Amelia nie mogła sobie przypomnieć, kiedy znalazła się w swoim pokoju. Gdy zobaczyła skrzydła anioła, wyszła bez słowa z tamtego mieszkania. Ametin i Daara nie próbowali jej zatrzymywać. Potem musiała szybko biec, aż znalazła się w swoim mieszkaniu. Ostatnie pół godziny z jej życia zostało bezpowrotnie wyrwane. Leżała teraz na łóżku i patrzyła, jak słońce rzuca cień firanki na sufit. Czy to co widziała było prawdą? A może to był tylko sen i teraz się obudziła? Odruchowo sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej białe piórko, które podniosła z dywanu w pokoju porywacza. Skąd się wzięło w jej kieszeni? Nie pamiętała, żeby go tam wkładała... Westchnęła ciężko, wiedząc że to nie mógł być sen. Jeszcze potrafiła odróżnić fikcję od rzeczywistości, a dzisiejsze wydarzenie z pewnością nie było fikcją. Zresztą, to piórko było tego dowodem. Przyłożyła je do ust. Ciągle pachniało męskimi perfumami. Chciała teraz zasnąć i obudzić się, znając odpowiedź na pytanie - co właściwie się dzisiaj stało, ale oczy nie chciały jej się zamknąć, a umysł skoncentrować na śnie. Popatrzyła ponownie w sufit. Ktoś wysłał do niej anioła... Tylko kto i po co?
Rozważania Amelii przerwał odgłos otwierających się drzwi wejściowych. Blondynka usłyszała, jak jej współlokatorka ściąga buty i celuje nimi do szafki, jak piłką do kosza. Po chwili Weronika weszła do pokoju. Weronika Wilk była niską szczupłą dziewczyną, o długich czarnych włosach zwykle splecionych w warkocz. Usiadła zmęczona na łóżku naprzeciw Amelii i rzuciła torbę w kąt.
- Wykończy mnie niedługo ta anatomia! - była na drugim roku medycyny. - Wiesz, że muszę znać wszystkie kości ręki? I to po łacinie. Wiesz ile ich jest? - Weronika mimo optymistycznego usposobienia, miała skłonność do narzekań na błahe rzeczy. Zdjęła duże, drewniane kolczyki, położyła je na stole i uderzyła plecami o materac, który smętnie zatrzeszczał. Westchnęła ciężko. - Na szczęście, to dopiero na za cztery dni - podniosła głowę, zerkając na blondynkę. - Jadłaś już coś? Dawno wróciłaś?
Czarnowłosa była najlepszą przyjaciółką Amelii, ale nawet to nie prowokowało blondynki do zwierzeń z wydarzeń, jakie miały miejsce godzinę temu.
- Coś się stało? Dlaczego się nie odzywasz? - Weronika usiadła na łóżku i popatrzyła na Amelię, która leżała jak martwa, nic nie mówiąc.
- Nie... Nie wiem. - odpowiedziała cicho.
Weronika nic z tego nie rozumiała.
- Nie zdałaś czegoś? - dopytywała się, nie dając za wygraną.
Amelia przewróciła się na bok i popatrzyła nieprzytomnym spojrzeniem na przyjaciółkę.
- Porwali mnie... - bąknęła cicho przez zamknięte usta.
- Co!? - Weronika wstała i podeszła do łóżka Amelii. - O czym ty mówisz!? - oparła się o stół i wbiła w blondynkę wzrok, oczekując jasnej odpowiedzi.
Amelia usiadła i niepewnie popatrzyła na współlokatorkę. Wiedziała, że Weronika zawsze ją wysłucha i nie będzie jej wyśmiewać. Jednakże zależało jej na tym, żeby przyjaciółka jej uwierzyła, a o to mogło być trudno. Zresztą do niej samej jeszcze nie do końca docierało to co się stało, więc jak mogła tego wymagać od Weroniki?
- Obiecaj, że nie będziesz się śmiać - poprosiła. - To co powiem to prawda, choć mnie też trudno w to uwierzyć...
