Magic Taborea

W dolinie Aslan żył pewien chłopiec. Nie był dziedzicem olbrzymiego majątku. Jego rodzina od pokoleń prowadziła skromną gorzelnię.  
Aidan od lat pasjonował się opowiadaniami o legendarnym Yberionie. Każdą księgę wertował od deski do deski w poszukiwaniu nowych informacji.  
Jego ojciec, Saturas, był jednym z wybitnych myśliwych. Nauczył chłopaka sztuki oprawiania zwierząt leśnych jak i wydobywania z nich przydatnych składników na sprzedaż.  
Któregoś zimowego wieczoru jednak nie wrócił na soczystą dziczyznę...  

Mijały miesiące, a żadnemu z sąsiadów nie udało się go odnaleźć.  
Chłopcu zaczęło brakować ojca... Pewnego ranka wybrał się na strych starej chaty w poszukiwaniu pamiątek rodzinnych.  
Natrafił jednak na pięknie zdobioną skrzynię. Nigdy wcześniej jej tu nie widział. Najwyraźniej jest tu od niedawna...  
Odsunął starą ceramikę matki i dotknął mistycznego kufra. Przez jego ciało zaczęły przepływać impulsy tak dziwne, jakich jeszcze nigdy nie doświadczył.  
Miał wrażenie, że się unosi, że jest lekki jak poranny wiatr. Nagle twardo stanął na ziemię i odsunął się. Ciekawość dziecka zawsze przeważała nad zdrowym rozsądkiem.  
Uchylił zatem wieko skrzyni. Jego oczom ukazały się jedynie stare szmaty, kilka sztyletów, biżuteria i kolorowy kamień.  
Młody Aidan mocno ściskając w dłoni wibrujący kamyczek postanowił opowiedzieć o wszystkim pobliskiemu zielarzowi.  
Stary krasnolud nie był lubianą osobistością. Uważany był za kompletnego wariata. Odizolował się od świata zewnętrznego i hodował rośliny
w piwnicach rodzinnej biblioteki. Wiele osób z tamtejszych rejonów sądziło, że stary Okyl może miec coś wspólnego ze świetnie rozwijającym się handlem truciznami.  
W końcu wiele tamtejszych roślin było wpisanych do obszernej księgi jako "gatunki zakazane"...  

Aidan bez chwili wahania zapukał...  
Zza masywnych, dębowych drzwi dobiegł jednak świszczący wrzask...  
-Napisz co masz mi do powiedzenia, włóż w kopertę i wsadź sobie w dupę!
niezrażony chłopiec zapukał raz jeszcze... drzwi powoli się uchyliły a sam Aidan wszedł do środka.  
W chacie było ciemno i nieprzyjemnie. Dało się wyczuć charakterystyczny zapach starych ksiąg i stęchlizny.  
Dziesiątki olbrzymich regałów pokryte były pajęczynami. Eteryczne zapachy roślin mieszały się z tamtejszym powietrzem czyniąc je jeszcze bardziej nieprzyjemnym dla nosa.  
Schodząc po drewnianych schodach usłyszał głos starca dobiegający z dołu...  
-To Ty? Co tutaj robisz chłopcze? Pewnie Twoja matka przysłała Cię do mnie! Odpowiedz... !-pomrukiwał Okyl.  
-W zasadzie je w innej sprawie... prywatnej. -odparł młodzieniec, i wyjmując kamień z kieszeni podartych spodni pokazał go krasnoludowi.  
Ten upuszczając fiolkę z dziwnym płynem wyszeptał tylko...  
-Powiedz mi, Aidanie... skąd to masz?
Chłopiec bez chwili namysłu odpowiedział...  
-Ze skrzyni! Dzisiaj rano znalazłem ją na naszym strychu!
-Zaprowadź mnie tam... szybko!-wykrzyknął Okyl i razem z chłopcem udali się do jego domu.  
-Zaraz... Aidanie?! Po co przyprowadziłeś tu tego wariata?! Wynoś się stąd staruchu!-krzyknęła Serenida, matka chłopaka.  
-Ciszej bądź, kobieto! Głowa mi pęka... wracaj tam gdzie Twoje miejsce!-odparł nonszalancko starzec i dalej wspinał się po glinianych schodach.  
-Tutaj, to tutaj!-powiedział podekscytowany Aidan, robiąc dojście do tajemniczego kufra.  
Okyl powoli odchylając skrzynię zaniemówił.  
Minęło jakieś dziesięć minut, zanim doszedł do siebie. Zdążył wyszeptać jedynie "Yberion", po czym padł na ziemię...  

Krótki po kremacji starego zielarza chłopiec postanowił odnaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania... Wiedział już, że jest coraz bliżej.  
Z każdym oddechem coraz to więcej myśli nawiedzało jego głowę.  
-Dlaczego Okyl zmarł? Co takiego było w tej skrzyni? Co oznaczały tamte inskrypcje?-myślał w duchu... Kolejne pytania bombardowały jego umysł z każdej strony.  
Jedno nie dawało mu spokoju... skąd ta skrzynia wzięła się na jego strychu?
Ktoś ją przyniósł? Podarował matce w prezencie? A nawet jeśli... dlaczego miałaby to ukrywać?



Zapadł wieczór... na zewnątrz gama zapachów. Grillowane mięso, aromatyczne przyprawy, zapach srogiej zimy...  
Aidan nie mógł już dużej czekać. Wiedział, gdzie starzec zostawił klucz.  
-musi tam być... zawsze był! -pomyślał w duchu i czym prędzej pobiegł do opuszczonej już chaty Okyla.  

