Samotność cz. 3 (ostatnia)

3.

Miałem możliwość kontynuowania nauki, jednakże nie widziałem siebie na wyższej uczelni. Nie chodzi wcale o problemy z dostaniem się na uniwersytety czy politechnikę. Maturę napisałem dobrze, oceny na świadectwie nie najgorsze, ja po prostu znałem swoje mocne i słabe strony. Przez ostatnie pół roku technikum byłem już znudzony nauką, dlatego wizja kolejnych paru lat w podręcznikach, na wykładach, wśród studentów nie nastrajała mnie entuzjastycznie. Poza tym czułem, że czas zacząć zarabiać pieniądze. Pragnąłem być niezależny jak najszybciej, toteż latem zająłem się poszukiwaniem pracy. Poświęciłem tydzień czasu na wertowanie ogłoszeń oraz na dzwonienie do wybranych firm. W końcu zaproponowano mi robotę w hipermarkecie, nic wielkiego, zwykłe wykładanie towaru na półki. Na początek wystarczy, pomyślałem. Stawiłem się gdzie trzeba, skierowano mnie na badania lekarskie, następnie szkolenie bhp. W kolejnych dniach mogłem rozpocząć pracę.

Moja rola sprowadzała się do prostych czynności, czyli: zawiezienie paleciakiem różnych towarów pod regały i ustawienie tychże produktów na odpowiednich miejscach. Niezbyt skomplikowana robota za niezbyt duże pieniądze. Nie narzekałem, bo to była moja pierwsza praca. Co do współpracowników to pojawiali się co jakiś czas. Mało rozmowni, uprzejmi ale gadali ze mną tylko o obowiązkach, innymi słowy: kiedy musieli. Żadnej gadki-szmatki. Mnie jakoś też nie zależało na kontakcie z nimi. Najwięcej rozmawiałem z kierownikiem i to przy okazji zagadnień związanych z pracą. I tak mijał mi czas, leniwie i powoli od wypłaty do wypłaty. Po trzech miesiącach pojawiła się pewna dziewczyna.

Robiłem to co do mnie należało. Akurat wykładałem napoje aż tu nagle jakby spod ziemi wyskoczyły dwie postaci. Kierownik i młoda dziewczyna. Ona w długich, farbowanych rudych włosach, niebieskie oczy, gładka cera, niezbyt szczupła ale też nie gruba, lekko okrągła. A kierownik brzydki jak zawsze. Za to nieznajoma od razu przyciągała wzrok, chociaż nie wydawała mi się wtedy specjalnie atrakcyjna. W końcu kierownik przemówił swoim ochrypłym głosem:

- Kacper, to jest Gabriela.
- Cześć - powiedziała z uśmiechem.
- Cześć… - odparłem.
- Jest nowa, pokaż jej co i jak - rozkazał szorstko.
- Czemu ja, zawsze pan to robi.
- Mam inne spawy na głowie, a ty robisz tu najdłużej z nowych. Pokaż jej co należy wykładać, skąd brać towar, jak obsługiwać paleciaka… Sam wiesz.
- No dobrze… - westchnąłem.

Kierownik zniknął równie szybko jak się pojawił. Zostałem sam z Gabrielą, która od razu zaznaczyła aby mówić do niej Gabrysia. Zaakceptowałem to i powiedziałem na początek, że wspólnie rozpakujemy paletę i ułożymy towary na półkach. I tak przez chwilę pracowaliśmy w milczeniu. Obserwowałem ją uważnie, zerkałem ukradkiem na jej ciało, nogi, pupa… Wiedziałem że jest to niestosowne, lecz co z tego. Dziewczyna nie zwracała na to uwagi albo nie miała pojęcia, iż ją lustruje. W każdym razie stwierdziła, że za długo jest cicho.

- Długo tu robisz?
- Bo ja wiem, chyba ze trzy miesiące będą… - odpowiedziałem.
- I naprawdę jesteś tutaj najdłużej? - zapytała poprawiając kosmyk włosów.
- Tak… wiesz… - obniżyłem głos. - nie każdy się nadaje, a poza tym byli tacy co pracowali tylko w wakacje, bo chodzą jeszcze do szkoły. Koniec wakacji - koniec pracy.
- No tak, ja zaczęłam studia i pracę. Zaoczne…
- Czemu nie dzienne? - zdziwiłem się.
- Pierwsze studia mi nie poszły, więc wybrałam się na inne. Na dziennie się nie dostałam, więc… Rodzice dokładają się do czesnego, ale muszę też coś zarobić.
- Aha, rozumiem.

