Alchemik cz.2

Kiedy się obudziłem powitała mnie srebrna tarcza budzika. Przez sklejone oczy zobaczyłem na niej  godzinę 7:30. Zerwałem się i pospiesznie ubrałem w rozciągnięte koszulę i spodnie. Jakimś cudem dotarłem na uczelnię na czas ale radość z tego popsuła zapomniana kartkówka z prawa cywilnego. Zupełnie o tym zapomniałem ale uratowało go roztargnienie profesora który nie zauważył jak ściągnąłem odpowiedzi od uprzejmego sąsiada. Nic nie mogło jednak uratować mnie od klęski w postaci sprawdzianu na  postępowaniu administracyjnym. Na 10 pytań jedynym co oddałem była pusta kartka. Gość siedzący obok niego zauważył to przy przejściu profesora i z lekkim uśmiechem poklepał go po plecach.  
- Pierwszy raz, stary?
- Oby i ostatni -odpowiedział w myślach
Oprócz tego za dwa tygodnie miała zaczynać się sesja. No trudno trzeba było na chwilę pożegnać się z wypadami z Germanem a zamiast tego wziąć się za obowiązki. Nie był w stanie uwierzyć jak trudno przeszło mu pomyślenie tej frazy. Po wejściu na klatkę schodową od razu zapukał do klitki Alchemika chcąc przekazać mu tę trudne wieści. Powitała go wesoła twarz która od razu obwieściła mu niezwykłe wiadomości  
- Wchodź musisz to zobaczyć! Nareszcie mi się udało!
Uśmiech na twarzy Alchemika? Co mogło wywołać tę szokującą zmianę? Był tym tak zaintrygowany że wszedł bez słowa w głąb pokoju. Powitała go ciemna otchłań, tak potężna że Alchemik musiał podać mu rękę aby przejść przez morze rur i kabli. Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności w klitce dostrzegł morze aparatury nas stole Alchemika a pośród niego dziwne czarne podwyższenie. Alchemik uwolnił mnie z uścisku a następnie podszedł do podwyższenia i zdjął z niego szmatkę. Pod nią znajdował się … blask tysiąca księżyców. Białoniebieskie światło, lekkie swoim promieniem ale zdające się wypełniać całą klitkę. Wydzielał je spory kryształ złożony z czterech równomiernych części i mający co najmniej metr średnicy. Miał niewyraźną, jakby srebrzystą teksturę a z jego boków skapywała bezbarwna ciecz o charakterystycznym, drażniącym zapachu
- No i co powiesz? - spytał szeptem Alchemik
- Jest … piękny - odpowiedziałem nie mogąc znaleźć słów
- Jakim cudem go wytrzasnąłeś?
- Reakcje chemiczne, reakcje chemiczne, mój drogi przyjacielu. No i trochę aluminium bo z tego jest zbudowany - odrzekł German biorąc mnie pod ramię
- Ale jest nie tylko piękny, także i  niezwykle pożyteczny!
- Daje prąd? - zapytałem głupio odwołując się do urywków naszych rozmów z przeszłości
- Oczywiście! Aluminium to jeden z najlepszych przewodników elektryczności! Na razie niedoceniany ale jestem pewny że przyszłość da mu szansę- odrzekł Alchemik i podszedł po mały tranzystor znajdujący się w kącie pokoju
Podłączył go kablem do otworu w podwyższeniu i nacisnął przycisk na maszynie. Ta ruszyła dziko niczym koń uwolniony ze stadniny. Maszyna zadudniła, podskoczyła i wypełniła pokój groźnymi wibracjami. Kryształ zaczął wydawać dźwięki podobne do pocierania ścierki a na jego powierzchni pojawiły się iskry. Iskry zaczęły się łączyć w większe fragmenty aż wydobywające się z nich ciepło  zaczęło docierać do naszych dłoni a jedna z części kryształu zapłonęła żywym ogniem. Alchemik ruszył aby  wyłączyć maszynę a ja przybliżyłem się aby popatrzeć się z bliska na iskrzący kryształ. Wtedy to nastąpił nieszczęśliwy wypadek. Trudno było zorientować się w sieci kabli otaczających podłogę i pozostawiony sam sobie potknąłem się o ten wystający prosto z podwyższenia. Nietrudno zgadnąć straciłem równowagę i zamachnąłem się rękami w powietrzu. Próbując nimi wymanewrować uderzyłem jedną z nich o dół kryształ a dokładniej o podejrzaną bezbarwną ciecz. W jednej chwili, sam nie wiem kiedy ryknąłem w bólu. Dłoń mi zdrętwiała a jej kości i paliczki wypełnił promieniujący, parzący szok. German kiedy tylko usłyszał ryk ruszył w moim kierunku aby mi pomóc.  
