Shinigami Ep1 ,,Nadzieje umiera ostatnia" Cz1

Shinigami Ep1 ,,Nadzieje umiera ostatnia" Cz1Zimno… To czułem, gdy się obudziłem w swoim łóżku. Spojrzałem za okno. Pogoda była pochmurna niezachęcająca do spacerów. Leżałem tak kilka chwil wpatrując się w ozdobny biały sufit sali wykładowej gdzie spałem. W myślach układałem plan dnia, co miałem dzisiaj zrobić. Zaczynało brakować mi wody w automacie a to oznaczało kilku godzinna wyprawę do studni głębinowej znajdującej się na Redutach po drogiej stronie miasta. W dzieciństwie lubiłem jeździć na rowerze i często w tamtym miejscu napełniałem bidon, który był dołączony do roweru. Ach te stare czasy młodości i niewinności. Jednym ruchem wstałem z materacu. Przeciągnąłem się porządnie i zacząłem poranna gimnastykę pompki brzuszki przysiady. Po ćwiczeniach ubrałem się. Mój ubiór nie był jakiś specjalny. Stare wygodne brązowe trapery dżinsy z pojemnymi kieszeniami czarna koszulkę i szara bluzę z kapturem. Zawsze, kiedy ja zakładałem przypominałem sobie stare czasy. Znajomi mówili ze w tej bluzie wyglądam jak Altaïr z racji dużego kaptura, który zasłaniał większość twarzy zostawiając tylko usta. Wyjrzałem przez okno jeszcze raz żeby sprawdzić teren przed pałacem. Na szczęście nic złego nie widziałem. W nocy musiał padać deszcz i to obfity, ponieważ na parkingu były kałuże wody. Cieszyłem się ze padało a zarazem martwiłem się. Deszcz nawodnił moje małe ogródki przed budynkiem, lecz martwiłem się o choroby. Była jesień początek października idealny czas a ta grze warunki dla grypy i innych sezonowych chorób. Tak chwile wpatrywałem się w ten ponury obraz stolicy Podlasia. Podszedłem do krzesła, który znajdował się niedaleko lóżka. Wziąłem z niego swój skurzany pas, do którego była przymocowana pochwa razem z szabla, która pożyczyłem od husarza znajdującego się w pałacu. Ta sama szabla, która broniła Polskę przed najazdem Turków teraz broni mnie. Zabrałem ze sobą ta grze rewolwer gotowy do strzału, który miałem zawsze pod poduszka. Jak to mówią przezorny zawsze ostrożny. Jak zawsze zaczynałem dzień od sprawdzenia budynku. Z gotowa bronią sprawdzałem pomieszczenia czy nie mam jakiegoś niechcianego lokatora w postaci sztywnego czy człowieka. Kiedy sprawdziłem wszystko wyszedłem przed budynek żeby wziąć sobie śniadanie z ogrodu. Jak zwykle stal tam Paweł i Gaweł. Nazwałem tak dwa strachy, które zrobiłem ze starych szmat i piłek. Moje towarzystwo przez ten czas. Jak pracowałem w ogrodzie często do nich mówiłem śmieszne kawały i historyjki z dawnych czasów. Większość ludzi by pomyślało ze zwariowałem, lecz było przeciwnie. Pomagało mi to nie zapomnieć, kim byłem jak świat wyglądał. W głębi serca miałem nadzieje ze to wszystko wróci i znów ludzie będą normalnie żyć. Ogródek stopniowo dostarczał mniej warzyw z racji pory roku. Tym razem tylko wziąłem dwie marchewki, których nigdy nie lubiłem. Jak się nie ma, co się lubi to się lubi, co się ma. Po tym skromnym posiłku sprawdziłem jeszcze mory wokół pałacu w poszukiwaniu wyrw i innych wad, które mogły się zrobić przez noc. Na szczęście wszystko było w takim stanie jak pamiętam. Pora jechać po wodę moim harleyem. Jednak nie był to motor tylko rower górski z doczepiona przyczepka, w której transportowałem różne rzeczy. Załadowałem cztery puste banki na wodę i wyruszyłem w drogę. Trasa prowadząca do pompy była pod górę wiec musiałem użyć sporo siły żeby tam dojechać. Na szczęście droga powrotna była o wiele łatwiejsza. Mało pedałowania więcej hamowania żeby się gdzieś nie rozbić z ładunkiem. Nie lubiłem opuszczać mojego gniazdka. Cala drogę rozglądałem się za najmniejszymi śladami czyjejś obecności. Wypatrywałem czy nie ma rozbitych dodatkowych szyb itp. Moja głowa chodziła jak taki mały radar skanując i analizując otoczenie. Bez przeszkód dotarłem do pompy, która jest pomnikiem. Nie pamiętam skąd się tam wzięła, ale się cieszyłem ze jest tak jak przed apokalipsa tak jak i teraz. Żeby nabrać wody trzeba było sporo pompować, ale wysiłek się opłacał. Z paszczy lwa zawsze leciała krystaliczna i zimna woda. Ostrożnie napełniałem kolejne zbiorniki rozglądając się za niebezpieczeństwem i wspominając liczne chańska, które się tutaj odbywały ze znajomymi. Po napełnieniu zbiorników miałem ochotę troszkę tu zostać. Na Redutach znajdowały się pomniki upamiętniające obronę Białegostoku podczas 2 Wojny Światowej.

BlackOut

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 837 słów i 4567 znaków.

1 komentarz