W trakcie wykładania butelek z napojami, kartonów z mlekiem, konserw, chipsów Gabrysia mówiła, a ja słuchałem przytakując albo uśmiechając się, czasem okazywałem zdziwienie. Przyzwyczaiłem się do pracy w ciszy i trochę mnie drażniło, że muszę dzielić uwagę pomiędzy obowiązki, a monolog nowopoznanej dziewczyny. Mimo to nastawiałem uszu dla słów płynących z jej ust. Gabrysia ma bardzo przyjemny głos, gdyby nadawało go radio to stałbym się jej wiernym słuchaczem. Po paru minutach irytacja minęła, chłonąłem wszystkie ciepłe dźwięki oraz informacje, które dziewczyna mi przekazywała. Dowiedziałem się co studiowała i dlaczego już nie, a także co aktualnie wybrała. Opowiedziała o atmosferze na nowej uczelni, o wykładowcach, generalnie mówiła o świecie uniwersytetu. Nie wtrącałem się, bo pięknie mówiła, poza tym nie wiedziałbym co mam dodać, więc zagłębiałem się w wypowiedź Gabrysi. I tak niepostrzeżenie rozpakowaliśmy całą paletę. Pomyślałem że to dobry moment, aby też coś powiedzieć.

- A ile masz lat? - spytałem nieśmiało.
- Wiesz co Kacper?! Kobiet o wiek się nie pyta!
- Oj… przepraszam, nie chciałem… eee… Pokażę ci co…
- Żartowałam! Hahaha! 20, mam 20 lat.
- Aha - odetchnąłem z ulgą. - Tyle co ja… Chodźmy, pokażę ci kilka rzeczy, które musisz poznać aby samodzielnie pracować.

Nieco wybity z dobrego nastroju postanowiłem instruować Gabrysię tak jak mi polecił kierownik. Starałem się mówić jasno i wyraźnie, krok po kroku opisywałem od czego zaczyna się nasza robota, jak obsługiwać paleciaka, jak skanuje się kody, gdzie składować puste palety. Mówiłem wprost do niej, zaznaczałem że jeśli ma pytania to niech je śmiało zadaje. Od małego imponowali mi ludzie będący mentorami, tacy którzy przekazują swoją wiedzę. Oglądając filmy chciałem być kimś takim, postacie królów, mistrzów sztuk walki, wszelkich mędrców były mi bliskie. Również i ja chciałem stać się wzorem, osobą która uczy. Jednak nie miałem ambicji nauczyciela, o nie! Pragnąłem przekazywać wiadomości praktyczne, przydatne w życiu lub właśnie w pracy. Teraz to ja prowadziłem monolog, Gabrysia ucichła, kiwała potakująco głową, uśmiechała się. Dopiero wtedy dostrzegłem jakie ma wielkie, śliczne oczy, bardziej także skupiłem się na ustach. Ponętne i lekko rozchylone ukazują białe ząbki. Czyżbym zaczynał coś odczuwać, akurat do niej? ‘Ech… to tylko takie wrażenie’ - pomyślałem. Ciągle instruowałem Gabrysię zapominając o tym, że jest dziewczyną. To mi ułatwiło dobrnięcie do końca.

- To tyle, możesz teraz wziąć palaciaka i zabrać paletę, masz nożyk do folii?
- Nie mam.
- Poczekaj… - wsadziłem rękę do kieszeni. - Masz, poradzisz sobie?
- Tak, to nie jest przecież wielka filozofia - odpowiedziała pewnie.
- No to powodzenia!

Każde z nas poszło w swoją stronę. Ja poszedłem do szatni, aby czegoś się napić. Kiedy wróciłem to zabrałem się do pracy. Robiłem swoje, paleta + paleciak i wykładanie. Nie widziałem Gabrysi przez jakąś godzinę aż zobaczyłem jak gada z Piotrkiem. Teraz byłem niemal pewien, że mogę przestać o niej myśleć. Ma nowego kolegę, tym lepiej. Będziemy rozmawiać tylko o pracy, jak z każdym innym w hipermarkecie. Nie spotkałem jej do końca dnia.

Czas leciał nieubłaganie, a w moim życiu nie zaszły żadne poważniejsze zmiany. Mieszkałem wciąż z rodziną, zaś w pracy robiłem swoje i nie utrzymywałem tam zażyłych kontaktów z ludźmi. Gabrysia zintegrowała się z resztą pracowników i nie rozmawialiśmy zbyt często. Krótkie zdania, grzecznościowe uśmiechy, czasem wracaliśmy razem. Trwało to raptem parę minut, bo każde z nas szło w innym kierunku. Czy odczuwałem coś w związku z taką sytuacją? Tak! Byłem zazdrosny że Gabrysia spędza czas w towarzystwie innych, lecz z drugiej strony z utęsknieniem czekałem na wspólny ‘spacer’ z pracy. Mimo iż szliśmy razem tylko przez chwilę to radowało mnie nawet to, stało się to ubarwieniem codziennej monotonii. Ona zawsze obdarzała mnie uśmiechem, biły od niej pozytywne emocje, pogodna dziewczyna. Jednak łączyło nas jedynie to, krótka wspólna wędrówka po pracy. Nieśmiałość znów brała nade mną górę, żeby choć raz wydusić z siebie zaproszenie do kina, restauracji czy gdziekolwiek indziej. Nie! Nic…