- No dobra. Obiecuję. Przecież wiesz, że nigdy się z ciebie nie śmieję - odpowiedziała ze zniecierpliwieniem. Weronika już nie raz wysłuchiwała od Amelii historii o dziwacznych ludziach, których mijała na ulicy. Nie brała tych opowieści na poważnie, mimo że Amelia opowiadała te historie z dużą powagą na twarzy. Wzięła ciastko z talerzyka, leżącego na stoliku i usiadła na łóżku czekając na zwierzenia blondynki.
Amelia kiwnęła głową. Musiała komuś się zwierzyć, bo myśli nie dawały jej spokoju. Zaryzykowała i opowiedziała ze szczegółami historię, cały czas uważnie obserwując reakcję Weroniki. Szatynka przełknęła powoli ciastko, które mieliła w ustach od czasu gdy usłyszała o skrzydłach anioła. Nie wiedziała co ma myśleć o absurdalnej opowieści, którą przed chwilą usłyszała. Widziała przejęcie na twarzy Amelii, która nie był w nastroju do opowiadania bajek.
Blondynka zacisnęła zęby i popatrzyła z nadzieją na przyjaciółkę.
- Wierzysz mi? - zapytała ściszonym głosem.
Weronika westchnęła. Znalazła na półce pomiędzy książkami w miarę czystą szklankę i nalała sobie do niej soku pomarańczowego. Zastanawiała się co właściwie ma odpowiedzieć.
- Trudno w to uwierzyć.. Rozumiesz? - odparła dyplomatycznie.
Amelia spodziewała się takiej odpowiedzi, bo była ona oczywista. Weronika, mówiąc, że wierzy Amelii - skłamałaby. W tą opowieść nie dało się ot tak uwierzyć. Weronika była osobą racjonalną i mówiącą wprost to co myśli. Nie byłoby w jej stylu, zapewnić Amelię, że to co mówi jest dla niej wiarygodne.
- Wiem, ale to prawda! - blondynka broniła tego, czego była pewna. - Ja też nie wierzyłam dopóki nie zobaczyłam skrzydeł… To wariactwo, wiem.. - zacisnęła ręce na kolanach.
Weronika widziała zmartwienie przyjaciółki, ale znalazła się w sytuacji, w której musiała dobrze wyważyć każde słowo. Odstawiła szklankę po soku na stół i usiadła obok Amelii.
- Najlepiej będzie jak zapomnisz o tym wydarzeniu - powiedziała, kładąc jej rękę na ramieniu.
To nie było wcale takie proste. Amelia cały czas miała przed oczami obrazy z mieszkania na Grodzkiej. Widziała jednak, że dalsze przekonywanie Weroniki o autentyczności wydarzeń sprzed godziny mija się z celem. Tak jak poradziła jej szatynka, postanowiła już więcej do tego nie wracać, ale na pewno nie wymaże obrazu skrzydeł z pamięci.
Weronika chciała zmienić temat w nadziei, że uda się wyciągnąć Amelię ze smutku. Wstała, Podniosła z podłogi swoją torbę i po otrzepaniu jej z kurzu zaczęła ją przeszukiwać.
- A tak w ogóle, to chciałam cię dziś wyciągnąć do kina na "Sherlocka Holmesa”. Kupiłam bilety, pójdziesz? - wyjęła z kieszonki dwa bilety i pomachała nimi przed Amelią.
Blondynka przetarła oczy palcami.
- Ok... możemy iść - uśmiechnęła się, wdzięczna Weronice za wsparcie i za to, że pozwalała jej na chwilę zapomnieć o problemach.
