Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Rozrzucone wspomnienia po latach – odc.4

IV. Ponownie o ośrodku

Przebywał na oddziale zwanym internatem, może dlatego, że pobyt tam, przypominał trochę pobyt w internacie szkolnym, a nie szpital. Był tam personel medyczny – pielęgniarki, ale i wychowawcy-pedagodzy. Oddział mieścił się na trzecim piętrze i miał długi korytarz. Na końcu korytarza znajdowała się świetlica. Tam były szafy, w których znajdowały się gry planszowe i inne przedmioty, przybory potrzebne do zajęć z pacjentami. Tam też był telewizor. Kolorowy. Najlepszą porą na oglądanie telewizji był wieczór. Większość pacjentów nie miała piętnastu lat, więc nie mogła oglądać o tej porze. Chyba, że w drodze wyjątku jakiś mecz. I tak na ogół oglądał sam. Pewnego razu film trwał prawie do dziesiątej i wówczas weszła już „trzecia zmiana” czyli siostra Zosia.
- No i jak się skończyło ? - zapytała widząc już napisy.
- No zabili ją, bo się pokapowali, że to zła kobieta była. Ich zdradziła i... wbili jej nóż w brzuch i... ciach. I koniec – tłumaczył Radek.
- No i dobrze, a teraz idź spać.
Siostra Zosia była niezbyt lubiana przez pacjentów, tym którzy nie zrobili w porę łóżka potrafiła zrobić „wiatrak”, by ponownie słali łóżka. Lecz gdy pewnego dnia, Radek poczuł się źle przy obiedzie, kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego. To się nim zaopiekowała, tak że miał trzy dni wolne od nauki.
A szkoła była piętro niżej. Na tak samo długim korytarzu co oddział, tylko zamiast sal z pacjentami były sale dla klas od pierwszej podstawowej do trzeciej licealnej. Maturalnej nie było. I tak samo na końcu korytarza była świetlica. Tylko miała krzesła jak w kinie, bo też w sobotnie lub niedzielne popołudnia wyświetlano film. W niedzielny poranek przychodził ksiądz i była msza. Miał przychodzić w sobotni poranek na katechezę, ale nie przychodził. Więc kto mógł brał przepustkę i... na miasto. Ci młodsi mieli wspólne, zbiorowe wyjścia z wychowawcą.
Wracając do szkoły to trudnej było iść na wagary, bo zaraz był telefon na oddział.
Czemu? Dlaczego? I tak dalej.
Wówczas pielęgniarka mająca dyżur zainteresowała się delikwentem i kiedy go znalazła wysyłała go z oburzeniem do szkoły. No chyba, że to była jedna z tych młodszych. Jak na przykład siostra Agata, która opowiadając o swoich latach w Liceum Medycznym, wspominała coś o wagarach, na które chodziła razem z klasą, nigdy sama. Podobno.

*

Siostra Ewa

Pewnego dnia siostra Ewa Gubińska, po obiedzie zabrała Radka do warsztatów gdzie robiono buty ortopedyczne, protezy i inne jakbyśmy dziś powiedzieli gadżety medyczne. Radek chciał przedłużać pobyt w warsztacie, by legalnie móc opuścić choć jedną lekcje, a może dwie, zwłaszcza że ta druga to nie lubiana przez niego matematyka, Przedłużał jak mógł, nawet gdy się okazało, że zamiast Radka, miał przyjść Sławek Palitta. Jedna literka zrobiła różnice. Siostra Ewa się trochę zmieszała. No cóż pomyłki się zdarzają. Wówczas przypomniała sobie o koleżance z Medyka, Emilii Grubińskiej, z którą w szkole była czasem mylona.
Pielęgniarka Emilia pracowała w miejskim szpitalu, więc Radek jej nie znał. Z szpitala przychodzili tylko lekarze i to bardzo rzadko, tylko wówczas, gdy ktoś poważnie zachorował. Za to Ewa pomyślała, że może warto byłoby umówić spotkanie z Emilią na pogaduchy. Przypomniała sobie jak siedziały razem na lekcjach przez wszystkie lata liceum. Pewnego dnia, na lekcji historii, z zeszytu Emilii wyleciała kartka prosto pod biurko nauczyciela.
- Twoje? - zapytał, spojrzawszy na Emilię – nie pytam o pismo, bo to widzę że twoje, lecz o treść.
- Takie tam – odpowiedziała wstając z nietęgą miną.
Trochę się bała, że będzie z niej drwił. Już na pierwszej lekcji wezwał ją do odpowiedzi. A ona tak stała przestraszona i nie umiała. Nie mogła ze strachu wytłumaczyć się, że przecież historii nie było przez miesiąc, po odejściu tej nauczycielce - zołzy, o której chciała zapomnieć. Wówczas na ratunek przyszła ona, Ewa. Tłumaczyła koleżankę.
- A ona sama nie mogła się wytłumaczyć – zapytał retoryczne nauczyciel – No oczywiście, że dziś nie będę pytał.

Jednak teraz, po kolejnym miesiącu nie wiedziała jak zareaguje, na jej twórczość z którą się nie obnosiła.
- No jak na „Takie tam” to całkiem, całkiem”. Oczywiście jak na twoje możliwości, bo ja też coś nie coś piszę. Nawet mi drukują to coś nie coś. Może razem coś stworzymy? Nie przeczytam bo nie wiem czy tego chcesz.
- Ona się z tym kryje – wtrąciła Ewa.
- Nie potrzebnie. Może razem coś stworzymy?
Stworzyli mały teatrzyk. Nazywał się „Siostrzyczki - Igły”. Funkcjonował do ich matur. Potem nie było chętnych do kontynuacji, część nie miała czasu, a inni ochoty. W funkcjonowaniu szkolnego teatrzyku, pomagała młoda polonistka, która po dwóch latach, zginęła w wypadku samochodowym. To był dramat. One były w klasie maturalnej.

