Opowiadanie - Ostatni strzał

Opowiadanie - Ostatni strzałPamiętam, była trzecia w nocy. Lato, 17 lipca. Cieplutko, całkiem ładna noc.
Lokalizacja: Warszawa.
Wzdłuż pewnej opustoszałej o tej porze ulicy ciągnie się chodnik. Szedłem tamtędy otoczony przez moich zaufanych przyjaciół, ludzi dla których mógłbym zginąć i oni pewnie też zrobili by to dla mnie. Razem ze mną było nas siedmiu. Ubrani w spodenki Jordana, Jordany na nogach i czarne snapbacki Supry daszkiem do tyłu wracaliśmy z udanej akcji.
Weszliśmy do jednego z apartamentowców. Obok budynku było boisko do koszykówki z którego często korzystamy i niewielki skatepark.
Wjechaliśmy windą wysoko w górę i weszliśmy do mojego mieszkania.
Przeszliśmy korytarzem do kuchni połączonej z niewielkim salonem i jadalnią. Całe mieszkanie wyłożone jest białą wykładziną dywanową a ściany są granatowe. W kuchni jednak podłogę pokrywają ciemne panele które świetnie pasują do białych mebli i kremowych ścian.
Usiedliśmy w salonie na czarnej kanapie ze skóry ekologicznej. Przy zakupie brałem pod uwagę że cała moja paczka będzie tu przesiadywać więc dla każdego wystarczyło miejsca.
Na stoliku koło ogromnego okna stały głośniki z możliwością podłączenia telefonu. Mój najlepszy kumpel Damian nie usiadł tylko pierwsze co zrobił to postarał się o muzykę.  
W ekipie wszyscy mamy krótkie brązowe włosy. Jednak każdy układa je inaczej. A Michał zwykle chowa je pod czapką. Ja stawiam grzywkę, Damian… budzi się z potarganymi i tak chodzi cały dzień. Dawid ma wygolone boki i zostawione włosy na czubku głowy. A Krzysiek z Łukaszem noszą bandanki i opierają na nich całą czuprynę.
Naprzeciwko kanapy wisiał duży telewizor a pod nim stała półka z grami na xboxa i konsola. Jeden z moich przyjaciół zaproponował grę.
-Nie, skocz do lodówki - powiedziałem nadal śmiejąc się z żaru opowiedzianego przez Michała, brata Damiana.  
-Ale oni już tu nie wrócą? Dom? - powiedział Damian trzymając w rękach telefon i patrząc na mnie.
-Daliśmy im kopa. Nie pojawią się tu już nigdy - przybrałem pokerową twarz i wspominałem wydarzenia sprzed godziny.
W okolicy Rembertowa jest las. Ogólnie Rembertów to przylegająca do Wawy dzielnica o mniej miejskim charakterze, do lasu stamtąd niedaleko. My pojawiliśmy się po drugiej, mniej uczęszczanej stronie lasu.
Na małej łączce przy wyjściu z lasu stanęło kilka samochodów. Czarne Lamborgini Aventador, z którego wysiedliśmy Ja i Damian, czarny Mercedes z którego wysiadło czterech naszych kumpli a za nami dojechał Michał który w swoim Hummerze miał pilnować tyłów.
-Otwieraj - powiedziałem do Dawida kiedy wszyscy staliśmy już przy bagażniku Mercedesa. Ja wyjąłem mojego Glocka z spodni i trzymałem przy boku.
Dawid podniósł klapę a ja wymierzyłem pistolet w leżącego tam związanego chłopaka. Jeszcze 3 godziny temu był moim wspólnikiem, teraz jest skazańcem.
-Wyłaź - przełączyłem mój głos w tryb rozkazujący i kazałem mu wy… paść z bagażnika bo tak to wyglądało.
Wytoczył się na ziemię nie wiem nawet czy nie łamiąc sobie ręki. Ale to bez znaczenia, i tak nie będzie mu już potrzebna.
Nogi miał wolne więc prowadziliśmy go w głąb lasu. Damian z Łukaszem go trzymali, ja szedłem z przodu.
-Tu będzie dobrze - powiedziałem gdy oddaliliśmy się od wejścia do lasu.  
-Na kolana - Damian pchnął go i gość uklęknął. Zobaczyłem jego błagalny i przestraszony wyraz twarzy. Za późno śmieciu, trzeba było pomyśleć zanim zadzwoniłeś na policję.
-Dominik ja nie miałem wyboru - zaczął swoją "opowieść” której nie dałem mu dokończyć.
-Miałeś. - pokazałem pistoletem na moich kumpli - Oni wszyscy znaleźliby wyjście z sytuacji. Wiesz dlaczego? Bo są moimi przyjaciółmi ty właśnie mnie zawiodłeś. Wiesz co by było gdyby znaleźli tą całą kasę?
- Nie miałbyś na tuning tego swojego cacka, bo ty myślisz tylko o tym! Dlaczego nie zaczniesz uczciwie pracować gówniarzu?! - wykrzyknął aż mnie zatkało. Żaden z gości nad którymi mam władze nie odważyłby się tak do mnie powiedzieć. Stałem przez chwile zaskoczony.
- Coś ty powiedział? - Nachyliłem się lekko żeby spojrzeć mu w oczy - Coś ty kur…
-Dom - Damian… niby mój kumpel ale bierze się a wychowanie mnie. Nawet jeśli jestem tak jakby jego szefem.
-Dobra, kończymy. Nie będę gadał z debilem - Rozejrzałem się dokoła i podrapałem po policzku. Potem oparłem się o sosnę rosnąca niedaleko i wykonałem telefon.
-Halo, Izka. Chcę ci powiedzieć że twój chłoptaś dzisiaj nie wróci do domu. Lepiej trzymaj się ode mnie z daleka bo nie ręczę za swoje nerwy - Obudziłem ją żeby tylko powiedzieć te słowa. Potem nie słuchając co mówi dałem jej posłuchać jęków kopanego przez moich znajomych eks-kumpla i rozłączyłem się kiedy jego męki się skończyły. Damian z nim skończył, choć zwykle to moja część zabawy.
-Czekajcie, pójdę po szpadel - Schowałem broń i ruszyłem w stronę samochodów.
Stały niedaleko więc w ciągu pół minuty znalazłem się koło mercedesa z niezamkniętą przez naszą głupotę klapą bagażnika z którego wyjąłem szpadel.
- Cześć - usłyszałem głos za sobą. Odwróciłem się przestraszony że cała akcja zaraz się wyda. Za mną stała lekko uśmiechnięta dziewczyna.
Jej skóra miała lekko ciemny odcień a falowane brązowe włosy opadały poniżej ramion. Patrzyła na mnie a w jej oczach widziałem blask księżyca. Ubrana w rozpinaną koszulę w kratę odsłaniającą brzuch i szorty wyglądała seksownie. Jej ciało miało w sobie coś pociągającego.  
Przejrzałem ją z góry na dół i zakląłem cicho "Damn”
- Co tu robisz? Już późno - z rękami na piersi zbliżała się do mnie.
-Nic, tak przyjechałem - oczarowany jej urodą powiedziałem te słowa jak oniemiały. - Ale ty masz nogi - Ogarnij się chłopaku, powiedziałem w myślach.
-Nie jesteś pierwszym który to mówi - Usiadła na zderzaku mercedesa i z uśmiechem zapytała - Po co ci ta łopata?
Dalej patrzyłem jak na anioła kiedy rzeczywiście cała akcja poszła z dymem… dzięki Damianowi.
-Ej, Dom. Tam leży trup z którym nie mamy co zrobić, rusz tyłek! - wyszedł z lasu z bronią w reku i nie zauważył dziewczyny którą właśnie poznałem.
Spojrzałem na jej twarz a tam zobaczyłem szeroko otwarte oczy i usta. Jakoś w tym momencie przestała mnie onieśmielać.
-Muszę już iść - powiedziała zmieszana i szybko zsunęła się ze zderzaka.
-Zaczekaj - powiedziałem stanowczym tonem i złapałem ją za ramię - Załatwimy to inaczej.
- Nic nie wiem, nawet nie widziałam cię tutaj - zaczęła wyrzucać słowa z prędkością mojego Lambo.
-Wierzę ci - poprowadziłem ją w stronę mojego samochodu.
Otworzyłem drzwi pasażera i wpuściłem ją do środka.
Sam zająłem fotel kierowcy, kazałem Damianowi zebrać resztę ekipy i odjechać stamtąd.  
Jechałem przez Warszawę. Czasem ukradkiem patrzyłem na nią. Miała twarz bez wyrazu, nie dziwię jej się. Całą droge milczała i patrzyła przez okno. Odezwałem się pierwszy.
-Jak masz na imię?
-Magda -powiedziała spuszczając głowę w dół. Chyba nie miała ochoty gadać ale mnie denerwowała taka nieustająca cisza. Po drugie, jesteśmy w moim aucie.
-Nie bój się, nic ci się nie stanie - zapewniłem ją. Ale potem pomyślałem że łamię własne zasady. Chociaż nigdy nie zdążyła nam się taka sytuacja wiedziałem że nie mogę jej puścić. Przed chwilą zabiłem człowieka któremu zaufałem i jak na tym wyszedłem? Gdyby Dawid mnie nie ostrzegł już siedziałbym w areszcie.
