Zakochani obłąkani. Część 1.

Zakochani obłąkani. Część 1.Weszłam do domu spokojnie, nie chcąc obudzić domowników. Drzwi zamknęły się za mną jakby chcąc odebrać mi drogę ewentualnej ucieczki.
Dotknęłam spierzchniętych ust, wciąż czułam na nich smak innych ust. Co się ze mną dzieje! Muszę zapomnieć o tym chłopaku inaczej zwariuję i pobiegnę za nim.  
Ruszyłam do swojego pokoju, szłam na palcach. Nie chciałam, żeby mama mnie usłyszała. Ale po chwili zrozumiałam, że jej też nie było w nocy w domu. Przełknęłam ślinę. Wygrałam życie! Jednak nie na długo… Mama wpadła do domu, odwróciłam się do niej.
-Cześć. – powiedziałam, grzywką przysłaniając guza na czole. – Jak w pracy?
-Ciężko. – rzekła uśmiechając się do mnie szeroko, a na jej twarzy pojawiły się zmarszczki. – Ale myślę, że będzie dobrze.
-To się cieszę. – przeszłam przez jadalnię do salonu.  
-Olu! – zawołała mama podchodząc do mnie i jednocześnie ściągając ze swojej długiej szyi jedwabny szal. Odgłos jej obcasów rozszedł się po pomieszczeniu. – Jutro na obiad wpadnie mój dawny znajomy. Proszę więc, byś nigdzie jutro nie uciekała.  
Świetnie! – chciałam krzyczeć, powstrzymałam się na szczęście.  
-Powiedzieć Hannie? – spytałam.
-Nie. – odparła wracając do przedpokoju. – Sama jej przekażę. A ty idź spać. – wróciła do mnie – Wyglądasz jak duch. – zaśmiała się.
Zdziwił mnie ten odgłos, były to stłumione przez lata uczucia i próba przypomnienia sobie jakimi strunami poruszyć by wydobyć ten dźwięk.  
-Pójdę.  
***
Następnego dnia po długiej kąpieli zeszłam do kuchni. Krzątała się w niej już Hanna, nasza kucharka.  
-Dzień dobry słoneczko. – powiedziała swoim melodyjnym głosem. – Jak się spało?
-Dobrze. – odparłam siadając do stołu. – Która godzina? – spytałam przecierając oczy.
-Dwunasta. – rzekła nie przerywając wykonywanej czynności.
-Muszę się zaraz ubrać. – wyżaliłam się pulchnej kobiecie. Uśmiechnęłam się spoglądając na nią, była mi bliższa niż matka, a ona obdarowała mnie całą swoją miłością. – Kto to właściwie będzie?
-Mało wiem. – oparła dłoń o biodro, a ścierkę przerzuciła przez ramię. – Dawny znajomy twojej mamy, z żoną i dziećmi.  
-Ahh. – westchnęłam. – Dobrze idę się szykować.  
-Idź, masz jeszcze niecałą godzinę. – pogoniła mnie.
Gdy stanęła na wprost otwartej szafy dotarło do mnie, że nie mam się w co ubrać. Przejrzałam szafę kilka razy. W końcu wybrałam dopasowaną kwiecistą sukienkę i beżowy sweterek. Na nogi nałożyłam baleriny. Podeszłam do lustra, nie wyglądam źle. Moje samouwielbienie każe mi powiedzieć, że jestem piękna. Mam prostokątną twarz, usta w kształcie serca, duże zielone oczy, brązowe włosy, które w słońcu mieniły się miedzianym odcieniem, teraz lekko za falowane, miałam także zjawiskowe grube i długie rzęsy. Zgrabną sylwetkę, długie nogi i jasny kolor skóry… Więc tak jak mówiłam, skromność nie jest moją mocną stronę.  
Wzięłam jeszcze kilka dodatków i zeszłam do salonu, mama już w nim była, ubrana w szary komplet. Była szczupła jak na swój wiek i sama nieraz myślę, że ma dziesięć lat mniej niż napisali jej w dowodzie. Jestem do niej strasznie podobna. Ona też ma zielone oczy, lecz jej włosy są blond i krótko ścięte. Była też opalona, nie za mocno, gdyż w jej mniemaniu ciemniejszy kolor skóry nie pasowałby jej do włosów, cóż poczucie estetyki mamy podobne.
-Ładnie wyglądasz. – powiedziała uśmiechając się.  
Nie poznawałam jej. Przysięgam na wszystkie świętości tego świata, nie poznawałam własnej matki. Chciałam się jej spytać czy jej chora, zakochana, pijana, ale rozległ się dzwonek do drzwi.
Podeszłam razem z mamą, stanęłam w kącie, a mama z szerokim uśmiechem otworzyła frontowe drzwi gościom.
-Witaj. – rzekła całując wysoką kobietę. – Wejdźcie.  
Odsunęły się od drzwi wpuszczając po kolejno mężczyznę, na oko miął sześćdziesiąt lat, miał poprószone siwizną włosy, był chudy i miał szczupłe dłonie, później weszła córka, była wyższa od ojca miała ciemne włosy, zresztą jej matka też, a później wszedł Krzysiek, szczęka opadła mi do samej ziemi.  