Inael siedział przy biurku w swoim gabinecie. Popijał zieloną herbatę, przeglądając raporty astrologów. Ziewnął przeciągle i leniwie patrzył w okno. Był pochmurny, senny dzień. Ciemne chmury zasnuły niebo i od kilku godzin zapowiadały ulewny deszcz. Książę westchnął głośno, wstał i zaczął spacerować po gabinecie rozprostowując ścierpnięte mięśnie. Sytuacja zaginionej Księgi niepokoiła go coraz bardziej. Rada Aniołów musiała się wreszcie dowiedzieć o kradzieży, a on czuł się za nią odpowiedzialny, słysząc opinie i szepty dużo starszych aniołów z Rady. Dobrze wiedział, że Rada uważała go za niekompetentnego dzieciaka. Był na to wściekły. Nie panował długo i rzeczywiście był najmłodszym księciem w historii Nieba, ale uważał siebie za dobrego władcę. Kierował się radami Gabriela, który go wychował i wpajał wartości traktowania wszystkich na równi bez względu na status społeczny czy rasę. W Radzie na palcach u jednej ręki można było wyliczyć tych co myśleli tak jak Gabriel. Każdy go szanował, ale jego zasady omijano szerokim łukiem. Dużo aniołów uważało je za staroświeckie i chciało zmian. Białowłosy usiadł ponownie za biurkiem, w zamyśleniu rysując piórem po jakimś ważnym liście. Czasami miał wrażenie że jego lud miał go za komika a nie za księcia. Wychylił ostatni łyk herbaty. Zastanawiał się jak radzi sobie dyplomata ludzi. Ciekawe kim jest, jak wygląda... Zarumienił się i zaczął przelewać swoje wyobrażenia na papier, mając dosyć odpowiadania na listy arystokratycznych aniołów, podlizujących się na każdym kroku aby tylko uzyskać pozwolenie na własne zachcianki.
Zamyślenie Inaela przerwało rytmiczne pukanie do drzwi. Książę szybko zgniótł kopertę ze szkicem mrużącej do niego oczy blondynki i wrzucił do kosza na śmieci.
Odchrząknął i ryknął.
- Wejść!
Drzwi do holu znajdującego się przed gabinetem otwarły się zatrzasnęły z głośnym hukiem. Inael usłyszał rytmiczne kroki zbliżającej się postaci, która nuciła coś pod nosem, jakby wchodziła do baru, a nie komnat księcia aniołów.
Do komnaty wszedł Ametin ubrany w luźną koszulę w zieloną kratkę i nisko się ukłonił.
- Przynoszę wieści z Ziemi - przeczesał niezdarnie czerwone włosy stojące na wszystkie strony.
Książę wyprostował się na krześle, patrząc jak rudy zdejmuje z uszu słuchawki, zwija je i wkłada do kieszeni w spodniach.
- Tak? - zapytał po chwili z nadzieją na dobre wiadomości.
- Znalazłem tą dziewczynę - uśmiechnął się z dumą. - Nazywa się Amelia Moon. Fajna jest, ale nie dała się jeszcze przekonać do współpracy... - dodał z mniejszym entuzjazmem.
Inael westchnął ciężko. Widać zbyt szybko się ucieszył.
- Lepiej by było żeby szybko się do niej przekonała, inaczej Rada nie da mi żyć - burknął zawiedziony słowami posłańca.
- Tak wiem - przerwał mu Ametin. - Pracuję nad tym. Ale wiesz książę, dla niej to był szok… - podrapał się po głowie. Widział niepocieszenie Inaela i starał się wytłumaczyć.
Inael popatrzył na niego spode łba.
- Tak? Ciekawe jaką terapię szokową jej zaoferowałeś żeby ją przekonać do swoich słów - uśmiechnął się szyderczo do rudego.
Ametin przypomniał sobie bladą twarz i przerażenie Amelii na widok jego skrzydeł.
- Eee… nie robiłem nic takiego, proszę się nie martwić - zapewnił. - Na pewno niedługo ją tu przyprowadzę gotową do akcji! - zaśmiał się nerwowo, o mało nie przewracając dużej wazy, która niechcący trącił ręką.
Inael wiedział, że Ametin stosuje dosyć niekonwencjonalne metody przekonywania do swoich racji. Szanował go i darzył ogromnym zaufaniem, jednak nie był pewien, czy w zaistniałej sytuacji "uświadomić” Amelię Moon o jej misji nie powinien posłaniec o mniej szalonym temperamencie. Wstał i zaczął sortować listy, których nie miał ochoty już dziś przeglądać.
- Możesz ją tu przyprowadzić. Tylko pamiętaj, że to ma wynikać z jej inicjatywy, a nie dlatego że ty chcesz jej pokazać Królestwo - powiedział książę.