Ale Magda… chyba ma wokół siebie jakieś pole siłowe bo nawet nie wyobrażam sobie tej egzekucji.
Nie wyobrażam sobie że mógłbym ją zabić. Albo że ktoś z mojej bandy mógłby. Pomyśl Dom…  
Zobaczyłem że mi się przygląda i pomyślałem że snułem te refleksje na głos.
-Co jest? - zapytałem.
-Wiesz że nikomu nie powiem
-Wierzę ci, już mówiłem
Ale naprawdę… - Nie dałem jej dokończyć
-Cicho… Daj mi pomyśleć - wyszeptałem. Jakoś nie mogłem na nią krzyczeć.
Przez następne 10 minut żadne z nas się nie odzywało. Chyba to milczenie ją krępowało. Pewnie też myślała o swoim życiu. I przypomniało mi się właśnie jak nic nie mówiąc wydusiłem z pewnego gościa miejsce przechowywania pewnej ilości trawy którą z chłopakami ukradliśmy a potem sprzedaliśmy. Kiedy przez 15 minut siedziałem z nim w jednym pokoju obaj myśleliśmy o tej sprawie. Po tym czasie, kiedy zapytałem "To jak będzie?” podał mi dokładną lokalizację i zapytał "Coś jeszcze chcesz wiedzieć?”
Takie przeczekanie to dobry sposób. Wiedziałem że nie puści pary z ust.
Ona przemyślała sprawę, ja też. Popatrzyłem w lusterko wsteczne czy jesteśmy sami i zatrzymałem auto. Wysłałem sms do Damiana "Załatwię to sam”
Po mojej lewej stronie był supermarket. Dochodziło z niego jasne światło. Oświetlało mnie, dziewczyna jakby znikła, jej sylwetka była ciemna. Ulicę przed nami oświetlały latarnie umieszczone po wszystkich stronach skrzyżowania.
-Posłuchaj, ufam ci że powiesz nikomu i nie będę musiał z tobą skończyć.
Zobaczyłem że kiwa głową.
-A w ogóle to co tam robiłaś? - zapytałem.
Kiedy spojrzała w moją stronę zobaczyłem że jest smutna. Alę chwilę temu kiedy w blasku latarni widziałem jej twarz taka nie była.
- Nieważne - powiedziała tonem który potwierdził moje przeczucia.
-Chcesz wrócić do domu czy nie? - spokojnym tonem zadałem pytania.
Zastanowiła się chwilę.
- Jak mam doła to tam chodzę. Pomyśleć - zobaczyłem krople spływające po jej twarzy. Nie wiem czy to pot czy łzy.
Uśmiechnąłem się do niej
- Będzie dobrze mała
Przygryzła wargę jakby chciała stłumić płacz. Nie chciałem jej dłużej niepokoić. Pochyliłem się i otworzyłem drzwi od strony pasażera.
-Spadaj - Usłyszała - i nie mów nikomu to zniknę z twojego życia na zawsze.
- Dzięki - Dziewczyna lekko się uśmiechnęła i wyszła. Usłyszałem cichutki świst wiatru za drzwiami. Po chwili Magda znikła oświetlona światłem sklepu. Jej oświetlone połyskujące ciało znów przyciągnęło mój wzrok.
- Ale ja nie chcę zniknąć z twojego życia - wyszeptałem patrząc na miejsce gdzie straciłem ją z oczu. Jakby miała wrócić.
Położyłem ręce na kierownicy, głośno wypuściłem powietrze z ust i wsłuchiwałem się w panującą ciszę powtarzając w myślach "Ogarnij się chłopaku”
Znów wypuściłem powietrze z ust. Chciałem pozbyć się z głowy pewnej myśli, porzucić ją. Zapomnieć…
"Dlaczego pozwoliłem jej odejść?” pomyślałem i spojrzałem na róg sklepu.
Po chwili wykorzystując działanie impulsywne odjechałem stamtąd ze zdenerwowaniem na twarzy.  
Jak na ten samochód jechałem wolno. Bardzo wolno.
Ulice oprócz latarni oświetlały neony umieszczone tu i ówdzie na budynkach. Kolorowe światła odbijały się w przedniej szybie samochodu.
Patrzyłem przed siebie, jednak jakoś nie umiałem skupić się na drodze. Moje myśli prześladowała Magda.
Pojawiło się tam w lesie i trwa do teraz. To uczucie to chyba… zauroczenie.
Mam siedemnaście lat ale nie znam tego uczucia. Jestem skupiony na pracy. Dopiero ona mi je pokazała. Nieumyślnie.
Tłumaczyłem sobie że musze się zająć pracą ale jej skromny uśmiech ciągle wirował mi w głowie. Widziałem siebie i ją na masce tego Lambo. Ona trzyma głowę na moim ramieniu i wpatruje się głęboko w moje oczy.
Poczułem że mięknę, że zatracam duszę gangstera. Przyśpieszyłem, adrenalina podskoczyła i odnalazłem kojąca pustkę w głowie. Była mi teraz potrzebna, musiałem zapomnieć o tej sytuacji i wyobrazić sobie że ta dziewczyna nie żyje. Zresztą taka była wersja oficjalna.
Po 15 minutach odstawiłem samochód na nasz prywatny parking który w dobrze nam znany sposób uzyskaliśmy od miasta. Czasem organizujemy tam imprezy samochodowe, zwykle jednak przechowuje nasze auta, tj. moje i moich kolegów.
Podszedłem do chłopaków stojących przy metalowym ogrodzeniu. Michał zapytał o dziewczynę. Zaniepokoili się gdy Damian im powiedział o świadku.
- Nie żyje - odpowiedziałem pewny siebie.
Żyłem szybko : od wyścigu do wyścigu, od haraczu do haraczu, od przemytu do przemytu. Miałem stałe źródła dochodów i nic nie zakłócało mojego gangsterskiego, pełnego imprez i czasu z kumplami życia. Dopóki nie pojawiła się ona.
-Ej, Dom? - usłyszałem stukanie butelek i głos Dawida - Może ty już nie pij, co? Jesteś jakiś nieswój.
- Nie, spoko - Wziąłem piwo i otworzyłem - Wszystko jest ok.
-Wiesz, Dawid może mieć trochę racji… - przerwałem Damianowi.
-WSZYSTKO JEST DOBRZE, TAK? - powiedziałem głośno, stanowczym tonem. Wiedzieli że to jeden z tych momentów kiedy nie warto się odzywać.
-Tak, wszystko jest dobrze - westchnął Damian i wsadził nos w telefon.
Coś tam patrzył, lecz ja widziałem że ukradkiem zerka na mnie.
Odstawiłem nawet nie zaczęte piwo i "poprosiłem” go na stronę. Poszliśmy pod drzwi wejściowe.
-Masz jakiś problem? - zapytałem wkurzony.
-Zabiłeś ją, nie? - Damian stał między drzwiami a ścianą, ja naprzeciw niego.
-Tak, ciało wrzuciłem do rzeki
-Podobała ci się, co?
- Nie twój zasrany interes
-A, dobra, zrozumiałem - powiedział skruszony i zrezygnował z dalszych pytań.
Damian jest ode mnie wyższy ale to ja dowodzę tym gangiem i mam nad nim przewagę. Tak jak teraz.
Podszedłem do niego bliżej.
-Więc odczep się ode mnie. Nie było żadnych problemów, nikt nam nie przeszkodził w lesie, tak?  
-Tak - powiedział cicho świadomy swojego błędu.
- Co tak? - zabrakło mi w tym zdaniu jednego słowa. Tego którego wy agam kiedy jestem wkurzony.
-Tak szefie - poprawił się.
-Świetnie - otworzyłem drzwi - Zaraz wracam, idź do nich.
Poszedłem na ogrodzone metalowym płotem boisko do kosza. Było tam widno, zamontowano kilka dużych lamo. Pod słupkiem a którym wisiał jeden kosz leżało kilka piłek które tam zostawiliśmy. Z tego boiska zwykle korzystamy tylko my, dlatego że się o to postaraliśmy. Prywatny parking, prywatne boisko…  
Wziąłem piłkę i biegnąc zacząłem kozłować w stronę kosza. Kocham tę grę. Wykonałem wsad z obrotu i gdy upadłem na beton przykucnąłem i gapiłem się na swoje buty.Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie wiem dlaczego jestem wściekły. Wiem przez kogo.
Wybrałem się na krótki spacer po okolicy. Przechodziłem między blokami. W co niektórych oknach paliło się światło, pewnie ludzie imprezują. Mamy trzecią w nocy, weekend.  
Przypomniałem sobie że czeka na mnie już zwietrzałe piwo. Zawróciłem w stronę mojego mieszkania.
Znalazłem sześciu śpiących pijaków na kanapie, butelkę spirytusu praktycznie do końca opróżnioną i moje piwo które wylałem do zlewu.
Poszedłem do sypialni zostawiając ten bałagan. Nie ja go zrobiłem więc nie posprzątam.