Tymczasem młody pracownik warsztatów zaczął przejawiać zainteresowanie pielęgniarką.
- Jak siostra ma na imię – zapytał niespodziewanie, wyrywając ją z przeszłości.
Nikt nie odpowiedział. Radek miał już na końcu języka. Na szczęście tym razem jego spolegliwość przydała się.
- Ewa, Ewelina czy Elwira? - jak moja mama – zgadywał – a może Emilia?
- Ty młody weź się do roboty – przerwał tą zgadywankę starszy mężczyzna.
- Nawet nie czuje jak się rymuje – smętnie odpowiedział młody i zajął się czymś.
Siostra Ewa miała już wówczas „swojego” Wojtka. Poznała go jeszcze w latach szkolnych. Gdy ona była w liceum, on zdobywał zawód elektryka w zawodówce.
Warsztacie było jeszcze dwóch pacjentów, co zajęło jeszcze godzinę, po której wrócili do swoich zajęć.

Po powrocie na oddział, Ewa zakończyła swój dyżur. Po dyżurze poszła do miejskiej biblioteki, by wymienić książki. Nie miała daleko. Ulicą Krótką w niespełna w minutę znalazła się na głównym placu miejskim. Gdzie w centralnym punkcie stał tam gotycki ratusz z XVI wieku. Na placu przed ratuszem spotkała Emilię.
- Ściągnęłam Ciebie myślami! - niemal krzyknęła z radości.
- Cześć. Miło cie spotkać – Emilia powiedziała spokojniej.
- Musimy się spotkać na pogaduchy.
- No wiesz, teraz nie mam tak czasu. Załatwiam ślub, wesele.
- Spojrzała na czerwoną tabliczkę z napisem Urząd Stanu Cywilnego.
- To już? - zdziwiła się Ewa – miał być za rok.
- Prawie za rok... – tu pogładziła się po brzuchu – ale powinniśmy się spotkać. Oczywiście na ślub i wesele czuj się zaproszona.
- Na kiedy?
- Na styczeń. Z Wojtkiem oczywiście i oficjalnie zaproszenie też oczywiście będzie.
- Może jednak znajdziesz czas na spotkanie przy małej czarnej.
- To poczekaj.
Ewa i Emilia wyciągnęły notesy.
- To za tydzień? U mnie? - zapytała Emilia.
- Nie za tydzień to ja idę na pierwszy w życiu urlop. Cholerka.
- O to Dobrze. Z Wojtkiem?\
- Tak na tydzień, Jedziemy w Bieszczady.
- To jakoś się skontaktujemy.
- A jak mama? - zapytała jeszcze Ewa
- Dobrze. Dobrze, trzyma się.
- Pamiętam te wakacje w Bitkach. U was. Babcia?
- Z nią gorzej. Nie wiem czy dożyje ślubu.
Odpowiedziała Emilia. Ewa złapała ją za ramię. Zapadła cisza. Miały się już rozstać gdy zapytała;
- Tworzysz jeszcze wiersze?
- Wiersze? - z uśmiechem zdziwiła się Emilia – Poezje... w prozie życia? O... Nie.

Po rozstaniu Ewa po schódkach weszła do biblioteki. Tego dnia dyżur miała wysoka, smukła szatynka o okrągłe młodzieńczej twarzyczce. Jej prawie dwa metry wzrostu przy stu sześćdziesięciu dwóch Ewy robiły wrażenie, zwłaszcza gdy stanęły przy półkach obok siebie Ewa wolała starszą. Panią Bożenkę i nie dlatego, że miała podobny wzrost i imię jej mamy ale głównie dlatego, że można było sobie porozmawiać. Natomiast młoda, ironicznie przezwana „gadułą”, ograniczała się do podstawowych informacji.
Ewa oddała książkę Irwina Shawa „Pogoda dla bogaczy” i wypożyczyła Maurice Druon „Królowie przeklęci”.

Po kwadransie opuściła bibliotekę, udając się do domu, pomyślała jeszcze o jednej dziewczynie z Medyka. Była tak samo wysoka jak ta w bibliotece. Pewnego dnia na lekcji fizyki „Amperek”- tak go ochrzciły uczennice - powiedział;
- Ty duża, cicho tam.
I tak już zostało. Ciekawe co teraz robi? - zastanawiała się. Albo jest w internacie albo na praktykach. Ma fajnie. Jak dobrze by się tam znaleźć znów. A jak się tam było. to się myślało o... pracy. Kiedy? Nie na praktyki a do pracy. I tak myśląc już nie tylko o „Dużej”, ale o szkole, koleżankach, nauczycielach doszła do domu.

Mieszkała w starej dużej kamienicy wraz z koleżankami. Każda miała swój pokój. Zrobiła obiad. Porozmawiała z koleżankami. Obejrzała telewizje. Kolacja i spać, bo jutro nowy ranny dyżur.

C.D.N.

przemastt24

opublikował opowiadanie w kategorii obyczajowe i inne, użył 1650 słów i 9048 znaków, zaktualizował 24 sty o 12:36.

Dodaj komentarz