- O rety, o rety! - krzyknął
- Szybko idź do pokoju i ubieraj się. Musimy z tym iść do szpitalu

Jego słowa ledwo do mnie dotarły. Paraliż był tak potężny że aż musiałem usiąść i zwinąć się w kłębek w pozbawionym naukowych atrakcji rogu klitki. German próbował mnie uspokoić, jeszcze raz powtarzał swoje słowa ale zostały mu one przerwane przez kroki i pomrukiwania za drzwiami. Poprzez mgłę usłyszałem stukanie do drzwi. Kiedy te się nie otworzyły zastąpił je kolejny grzmot, tym razem wywołany przez ludzkie ciało. To co się następnie stało w klitce opisuję na podstawie reszty zaangażowanych. Sam byłem bowiem tak osłabiony wpływem kwasu że ledwo byłem w stanie usłyszeć strzępki ich rozmów. Widziałem, ale nie słyszałem
Zatem Germanowi i mnie przez otchłań ukazały się sylwetki pani Sokołowskiej i potężnego marynarza, stojące niczym strażnicy przed mrocznym królestwem śmierci. Oboje wpatrywali się w zastaną scenę próbując wyłonić jej kontekst i dokonać oceny sytuacji. Pierwszy dokonał tego marynarz.  
- Widzi Pani, widzi. Mówiłem że ten gagatek tu jakieś dziwne eksperymenta wykonuje!
- Ja… - bąknął German
- Ja ,ja, ja ty szwabski pomiocie!  
German i stara kobieta zareagowali całkowitym skonfundowaniem
- No co nie udawaj że masz to swoje imię przez przypadek! - wykrzyknął marynarz chcąc przerwać chwilę ciszy
- Dobrze! Wszyscy spokój ! - do krzyków dołączyła się starsza kobieta
- German, kochany wytłumacz mi co się tu właśnie stało
Chłopak stanął jak kołek i zaczął rozglądać się po pokoju nie wiedząc co ma powiedzieć. Dowody były jednoznaczne, niby co miał postawić na ich zaprzeczenie
- Zatem…chciałem pokazać mojemu przyjacielowi kryształ który stworzyłem po kilku miesiącach badań. Niestety wydarzył się wypadek…i …
- I…co… - dopowiedział marynarz?
- Ten kryształ ma moc,  potężną moc. Nie powinno się do niego tak po prostu podchodzić …
- Och tak? - zapytał marynarz wchodząc w głąb pokoju. Dotarł w kierunku kryształu i uważnie się mu przyjrzał. Po tym krótkim akcie obserwacji wiedział już wszystko  
- Pani Sokołowska , proszę zamknąć drzwi - powiedział szeptem. Kobieta spojrzała na niego z niepokojem ale wykonała jego polecenie. Drzwi zamknęły się zostawiając cztery osoby w ciemności rozświetlanej tylko blaskiem kryształu.  
- O co panu chodzi? - wykrzyknął German
- O przestępstwo mi chodzi - odpowiedział zdecydowanie marynarz
- Powiedz mi znajomku skąd wziąłeś materiały do wyrobu tego kryształu?