W mojej sypialni było duże okno. Podłogę wyłożoną jasnymi panelami zdobił biały włochaty dywan. Zasłony były tego samego koloru. Naprzeciw dużego tapicerowanego czarna skórą łóżka były drzwi do łazienki i garderoby. Ściany były w szarym kolorze.
Usiadłem na łóżku, zdjąłem koszulkę i w spodenkach poszedłem spać.
W nocy poczułem w pokoju czyjąś obecność.
Leżałem na plecach, mój wzrok skierowany był w sufit. Zacząłem nerwowo spoglądać na boki i szukać powodu mojego dziwnego samopoczucia. Znalazłem tylko Magdę leżąco obok mnie.  
W seksownej koszuli nocnej, z głową oparta na ramieniu i uśmiechem, patrząc na mnie bawiła się kosmykiem włosów.
- O w mordę - Ciemność i blask księżyca nadawały sytuacji cudowny klimat. Oszołomiony, uśmieszkiem podrywacza wypowiedziałem jedyne słowa jakie przychodziły mi do głowy.
Mógłbym nazwać ją boginią seksu. Najpiękniejszą dziewczyną na świecie.
-Hej skarbie - powiedział tak słodko. Pierwszy raz się tak czułem. Działała na mnie jak ekstazy: uzależniła i omaniła.
Z nadmiaru emocji niestety się obudziłem. Gwałtownie wstałem z łóżka, słońce wpadało przez niezasłonięte okno. Wyszedłem do salonu.
To nie ja skacowany wypiłem cały zapas Sprite’a z lodówki. Nawet nie posprzątali… W powietrzu został jeszcze zapach alkoholu i wódki.
Także… moja nocna wizyta nie miała nic wspólnego z alkoholem.
Zadzwoniłem do Damiana
-Gdzie jesteście debile?
-Dlaczego debile? - zapytał zdziwiony.
- Kto to posprząta? Mam syf w mieszkaniu.
- A to nie pierwszy raz? - zaśmiał się.
- Sprzątniecie potem ten burdel. Gdzie jesteś?
- Nie wiem gdzie reszta ale ja i Michał siedzimy na twoim Lamborgini. I w nocy Michał nie wytrzymał, łazienka była za daleko i ma mokre spodnie. I siedzi ze mną na masce.
-Fuck off. Zaraz będę - Modliłem się żeby żartował i poszedłem do garderoby po czarne Nike’i, białe spodenki i granatowy tshirt. Nałożyłem złoty łańcuch na szyję i chowając telefon do kieszeni wyszedłem z mieszkania.
Wszedłem na parking. Michał z Damianem rzeczywiście siedzieli na moim samochodzie. Stał tyłem do mnie.
-Niefajny żart - zaskoczyłem ich podchodząc od tyłu. Zeszli z auta.
-Zależy dla kogo - Obaj się zaśmiali i przybili piątkę.
Przyjacielsko z uśmiechem rzuciłem się na Michała i próbowałem dla zabawy przewrócić go na ziemię. Jednak sam leżałem po chwili na betonie.
- Za pobicie szefa grozi kulka w łeb - powiedziałem stanowczo. Ich miny były… zdziwiony i jakby przestraszone.
Mój srogi wyraz twarzy zmienił się w szpanerski uśmieszek i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Zawibrował mój telefon.
Dostałem sms od Dawida "Przyjedź pod knajpę z hot dogami”
Znam ten bar. Często chodzimy tam coś zjeść. Ale węszyłem że tym razem nie chodzi o hot dogi.
Wsiedliśmy do Mercedesa Łukasza i skierowaliśmy się tam.
Spotkałem pod barem wszystkich moich ludzi. Siedzieli na parapecie przy dużym oknie lokalu.
- Co tam? - spytałem zamykając samochód.
- Powiedzieli że się nas nie boją i nie chcieli nam dać jedzenia za darmo. - Dawid pokazał do tyłu na bar.
-Czyli jednak chodzi o hot dogi - Zaśmiałem się lekko - Wezwałeś mnie tu z powodu bułki z parówką i musztardą? - Nie wierzyłem że chodzi tylko o naszą "zniżkę” na kanapki. Uznałem to za żart.
- To nie wszystko. Właściciel powiedział " Mam Doma w dupie. Knajpa plajtuje a ten napycha kumpli za darmo”
-Dobra, wejdziemy tylnymi drzwiami - powiedziałem po chwili zastanowienia - Nie płaci haraczu w zamian za darmowe kanapki.
Wyjąłem broń i poprowadziłem chłopaków wąską uliczką na tyły budynku. Były tam drzwi prowadzące do magazynku gdzie trzymają składniki których nie trzeba przechowywać w lodówkach i inne śmieci.
Drzwi były zamknięte.
-Damian - skinąłem głową na jedynego z nas zaopatrzanego w pistolet z tłumikiem.
Przestrzelił zamek i wpuścił nas do środka.  
Szliśmy ciemnym korytarzem, jedyne światło dochodził… od otwartych drzwi. Na podłodze były szare tanie płytki, ściany pokrywała brązowa farba olejna.
Na końcu korytarza stały skrzynki z Pepsi. Kiedy tam stanęliśmy jedna z nich zniknęła w kieszeni moich spodni.
Na prawo od skrzynek były drewniane drzwi. Już raz je wywarzyłem. Przesiadywała tam właściciel tego interesu.
Zgodnie z powiedzeniem że imprezę trzeba zacząć mocnym wejściem przestrzeliliśmy drzwi. Posypały się kule.  
Podziurkowane drzwi wypadły z zawiasów.
W pokoju były 2 okna przez które dostawało się tam słońce. Za drewnianym biurkiem siedział przestraszony otyły mężczyzna. Jego okrągły potrójny podbródek drżał z zaskoczenia i strachu.
Sądząc po jego tuszy to nie my doprowadzamy bar do bankructwa.
-Słyszałem że promocja się skończyła - Spojrzałem na niego gniewnie - Damian pod okno, Michał pilnuj drzwi.
Ja wymierzyłem broń w kierownika.
-Znasz zasady Wachowski. Powinieneś znać. A może mam ci wepchnąć największego hot doga do gardła żebyś zrozumiał?
Facet zaczął się śmiać. Patrzył w lufę mojej broni. Spojrzałem na stojących obok mnie Dawida i Łukasza. Byli tak samo zdziwieni jak ja.
-Uważasz się za gangstera chłopczyku?! - Nie przestawał rechotać.
-Dom, lepiej tu podejdź - Damian przywołał mnie gestem pod okno - Znasz ich, nie?
-Cholera… - powiedziałem cicho.
Na zewnątrz zobaczyłem trzech policjantów po cywilnemu. Już kiedyś mnie aresztowali. Złapali mnie kiedy wywoziłem z chłopakami trawę z kraju. Nie mam zamiaru znów dać im się obezwładnić. Rozglądali się nerwowo po ulicy przed budynkiem. Tuz obok naszego samochodu.
-Spadaj, zatrzymamy ich - powiedział Damian i poklepał mnie po ramieniu.
Wszyscy rzuciliśmy się w stronę drzwi. Tak dla zasady wychodząc strzeliłem Wachowskiemu w nogę. Krzyknął co musiało zwrócić uwagę policji.
Zgodnie z pomysłem Damiana ulotniłem się z budynku tylnym wejściem. Słysząc strzały z językiem na brodzie biegłem uliczką którą tu przyszliśmy.
Wychyliłem się zza rogu ale wiedziałem że gliniarze są w środku. Wyszedłem i zacząłem wsiadać do samochodu kiedy przez szybę zobaczyłem stojących w barze kolegów. Rozrojeni, z rękami na ścianie czekali na aresztowanie. Jeden z policjantów dzwonił chyba po posiłki, dwóch ich pilnowało.
Damian odwrócił głowę w stronę wejścia i mnie zobaczył. Dyskretnie się uśmiechnął. Już wiedziałem że to ceowe. Zrozumiałem jego tok rozumowania. Zresztą to nie pierwszy raz kiedy wycinamy takie numery. Potem zawsze ich uwalniałem  
Gdyby nie dali się złapać mięlibyśmy ich na ogonie i nie wiem czy możemy cały czas uciekać. Nawet największe państwa w starożytności były pewne siebie, dowódcy myśleli że nic ich nie pokona. A jednak Rzym upadł…
"Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” Idealnie pasuje do tej sytuacji.
Szybko odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę mojego domu. Będę musiał wykonać kilka telefonów żeby uwolnić kumpli.
Zacząłem pisać sms do jednego z moich znajomych. Zagapiłem się i nie widziałem że za chwilę będzie przejście dla pieszych.
Patrzyłem w telefon gdy ktoś krzyknął "Jezu!”
Lambo dobry samochód, szybko. Na szczęście hamulce też niczego sobie. Wyhamowałem i wystraszony tak samo jak ta dziewczyna.
- Nie umiesz jeździć normalnie durniu?! - zbliżała się do okna kiedy poznałem tą twarz.
Gdy stanęła nade mną nasze spojrzenia znów się spotkały. Tak jak tamtej nocy patrzyłem w jej oczy modląc się żeby została.  
