Było ciepłe i majowe popołudnie. Wróciłem ze szkoły, zjadłem obiad i włączyłem telewizor, by trochę się odprężyć po ciężkim dniu w szkole, jednak ten czas odprężenia nie trwał długo. Około godziny 15:30 zostałem pobudzony przez dźwięk syreny. Szybko wstałem i pobiegłem do remizy. Zgłosiłem się przez radio, a od dyspozytora usłyszałem, żebyśmy się udali do Krapkowic razem z łodzią, ponieważ jest zgłoszenie o osobie topiącej. Momentalnie odjechałem trochę mercedesem, by szybciej można było podpiąć łódkę i zacząłem ubierać się w piankę. W tym czasie przybiegł Rafał, kazałem mu też ubrać piankę, dobiegł jeszcze Dawid, Damian, Marek i Krzysiek. Bardzo szybko się zebraliśmy, syrena przestała wyć, a my już prawie wyjeżdżaliśmy, wrzuciłem tylko jeszcze kaski i kamizelki ratownicze do samochodu. Po około 4 min od wezwania wyjechaliśmy. Mimo trudnej sytuacji na drodze - ponieważ była to godzina szczytu - staraliśmy się dojechać jak najszybciej. My z Rafałem ubraliśmy kamizelki i kaski. Przez radio dopytywaliśmy się, gdzie dokładnie dojechać. W środku coraz większy strach, jak do tego podejść, czy zdołamy tego człowieka uratować. Wjeżdżamy na drogę dojazdową na miejsce akcji, zostało około 400m, wtedy przez radio słychać: "Osoba bez funkcji życiowych, czekamy na rotę asekuracyjną z Odrowąża". W tym momencie zrozumiałem, że to jedna z najgorszych akcji jaka może być. Dojechaliśmy na miejsce, dowódca JRG podchodzi i mówi: - "Zabierzcie linki asekuracyjne, osoby w piankach mają być gotowe do wejścia do wody". Zebraliśmy sprzęt i podeszliśmy do brzegu. Na brzegu widziałem specjalny kosz. Dwoje ludzi z JRG wsiadło do pontonu w asekuracji ich, gdyż akcja była przy jazie. Rozciągnęliśmy linki wzdłuż brzegu tak, by się nie poplątały. Ratownicy podpłynęli do ciała, związali linkę wzdłuż tułowia i przez radio powiedzieli, że mamy ciągnąć. Powolnymi ruchami ciągnęliśmy ich wraz z ciałem. Niby krótki odcinek do brzegu, ale ciągnęliśmy ich przez około dwie minuty, bardzo powolnymi ruchami. Gdy byli już przy brzegu, dowódca powiedział: "Dawid, zabierz kosz i wejdźcie z Rafałem do wody". Wziąłem kosz i spojrzałem na Rafała – też był przerażony. Podeszliśmy do brzegu, gdzie unosił się nieprzyjemny zapach. Podeszliśmy do dowódcy i pytamy: "Co mamy robić?", "Wejdźcie do wody, musimy ciało przełożyć do kosza". Gdy weszliśmy do wody i ciało podpłynęło, zapach nasilił się, jednak był jeszcze znośny. Z Rafałem byliśmy przy nogach, a dowódca i strażak z państwówki przy głowie, w międzyczasie padła komenda o rozłożeniu parawanu. My w piankach i założonymi lateksami prawie ułożyliśmy ciało w koszu, jednak dowódca powiedział: " Panowie, trzeba zachować szacunek, nie będziemy go wyciągać głową w dół, obracamy go na plecy". Następnie spojrzał na mnie i spytał: "Dawid, musisz złapać go za nogi i obrócić. Dasz radę?". Nie byłem przekonany, czy dam, ale odpowiedziałem "Jak trzeba, to dam radę". Włożyłem rękę pod wodę i szukałem jego nóg. Gdy znalazłem jego nogi i złapałem za nie, uczucie było straszne. Ciało było bardzo miękkie, palce wbiły mi się jak w budyń i zatrzymały się na kości. W jednym momencie moje ciało przeszedł dreszcz, a zarazem strach, być może i zbladłem. Powiedziałem: "Mam nogi, możemy obracać". Dowódca mówi: "Na 3 obracamy. Raz! Dwa! Trzy!". I nagle ukazał się widok, którego nigdy nie widziałem, nawet w filmach. Zapach stał się już bardzo intensywny, a intensywność była wzmocniona wysoką temperaturą i mocnym słońcem. Ciało było już w dużym rozkładzie, tak dużym ze nawet nie mogliśmy odróżnić, czy to mężczyzna, czy kobieta. Na połowie twarzy nie było skóry, a druga to sama czaszka bez mięsa, wyjedzone przez sam nie wiem co. Brzuch nie był w lepszym stanie - skóra była podziurawiona, zjedzona przez jakieś duże, białe robaki, które wychodziły ze środka - takie ubytki, że można było dostrzec organy wewnętrzne. Myślałem, że nie wytrzymam i zwymiotuję od zapachu i wyglądu, jednak tak się nie stało. Ciało wyciągnęliśmy na brzeg i położyliśmy za parawanem. Część ochotników jak i państwowych strażaków odsunęli się, część chrząkała jakby zaraz mieli wymiotować. Razem z Rafałem odeszliśmy, ściągnęliśmy lateksy i poszliśmy umyć dłonie i pianki środkiem odkażającym. Jedni pomagali ściągać pianki strażakom z państwówki i czekaliśmy na przyjazd prokuratora. Ciało jednak trzeba było przełożyć z kosza na trawę. Ktoś tam powiedział, ze to mogą zrobić ochotnicy skoro i tak to oni wyciągali ciało. Dowódca mocno się zdenerwował było to widać po jego twarzy i powiedział: " Oni dzisiaj więcej zrobili niż wy, wiec waszym zadaniem jest go przełożyć" Czekaliśmy jeszcze 20minut na prokuratora. Po przyjeździe rozpoczął swoje czynności, na miejsce dojechał także zakład pogrzebowy, który po czynnościach prokuratora zabrał ciało. Nam zostało tylko spakować sprzęt i wrócić do jednostki. wróciliśmy kolo 17:40. Dokładnie zdenazyfikowaliśmy pianki oraz parawan. Wszyscy jednak byliśmy lekko zdezorientowani ta akcja, była to pierwsza tego typu akcja każdego z nas jak nie pierwsza akcja taka w historii jednostki zrobiliśmy kawę podyskutowaliśmy chwile jednak to nie pomogła. ale trzeba było wrócić do domu. Po powrocie do domu zacząłem się uczyć i wykonać prace w domu. wieczorem wypiłem piwo i chciałem pójść spać jednak widoki dzisiejsze mi nie pozwoliły na to bym zasnął. dopiero po jakiś dwóch godzinach zasnąłem.
Dodaj komentarz