- Wiem, wiem - rudy machnął ręką zadowolony z aprobaty Inaela.
Białowłosy uśmiechnął się, porządkując biurko.
- Chciałbym mimo wszystko żeby jak najszybciej zaczęła nam pomagać - dodał, patrząc na rudego. - Rozumiem, że to dla niej trudne, ale dla mnie sytuacja gdzie nie mam żadnych śladów poza osmolonymi drzwiami od biblioteki też jest krępująca. Zebrania rady i tak są odwlekane przez Gabriela, ale kiedyś muszą się odbyć...
Ametin spoważniał na moment, wyczuwając aluzję Inaela. Wiedział że, jak Amelia nie zacznie współpracować, Inael może mieć spore kłopoty. Nie mógł do tego dopuścić.
- Dobrze, postaram się popracować nad tą dziewczyną - odparł rudy.
- Tylko jej nie wystrasz jeszcze bardziej - Książę posłał rudemu cyniczny uśmiech, rozładowując lekkie zdenerwowanie, jakie zauważył na twarzy posłańca.
W tej chwili ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na zaproszenie wszedł do środka komnat. Inael z Ametinem usłyszeli stukot obcasów o marmurową posadzkę. Do gabinetu weszła wysoka kobieta, ubrana w elegancki, czerwony mundur armii anielskiej. Krótkie loki koloru blond tworzyły grzywę wokół bladej twarzy i niebieskich oczu. Weszła pewnym krokiem i popatrzyła wyniośle na Inaela, machinalnie kiwając głową na znak powitania.
Za oknem w końcu zaczął padać deszcz. Zerwał się mocny wiatr i porwał szare, haftowane kotary wiszące w oknach. Anielica owinęła mocniej szal wokół szyi.
- Książę - zwróciła się do Inaela oficjalnym, wyniosłym tonem. - Wniosłam podanie o przyznanie mi śledztwa na Ziemi w sprawie Liber Angelorum - oznajmiła. - Od jutra, jeżeli książę pozwoli, rozpocznę poszukiwania Księgi.
Inael popatrzył na anielicę głęboko zaskoczony.
- Na Ziemi śledztwo prowadzi dyplomata ludzi i syren - wytłumaczył, przyzywając służącą. Kazał przynieść herbatę.
Anielica prychnęła, zdejmując białe, jedwabne rękawiczki.
- Tak dyplomata ludzi, który nawet nie wie że nim jest – zadrwiła, przerywając Inaelowi w pół słowa.
Białowłosy przeszył ją nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Nie bądź bezczelna Donachiel. Nasza dyplomatka dobrze wie kim jest i doskonale sobie radzi. Nie potrzebuje twojej pomocy - odrzekł urażony wyniosłym tonem anielicy. Donachiel była kapitanem w armii, a ponadto jednym z tych członków Rady, którzy mieli niezwykle wysokie mniemanie o sobie. Inael doskonale wiedział, że wolałaby widzieć kogoś innego na tronie Królestwa.
Kobieta przymrużyła oczy niezadowolona z dezaprobaty jej pomysłów.
- W tym tempie szukania złodziej zdąży trzy razy przepisać Księgę! - syknęła bezczelnie.
Ametin, który dla Donachiel był nieświeżym powietrzem, miał wielką
ochotę coś powiedzieć. Tylko duży szacunek jakim darzył Inaela kazał mu milczeć. Dopiero teraz zauważył, że anielica nie weszła do komnaty sama. Tuż za nią stała dziewczynka, która przestraszona rozglądała się po gabinecie. Miała burzę brązowych włosów na głowie i duże czerwone oczy. Ubrana była w delikatną, białą sukienkę z falbankami. Trzymała w ręce parasol i torebkę swojej pani. Uważnie słuchała sporu, aby nie przegapić rozkazu który mógł paść w każdej chwili.