- Wiedziałam że skądś znam ten samochód - powiedziała oniemiała. Jej usta były zaciśnięte, oczy lekko przymknięte. Szybko, bez zbędnych słów odeszła. A ja…
Podjechałem kawałek do przodu żeby zobaczyć dokąd idzie. Już raz pozwoliłem jej odejść a potem odwiedzała mnie w snach. Chciałbym żeby została przy mnie na zawsze.
Szła chodnikiem wzdłuż wystaw sklepowych. Powoli jechałem starając się nie rzucać w oczy i tak samo, żeby ona mnie nie dostrzegła.
Dziewczyna szła szybkim krokiem. Miała na sobie czapkę i tshirt z motywem kotka. Do tego te szorty odsłaniające jej nogi w których się zakochałem.
Zatrzymała się i odebrała telefon.
-Dobrze, jestem pod domem. Wyjdę o 9 - Tyle wystarczyło aby na mojej twarzy pojawił się uśmiech.  
Spojrzałem na zegarek, była godzina 16. Powoli odjechałem stamtąd i już nie pisałem w trakcie jazdy.
Myślałem że to czego się dowiedziałem jest małym światełkiem w tunelu. Ale pojawiły się też obawy że mogłem coś niedosłyszeć albo źle usłyszeć. Naprawdę, musiałem się z nią jeszcze raz zobaczyć.
Dojechałem do domu, usiadłem na sofie i podzwoniłem po ludziach. Czekałem na wieczór. Nie tylko dlatego że kumpel obiecał że na wieczór moi ludzie będą wolni ale też na moją szanse. Na moją szanse na zobaczenie tej piękności, tych oczu i tej dziewczyny.  
O 20 w domu zjawił się Damian.
-Dzięki brachu - zastał mnie oglądającego telewizję
Przybiliśmy sobie piątkę. Damian dosiadł się do mnie i wybrał trochę popcornu z miski.
- Chyba nic z gościa od hot dogów. Powinniśmy dać sobie z nim spokój.
-Zgadzam się. Będziesz tutaj do rana? - spojrzałem na niego.
-Tak, a co? - Damian był bardziej ode mnie zainteresowany filmem o życiu pingwinów.
- Nic, po prostu wychodzę. Solo - Wiedziałem co teraz będzie.
-Ale pamiętasz, ostatnim razem po akcji solo przywiozłeś do domu psiarnie a nie kasę.
-Nie, po prostu się z kimś umówiłem
-Aha… A ładna? - Damian się uśmiechnął.
-Najpiękniejsza - zamyśliłem się i do wpół do dziewiątej kontynuowaliśmy seans.
20:30. Wychodzę z domu mając gdzieś ostrzeżenia Damiana. Biorę swoje auto i jadę do miejsca gdzie uwierzyłem w miłość i przeznaczenie.
Była równo dziewiąta kiedy Magda wyszła z drzwi. Szła prosto na mnie. Stałem ukryty za rogiem budynku.
Wiele dziewczyn na imprezach piszczy na mój widok ale ona była pierwszą która po tym uciekła.
Biegła chodnikiem, potem przebiegła na drugą stronę ulicy i skręciła w labirynt wąskich uliczek mając nadzieje że mnie zgubi.Nic z tego, często ganiam swoich dłużników. Mam dobrą kondycje i prawie nikt mi nie uciekł.
Z zwinnością węża poruszała się w tych ciasnych przejściach. Ja tak samo. W końcu złapałem ją za przedramię, przygwoździłem do ściany i dałem chwile żeby się uspokoiła.
Patrzyła na mnie z przerażeniem. Nie chciałem jej traktować tak brutalnie ale nie miałem wyboru. Gdybym teraz ją stracił mógłbym jej już więcej nie zobaczyć.
-Naprawdę nie chce cię skrzywdzić - powiedziałem najłagodniej jak umiem.
Dalej była przerażona.
-Po prostu… musiałem się z tobą zobaczyć. Masz w sobie coś takiego… Ahh…- Sam nie wiedziałem jak jej to powiedzieć. Jak jej powiedzieć że kradnie moje myśli i jej osoba jest moim ideałem.
Zamyśliłem się i nawet nie zauważyłem jak zwolniłem uścisk. Sama zdjęła moja rękę z twarzy a kiedy podniosłem głowę zobaczyłem jej lekki uśmiech.
-Mam w sobie co? - powiedziała tak słodko jak przedtem.
-Przyciągasz mnie do siebie dziewczyno. Może nie jestem najlepszy w tych sprawach ale… wiesz dlaczego wtedy cię nie zabiłem?
Milczała czekając co powiem.
- Bo mi nie pozwalałaś. Powinnaś od dwóch dni leżeć w rzece czy jeziorze a jednak jesteś tu. Ze mną.
Dalej czekała. Stałem blisko niej. Czułem na twarzy jej oddech.
Uliczka był jakby odcięta do świata, tak czułem przez ciemność panującą dookoła. Jakby nic poza tym labiryntem nie istniało.  
Dla mnie liczyło się tu i teraz.
Nasze spotkanie było jak scena z filmu akcji z wątkiem miłosnym. Moje życie było jednym wielkim filmem akcji. Niekończącym się wyścigiem z czasem, policją i innymi którzy walczą o pozycję w tym mieście.
Ona nie zna takiego życia. A ja nie chcę jej go pokazywać. Chcę żeby była bezpieczna. A w moim świecie nigdy nie wiadomo czy na dachu budynku obok ciebie nie czeka snajper z moją głową na celowniku.
-Ty masz coś takiego w oczach… Eh… - gestykulowałem szukając słów.
- Nawet nie znam twojego imienia - powiedziała. Pewnie chciała zmienić temat żebym bardziej się nie upokarzał.
Dominik - stałem przed nią z rękami w kieszeni.
Oparła się o ścianę i przez chwilę nic nie mówią uważnie mi się przyglądała.
-Wiesz - teraz ona zbliżyła swoją twarz do mojej - Ty też masz coś takiego w oczach. Widziałam to już wtedy. I też mnie tym zauroczyłeś.
Lekko się uśmiechnęła, zobaczyłem jej śnieżnobiałe zęby. Ten uśmiech mnie zaskoczył. Ostatnio widziałem go kiedy pierwszy raz spotkaliśmy się w lesie. Jeszcze nie wiedziała że jestem jednym z gości których powinna się bać i unikać jak ognia.
-Pamiętasz jak powiedziałeś że znikniesz z mojego życia? Wtedy, w aucie?
-Tak, i od razu tego pożałowałem. Potem chciałem cię odnaleźć.
Zaśmiałem się świadomy że powiedziałem głupstwo.
-Wtedy poszła do tego lasu - spojrzała na chwilę w bok i znów moje oczy - bo mój naćpany chłopak dostał furii. Bałam się że podzielę los telewizora - Uśmiechnęła się tajemniczo, jednak widziałem smutek w jej oczach - Roztrzaskał go o chodnik, wywalił przez okno.
Spojrzała na mnie
-Bałam się wtedy wracać do domu
-Mogłaś mi powiedzieć - Zagalopowałem się i delikatnie ująłem ją za nadgarstki. Powoli przesuwałem moje dłonie do jej łokci. W pierwszym momencie wzdrygnęła, ale nie wyrywała się.
Poczułem jej oddech i zapach cudownych włosów.  
Zastanawiałem się czy to jest miłość od pierwszego wejrzenia. Ta o której mówią że nie istnieje lub trwa tylko chwilę.
Albo przeznaczenie… Co sprawiło że nie dała mi w pysk i nie uciekła wołając "Zboczeniec!”?
Przez ostatnie dni dowiaduję się więcej o życiu niż przez minione 3 lata. I to nie od Damiana który obiecywał zastąpić mi ojca i nauczyć życia. Od dziewczyny dla której byłem potworem i porywaczem. Która mimo to się mnie nie bała.
I co byś zrobił? - zapytała.
-Może odwiózł bym cię do domu i z nim pogadał. Wiesz, zadam ci pytanie - Chciałem zbudować napięcie - Bałaś się mnie?
-Wiesz, może to zabrzmi dziwnie ale… - zawstydziła się tak samo jak ja wcześniej - Ale przy tobie czułam się bezpiecznie.
Ostatnimi czasy większość pozytywnych emocji we mnie była jej zasługą. Uśmiechnąłem się i zapytałem " Ten twój chłopak, uderzył cię kiedyś?”
- Akurat teraz miałam iść do koleżanki bo ten wariat jest w domu. Kilka razy mu się zdarzyło…
Powiedziała to tak niewinnie. A mówiła o ćpunie i bydlaku który traktował ja jak szmatę. Który zmieniał jej życiem w piekło. Moim zdaniem tacy ludzie nie powinni chodzić po ziemi.
A kiedy ja coś pomyślę to zrobię wszystko aby moje marzenia stały się rzeczywistością.  
- On jest na górze, tak? - Powiedziałem ruszając z miejsca ale ona złapała mnie za ramię tak samo jak ja ją w lesie.
- Co chcesz zrobić? - zapytała tak jakby tego nie chciała.
- Damian mnie zabije - powiedziałem wyciągając zabrany mu pistolet z tłumikiem zza pleców.
Szybko i możliwie cicho wszedłem po skrzypiących drewnianych schodach na klatkę schodową na piątym piętrze. Tylko tam było słychać rzucanie przedmiotami, przekleństwa i dźwięk tłuczonego szkła.
