Słodycz Piekła III

Trzecie spotkanie

Sebastian drżał. Stał na szerokiej gałęzi drzewa, na wysokości drugiego piętra. Obserwował sypialnię. Zaciskał szczękę i pięści, żeby nie krzyczeć ze złości. Lissi i on… ten mężczyzna.. razem… w łóżku. To było więcej niż był w stanie znieść. A jednak… Stał dalej i czekał. Wystarczyła sama nadzieja, że kiedy on zaśnie, ona wreszcie będzie w stanie skupić myśli na tyle, żeby usłyszeć jego wołanie. Dopiero po niemal godzinie jego cierpliwość została wynagrodzona. Patrick zasnął. Lissi odłożyła czytaną książkę, zgasiła światło i podeszła do okna, nie mając pojęcia co ją tam przyciąga. Podskoczyła na jego widok. Natychmiast otworzyła okno.

– Co tu robisz?! – zapytała szeptem.

Wyciągnął do niej rękę.

– Chodź ze mną – poprosił.

– W piżamie?!

– Jakiej piżamie? – zdziwił się chłopak.

Popatrzyła na siebie. Była kompletnie ubrana. Na nogach miała nawet długie, skórzane buty. Więc to tylko sen. A w snach wolno pozwolić sobie na marzenia… Podała mu dłoń. Przyciągnął ją do siebie. Pocałował na powitanie. Po całym jej ciele rozlało się przyjemne ciepło. Pomógł jej zejść z drzewa. Nie była pewna czy szli piechotą czy jechali autem. To nie miało znaczenia. Liczyła się tylko bliskość Sebastiana. Był przy niej, a jej ciało pragnęło znaleźć się jeszcze bliżej niego. Myśli straciły jakiekolwiek znaczenie, a zresztą i tak wszystkie wędrowały wokół niego. Był centrum jej wszechświata. Weszli do jakiegoś domu. Drogę pamiętała jak przez mgłę. Wiedziała, że było tam łóżko. I że nie ma na sobie ubrań. Ani ona, ani Sebastian. Kiedy odzyskała zmysły, naga leżała w jego ramionach. Tulił ją do siebie, od czasu do czasu całując jej włosy. Lissi przymknęła oczy. To był tylko sen. Jednak jeden z tych, które są marzeniami. Cudowny i bardzo realistyczny.

– Czemu nie nosisz bransoletki? – zmartwił się chłopak.

Lisanna z trudem przełknęła ślinę. Sięgnęła po leżące na podłodze spodnie. Z kieszeni wyciągnęła misterne zawiniątko.

– Muszę ci ją oddać – powiedziała z żalem. – Patrick uznał, że może być coś warta i dał ją do obejrzenia przyjacielowi, który zna się na rzeczy. Stwierdził, że to nie srebro, a białe złoto, a te kamienie to szafiry. – Nie patrzyła mu w oczy. – Jest zbyt droga. Nie mogę jej przyjąć.

Zabolało go już samo imię „Patrick”, ale reszta była nieważna.

– Oczywiście, że możesz – oznajmił siląc się na spokój. Wiedział, że musi ją przekonać. Inaczej nie zdoła jej ochronić. – Sam ją zrobiłem – powiedział zgodnie z prawdą. – Mój lud zajmuje się takimi wyrobami od wieków. Proszę cię, zależy mi na tym, żebyś to właśnie ty ją miała.

Widział, jak Lisanna się waha. W końcu niepewnie skinęła głową. To tylko sen, powtarzała sobie w myślach.

– Sebastianie, ja…

– Cii… – przerwał jej nie chcąc słuchać niemiłych rzeczy. – To nie ważne. Teraz jesteśmy razem i tylko to się liczy.

Lissi przymknęła oczy. Gdy ją pocałował, odwzajemniła jego pocałunek. Poczuła nieprzyjemny żal w środku na myśl, że będzie musiała się kiedyś obudzić.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Lisannę obudził cudowny aromat kawy. Usiadła przecierając oczy. Kiedy senność opadła, pojawiło się przerażenie. Nie była u siebie. To miejsce… Nagle powróciły wspomnienia z poprzedniej nocy. Nie! Była tutaj… z… z Sebastianem! Nie czekała długo. Już po chwili pojawił się w pokoju. Miał na sobie tylko spodnie, a w ręku trzymał parujący kubek. Spojrzała na jego odsłonięty tors. Wyglądał bosko, jak marzenie. Zapragnęła mieć go przy sobie w łóżku. Teraz, natychmiast. Uśmiechał się nieco rozmarzonym uśmiechem.