- Nie zgadzam się na to! - Inael podniósł głos. - Odpowiadam za dyplomatę ludzi i nie pozwolę ją wyręczać w jej zadaniu! Zajmij się swoimi sprawami Donachiel. Jeśli usłyszę że mieszasz się w sprawy Amelii Moon, porozmawiamy w obecności innych wojskowych, zrozumiano? Teraz możesz odejść. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż twój przerost ambicji! - wściekły uderzył ręką o blat biurka i popatrzył na Ametina, który poczuł się teraz ważniejszy od samego Gabriela. Donachiel spojrzała z odrazą na rudego. Kiwnęła niechlujnie głową.
- Oczywiście książę, przepraszam za najście... - syknęła, wiedząc że niczego nie uzyska - Idziemy Kete! - wrzasnęła na służącą, przelewając na nią złość. Dziewczynka pośpiesznie wyszła za anielicą z komnat.
Gdy trzasnęły drzwi zapadła chwila ciszy. Inael podszedł do okna wyciszając w sobie złość. Ametin czekał cierpliwie.
- Widzisz sam jak to wygląda - westchnął Inael. - Niedługo mnie zdetronizują jak sprawa nie ruszy do przodu.
- Książę, obiecuję że Amelia weźmie się za tą sprawę. Proszę się nie przejmować tą babą... - powiedział zmartwiony posłaniec. Miał ochotę rzucić się na Donachiel. Nie dlatego że traktowała jego jak śmiecia. Dlatego, że nie miała szacunku do Inaela.
Inael się zaśmiał się.
- Nie przejmuję się. Donachiel jest jedną z ostatnich osób, którymi mógłbym się zamartwiać - ale tak naprawdę czuł się podle. Donachiel podważyła jego autorytet w oczach anioła, który widział w nim mentora i przyjaciela. Sam bardzo lubił Ametina. Darzył go zaufaniem i sympatią, choć nigdy mu tego wprost nie powiedział.
- To ja już się będę zbierać... - ukłonił się Ametin. - Następnym razem wrócę z Amelią! No i dziękuje za wszystko... - odparł z wdzięcznością i wyszedł z uśmiechem od ucha do ucha.
Inael też się uśmiechnął i pożegnał rudego. Popatrzył przez mokrą szybę w stronę miasteczka Thirill ciągnącego się nad stromą skarpą u podnóża pałacu. Był dumny, ze obronił Ametina i kompetencje Amelii, co do których skuteczności nie mógł mieć przecież pewności. Jednak serce podpowiadało mu że ta pewność w nim była cały czas, od kiedy Nataniel przyniósł wieści o kradzieży Liber Angelorum.
Minęło kilka dni ale Amelia cały czas wracała myślami do tamtego dziwnego zdarzenia. W pierwszej chwili usunęła je z pamięci - w czym skutecznie pomogła jej Weronika. Jednak po paru dniach myśli wróciły, a pachnące wodą kolońską piórko, które cały czas nosiła w kieszeni, udowadniało prawdziwość owego zdarzenia. Zaczęła się nawet zastanawiać nad odwiedzeniem porywaczy podczas nudnego wykładu, na którym przysypiała. Wykładowca wyświetlił kolejny slajd i monotonnym głosem zaczął go omawiać. Amelia położyła się na ławce i przetarła oczy palcami. Myślała o wizycie u porywaczy. Zdawała sobie sprawę, że to niezbyt rozsądne, ale musiała się dowiedzieć o co w jej porwaniu chodziło. Nadal nie wiedziała co powie gdy zobaczy jednego z NICH w drzwiach. "Cześć. Już się nie gniewam, przyszłam na kawę i ciastko”? - to brzmiało głupio, ale nie miała pojęcia jak inaczej mogłaby rozpocząć rozmowę z tym aniołem, lub gorzej - z niebieskowłosym Daara, który wyraźnie jej nie lubił. Patrzyła tępo w wykładowcę, a w myślach układała scenariusze sytuacji, które według niej mogłyby być najodpowiedniejsze.