Magda czekała przed budynkiem. Patrzyła na zegarek, nie ma mnie już 10 minut.
Po chwili z okna jej mieszkania wyleciało coś dużego. Kawałki szyb zasypały jezdnię.
Ciało jej aktualnie byłego wyleciało na ulicę. W żywe trupy nie wierzę, ten tez raczej już nie wstanie.
Magda była przerażona. Zakryła twarz dłońmi. Wróciłem na dół i zobaczyłem że jest wstrząśnięta. Objąłem ją ramieniem i zabrałem stamtąd.
-Powiedziałeś że mnie nie skrzywdzisz - usłyszałem gdy jechaliśmy nieoświetloną ulicą. Jak z horroru czy thrillera. Nie było żadnych neonów, latarni, nic…
-Wierzę ci - dodała po chwili
Uśmiechnąłem się i puściłem jej oczko.
- I potrafisz być słodki. Szkoda że tylko czasami
-Dlaczego czasami? Spojrzałem na ni odrywając wzrok od mrocznego asfaltu.
- Bo nie lubię przestępców - po tym zamilkła na dłuższy czas. Chciałbym wiedzieć o czym myślała.
Pojechaliśmy do Rembertowa. W okolicy polany gdzie spotkaliśmy się pierwszy raz jest rzeka gdzie czasami trafiają trupy. Ale ja nie zabrałem jej na cmentarz i nie zdradziłem tajemnicy tego miejsca. Interesował mnie pomost na którym czasami wędkarze siadają i piją piwo czekając na rybę. Jak na tego typu miejsca był schludny.
Poprowadziłem Magdę przez wysoka trawę, samochód zostawiłem na polanie niedaleko. Szliśmy przez tą łąkę do ścieżeczki która prowadziła na pomost.
Nie wiem czy przypadkiem czy specjalnie wzięła mnie za rękę. Delikatnie splotła swoje palce z moimi. Zatrzymałem się gwałtownie, nie wiedziałem jak zareagować. Wszystko działo się tak szybko.
Ona udawała że nic się nie stało, że tak miało być. Uśmiechnęła się lekko i spojrzała w moje oczy.
-Co? Ja też cię lubie - posłała mi uśmiech który w niej kochałem. Usta zamknięte, dusza otwarta.
- Nic, chodź - szczęśliwy jak nigdy dotąd pieściłem jej rękę. Była taka gładka, była częścią idealnej całości. Częścią mojego szczęścia.
Nasze buty stukały kiedy wchodziliśmy na drewniany pomost. Na jego końcu jest ławeczka. Rozciąga się z stamtąd widok na rzekę, jej trawiasty drugi brzeg i ciemne niebo. Dalej wzniesienie opada. Widać tylko gęsto zasłane gwiazdami niebo i zarośnięto. Jakbyśmy stali na krańcu świata, na ostatecznej granicy.  
Spojrzałem na Magdę. Zahipnotyzowana widokiem stała nieruchomo. Objąłem ją.
-Dzięki tobie uwierzyłem w magię.
Nic nie odpowiedziała.
-Dzięki tobie zobaczyłem że można żyć inaczej.
Obróciła się i stanęła naprzeciwko mnie. Zobaczyłem że się uśmiecha ale i jest zamyślona.
Jakby w transie, chwyciła moje ramiona i wpatrując się w moje oczy stanęła na palcach zbliżała twarz do mojej. Patrzyłem na jej tajemnicze, zmysłowe usta jak magnes przyciągające mnie i zapominałem o tamtym Domie. O chłopaku który myślał tylko o samochodach, pieniądzach, imprezach i brudnej robocie. Może czas ułożyć sobie życie, pozamykać pewne sprawy i zostawić to wszystko…
Uciec z nią i zabić przeszłość…
Nie myśleć o tym kim byłem i dla niej stać się nowym człowiekiem.
Kiedy jej usta dotknęły moich poczułem że przeznaczenie nie jest tylko bajką czy chwytem wymyślonym na potrzeby książek czy filmów.
Moje wizje stały się prawdą. Poczułem że co wszystko co powiem mogę wdrożyć w życie jeśli tylko zechcę.
Dotychczas mówiłem tylko że ten czy tamten ma zginąć i doprowadzałem do tego.
Teraz mówię o rzeczach ważniejszych. Takich które jak tatuaże na mojej prawej ręce zostaną na zawsze.
- Zostań ze mną - Spojrzałem głęboko w jej oczy. Chciałem by te słowa dotarły do najgłębszych miejsc jej serca.
Gangster Dom miał władzę nad ludźmi. Natomiast Dominik ma władze nad swoim życiem.
Moje wyobrażenie mnie i Magdy na samochodzie właśnie stało się rzeczywistością. Było idealnie.
Gdy patrzyła mi w oczy… czułem że staje się silniejszy. Wiedziałem że czekają mnie kłopoty jak chłopaki się dowiedzą że byłem na randce z dziewczyna którą powinienem zabić. Ale ja żyłem chwilą. Nie wybiegałem ani o godzinę w przyszłość.
- A właściwie dlaczego wybrałeś takie życie?
Czułem jej bliskość, ciepło jej ciała i brązowe włosy łaskoczące moja szyję.
- Damian zabrał mnie z ulicy. 6 lat temu moja mama uciekła za granicę i tam ułożyła sobie życie z innym. Zostałem z tata ale został o coś niewinnie posądzony. Policjanci… nie wiem dlaczego ale pobili go. Z ciężkimi obrażeniami trafił do szpitala. Zmarł po tygodniu. Ja błąkałem się po ulicach bo nie wyobrażałem sobie życia w domu dziecka czy u rodziny zastępczej. Znalazł mnie Damian i postanowił wykorzystać moja nienawiść do policji. Na początku brali mnie na małe akcje, byłem nikim w gangu. Ale kiedy nas aresztowali to ja jako jedyny się nie poddałem i nie straciłem woli walki. W dwa dni ułożyłem plan, załatwiłem samochód i powiedziałem kratom Bye Bye. Uwolniłem wszystkich z ekipy. Gdybyśmy tam zostali przyjaźń która między nami powstała mogłaby przepaść. Dzięki tej akcji zostałem dowódcą.
Magda słuchała uważnie wpatrując się we mnie jak w anioła czy bohatera.
- Ufają mi i wierzą że w tym fachu mogę osiągnąć wszystko.
- Jesteś ich wybawcą - położyła mi rękę na udzie.
- Nie do końca - Patrzyłem na nią kiedy zbliżała głowę do mojej klatki piersiowej.
Położyłem się na samochodzie, ona leżała na mnie. Patrzyłem na jej zamknięte oczy i bladą w świetle księżyca skórę. Podniosła głowę i odwróciła się twarzą do mnie. Zaczęła całować mój policzek powoli zbliżając się do ust.
Teraz naprawdę mogę nazwać ją boginią seksu. Poczułem że wzbiera we mnie jakieś pragnienie którego nie znałem. Zrobiło się gorąco i zobaczyłem w niej już nie tylko grzeczna dziewczynkę. Zobaczyłem dziewczynę z mojego snu która mnie kusiła niczym modelki w pornosach Dawida. Myśli że nie wiem. Z tamtych płyt nauczyłem się co to znaczy podniecać się. Jednak żaden film nie pokazał mi tego tak dokładnie.
Całowała moje usta jednocześnie sunąc dłonią po moim torsie w stronę uwypuklenia które postało przed chwila na moich spodenkach. Królowa namiętności, bogini seksu jakiej nigdy sobie nie wyobrażałem. Hormony zaczęły brać górę i chciałem więcej. Pierwszy raz w życiu przeżyłem ten moment. I mam nadzieję że nie ostatni.
Mocno całowała moją szyje przechodząc do sutków na klatce piersiowej. Nie wiedziałem jak się zachować więc tylko mocno ją przytulałem i cmoknąłem w czubek głowy. Odprężyłem się jak nigdy dotąd i zamknąłem oczy. Nad nami niebo pełne gwiazd… Krajobraz podkręcał atmosferę.
Poczułem jej dłonie na biodrach. Zaczęła zsuwać moje spodnie. Położyłem dłonie ja jej szortach i powoli zrobiłem to samo. Pieściłem pośladki. Przesunąłem ręce w górę do jej pleców i delikatnie masowałem. Zobaczyłem moje spodenki lecące w powietrze. Wylądowały na dachu Lambo.
Trzymała dłonie na moich udach i wsunęła dłonie w czerwone mokre bokserki Calvina Kleina. Powoli je zsunęła ocierając policzek o mój tors.
Z lekkim uśmiechem zaprosiła mnie do środka. Podniecenie wzrosło.  
Poznałem jej wnętrze. Była moja. Czułem się niesamowicie.
Miałem gdzieś co powiedzą chłopaki. To była zapowiedź naszej nocy poślubnej.
Przeznaczenie istnieje naprawdę. U nas był realne. W niektórych związkach długo czeka się na ten moment. A nas przyciągnęła do siebie jakaś siła. Ani ona ani ja nie wiedzieliśmy jak to się stało. Ale wiedzieliśmy że tak ma być.