- A co Pana to obchodzi? - odpowiedział Alchemik tym razem pewny siebie. Jak wynikało z relacji jego i marynarza stał wyprostowany i z zaciśniętymi pięściami, wydawał się zbierać w sobie wszystkie swoje wewnętrzne siły
- A obchodzi bo widzisz rozmawiałem z kilkoma starymi znajomymi z huty aluminium na Skawinie. Okazało się, że ostatnio znika im nieco materiału do pracy. Aluminium jak i .. Kwasu Fluwodorowego, czy jak na to mówią. Wiesz coś o tym, znajomku?
- No to składniki które posłużyły do wyrobu tego kryształu ale zdobyłem je legalnymi środkami
- Znaczy? Pokaż pudła w których je tutaj sprowadziłeś
German poszedł po nie jak na stracenie. Już miał je podać staremu marynarzowi kiedy rzucił nimi na podłogę i oświadczył mocno jak nigdy wcześniej
- Tak, aluminium i fluorowodór pochodzą z huty na Skawinie. Znajomi ojca pomogli mi je zdobyć

W pokoju zapanowało nieme przerażenie
- Wiesz w co nas wpakowałeś ty durniu - powiedział marynarz i posłał w jego policzek mocny strzał
German poleciał na pudła tuż obok mnie. To mnie w końcu ocuciło z paraliżu. Powstałem i jak głupi zacząłem się rozglądać po całym pokoju.
Pani Sokołowska ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać
- Och nie, co teraz będzie, mojemu mężowi…
Marynarz zbliżył się do kobiety i mocno ją przytulił. Tymczasem ja wciąż próbowałem rozgarnąć się w sytuacji.
- Geermaan co ty narobiiłeś? - wyszło z moich ust
- Ooch, wielką głupotę, wielką głupotę, stary
Pani Sokołowska jakby wróciła do siebie. Zbliżyła się do Germana i krzyknęła mu prosto w twarz
- Jutro rano nie chcę cię tutaj widzieć! Na co ci to wszystko było? Na co ci ten cały kryształ i kwas?
- Och kwas fluorowodorowy? Służy on do przetwarzania aluminium z rudy w metal. Jest żrący i niebezpieczny - powiedział German wskazując na na moje dłonie- i …
Rezygnacja na jego twarzy w jednej chwili zmieniła się w przerażenie
- Ja…cię chrzanię.. twoja ręka! - wykrzyknął z trwogą. Spojrzałem na moją prawą dłoń która nie byłem pewien ale sądząc z przekazywanych impulsów znajdowała się na stole. Była fioletowa a na jej powierzchni znajdowały się parzące bąble. Żeby być szczerym nawet ich nie czułem, kiedy wykonałem ruch skończyło się tak że dłoń tylko z chlapnięciem opadła na stół rozwalając cenną aparaturę po bokach
- Ooo boożee chyyba jest źleee - wylazło z moich ust a na stół opadł spory kawał śliny
Wkrótce potem byłem już w szpitalu. Medycy wykazali szczególną dbałość o stan mojej dłoni i jak wynikało z ich wypowiedzi tylko z tego powodu jeszcze mi nie odpadła. Miałem zostać na co najmniej kilka dni na obserwacji ale zamiast tego wyślizgnąłem się w nocy. Po wydarzeniach dzisiejszego wieczoru było jasne, że Alchemik straci swoje lokum i chciałem jeszcze się z nim rozmówić kiedy była na to szansa. Utykając i trzymając rękę w bandażu dostałem się na klatkę schodową i zapukałem mocno do jego drzwi. Otworzyła mi postać posępna i wyraźnie roztrzęsiona, ze zmarszczkami na czole, które zauważyłem dopiero teraz

- Cześć - powitał mnie mówiąc jakby do otchłani za naszymi plecami
- No cześć, cześć - odpowiedziałem napastliwie mimo woli
Wszedłem do pokoju nie czekając na jego zgodę. Tam piętrzyły się stosy toreb i reklamówek wypełnionych po brzegi aparaturą.  