Po tym wykładzie Amelia stwierdziła że, nie ma sensu zostawać dzisiaj na następny. Kompletnie nie mogła się skupić, cały czas mając na myśli mieszkanie przy ulicy Grodzkiej. Wyszła na ulicę. Był słoneczny dzień. Ptaki śpiewały na drzewach, ludzie spacerowali po ulicach Krakowa, rozmawiając wesoło. Wszystko wydawało się kłócić z abstrakcyjną sytuacją w jakiej znajdowała się Amelia. Dziewczyna patrzyła pod nogi, wracając do domu z wykładu i zupełnie nie obchodziło ją to co się działo dookoła. Nie mogła zapomnieć spojrzenia fioletowych oczu Ametina. Nie należały do osoby obłąkanej. Szalonej tak, ale nie obłąkanej. Było w nich coś co dawało poczucie bezpieczeństwa i bezgranicznego zaufania. " To głupie.” - pomyślała, szybko odsuwając od siebie te myśli, gdy niespodziewanie zderzyła się z kimś idącym naprzeciwko.
Amelia obudziła się z transu. Złapała się za bolące ramię, którym uderzyła w przechodnia.
- Przepraszam… - powiedziała, rozglądając się dookoła. Po chodniku były porozrzucane plansze z rysunkami jakie wypadły chłopakowi z teczki w wyniku zderzenia. Amelia poczuła się bardzo niezręcznie i pomogła zbierać projekty z ziemi. - Naprawdę przepraszam. Zamyśliłam się… Ładne rysunki... - powiedziała zdenerwowana i wręczyła je chłopakowi.
- Nic takiego się nie stało - uśmiechnął się, chowając plansze z powrotem do dużej, czarnej teczki - Na szczęście jest sucho.
Amelia popatrzyła na niego. Był przystojny, wysoki i wysportowany. Miał długie włosy w kolorze mysiego blond związane w kucyk. Dziewczyna zarumieniła się lekko.
Chłopak uśmiechnął się, widząc jej zakłopotanie.
- Mnie dosyć często zdarza się zamyślić. Naprawdę nie masz się czym przejmować.
- Mam zły humor i nic mi nie wychodzi… mam nadzieję, że niczego nie popsułam…. - wręczyła chłopakowi resztę projektów, czując się jak niezdara.
- Nie, na pewno nic się nie zniszczyło. Zresztą ja też powinienem bardziej uważać, gdy idę z dużym bagażem - podrzucił teczkę na ramieniu. - Mam nadzieję, że nie uderzyłem cię mocno? - zapytał z troską.
Amelia zarumieniła się jeszcze mocniej.
- Nie, nic mi nie jest - odparła krótko i cicho.
- W takim razie dzięki za pomoc - uśmiechnął się, pomachał Amelii i pobiegł wyraźnie spóźniony w swoją stronę. Amelia popatrzyła chwilę za nim, dochodząc do wniosku, że zbyt wiele wrażeń w jednym tygodniu źle wpływa na zdrowie… Musi zapytać o potwierdzenie tego wniosku Weronikę. Już chciała iść, gdy dostrzegła na ziemi pendrive. Podniosła urządzenie. "Musiał mu wypaść z teczki podczas tego zamieszania” pomyślała. Amelia schowała pendrive do kieszeni i ruszyła w stronę mieszkania.
- O już jesteś? Fajnie bo właśnie odgrzewam obiad - powitała Amelię Weronika.
- Cześć - uśmiechnęła się do przyjaciółki Amelia. Weszła do mieszkania pachnącego smażonymi warzywami. Ustawiła buty na półce i położyła torbę na krześle w pokoju. Odkąd powiedziała Weronice o porwaniu, więcej z nią o tym nie rozmawiała. Wiedziała że Weronika jej nie wierzy, tylko nie mówi tego wprost żeby jej nie urazić. Trochę źle się z tym czuła. Wydawało jej się że ta sytuacja tworzyła pewnego rodzaju niewidzialny mur pomiędzy nimi. Weronika jednak inaczej postrzegała tą sytuację. Nie zaprzeczała powieści Amelii, widząc jak mówi z pełną powagą. Amelia nie była szalona, a tamtego dnia wróciła do domu roztrzęsiona i na pewno nie skłonna do żartów. Weronika nie wiedziała co o tym myśleć. Była pewna, że gdy Amelia będzie miała na to ochotę to sama wróci do tego tematu. Rozłożyła makaron z warzywami na dwa talerze i zaniosła do pokoju.
