drobinki brudu.  
Udał się w kierunku spiralnych schodów i postawił stopę, na pierwszym stopniu, który żałośnie zaskrzypiał.  
Victor, Victor… rzeczywiście jesteś szalony – pomyślał.
Dlaczego wybrał ten dom? Właśnie ten, o którym krążyło tak wiele legend? Sam nie wie. Coś skutecznie zwabiło go w to miejsce.  
Schody prowadziły na ogromne drugie piętro. Piętno minionej epoki dawało odczuć się na każdym kroku. Kunsztowna barierka, mnogość dzieł sztuki i drzwi prędzej przypominające ogromne wrota…
Wzrok padł na pokój, do którego drzwi były uchylone. Mahoniowe biurko i stos papierów… tak jakby ktoś wstał i już nigdy tu nie wrócił. Victor Cooper przejrzał zapisane świstki. Nic szczególnego – rachunki, bazgroły i niezrozumiałe notatki. Zmiął wszystko w kulkę i odrzucił na podłogę.  
Jak ja sobie poradzę z uprzątnięciem tego syfu… - głośno myślał. Przez chwilę zastanawiał się nad zatrudnieniem sprzątaczki, ale szybko odrzucił ten zamiar.  

Pierwsza noc dla Victora Coopera w nowym domu była ciężka. Budził się co kilka godzin zlany zimnym potem. Sen przychodził z trudem. W kieszeni leżących na podłodze spodni wymacał paczkę papierosów i wyciągnął jednego. Otworzył okno i wpatrując się w uśpione miasto delektował się smakiem tytoniu. Nawet nie zauważył kiedy zaczęło robić się jasno.  
Czas na porządki. – mruknął, gasząc niedopałek na parapecie.  
Zaczął od wysprzątania parteru. Zalegająca warstwa kurzu spowodowała nieznośne kichanie i kaszel. Umyte okna lśniły czystością i rozpraszały słoneczne promienie. Piętro zostawił sobie na, , deser’’.  

W mahoniowe biurko wbudowane było kilka szuflad, zamykanych na klucz… którego nigdzie nie było.Victor przeszukał całe pomieszczenie z nadzieją, że go znajdzie i nic. Za chwilę jednak o tym zapomniał i dokończył sprzątanie.  
Czas na spacer. – pomyślał w duchu. Ubrał buty i wyszedł na zewnątrz. Jego zainteresowanie wzbudziła kobieta stojąca przy murze. Nie mogąc oderwać od niej wzroku zapalił papierosa. Minął ją i usłyszał donośne, , hej’’ za swoimi plecami. Odwrócił się.  
-Masz ognia? – zapytała.
-Tak, oczywiście. – nerwowo przeszukiwał kieszenie płaszcza. Wydobył zapalniczkę i podał ją kobiecie.
-To Ty jesteś tym świrem, który kupił dom za rogiem? – wskazała palcem na posiadłość Coopera.
-Tak, to ja go nabyłem. Nie wiem o co wam wszystkim chodzi. Dom jak dom… tyle, że stary.
-Nazywam się Ambrosia, panie Cooper. Chętnie Panu opowiem dlaczego wszyscy wystrzegają się tego budynku.  
-Skąd wiesz jak się nazywam…? – zanim usłyszał odpowiedź, stał już na ulicy sam, z karteczką w dłoni, na której widniał numer telefonu.

retrezed

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 517 słów i 3102 znaków.

3 komentarze

 
  • Hybrajan

    Tajemnicze...

    24 lut 2014

  • moonky

    Mam nadzieję że ciąg dalszy nastąpi i to niedługo, bo ciekawi mnie jak to się rozwinie i jak skończy Victor :)

    20 lut 2014

  • LittleScarlet

    Muszę przyznać, że bardzo ciekawie się zapowiada. Może trochę krótko, ale tak... tajemniczo, że nie będę narzekać. Czekam na ciąg dalszy. ;D

    20 lut 2014