Skończyliśmy, ona spojrzała na mnie. Położyła sie, jej delikatna twarz dotykała mojej szyi.. Pocałowała mnie w podbródek jakby mówiła "Kocham”. Ja sięgnąłem na dach po spodenki i bokserki.  
Było gorąco i nie tylko przez pogodę. Koszulkę rzuciłem do samochodu na siedzenie pasażera gdzie leżał też mój telefon. Właśnie zadzwonił.
Przeprosiłem Magdę która też już wracała do rzeczywistości i odebrałem połączenie.
-Usiądź bo nie uwierzysz -powiedział Damian.
-Co jest? - jego zdenerwowanie udzieliło się mnie.
-Pamiętasz chłopaków z Gdyni?
-Tak. Chcieli przejąć Wawę ale ich wypłoszyliśmy.
-To są chyba samobójcami bo dzisiaj widziałem Judasza i jego ekipę na mieście.
Znieruchomiałem. Jak mają czelność tu wracać?
Rok temu gang z Gdyni odwiedził Warszawę. Nie zwracaliśmy na nich uwagi, byli pewnie zwykłymi mafiosami dla szpanu. Ale gdy zaczęli handlować trawą i zbijać duże zyski od naszych klientów zaniepokoiło nas to. Kilkukrotnie chcieliśmy się ich pozbyć aż w końcu nam się udało.
Judasz to ich przywódca. I pewnie nie chciałby jeszcze umrzeć. Ale sam się o to prosi.
- Co się stało? - Do auta zajrzała Magda.
-Nic, mamy swoje problemy - powiedziałem z wyrzutem. Po chwili pomyślałem że ja uraziłem. Odeszła od samochodu i pospacerowała wokół w szortach i staniku. Głośno oddychała powietrzem które zdawało się zimniejsze z każdą chwilą.
Po chwili znów usłyszałem jej kroki. Drzwi w samochodzie były zamknięte, przez otwarte okno usłyszałem
-Dom, ktoś tam jest
-Co? - wychyliłem się przez okno i rzeczywiście zobaczyłem jakiś ruch w wysokiej trawie za autem.
Otworzyłem schowek i wyjąłem zapasowy pistolet. Mój leżał pod siedzeniem kierowcy. Sprawdziłem magazynek i przestawiłem przełącznik na tryb automatyczny. Będzie pluł kulami niczym minigun czy karabin maszynowy.
Otworzyłem drzwi i wyszedłem z Lamborghini. Kazałem Magdzie ukryć się za samochodem. Sam powoli podchodziłem do krańca polany gdzie zaczynała się wysoka trawa. Nie wszedłem w nią, zatrzymałem się kawałek przed i nasłuchiwałem szelestu źdźbeł.
Przeszedł mnie dreszcz. Wiedziałem że nie jesteśmy tu sami. Instynktownie przeczuwałem strzelaninę.
Wycelowałem w trawę lufę trzymanego w obu dłoniach Glocka. Czekałem.
Zobaczyłem że kilka traw się poruszyło. puściłem serie kul w tamtą stronę.
Z trawy wynurzył się jakiś człowiek. Miał zwykły pistolet, nie automatyczny. Ja strzeliłem serią, ale on jednym celnym strzałem trafił mnie w rękę powyżej nadgarstka.
Broń upadła na piach. Byłem skazany na śmierć. Nie zdążyłbym podnieść spluwy gdyby zaczął strzelać. Patrząc na krwawiącą ranę, przytrzymałem drugą ręką ranę. Ale nie umarłem.
Spojrzałem na trawę, postać zniknęła.
-Może nie chciał mnie zabić? - pomyślałem. Akurat, to co tu do cholery robił?
Mógł mnie zabić bez większego wysiłku a jednak po prostu rozpłynął się w powietrzu
Udając twardziela okrążyłem samochód.
Podszedłem do Magdy skulonej przy przednik zderzaku.
-Jezu, Dom! - gwałtownie podniosła i spojrzała przestraszona na moja rozwaloną rękę.
- Nic mi nie jest- Zdrową ręką starłem pot z czoła.
Wzięła z siedzenia moja ulubioną koszulkę. Granatowy tshirt poszedł na straty. Zawinęła nim ranę.
- Musimy pojechać do szpitala - powiedziała idąc w stronę drzwi kierowcy.
-Co ty robisz? - zapytałem kiedy usiadła za kierownicą.
-Nie możesz prowadzić w takim stanie - usłyszałem przez szybę i skierowałem się na siedzenie pasażera.
Magda podniosła kluczyki z podłogi. Nie próbowałem jej przekonywać bo nic i tak bym nie wskórał. Bardziej martwiłem się o samochód.
Ale ku mojemu wielkiemu zdziwieniu radziła sobie za kółkiem nie gorzej niż ja. W Warszawie nie da się wydobyć z tego samochodu pełnej mocy. Mam nadzieję że kiedyś rozpędzę go na maksa.
Podjechaliśmy pod moje mieszkanie. Spojrzałem w górę, w oknach paliło się światło. Moja ekipa tam była.
-Gotowa? - zapytałem z poważnym wyrazem twarzy.
-Damy radę - położyła swoją dłoń na mojej.
- Nie dam cię skrzywdzić - otworzyłem drzwi. Magda też wysiadła i poszliśmy w stronę wejścia głównego.
Korytarz którym idzie się do mojego mieszkania jest wyłożony białymi płytkami. Na ścianach jest imitacja drewna.
Mieszkanie nr 24. Wszedłem.
Moją świtę znalazłem w salonie.
Była północ, impreza dopiero się rozkręcała. Dawid wstał z kanapy i powiedział do mnie:
Judasz z bandą kręci się po mieście a ty rozbijasz się Lambo! - krzyknął i rzucił bandankę na ścianę.
-Daj spokój, wyszedłem tylko na chwile! - krzyknąłem w jego stronę.
-Gówniarz…
-Zamknij się! - Rzuciłem się na niego ale powstrzymał mnie Krzysiek. Zobaczył moją koszulkę zawiniętą na ręce.
-Ktoś próbował mnie zranić i mu się udało. Przerwał nam spotkanie
- A dlaczego tylko cię postrzelił? - Powiedział Michał siedząc obok Damiana na końcu kanapy. Grzebał w paczce chipsów.
- Dziwne zachowanie - dodał Damian.
-Zaraz, zaraz - uciszył nas gestem Łukasz - Jakich nas? Z kim byłeś?
Nadszedł czas.
- Nieważne co zaraz pomyślicie, biorę to na siebie - Odwróciłem się i otworzyłem Magdzie drzwi - Trochę się posprzeczaliśmy
- Nie da się ukryć - lekko się uśmiechnęła i weszła do mieszkania.
Wszedłem do salonu pierwszy osłaniając ja gdyby komu odwaliło i wyjął broń.
Wszyscy stali jak wryci.
-Tłumacz się - powiedział po chwili Damian.
- Nie mogłem jej zabić. Naprawdę. Mam gdzieś co myślicie. Pójdźcie do sklepu po ketchup. Będą naciosy.
Poszliśmy z Magdą do kuchni i zacząłem szukać naciosów o ile jeszcze były. Z picia opróżniają lodówkę bez pytania, dlaczegóżby żałować chrupek.
Na nasze szczęście wyszli wszyscy. My zabraliśmy się za poczęstunek. Wyjąłem kurczaka z zamrażarki, Magda pokruszyła płatki śniadaniowe. Nachosy zrobiły się szybko, a nugetsy z kurczaka będą gotowe za jakiś czas.
Mieliśmy szczęście, chłopaki wrócili po godzinie. Zastali nas przytulonych na kanapie. Nie wiem czy tomy czy miski z jedzeniem sprawiły że wszyscy się uśmiechnęli.
-Czyli miałem rację że ci się podoba? - zażartował Damian.
-Spadaj! - zaśmiałem się i rzuciłem w niego małym kawałeczkiem kurczaka.
Damian złapał go i zapytał "Dobre?”
-Spróbuj - uśmiechnąłem się i popatrzyłem nas Magdę. Ten kurczak to jej przepustka do mojego świata. Przez żołądek do serca jak to się mówi…
Damian spróbował kurczaka, pokiwał energicznie głową po czym spojrzał na pozostałych:
-To całkiem niezłe - powiedział zadowolony. Podaj mi dipa młody
Wyciągnąłem do niego rękę z miseczka w której był sos czosnkowy
-Zgadnij kto robił - pewny siebie oparłem się na kanapie i z uśmiechem czekałem na jego odpowiedź. Pokazałem głową na Magdę.
Damian przeżuł spokojnie resztę przekąski po czym z uśmiechem powiedział do Magdy
- To witaj w drużynie.
Dla mnie był to cud. Kilka dni temu musiałem się jej pozbyć a teraz gada w najlepsze z moimi kolegami. Wydaje mi się że może się zaprzyjaźnić z każdym z nich i pewnego dnia zapomną od czego zaczęła się nasza znajomość z tą dziewczyna.
Magda nocowała dzisiaj u mnie. Tak powinno być już zawsze.
Rano obudziliśmy się o godzinie 10. Nie wstaliśmy od razu, najpierw wysłałem sms do Damiana z prośba o tosty i kawę.