Pewnego dnia już miałem wychodzić z pracy, lecz spotkałem na swojej drodze do szatni kierownika. Ten poprosił abym jeszcze dołożył kilka proszków do prania na półkę. Zgodziłem się, bo zawsze dobrze jest zapunktować u szefa. Ponadto widziałem jak Gabrysia szybko biegła do szatni. Na pewno śpieszyła się w ważnej sprawie, zatem i tak już bym z nią nie wracał. Trudno! Zrobiłem to o co prosił mnie kierownik. Poszedłem się przebrać, a następnie wyszedłem z hipermarketu. Jesień pełną parą, kolorowe liście pospadały z drzew, a niebo pokryte szarzyzną zasłoniło słońce. Na szczęście nie padał deszcz. Szedłem tą samą drogą co zwykle, właśnie wkroczyłem do parku. Drzewa, krzewy, alejki i ławki. Na jednej z tychże ławek rozpoznałem samotnie siedzącą Gabrysię, ale inna niż zwykle. Głowa spuszczona w dół, włosy zasłaniały twarz. Czyżby płakała? Podszedłem i usiadłem obok niej.

- Co się stało Gabrysiu? - zapytałem ze szczerą troską.
- Oj nic! - odpowiedziała patrząc przed siebie. - Nic takiego… - ujrzałem zapłakane oczy. - Ja… nic - ocierała łzy z policzków.
- Przecież widzę że masz problem. Co się stało, kłopoty w domu?
- Nie! Daj mi spokój! - krzyknęła patrząc teraz na mnie.
- Jak sobie życzysz… - miałem wstać i odejść, lecz poczułem że nie mogę jej zostawić w takim stanie. - Nie, coś przecież wywołało twój płacz. Praca? Powiedz a zrobi ci się lżej - Gabrysia spojrzała na mnie bezsilnie. - Proszę…
- Wyszłam na idiotkę, tak mi wstyd. Znasz Marka?
- No tak…
- Fajnie się z nim gadało, śmichy chichy i takie tam. Lubiłam go, zabawny i miły. Czułam jak iskrzy między nami, wiedziałam że nie dziewczyny. Dlatego zapytałam go dziś czy nie chciałby ze mną chodzić, a on wiesz co? - spuściła głowę, ramiona zaczęły jej drżeć.
- Domyślam się… skoro jesteś smutna Gabrysiu - powiedziałem.
- Gorzej! Zbrechtał mnie, śmiał mi się w twarz… ‘Ty i ja, hahaha!’ Poczułam się taka malutka, a najbardziej mnie zdołował mówiąc do mnie zamiast Gabrysia… Grubysia… - otarła lewy policzek. - Co za palant, naprawdę kretyn z niego… A myślałam… - westchnęła ciężko.
- Nie przejmuj się. Naprawdę nie ma czym. Jesteś ładna, nawet bardzo - rzekłem niepewnie.
- Coś ty powiedział?
- Ech… ładna jesteś Gabry… - nie zdążyłem dokończyć bo zostałem przytulony przez nią. - …siu.
- Możesz mówić tak do mnie codziennie, każdego dnia… abym w to uwierzyła? - spojrzała mi głęboko w oczy, uśmiechnęła się w końcu.
- Jasne że tak - zbliżyłem usta do jej ust i szepnąłem - Jesteś piękna - pocałowałem Gabrysię, a ona odwzajemniła ten gest.

To był nasz pierwszy buziak, później wielokrotnie powtarzaliśmy pocałunki. Nie zadaliśmy sobie pytania o to czy będziemy razem chodzić, bo stało się to oczywiste. Od tego czasu minęło już 10 lat. Gabrysia skończyła studia i pracuje w wyuczonym zawodzie, jest zadowolona z życia. Zresztą ja również, wciąż zatrudniony jestem w hipermarkecie, ale awansowałem krok po kroku i zostałem kierownikiem, zatem i ja radzę sobie całkiem nieźle. Mieszkamy wspólnie i dobrze nam razem, a połączył nas pocałunek, pierwszy całus - wyjątkowy oraz niezapomniany. To magiczna chwila, podczas której czas stanął w miejscu, a my połączeni wyraziliśmy chęć bycia ze sobą. Zakochaliśmy się, czas na kolejny krok, po tylu latach wypada go postawić.

XXX

Kacper nie pomylił się, bowiem Gabrysia nie spała. Leżała i czytała książkę, nawet nie usłyszała jak ukochany wszedł do mieszkania. Ten z kolei w pierwszej kolejności sięgnął po małe pudełeczko z szafki na buty. Potem wziął torbę z zakupami i zaniósł do kuchni, dopiero teraz poszedł do pokoju gdzie Gabrysia oddawała się lekturze.

- Witaj skarbie, już nie śpisz? - powiedział cicho.
- Ano… A ty byłeś…
- Kupiłem małe co nieco, świeże tak jak lubisz.
- Ojej, a co to za okazja? - spytała.
- Chciałem troszkę poczekać z tym… - wyciągnął ku niej pierścionek. - Wyjdziesz za mnie?

moonky

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 2289 słów i 12389 znaków.

3 komentarze

 
  • moonky

    to ostatnia część

    6 sty 2015

  • nienasycona

    Piękne..

    6 sty 2015

  • no ja

    w takim mom. Next prosze

    5 sty 2015