Przekleństwo Anny cz.4

Dzielenie się opłatkiem, wspólne kolędy, śmiechy stopniowo atmosfera zaczęła się rozluźniać a napięcia pomału znikały, niemowlę stało się atrakcją numer jeden, każdy je zachwalał, podziwiał chciał brać na ręce, każdy z wyjątkiem jednej osoby - Jarka. Mężczyzna chyba jedyny siedział w bezruchu nie chcąc nic powiedzieć. Nie tak wyobrażał sobie te święta, co prawda wiedział,że Ana kogoś ma, ale dziecka się nie spodziewał. Przez jeden ułamek sekundy przeszło mu przez myśl,że może to być jego dziecko, bo przecież tamtej nocy, ale nie. Słowa jakie wypowiedziała Ana nie pozostawiały złudzeń, nie był ojcem tego dziecka.  
- Chce ktoś kawy? - spytała Ana wstając od stołu. Klara coś powiedziała, pani Basia się zaśmiała, dziecko gaworzyło każdy wybuch śmiechem.  
- Pomóc Ci? - zawołała Klara próbując wstać z krzesełka.  
- Nie, poradzę sobie - powstrzymała ją kobieta i udała się do kuchni. Uśmiechnęła się jeszcze do Kamila, posyłając mu ciepły uśmiech, jeden z tych który zawsze należał do Jarka i mężczyzna poczuł złość. Zazdrość kierowała jego sercem.  
- Zaraz wracam - nie wytrzymał. Wziął szklankę, jako pretekst opuszczenia stołu i ruszył za ukochaną.  
- Matko przestraszyłeś mnie. Zrobić Ci? - szepnęła Ana stojąc przy zlewie odwrócona do niego placami. Już chciała się odwrócić do niego twarzą, gdy nagle poczuła zimny dreszcz. Jego dłonie delikatnie chłodziły jej ramiona, a ona z trudem panowała nad swym oddechem. Cholera w zasadzie nie robił nic, stał po prostu za nią, zbyt blisko bo czuła jego ciepły oddech na szyi, a ona nie umiała mu się oprzeć. - Nie rób tego - błagały jej oczy. On jakby odczytał jej prośbę, chociaż jej słowa milczały odsunął się na bezpieczną odległość i podszedł do zlewu. Umył szklankę po kawie, chciał coś powiedzieć, ale nie odważył się. Już miał ją przytulić, już chciał niemal miał błagać ją o wybaczenie, gdy jego przemyślenia przerwał gwizd czajnika. Czajnik rozgwizdał się na dobre powodując nie przyjemny dla ucha pisk, a oni musieli powrócić na ziemie. Chociaż to Ana stała tuż przy czajniku, chociaż miała bliżej, nie była wstanie się poruszyć. Gdy już Jarek miał łapać za czajnik,ocknęła się z zamyślenia i w efekcie ich dłonie się spotkały. Zabrała palce niemal natychmiast jakby poczuła uderzenie pioruna.  
- Ile tych kaw zalać? - zapytał trzymając czajnik w dłoni.  
- Czy to nie jest wszystko dla nas za trudne? - usłyszała swój cichy jęk. Jej słowa były tak ujmujące, tak przerażające i szczere,że nie wiedział co ma na nie odpowiedzieć.  
- Nie mamy innego wyjścia - odpowiedział tylko. Nie powiedziała już nic, nie zważając na to,że zostawiła szklanki z kawą wróciła do stołu i usiadła obok Kamila, który żywo dyskutował z Klarą.  
- W porządku? - zapytał przerywając dyskusję i kierując brązowe oczy w jej stronę.  
- Tak, po prostu zrobiło mi się słabo - skłamała bo nie wiedziała co ma właściwie powiedzieć, czuła swoje lodowate ręce, przyspieszony puls i uważne spojrzenie obu mężczyzn.  
- Wyglądasz na wyczerpaną, naprawdę wszystko jest dobrze? - usłyszała czuły głos przyjaciółki. Pokiwała głową, pragnąc by jak najszybciej wrócić do siebie.  

