Pogoda jest brzydka. Pada, zżółknięte liście spadają z drzew wprost w rozległe kałuże tworzące się na nierównym chodniku lub na ziemi. A ja już któryś dzień z kolei siedzę tu, marnując ten, jakby to powiedziała moja mama, cenny boży czas. Marnuję, to pojęcie względne, bo na przykład dla mnie nie jest on ani trochę zmarnowany. Gdy siedzę przed komputerem tę godzinkę czy dwie dziennie, relaksuję się po ciężkim dniu w szkole, który z każdym dniem staje się coraz to bardziej ciężki. Poza tym, nie tylko się relaksuję, ale również dokształcam i to w bardziej przyjemny sposób niżeli przyjęty jest w szkole. Czytam różne artykuły, konkretne i mniej, ale przede wszystkim wybieram sobie co chcę wiedzieć i to jest wspaniałe. Internet jest wspaniały.
Mam na imię Malwina i mam osiemnaście lat, skończone nie dawno, we wrześniu. Chodzę do przeciętnego, tutejszego liceum ogólnokształcącego, do klasy kładącej nacisk głównie na język angielski, niemiecki i polski. Da się to przeżyć, ale zupełnie nie do zniesienia są inne przedmioty z których, niestety, także muszę się uczyć. Klasa do której chodzę jest całkiem w porządku, ale jakby tak się zastanowić to istnieją oczywiście wyjątki i z tymi wyjątkami to męczę się już dwa lata miesiąc i jeden dzień. Wow, ale ze mnie dobra matematyczka, no, no, nie przypuszczałam. Mam dwie, najlepsze przyjaciółki, jedna z nich- Gosia- chodzi ze mną do klasy. Siedzimy razem w ławce, chodzimy na hamburgera w szkole, albo po szkole, odbijamy razem piłkę na WF- ie oraz milion innych rzeczy, takich typowo szkolnych również robimy razem. Druga to Sara, mieszkamy w jednym bloku. Ja na parterze, ona na samej górze, biedaczka, tak codziennie wspinać się na to czwarte piętro, nie zazdroszczę, ale nie o tym miałam mówić. Z Sarą znamy się od kołyski. Razem „piekłyśmy” ciasta w piaskownicy, bawiłyśmy się lalkami Barbie i jeździłyśmy na rowerach. W brew pozorom i opiniom innych, mieszkanie w bloku jest nadzwyczaj fajne i nie zamieniłabym naszego mieszkania na żaden dom. Ploteczki, nowinki i życie innych, to jest to. Pewnie uznacie mnie od razu za jakąś plotkarę, która nie ma nic lepszego do roboty, tylko zbierać newsy o sąsiadach, otóż nic bardziej mylnego. Ale owszem, jak ktoś coś ma, ie odmówię posłuchania i przekazania dalej, jeśli mogę.
Mam również brata, Adama. Jest rok ode mnie starszy, rok w prawdzie, ale jednak. Wyrwał się już, szczęściarz, z nudnego, ale zarazem stresującego życia licealisty i poleciał w świat, a dokładniej z jakieś siedemdziesiąt kilometrów stąd, na studia. Studiuje dziennie historię i przyjeżdża tylko na weekendy. Jest to maksymalna dawka spotkań z nim, która w zupełności wystarcza mi na czas od poniedziałku do piątku, kiedy to w ten ostatni dzień zaczynam już trochę tęsknić za małymi i niegroźnymi kłótniami, docinkami typu masz za grube uda i zajmowaniem ni miejsca na moim ulubionym fotelu w dużym pokoju, podczas gdy w telewizji puszczają „Mam talent”. Jak zwykle wtedy nie mam gdzie usiąść i ląduję na podłodze.
Oho, słyszę że znowu ktoś tutaj ma nie zużyte pokłady energii i gra w Need for speed’a. To mój sąsiad. Ma na imię Paweł, jesteśmy w równym wieku, ale nie chodzimy razem do szkoły, on wybrał technikum gastronomiczne. Widać ciachanie nożem kapusty jest dla niego bardziej pociągające niż wkuwanie niemieckich słówek z der, die i das włącznie. Hm…Gdyby tak się zastanowić to dla mnie może i też…Ale nie, nie ma teraz gdybania i innych rzeczy tego typu. Wybrałam liceum i tak musi być. O.K. Wyłączam komputer, dosyć tego marnotrawienia czasu, jutro mam sprawdzian z angola. Marnotrawienia?! Co ja wygaduję?!