W oczekiwaniu na śniadanie kiziałem Madzię po włosach, wiem że to uwielbia.
Przejechała ręką po moim wyrzeźbionym brzuchu. Uśmiechnięta podziwiała moje umięśnione ciało
-Lata ćwiczeń - posłałem jej uśmiech i pocałunek.
Następnie zaczęła poprawiać moje rozczochrane włosy. Cholernie tego nie lubiłem więc schowałem się pod białą kołdrę i zacząłem całować ja po brzuchu. Usłyszałem ten przesłodki śmiech.
Przez duże okno wpadało letnie słońce. Wszystko zapowiadało kolejny szczęśliwy dzień w którym dowiemy się o sobie więcej i pokochamy się bardziej. I zrozumiemy jak bardzo się potrzebujemy.
Do pokoju wszedł Damian. Niczym lokaj podał nam śniadanie i szybko wyszedł. Zjedliśmy je gadając o głupotach.
Miałem ochotę na coś zimnego do picia ale spodziewałem się zobaczyć w kuchni bałagan więc nic mnie nie zdziwiło kiedy tam wszedłem. Cały zapas wody…
Plastikowe butelki leżały na podłodze.
- Potem posprzątasz. Chodź do sklepu - powiedział Magda obejmując mnie w pasie. Stałem jak wryty myśląc ile razy trzeba im tłuc do głowy żeby podziałało.
- Ja tego nie posprzątam - ruszyłem szybko do sypialni. Magda uśmiechnęła się zadowolona. Podobno słodko wyglądam jak się złoszczę.
Do swoich seksownych szortów nie wiem dlaczego Magda założyła moją zieloną koszulę w kratkę. Nie zakłóciło to jednak jej urody. Ja nałożyłem krótkie dżinsy i czarną koszulkę z krótkim rękawem. Podałem jej czarne okulary. Sam też włożyłem myśląc że dzięki temu nie powtórzy się sytuacja z nocy.
Trzymając się za ręce wyszliśmy na ruchliwe ulice centrum.
W sklepie kupiliśmy trochę jedzenia i wyszliśmy stamtąd sącząc soki pomarańczowe.
W pewnym momencie zadzwonił telefon Magdy. Odebrała mówiąc że to jej brat. Ja patrzyłem jak rozmawia.
Kiedy po dwóch minutach schowała telefon oznajmiła mi:
- Jarek chce się ze mną spotkać, jest koło mojego mieszkania.
-Twojego byłego mieszkania. Teraz mieszkasz ze mną - uśmiechnąłem się w typowy dla mnie sposób.
-Wariat - odwzajemniła to - Chodźmy, był jakiś zdenerwowany.
Jej brat ma 28 lat. Odkąd jej rodzice wyjechali za granice zajmuje się nią.
Nie wiem dlaczego ale przez całą drogę imię Jarek odbijało mi się echem w głowię. Mózg próbował mi coś powiedzieć, jednak ja nie potrafiłem tego zrozumieć.
Po drodze do jej domu jest dużo przejść dzielących budynki. Zazwyczaj albo śpią tam pijaki albo nawet nic nie widać bo jest w nich potwornie ciemno.
Kiedy przechodziliśmy koło jednego z takich miejsc z mroku wyskoczył jakiś wariat. Miał łom, tyle pamiętam bo poczułem go na własnej skórze. Z zaskoczenia obezwładnił mnie, upadłem na ziemię i mnie zamroczyło. Jedyne co słyszałem to krzyk Magdy. Oczy zaszły mgłą, z plam które widziałem nie mogłem nic odczytać. Ale ten krzyk… Co ten drań jej zrobił?
Klęczałem na zimnym chodniku. Głowa bolała od uderzenia, i ten czynnik zakłócał pracę całego układu nerwowego. Nie mogłem myśleć, nic. Pustka
Po dłuższej chwili doszedłem do siebie. Zobaczyłem że leże na plecach w miejscu gdzie zostałem napadnięty. Ostatnie kilka minut znikło z mojej pamięci.
Musiałem się skupić. Podniosłem się, lecz miałem zawroty głowę. Oparłem się o latarnie i poczekałem aż mózg w pełni dojdzie do siebie. Chciałem się dowiedzieć gdzie jest moja dziewczyna.
Właśnie… MOJA DZIEWCZYNA. Odkąd ją pokochałem zmieniłem się całkowicie. Zacząłem wierzyć w marzenia i zobaczyłem że istnieje inny świat. Nie tylko broń i auta. Że miłość przewyższa inne wartości i nie warto od niej uciekać. Trzeba pomyśleć o przyszłości. Nie można całe życie stać w miejscu tak jak robiłem to od roku. Żyłem tylko pracą, a nie tylko ona się liczy.
Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po Damiana bo nie miałem siły zrobić nawet kroku.
Podjechał Hummerem.
-Ale kto to mógł być? - Widać było że też się tym przejął.
-Nie wiem kurna nic nie widziałem - płakałem. Pierwszy raz odkąd poznałem Damiana. On mi mówił że płaczą tylko słabi. Ale nie… jeśli chodzi o szczęście dozwolona jest nawet rzeka łez.
Przykładałem lód do głowy i kalkulowałem fakty.Jednak nic nie kleiło się w całość.
Wróciliśmy do domu i zamknąłem się w sypialni.  
Do dziesiątej wieczorem nie wychodziłem.
Leżałem na brzuchu z głową w poduszce. Mówiłem nie wchodzić ale Damian po raz trzeci przynosi mi piwo
-Ile razy… Nie chcę - powiedziałem.
- Od rana nic nie jadłeś. Pizza? Albo znajdę najdroższe piwo w mieście… - Nie przekupi mnie.
-Spa…
Zadzwoniła moja komórka.
Niby Magda ale jednak nie Magda.
Usłyszałem męski głos. Wszędzie poznam tą złowrogą chrypę.
- Cześć Dom. Dawno nie gadaliśmy?
- Judasz? Gdzie ona jest?! - Podniosłem się i usiadłem na łóżku.
-Masz na myśli moją siostrę? Wkręcała cię cały czas.
- Nie pierdol - burknąłem
- A nie? Jesteś głupi ale nie wiedziałem że aż tak.
-Oddaj mi ją.
- Ty mi nie chciałeś dać.
- Ty sobie sam to wziąłeś. To miasto jest nasze i nie oddam ci ani Mady ani Warszawy! - wstałem zwózka i wkurzyłem się jeszcze bardziej.
-Chcesz z powrotem ta oszustkę? - zaśmiał się. Miałem ochotę wbić mu w ciało gwoździe. Taką ilość żeby zaczął mnie błagać o śmierć.
- Nie mów tak. Gdzie ona jest?
-Tam gdzie się rozstaliśmy. Za godzinę - Debil się rozłączył.
Spojrzałem z niedowierzaniem na Damiana. Na nowo urodził się we mnie fighter.
- Jedziemy do magazynu - powiedziałem.
-Tak bez planu? Chyba nie chcesz się poddać? - Damian był bardziej zdziwiony ode mnie.
- A co mamy zrobić?  
- Zbiorę ludzi, weź cały arsenał - Zaczął dzwonić do kogoś.
Ja poszedłem do mojej garderoby i otworzyłem ukryty schowek pod szafą. Po przesunięciu mebla pokazuje się tam skaner linii papilarnych. Otwiera się klapa i masz dostęp do 30 pistoletów, 15 karabinów maszynowych i kilkunastu pudełek z amunicją. Często uzupełniamy tą skrytkę.
Za 15 minut przyjechali moi pomocnicy. Rozłożyłem arsenał w salonie. Każdy z nas wziął po dwa Glocki, jeden karabin i wypełnił kieszenie magazynkami.
Staliśmy przy stole w jadalni oparci rękami o mebel.
-Słuchajcie, chodzi tu o moją dziewczynę. Ona nie była oszustką, ona była moim całym światem. Jeśli tam jest musimy być ostrożni. Załatwiamy tylko Jarka i jego ludzi. Domyślam się że trzyma Magdę w samochodzie typu van bo do magazynu by nie wszedł.
- Nie wszedłby, ale dzisiaj jakoś szczęście nas opuściło - powiedział Michał.
-Fuck it - zarzuciłem plecak z materiałami wybuchowymi, tak na wszelki wypadek. - Jedziemy.
Na dole czekał van  
Kiedy jechaliśmy poczułem się wystawiony na próbę. Przez przeznaczenie i miłość. Chcą sprawdzić moją lojalność. Ale w tym momencie jakoś przestałem ufać przeznaczeniu. Miałem być z Magdą do końca a jednak wszystko się wali.
Ja dla pozorów pojechałem moim samochodem. Nie wiem co mnie trafiło ale pomodliłem się w ciszy abyśmy wszyscy wrócili zdrowi do domu.
Podjechałem pod magazyn i zobaczył ten fałszywy uśmiech, nacelowane ciemne włosy i garnitur. Judasz wyglądał jak biznesmen ale jest zwykłą szują
- Ty chyba naprawdę ją kochasz co? - powiedział pocierając dłonie - Otwórz to się dogadamy - Pokazał w górę - Tam jest trzech snajperów więc niczego nie próbuj.
