„ Adam! Czyś ty zwariował?”- tak brzmiały pierwsze słowa mojej mamy, gdy zobaczyła nową sympatię mojego brata. Nie powiedziała tego oczywiście na głos, tuż przy naszym gościu, lecz później, gdy Lisa, bo tak ma na imię dziewczyna, poszła umyć ręce.
Zgadzam się w połowie z tym co powiedziała mama, gdyż on chyba naprawdę zwariował, zapraszając ją tutaj, do naszego mieszkania. Podłogi nie odkurzone, cała kuchnia zawalona brudnymi naczyniami po obiedzie bo nie chciało mi się pomyć, drzemiąca mama przed telewizorem, „oglądająca” Klan, a ja przerabiająca kolejny test maturalny z matmy. No to nas braciszek nie źle zaskoczył. Jedynie może ojciec, kiedy przyszedł z pracy, nie wydawał się być zaskoczony, a wręcz przeciwnie. Przez całą kolację przyglądał się Lisie i próbował dukać coś swoją ubogą angielszczyzną. Skończył, w prawdzie jakiś tam kurs, ale niestety, jego starania poszły na marne.
A jeśli już jesteśmy przy tym temacie, to Lisa jest Angielką. Studiuje, razem z Adamem na tym samym uniwersytecie, lecz co innego, a mianowicie filologię polską. Przyjechała do Polski, gdyż uważa, że nigdzie nie nauczy się tak dobór języka jak u źródła. No i ma rację, lecz co ją skłoniło do tego by spotykać się z moim bratem? Nie mam pojęcia. Taka ładna dziewczyna z takim błaznem jak Adam. Chociaż dzisiaj zachowuje się nawet znośnie. Pomaga mamie przy kolacji, kulturalnie rozmawia z tatą, nie docina mi… No, no, może ta dziewczyna wyjdzie mu ( nam, a konkretniej mi) na dobre? Pożyjemy, zobaczymy.
Taak, ale mama miała nie tęgą minę, kiedy dowiedziała się, że Lisa musi u nas przenocować. Od razu zastrzegła sobie, że albo ja z Lissą śpimy w jednym pokoju, albo nasz gość sam, a my, jako że jesteśmy rodzeństwem, w jednym pomieszczeniu. W końcu stanęło na tym, że Lissa śpi sama, a ja z Adasiem, w drugim, moim, pokoju. Jak dobrze, że mamy trzypokojowe mieszkanie!
* * *
Rany! Chyba zaraz zemdleję! Widziałam dzisiaj tak powalającego wyglądem chłopaka, że ledwie co doszłam do domu po lekcjach. Nie uwierzycie, ale spotkałam go w szkole! Wiem, że to może niewiarygodne, ale widziałam go po raz pierwszy w życiu. Tak, tak, chodzimy do tej szkoły i jesteśmy w tym samym wieku, ale dzisiaj był pierwszy raz! Może przedtem po prostu nie zauważyłam go? Ale byłam ślepa! Straciłam aż dwa lata. Od razu wypytałam się Gosi ( w tajemnicy oczywiście) czy go zna. Odparła, że nie, ale wie że to kuzyn jej koleżanki koleżanki i może ewentualnie coś tam się podpytać. Super! Ucieszyłam się bardzo, gdyż przez nasze pierwsze czterdzieści pięć minut lekcji zaczęłam już z lekka tęsknić za jasno brązowymi oczami.
Od tamtej pory, na każdej przerwie, zaczęłam go gorączkowo wypatrywać w tłumie. Wstyd aż się przyznać. Trwało to cały dzień. Teraz się cieszę, że dzisiaj jest poniedziałek! Mam cały tydzień przed sobą. Achh…Mam nadzieję, że jutro Gosia będzie już coś wiedziała. Jak on może mieć na imię…? Michał? Maciej? Dawid? Robert? Adrian? Nie mam pojęcia, na razie żadne do niego nie pasuje.
Opanuj się dziewczyno! O czym ty myślisz? Do biurka, robić lekcje, jutro macie kartkówkę z bioli! Przestań się lenić, masz w tym roku maturę, powtarzam MARURĘ!
Tak, tak, mam maturę, mam kartkówę z biologii, ale kiedy ja za Chiny Ludowe nie mogę się skupić ani zmobilizować. Wszędzie widzę tylko jego. Wszędzie widzę jego ze mną. Widzę jego i mnie, na drodze. Widzę jego i mnie na złotej, jesiennej, leśnej ścieżce. Mam na sobie najmodniejszy, szary płaszczyk, dżinsy, kozaczki z zamszu, jasnobrązowe i takiego też koloru czapeczkę. Do tego modną, musztardową torebkę i rękawiczki, także musztardowe. On wygląda mega sexy w swoim czarnym, męskim płaszczu i beżowo- granatowym szaliku w paski. Spacerujemy i trzymamy się za ręce. Jest cudnie, zimno, ale cudnie. Nikt nam nie przeszkadza, dookoła pustki, nie ma szkoły, nie ma także matury. Tak bym chciała żyć, jak tu, bez żadnych zmartwień. Moje długie do pasa, cienkie w prawdzie, brązowe włosy, porwane przez wiatr, gilgoczą go po policzku. On odwraca głowę w moją stronę i uśmiecha się do mnie i… I nic. Weszła mama, jak zwykle z pretensjami, że nic nie robię i marnuję czas. Zwlokłam się z mojej wersalki i usiadłam do biurka. Chcąc uniknąć dalszej awantury, otworzyłam zeszyt z biologii i zaczęłam przeglądać wszystkie krzyżówki genetyczne i czytać objaśnienia chińskich, prawie że, pojęć. Bo niby na co komu wiedzieć co to jest wiązanie DNA i jakie jest prawdopodobieństwo że w rodzinie urodzi się dziewczynka, jeśli w rodzinie od trzech pokoleń rodzili się sami chłopcy? Odpowiedz: na nic, według mnie to tylko zawracanie głowy. Ale cóż, coś tam sobie powtórzę na jutro, skoro już tutaj siedzę. Niech i tak będzie.
Dodaj komentarz