* * *
Ze zniecierpliwieniem czekam na piątek, jak chyba wszyscy, z resztą. Zawsze tak jest, zawsze, a szczególnie kiedy cały tydzień jest pełen sprawdzianów i kartkówek. Nauczyciele powtarzają nam: uczyć się, uczyć i jeszcze raz uczyć. Pytam: ile można? Oni myślą, że my nie mamy także innych rzeczy na głowie? Ale z drugiej strony, co my możemy? Praktycznie to nic, zbuntować także się nie zbuntujemy, bo nasza klasa to mega tchórze. Byleby tylko przetrwać i jakoś płynąć z prądem, żadnych burz, huraganów i tym podobnych. O, albo jeszcze lepiej, zrobić wszystko za nich. Przykład? Proszę bardzo. Siedzę sobie dzisiaj przed klasą od historii, na podłodze, nie chciało mi się stać dwadzieścia minut. A tak w ogóle to powinni porozstawiać tam jakieś ławki czy coś, a nie tak na podłodze albo na schodach się siedzi…Widzę, że odbiegam od tematu. O.K. Siedzę sobie i jem jabłko, postanowiła w końcu zdrowo się odżywiać, koniec z zachodnią modą, koniec z hamburgerami! Podchodzi do mnie jedna dziewczyna, Roksana. Nie mam nic do niej, ale no sorry, wyskakuje mi tu:
- Malwina, weź idź do faceta od fizy i przełóż tę kartkówkę- gniecie swój zeszyt, denerwuje się czy co?
- Nie.- odpowiadam krótko.
- No idź, lubi cię.
- Tak samo jak ciebie.- odpowiadam szybko, zaskoczona swoją błyskotliwością.
- Mnie? Ja jestem noga z fizy, ty masz same piątki, no idź, idź.- nachyla się do mnie i prawie że smaga mnie tym swoim, grubym warkoczem po mojej szczupłej i wytwornie gładkiej ( dzisiaj) twarzy.
- Idź sama, mi nie zależy na przełożeniu.
Roksana w odpowiedzi mruknęła, można powiedzieć, warknęła na mnie i wymruczała pod nosem „wielkie dzięki”. Odeszła, a ja zostałam, nadal jedząc swoje jabłko. Denerwują mnie tacy niezaradni ludzie. Zamiast zebrać się grupą tych co chcą przełożyć i pójść do nauczyciela i normalnie pogadać, poprosić, to nie, chcą się wyręczać mną, zastępcą gospodarza w prawdzie. A może powinnam była być bardziej miła? Kurcze, zawsze tak mam, jakieś bezpodstawne wyrzuty sumienia. Chociaż, gdyby tak bardziej się zastanowić, jeśli są to wyrzuty sumienia, to może jednak zrobiłam coś źle? Nie wiem, nie wiem i nie zastanawiam się więcej.
Przyszedł do mnie wczoraj Paweł. Usiadł i gapił się w przeciwległą ścianę. A ja usiadłam i gapiłam się na niego. Zaczęłam centymetr po centymetrze oglądać jego fryzurę. Zmienił się chłopak. Nie ścina ich już krótko tak jak miał to w zwyczaju robić przez ostatnie kilka lat, ale zapuścił je nieco i codziennie robi na swojej głowie „mały”, „artystyczny” nieład żelem. Nie wiem, czy on w domu nie ma lustra czy to kompletny brak gustu, ale mi, posklejane w strąki, czarne włosy niezbyt się podobają. Ale cóż, nie moja głowa, ani nie moje włosy…Ale przecież to mój przyjaciel! Trzeba go uświadomić! Chciałam zacząć.
- Paweł.
- No?
- Po co w ogóle przyszedłeś?- stchórzyłam
- Tak sobie, a co? Siedzę ci na głowie, pewnie nie masz czasu?- zaczął wstawać z mojej sfatygowanej już nieco wersalki. Słychać było szczęk odskakujących pod materacem sprężyn.
- Nie, nie wyganiam cię. Pytam, bo siedzisz tu już z dziesięć minut i nic nie mówisz.
- A, no tak- chwycił w zmieszaniu za jeden sklejony, teraz na sztywno, kosmyk włosów. Fuj.
Nabrał powietrza i zaraz je wypuścił. Zupełnie tak, jakby się do czego przymierzał no i przymierzał się.
- Malwina, powiedz mi, co właściwie lubią dziewczyny?
Zmrużyłam oczy i przekręciłam głowę na bok czekając na dalsze wyjaśnienia.
- Tak chciałem wiedzieć.- wytłumaczył się, chociaż wprost wcale go o to nie prosiłam- Poradzisz mi?