-Jakim cudem oni tam weszli? - pomyślałem patrząc w lufy trzech karabinów.
-Niech będzie - pomyślałem i spojrzałem prosto w wiązkę lasera w małym urządzeniu koło bramy.
Po chwili brama się otworzyła.
Moje wsparcie jest niedaleko. Mają ze mną łączność i gdyby coś poszło nie tak rozwalą gościowi łeb. Przywódcę należy pomścić, przyjaciela jeszcze bardziej.
Weszliśmy do magazynu.
Był duży. Długo zbieraliśmy te pudła zawinięte w folie. Jest nimi wypełniony cały magazyn z wyjątkiem przejść które zostawiliśmy by się tam poruszać.
Judasz szedł przede mną. Rozglądał się na boki i podziwiał moje imperium którego nie pozwolę mu przejąć.
-Jestem pod wrażeniem - powiedział - Naprawdę imponująca kolekcja.
Stałem i z pogardą na niego patrzyłem. Był wiele wyższy ode mnie i starszy ale nie budził we mnie respektu. Budził obrzydzenie i chęć roztrzaskania mu czaszki na betonie.
Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął
-Kończmy to - powiedział tonem który wzbudził lęk w najtwardszym chłopaku jakiego znał Damian.
Uśmiechał się prawdopodobnie do jego grupy wsparcia. Patrzyłem na jego złowieszczy uśmiech a za chwilę w niewyjaśnionych okolicznościach straciłem przytomność.
Odzyskałem ją po… sam nie wiem jakim czasie. Zobaczyłem moich kumpli, byliśmy sami w magazynie.
- Co się stało? - zapytałem Damiana który siedział na pudle.
-Nie wiemy co zrobili z tobą. Nas otoczyli, rozbroili i wsadzili do tej puszki
-Jesteście najlepsi. Nikt was nigdy nie pokonał
-Jeszcze nie - Damian pokazał na bombę zostawioną przez Judasza i jego ludzi.
Wstałem z ziemi i spojrzałem na czas który się tam wyświetlał. W dobrym momencie się ocknąłem, mamy jeszcze dwie minuty.
- Niby mało ale jednak dużo. Jakie mamy opcje?! - krzyknąłem do wszystkich.
-Znam się na tym ale ta jest chyba robiona jakoś inaczej. Nie dam rady jej rozbroić - Michał wiedział że mowie do niego. Jest w naszym zespole specem od takich przerośniętych petard.
- A jakieś inne wyjście? Może dosłownie wyjście? - Chodziłem szukając jakiejś dziury w całym.
Zatrzymałem się koło ściany. Spojrzałem w górę, było tam małe okno. Jedyne w całym magazynie.
-Damian, podsadź mnie! - zawołałem Damiana. Podbiegł i mnie sprostował " Ale my się tam nie zmieścimy”
-Posłuchaj - wymachiwałem mu palcem przed oczami - Tam stoi auto które odpowiednio rozpędzone może wyważyć te drzwi.
-Michał, czas? - zapytałem.
-Minuta i pół, nie damy rady
-Ja próbuje, podsadź mnie - wziąłem Damiana za ramię i podszedłem do ściany gdzie było okienko.
-Nie dasz rady chłopie… - Nie dawał za wygraną nawet w obliczu śmierci.
-Zrób to!
Przekonałem go. Wskoczyłem na ramiona Damiana i wypadłem przez okno. Upadek z 2 metrów jednak trochę boli. Jestem wysportowany ale czasem ból pokonuje nawet herosa.
Biegłem, najszybciej jak mogłem. Okrążyłem magazyn i z językiem na brodzie przeciąłem plac przed budynkiem. Ale kluczyków nie było w stacyjce gdzie głupi je zostawiłem. -Cholera - wyszeptałem.
-Damian! - Biegłem w stronę czegoś podobnego do wstrząśniętej butelki coli.
- Chłopaki przepraszam! - Świadomy tego co zaraz nastąpi, płakałem jak rozhisteryzowane dziecko. Byłem w kropce.
Nigdy nie biegnij z puszką Pepsi w kieszeni. Metalowe, z możliwością wybuchu… Jeśli w puszce wzrośnie ciśnienie wybuchnie.
Tak jak ta większa puszka z trawą…
Nie mogłem nic zrobić. Zdezorientowany… mogłem odpalić na kable… mogłem…
Mogłem patrzeć jak rozpada się magazyn z naszym dorobkiem. I jak płonie. Jak ogień niszczy przyjaźń.
Wyjąłem broń. Niestety miałem tam tylko sześć naboi. Wystrzeliłem pięć. Na znak tego że nigdy o nich nie zapomnę.
To byli ludzie którzy wiele razy uratowali mnie od śmierci. Byliśmy rodziną, mogliśmy zginać dla siebie. Damian się mną zaopiekował i to dzięki niemu poznałem tych wspaniałych ludzi których zawiodłem.
-Jeden za wszystkich… - wyszeptałem przypominając sobie że to ja gotowy na śmierć poszedłem na spotkanie z Judaszem. Oni mieli tylko mnie ubezpieczać
- I wszyscy za jednego… - Otarłem łzę z twarzy odwracając się. Nic, tyle byłem wart w tamtej chwili. Zero, żaden bohater. Nic nie mogłem zrobić. Tylko dokończyć co razem zaczęliśmy.
Odpaliłem kablami moje auto i spojrzałem na gps. Michał chyba na wszelki wypadek podłożył nadajnik pod samochód Judasza. Bo co innego znaczy punkt J oddalony o 20 kilometrów?
-Wyjechał niedawno - powiedziałem. Jednak zdałem sobie sprawę że już jestem sam. Bez pomocy i wsparcia. Musiałem sam to skończyć.
Punkt ciągle się poruszał. Ale droga była prosta przez najbliższy odcinek. Zaryzykowałem. I spełniłem swoje największe marzenia.
Docisnąłem pedał gazu. Patrzyłem jak wskazówka na prędkościomierzu podnosi się coraz wyżej. Dookoła było ciemność ale mi już było wszystko jedno. Musze odzyskać Magdę. Albo będziemy mieć imprezę z kumplami w niebie i wypijemy za błędy popełnione w ostatniej godzinie życia.
Pędziłem, licznik pokazywał ponad 150 kilometrów na godzinę. Ryzykując życie jechałem.  
W końcu zobaczyłem przed sobą światła samochodu. To on, na pewno. Punkt J prawie pokrywa się z moją lokalizacją.
Zwolniłem, choć zajęło to dużo czasu. Wyłączyłem światła, żeby mnie nie widział.
Zatrzymanie tak szybkiego auta zajmuje dużo czasu Z prędkości 70 kilometrów na godzinę, wyciszonym silnikiem w moim super-samochodzie wyprzedziłem Judasza i zahamowałem ostro. Auto stanęło w poprzek. Teraz włączyłem światła.
Dobrze oceniłem odległość, wyhamował przed moim samochodem. Przez szybę widziałem jego zdziwiona twarz. Był wściekły.’
Obaj wysiedliśmy z samochodów.
- Nawet nie chce wiedzieć jak uszedłeś z życiem - powiedział kiedy stanął naprzeciwko mnie w pewnej odległości. Oświetlały nas reflektory jego pojazdu.
-Ale… Ha… - Otworzył drzwi samochodu - Na marne.
W jego vanie leżała jego własna siostra… była martwa. Krew z jej podciętego gardła spływała po szyi. Miała otwarte oczy. Wyobrażałem sobie jak mówi "To tylko żart, nie poddawaj się” Tak, to żart. Spłatany przez życie. Życie… ufałem mu. Ufałem że będzie dobre, że da mi szczęście. A tymczasem z pomocą Judasza odebrało mi wszystko co miałem.
Martwymi oczami spoglądała na mnie… ślepo. Już nigdy nie wsiądzie do tego Lambo, nigdy nie spędzi romantycznej nocy nad rzeką. Dziewczyna która pokazałam czym jest magia i czym jest szczęście zakatowana przez własnego brata.
Dzięki niej poznałem wartości które byłymi obce. Poznałem przyjemności które znałem tylko z telewizji. Zobaczyłem że istnieje inny świat. Tam gdzie nie trzeba ciągle walczyć. Że drzwi do innego świata otwiera się tylko wspólnie. Z przyjaciółmi lub ukochana osobą. On istnieje… tam gdzie teraz jest. Sama. Takie szczęście jest nic nie warte. Bo nie ma kogoś z kim można je dzielić. Kogoś kto powie Kocham, kogoś kto wesprze kiedy coś cię trapi. To koniec tego świata. Tego który poznałem dzięki niej i tego który chciałem z nią odkrywać.
Spojrzałem na Judasza. Wyciągnąłem broń zza pleców. W magazynku został jeden nabój. Jeden z nas za chwile pożegna się z tym światem.  
Jeden z nas wiedział że zaraz umrze.
Chwila ciszy, jakby świat składał mu hołd.
Padł ostatni strzał.  

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 11374 słów i 60891 znaków.

1 komentarz

 
  • Gośkaa

    jeszcze nigdy nie czytałam takiego opowiadania, świetnee.

    14 gru 2013