- A gdzie masz jedzenie i picie? - zapytałem zaskoczony ich nieobecnością
- A…później kupię
Moja irytacja tylko wzrosła. Taki mądry, robi niezwykłe kryształy a nie potrafi zadbać o jedzenie. Zresztą…
- To była prawda? Co mówił ten marynarz?
- Przecież…
- Och daj spokój, Sokołowska mi o wszystkim opowiedziała. Siedziała przy moim łóżku szpitalnym z kilka godzin. Na szczęście opuściła je zanim postanowiłem się z niego wyślizgnąć
German jak zwykle spuścił głowę i zmusił się do szeptu:
- A jak myślisz?
- No to tak czy nie? Oczekuję jasnych odpowiedzi. Niech mowa wasza będzie tak, tak, nie, nie czy jak tam to szło  
- Tak kradłem aluminium i fluorowodór do wyrobu kryształu z tamtej jednej huty na obrzeżach Krakowa. Pracowali tam dawni znajomi ojca, nie za uczciwi osobnicy ale zawsze jacyś więc nawiązałem z nimi kontakt i zaproponowałem im współpracę w zamian za udział w zyskach. Zresztą jeszcze na niczym ich nie przyłapali
- Jeszcze - powtórzyłem ostrym tonem
- No trochę to już trwa
- Trochę???
- Słuchaj rozumiem że uważasz że wszystko powinno być zgodne z prawem, zresztą pewnie dlatego poszedłeś na studia prawnicze ale tak się nie da spełnić swoich marzeń. Czasami musisz być chujem aby coś osiągnąć
Oparłem się o ścianę nawet nie chcąc go dalej słuchać. Wiedziałem że jest marzycielskim niedojdą, dzisiaj dowiedziałem się że jest przestępcą oraz oprócz tego jest z tego faktu dumny. Przypomniałem sobie moje pierwsze wrażenie kiedy go spotkałem. Takie ukryte, podświadome ostrzeżenie aby nie wchodzić w kontakt za blisko
- No to było na tyle. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia - stwierdził German
- I tak Sokołowska powiedziała że jak mnie zobaczy rano to wzywa policję
- Twój ojciec by chyba padł na zawał jakby  to wszystko zobaczył - dodałem sam z siebie nie myśląc o tym głębiej
W Germana jakby piorun strzelił. Skierował na mnie wzrok zdradzający mordercze zamiary, ścisnął dłonie w pięści i zbliżając się do mnie wysapał
- Gdybyś tylko wiedział w co on się angażował…ja naprawdę jestem małą płotką przy nim
- To dlatego zacząłeś kraść z państwowej huty? - rzuciłem ani trochę nie tracąc rezonu
- Aby udowodnić że wcale nie jesteś lepszy…znaczy gorszy od niego?
Zeszło z niego powietrze. Spuścił tylko głowę i patrząc mi prosto w oczy wyszeptał niemrawym głosem:
- To złogi, to wszystko złogi. Odkładają się powoli, zdarzenie po zdarzeniu w twojej głowie a ty nie możesz ich usunąć, najwyżej lekko przyćmić bo i tak się ujawnią
Spojrzałem na niego wzrokiem nie wyrażającym ani grama współczucia. Jak pokazały poprzednie wydarzenia nie był w stanie wymyślić dobrej wymówki, a teraz pogrążył się jeszcze bardziej
- Nie rozumiem cię - odpowiedziałem spokojnie ale zdecydowanie
- Nie musisz. No a teraz wyjdź
Wypełniłem jego prośbę. Zostawiłem go tam z tymi reklamówkami i zawiedzionymi nadziejami. Utykając i chwytając się za ręką dostałem się jakoś do szpitala gdzie ponownie ułożyłem się w łóżku czekając na wyzdrowienie. Ale nie mogło opuścić mnie wrażenie że to nie koniec moich przygód z Alchemikiem

Dodaj komentarz