- Jasne!- postanowiłam wrzucić na luz
- Pomyślałem, że będziesz wiedziała najlepiej- popatrzył błagalnie swoimi niebieskimi oczami, wprost na mnie. Cóż, siłą rzeczy, musiałam się zgodzić…Co ja wygaduję!? W środku aż paliłam się do rozmowy. Uwielbiam takie bzdurne tematy!
- Słucham więc.
- Powiedz mi, co dziewczyny lubią w chłopakach.
- Hm… Czułość, szczerość, inteligencję, błyskotliwość- zaczęłam wyliczać.
- A w wyglądzie?
Popatrzyłam się głupio. Jak to: w wyglądzie?
-No…Wygląd to drugoplanowa sprawa- odpowiedziałam, sama nie wierząc zupełnie w to co mówię, gdyż przed oczami miałam kosmyki poklejonych włosów, sterczących na wszystkie strony, na głowie Pawła.
- Ale powiedz.
- Higiena jest najważniejsza. Faceci muszą ładnie pachnieć.
Paweł powąchał materiał swojej bluzki.
- Co jeszcze?
- Hm… No praktycznie to nic…- cały czas próbowałam domyśleć się o co mu chodzi, był zawsze taki łatwy do przejrzenia!
- Bo wiesz, jedna dziewczyna…
Oho! Dziewczyna, to o to chodzi! Ale ja głupia jestem, było to takie łatwe i nie znałam odpowiedzi!
- I ona powiedziała mi, że moje włosy nie wyglądają najlepiej.
No, nie jestem sama, w końcu ktoś inny także zauważył brzydotę fryzu Pawła. Ależ byłam naiwna, że tak myślałam!
- Co to znaczy: nie najlepiej?- próbowałam udawać , że nie wiem, rzekomo, o co chodzi.
- Agata powiedziała mi, że mam paskudny kolor włosów.
- Znam ją?- zapytałam trzeźwo, jakby przed chwilą wylano na mnie kubeł zimnej wody.
- Nie…-odpowiedział nieco zbity z tropu.
- Nie ważne, ale możesz jej powiedzieć żeby kupiła sobie okulary.
- Kiedy ona je nosi.
- To mocniejsze, albo jeszcze lepiej, dwie pary na raz niech ubierze.- popatrzyłam na jego smutną minę. Co za łamaga, aż tak się przejmować głupimi sugestiami głupiej dziewczyny?
- Co jest?- zapytałam trochę milej.
- Chcę je pofarbować.
- Czyś ty zwariował? Masz piękne, głęboko czarne włosy. Co ci odbiło?
- Agata powiedziała, że jej się nie podobają.
- O matko! I tobie automatycznie też przestały? Słuchaj, radzę zmienić ci dziewczynę, bo niedługo przestaną się jej podobać twoje paznokcie, i co wtedy? Nakleisz sobie tipsy czy karzesz wylać żelowe?
Ha, ha, ha, dobre, naprawdę dobre, ty to masz łeb. Chwaliłam siebie w duchu.
- Ale to nie jest moja dziewczyna, ale chciałbym by nią była.
Zapatrzył się przed siebie jak ciele na malowane wrota.
- Zakochałeś się?- zapytałam prosto z mostu. Czytałam gdzieś, że do chłopaków tak właśnie trzeba, bo żadnymi okrężnymi i delikatniejszymi sposobami nie rozumieją. Mów krótko i jasno, co masz do zakomunikowania.
- Można tak powiedzieć i chciałbym jej podobać się w stu procentach.
- Czyli jednak farbujesz?
- Uhm.
- Kolor.
- Blond.
- Nie!
- Pasemka.
Jedyne słowo, jakie przychodziło mi na myśl to: nie. Nie rozumiałam, jak można dla kogoś Aż tak się zmieniać. Dla mnie było to nie do pojęcia, przecież…Jak on będzie wyglądał?!
- Jesteś pewny?
- Tak i chciałbym cię prosić o pomoc.
Po moim trupie.
- Nigdy w życiu.
- Zrób mi te pasemka.- wykrzyknął prawie jednocześnie z moim „nigdy w życiu”.
- Ciszej, mama zaraz przyjdzie.
- Dobra, to co? Kiedy?
- Nigdy?
- Kiedy?
Domawialiśmy się tak jeszcze z parę minut, no i w końcu się zgodziłam. Było to bardzo wbrew memu sumieniu, ale cóż, czego się nie robi dla przyjaciół?
Dodaj komentarz