- Dzięki - Amelia wzięła od niej jeden talerz. - Jak było na tym kolokwium?- zapytała Weronikę.
- A dobrze. Jakoś sobie poradziłam. Panikowałam niepotrzebnie jak zawsze - machnęła ręką, przeżuwając makaron. - A tobie jak minął dzień?
Amelia popatrzyła tajemniczo na przyjaciółkę.
- Nudne wykłady. Ale za to potem zderzyłam się z facetem z ASP - rzekła z uśmiechem.
- Tak? – przełknęła duży kawałek marchewki. - I jaki był?- zapytała zaciekawiona Weronika.
- Fajny - uśmiechnęła się blondynka. - Zamyśliłam się i w niego walnęłam… Rozsypałam mu rysunki po całej ulicy.
Weronika zakrztusiła się makaronem.
- Niezły początek znajomości - parsknęła.
- Pomogłam mu zbierać te rysunki… - kontynuowała blondynka.
- I tak go puściłaś? - Weronika weszła w zdanie blondynce i popatrzyła na nią z wyrzutem.
- No, ale zgubił pendrive - znalazła w kieszeni nośnik i pokazała urządzenie z lekką dumą. - ciekawe co na nim jest...
- Przekonajmy się - szatynka zaniosła naczynia do zlewu, a Amelia podłączyła nośnik do laptopa stojącego na biurku. Weronika usiadła obok, stawiając na stole imbryk z herbatą i popatrzyła na ekran. Amelia otworzyła folder. Wewnątrz znajdowały się projekty budynków. Nie byle jakie projekty. Amelia otworzyła usta ze zdumienia na widok trójwymiarowego projektu ogromnego pałacu.
- Niezły jest - szepnęła oniemiała z zachwytu Weronika przeglądając projekty. - Są fantastyczne.
- Tak - przyznała Amelia, kiwając głową z zachwytu. - muszę mu je jakoś oddać, pewnie są dla niego ważne...
Weronika uśmiechnęła się podstępnie, rozlewając herbatę do filiżanek.
- No i go poznasz! - powiedziała z entuzjazmem.
Amelia się zarumieniła.
- Ej przestań. To był głupi przypadek, że się z nim zderzyłam - broniła się.
- Oj tam. Ja nie wierzę w przypadki.
Amelia popatrzyła na nią z ironią.
- Tak? I swoje pierwsze spotkanie z Sebastianem przy sekcji zwłok uważasz za przeznaczenie?
Weronika wzruszyła ramionami.
- Czemu nie? W końcu jesteśmy razem już półtora roku - powiedziała z dumą. - Przeznaczenie nie jedno ma imię. Nigdy nie wiadomo kiedy uderzy i nie zawsze musi mieć romantyczny charakter.
- Aż dziw że racjonalny naukowiec jak ty wierzy przeznaczeniu - Amelia przeglądała plany gotyckiego dworku.
- Jestem racjonalna kiedy trzeba - skwitowała czarnowłosa. - O zobacz. Tu jest jego nazwisko - wskazała na prawy dolny róg projektu.
- Artur Nowogrodzki - przeczytała blondynka.- Ładnie się nazywa. Ciekawe czy jest z Krakowa... - rozmarzyła się. - Dobra. Jutro rano podejdę pod ASP. Może go spotkam, to mu oddam ten pendrive.
Weronika się ucieszyła.
- Przyprowadź go! Chcę zweryfikować czy się dla ciebie nadaje.
Amelia popatrzyła na przyjaciółkę krytycznie.
- To było tylko zderzenie na ulicy. Daj już spokój, bo głupio się czuję…
- Okej, okej! - Weronika zagryzła wargi żeby się nie uśmiechnąć i poszła pozmywać.
Amelia przeglądnęła resztę projektów. Były niezwykłe. Magiczne. Jakby wyjęte ze snów. Uśmiechnęła się do siebie. Upewniła się dyskretnie czy Weronika nie patrzy i skopiowała zawartość nośnika na dysk.
2 komentarze
donia
Będą kolejne części?
Angusia
Super pisz dalej plis