Lekko odsuwając antyczną donicę, wziął do ręki upragniony klucz. Miał nadzieję, że właśnie tam znajdzie odpowiedź.  
Mały, złoty kluczyk lekko wsunął się do zamka... Chłopiec z bijącym sercem przekręcił go... następnie sekwencja wielu trzasków. Jeden po drugim.  
Drzwi uchyliły się z piskiem i zabytkowa biblioteka stanęła otworem.  
-czego Okyl miałby się obawiać?
Dziesiątki mieczy i toporów wiszące na ścianie w pobliskim pomieszczeniu. Zakurzone księgi wydawały się krzyczeć. Wszystko co tu widział było takie magiczne.  
Nigdy wcześniej nie miał okazji spotkać się z tyloma tajemnicami na raz.  
Nagle jego oczom ukazał się kufer... czyżby ten sam?
Spowity niebieską poświatą, jakby magiczny...  
Aidan powolnym krokiem zbliżał się coraz bardziej... Tak, to on.  
Lekko uchylił wieko, i znów te same wibracje przeszyły jego ciało. Tym razem w śrotku ujrzał kilka małych toporów złożonych jeden na drugim i hełm...  
Niewielki hełm z wieloma rysami... zapewne ten, kto go nosił miał ciekawe przygody.  
Chłopiec podniósł go i w tym momencie wypadł z niego podobny kamień... tym razem czerwony.  
Czy to ma coś wspólnego z moim? -pomyślał.  
Wyjął z kieszeni wciąż wibrujący kamyczek i zbliżył do drugiego...  
Nie zdążył nawet zareagować, a oby dwa połączyły się z ogromnym hukiem tworząc przy tym większy segment.  
-A jednak... Okyl wiedział co to za kamień. Wiedział też do kogo należał. Czyżby znał Yberiona? Czy kiedykolwiek widział go na oczy? Czy legendy nie kłamią?
I znów tysiące pytań przeszło mu przez głowę.  
-On musiał mieć z tym coś wspólnego! -wyszeptał Aidan.  
Zbiegł po schodach to pracowni starca. Dziesiątki roślin bijących silnym światłem, samo wertujące się księgi i... zbroja?
mała kolczuga zawieszona wysoko pod sufitem. Hełm, który znalazł chłopiec pasowałby idealnie!
-Okyl był rycerzem... ! -odrzekł chłopiec padając na kolana.  
-Każdy miał swój kamień! I on, i Yberion! Pytanie tylko... kto jeszcze.  
Zepchnął wszystko z potężnego stołu. Łamiące się rośliny wydawały z siebie straszne piski... zupełnie tak, jakby żyły.  
Zrobiło się ciemno... wilgotne powietrze zalewało chłopaka z każdej strony. Nie był w stanie dojrzeć nic. Zdał sobie sprawę, że jedynym źródłem światła były te rośliny.  
Ale teraz zgasły. Zrobiło się cicho... Jedynie wiatr, który przemykał pomiędzy deskami wydawał się mówić... wręcz krzyczał.  
-Teraz wiem, dlaczego zwariował. -pomyślał chłopiec.  
-Taka cisza, strach... przeszłość. Dlaczego tak bardzo obawiał się Yberiona? Byli wspólnikami, przyjaciółmi... ? Co między nimi się wydarzyło? -szeptał chłopiec odpalając  
krzesiwem suchą łodygę znalezioną na podłodze...  
I znowu trochę światła. Chłopiec szybko wybiegł z chaty krasnoluda. Postanowił, że wróci tu jutro, jak się przejaśni.  
Po cichu wchodząc do domu słyszał jedynie jak jego matka mówi przez sen... zaciekawiony co skrywa Serenida, postanowił zostać jeszcze chwilę pod drzwiami do jej pokoju.  
-nie, tylko nie to! Błagam... zostaw go, Yberionie! Nie... błagam, dam Ci wszystko co mam. Tylko oszczędź nasze dziecko!
chłopiec stał jak wmurowany... Nie wiedział co ma myśleć. Czyżby mieli inne dziecko? A może... on chciał jego. Może przyszedł właśnie do nich. W jakim celu?
Pobiegł do siebie...  
-Co teraz? O czym ona mówiła?! -wykrzyknął do poduszki z cielęcej skóry.  
Jego powieki znużył sen... Cięższe i cięższe... zasnął...  

Następnego poranka wstał nadzwyczaj wcześnie. Poszedł jak zwykle wydoić kozy i po świeże jaja... W oddali rysował się kształt chaty starego Okyla.  
-Tak wiele skrywa tajemnic, tak dużo można się dowiedzieć... -pomyślał Aidan
-Synku, chodź na chwilkę! -usłyszał głos matki.  
Pobiegł ile sił do domku i stanął przed Serenidą.  
-Tak, mamo?
-Jutro Twoje urodziny, a ja mam dla Ciebie prezent. Dam Ci go jutro rano. Mam nadzieję, że Ci się spodoba... -odrzekła rozpromieniona.  
Ciekawe co to będzie... nowe ubranie, a może pies! -zapytał się chłopiec.  
-Zobaczysz kochanie... rano wszystkiego się dowiesz. -przerwała mu z uśmiechem na twarzy

Nawet w przeddzień swojego święta nie mógł zapomnieć... Jego jedynym priorytetem było dowieść światu prawdy.  
W tej chwili bliżej niż jego poprzednicy...  
Postanowił poszukać informacji u poczciwego maga nieopodal rodzinnej gorzelni...  

PUK PUK PUK  

-Kto tam!? Jestem teraz zajęty... przyjdź później! -odparł starzec.  
Aidan nie mógł czekać... wszedł.

Anonymouse

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 1521 słów i 9142 znaków.

Dodaj komentarz