– Obudziłaś się – stwierdził zadowolony.

Podał jej kubek. Upiła powoli łyk, głównie po to, żeby nie musieć na niego patrzeć. Kawa. Ze śmietanką, bez cukru. Tak jak lubiła. Skąd on wiedział?

– Która godzina? – spytała jednocześnie ze wszystkich sił starając się nie rumienić.

Przynajmniej miała na sobie koszulkę. Tyle, że to chyba była jego koszulka…

– Dochodzi południe, wykończyliśmy się wczoraj nawzajem – dodał z wyraźną dumą.

Nie! Patrick… uczelnia… Odstawiła kubek, wstała i zaczęła zbierać swoje ubrania.

– Co robisz? – zapytał nagle zaniepokojony.

– Jest tu gdzieś łazienka? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.

Wskazał jej odpowiednie drzwi. Zamknęła się w niej, oddychając zbyt szybko. Czuła się przerażona. Nie miała pojęcia jak do tego doszło. Próbowała zebrać myśli, ale kiedy tylko pozwoliła sobie na choćby chwilę nieuwagi, one natrętnie wracały do Sebastiana. Stado wściekłych motyli również nie dawało jej spokoju. Czy on jej coś podał? Nie, to niemożliwe. Jak przez mgłę pamiętała, jak się tu znalazła. A potem… potem w jego łóżku znalazła się sama. Z własnej woli. Przecież ledwie go znała… Ubrała się i wyszła z łazienki. Chciała wymknąć się po cichu, ale czekał na nią.

– Muszę już iść – oznajmiła starając się by jej głos brzmiał wystarczająco pewnie.

W jednej chwili znalazł się przy niej. Jego bliskość zagłuszała zdrowy rozsądek.

– Dokąd? – chciał wiedzieć.

– Do domu i na uczelnię.

– Mieszkać możesz tutaj, później przeniesiemy twoje rzeczy – oznajmił. To nie była prośba, raczej stwierdzenie faktu lub, co jeszcze bardziej przeraziło Lisannę, rozkaz – a o uczelnię się nie martw, widziałem twój plan zajęć. Zawiozę cię na ćwiczenia.

Gdyby nie ten ton… nie ten rozkazujący głos… zapewne by mu uległa. Teraz jednak spięła się w sobie.

– Nie zamierzam tu mieszkać! – warknęła. – W ogóle nie wiem co tu robię. Chcę wrócić do domu!

Kiedy chciała się odsunąć, chwycił ją za przedramię.

– Nigdzie nie pójdziesz! – warknął.

Przyspieszony oddech. Ukłucie strachu.

– Puść mnie! – wyrwała się, ale on znów zagrodził jej drogę.

Wziął ją w ramiona i pocałował. Była zbyt rozwścieczona i wystraszona zarazem, żeby zwrócić uwagę na to, jakie to cudowne uczucie. Odwróciła głowę. Podniosła rękę, a jej paznokcie przesunęły się po jego twarzy. Wyglądał na zaskoczonego. Pozwolił jej się odsunąć.

– Chcę wrócić do domu! – oznajmiła stanowczym głosem.

Patrzył na nią przez chwilę, a potem skinął głową.

– Odwiozę cię.

– Nie! – zaprotestowała natychmiast, mijając go w przejściu.

Pozwolił jej na to. Uznała, że się opamiętał. Patrzył na nią pełnym bólu wzrokiem.

– Lissi, zostań, proszę… – odezwał się tym razem błagalnie.

Włożyła buty. Potem cienką kurtkę. Czuła się, jakby uciekała. Odejście od niego sprawiało jej niemal fizyczny ból.

– Lissi – zaczął znowu.

– Nie! – niemal krzyknęła. – Nigdy więcej mnie nie szukaj! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!

Otworzyła drzwi. Czuła na sobie jego spojrzenie. Nieme błaganie. Przekroczenie progu było najtrudniejszą rzeczą, jaką do tej pory musiała zrobić w życiu. Kiedy nie poszedł za nią, nabrała przekonania, że serce może pęknąć z bólu, w jednej chwili rozbijając człowieka na drobne kawałki.

cdn.

Miye

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1277 słów i 7368 znaków.

3 komentarze

 
  • Lilia

    :bravo:

    9 kwi 2016

  • Miye

    Jeszcze co prawda go nie skończyłam, ale już mam kilka kolejnych części.

    8 kwi 2016

  • edyta

    Pięknem dłegie

    8 kwi 2016