-Aleksandro. – powiedziała kobieta zbyt oficjalnie. – Miło cię w końcu zobaczyć. – miała oczy jak on, znaczy Krzysiek miał oczy po niej.
-Mi również proszę pani. – rzekłam ze sztucznym uśmiechem.  
-Poznaj proszę, mojego męża Marka. – mężczyzna podał mi dłoń i uśmiechnął się do mnie przyjacielsko. – Córkę Annę. – dziewczyna podała mi dłoń z radością równie sztuczną jak moja. – I syna Krzysztofa. – serce podeszło mi do gardła. A on tylko się uśmiechnął i skinął głową.  
-Miło mi. – rzekłam zamyślona. Przypomniały mi się jego usta. Ile ja by dała żeby móc znów go pocałować.  
-Zapraszam do salonu. – powiedziała mama prowadząc gości. – Zaprowadzę. – zaśmiała się.
Chciałam iść za nią, być blisko niej, jak w dzieciństwie chronić się za jej wszechmogącą osobę. Poczułam szybkie szarpnięcie i nim się zoczyłam stałam przodem do pewnego wysokiego bruneta.
-Tęskniłaś? – wyszeptał odgarniając moje włosy z czoła.  
-Przestań. – odszeptałam spoglądając na jego usta.  
-Co? – spytał, a ja poczułam jak jego wargi dotykają moich.
-Mnie uwodzić.  
Poddałam się, przyznaje, to ja rzuciłam się na niego wygłodniale szukając jego ust. Tak bardzo chciałam znów je poczuć. Czułam się jak narkoman łykający prochy.
-Olu. – usłyszałam głos mamy.  
Oderwałam się od Krzyśka i podbiegłam do mamy.  
-Kasiu, co tam u ciebie? – spytała mama splatając dłonie na swoim kolanie. Siedziała na fotelu. Przysiadłam koło niej na oparciu. – Nie widziałyśmy się chyba ze sto lat.  
-Po staremu. – powiedziała kobieta gładząc swoją długą spódnicę. – Anna kończy właśnie gimnazjum, Marek wciąż dba o szpital, a Krzyś wpada do nas raz na czas.  
-Jak ten czas szybko leci. – za żaliła się mama. Złapała moją dłoń i delikatnie gładziła moje knykcie. Był to dotyk inny niż zwykle, bardziej czuły. – Już ponad dziesięć lat żyjemy same. – wyszeptała. – Ale jest nam dobrze. – spojrzała na mnie, w jej oczach zauważyłam jak przytłacza ją nagle cała masa problemów. – Ola zaczęła studia.  
-Odpoczywałaś rok? – spytała Kasia, jej wzrok mnie przeraził. Był tak krytyczny, aż czułam, że każde słowo mogło wpędzić mnie do grobu.
-Byłam w technikum. – obroniłam się.  
-Rozumiem.  
Przełknęłam ślinę. Chciałam, by ten dzień skończył się, chciałam iść do Aśki i wyznać jej, że zadłużyłam się w chłopaku o pustych oczach. O tym, że przestraszyłam się jego matki.  
-Krzyś od roku studiuje. – powiedziała dumnie.
-Myślałam, że jest starszy od mojej Oli. – rzekła mama.
Zaśmiałam się w duchu. Dowiedziałam się o nim tyle, nawet się do niego nie odzywając.
-Marta. – odezwał się wreszcie Marek, obawiałam się, że mama go czymś otruła. – Jak przed wyborami, słyszałem, że masz wysokie poparcie.
-Wieści się szybko rozchodzą. – odparła mama. – Nie przeczę, mam poparcie.
-Kolejna kadencja? – dopytywał.
-Ostatnia kadencja.  
Przyglądałam się jak Krzysiek mówi coś swojej mamie na ucho, po czym wyszedł z salonu. Zazdrościłam mu. Sama chciałam szybko stamtąd wyjść. Moje modły zostały wysłuchane,  
gdyż zadzwonił mój telefon. Numer nieznany.  
-Przepraszam muszę odebrać. – powiedziałam wybiegając z pokoju. Byłam już na zewnątrz gdy zobaczyłam jak Krzysiek odkłada słuchawkę, a mój telefon przestał grać.
-Ty chamie!  
-Jak chcesz to tam wracaj. Ja nie zamierzam! – usiadł na ławce stojącej koło domu.
-Twoja siostra mnie nie lubi.  
-Ona nikogo nie lubi – prychnął.
-Wracajmy. – powiedziałam siadając koło niego. – Pocałuj mnie i wracajmy tam.

kometa

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1443 słów i 8028 znaków.

4 komentarze

 
  • anka:)

    świetne opowiadanie :) czekam na kolejną część !

    21 kwi 2014

  • Lilith

    Oj <3 Czekam na kolejną! ^^

    17 kwi 2014

  • Mara

    Pisz szybko!

    16 kwi 2014

  • LittleScarlet

    Oj nie zawiodłam się na tej części, ani trochę! Jedynym minusem może być prędkość z jaką rozwija się akcja, ale to tylko kwestia gustu autora. Ja w żadnym razie nie narzekam. Jest świetnie i już się nie mogę doczekać kolejnej części. :3

    16 kwi 2014