Do siebie, nie miała żadnego u siebie. Własne mieszkanie sprzedała zaraz po tym jak Kamil zaproponował jej by wprowadzili się do niego. Nie była pewna, czy to dobra decyzja, bo przecież długo się nie znali, ale miał rację. Jej mieszkanie było za małe by mogła zmieścić się tam z dzieckiem. Chciała dać dziecku poczucie bezpieczeństwa, fajny kąt i stabilizację. To wszystko znalazła u boku Kamila, który pokochał maleństwo jak swoje. Tylko dlaczego jej serce zachowało się dziś właśnie tak jak teraz? Dlaczego gdy Jarek był w pobliżu traci wszystkie rozumy? Spojrzała ze smutkiem na obecnego partnera i poczuła żal, uświadomiła sobie,że nigdy nie poczuje do niego tego co czuje do Jarka i ogarnęła ją rozpacz. Kolacja trwała w najlepsze, chociaż w zasadzie pomału się kończyła. Nikt nie mógł zmieścić w siebie ani odrobinę więcej niż zjadł. Rozmowa ożywiła się i już prawie zapomniano o incydencie z jej udziałem.
- Może pomóc w posprzątaniu? - zaproponowała Ana. Pani domu ochoczo zgodziła się na jej propozycję. Przy stole został tylko Jarek, Jerzy - który był dla niej jak ojciec i Kamil. Kamil z panem domu i Klarą prowadzili jakąś rozmowę, prawie przekrzykując się w swoich racjach, a Ana z Basią sprzątali w kuchni.  
- Córeczko nie wiesz jaką radość sprawiłaś nam przyjeżdżając - odezwała się starsza kobieta, łapiąc Ane za rękę.  
- Zawsze Ty i Jerzy będziecie dla mnie jak rodzice. Może nie odwiedzałam Was zbyt często, ale zawsze o Was myślałam. Mamo zrozum trudno mi było odwiedzać dom, który dał mi tyle radości i wspomnień, naprawdę wierzyłam,że ja i Jarek,że my - starła pojedynczą łzę. Wciąż trudno jej było o tym wszystkim rozmawiać, trudno jej było się z tym pogodzić.  
- Ja wiem kochana, ale chcę byś wiedziała,że zawsze jesteś u nas mile widziana. Ty i twoja rodzina, chociaż miałam nadzieje,że inaczej potoczą się wasze losy, ale ciesze się. Jesteś silna, wiedziałam,że sobie poradzisz,że nic Cię nie złamie. - przyznała cicho kobieta. Ana przez chwilę zamyśliła się, czyżby kobieta miała rację? była na tyle silna, by nic nie było wstanie ją złamać? obawiała się,że nie.  
- Zobaczymy mamo. Chcę tylko dziecku zapewnić dom, nic więcej i rodzinę - dodała po chwili.  
- A miłość? - zapytała kobieta. Miłość pomyślała Ana miłość już dawno utraciłam. Nie wypowiedziała nic na głos, ale kobieta, która towarzyszyła jej w kuchni doskonale znała jej tęsknotę.

Wieczór się przedłużył, siedzieli przy pustym już stole i wesoło rozmawiali. To tutaj czuła się jak w domu, tu miała wrażenie,że jest we właściwym miejscu, otoczona ludźmi którzy ją kochają. W takie wieczory jak ten, w te magiczne i świąteczne zawsze tęskniła za rodziną, rodzicami. Teraz to oni zastępowali jej rodzinę, ale nigdy nie zastąpili tęsknoty za rodzicami.
- Jakie macie plany na sylwestra? - zapytała Klara
- Nie wiemy jeszcze może pojedziemy do rodziców Kamila - odpowiedziała Ana. Oczywiście kłamała. Nie miała w planach spędzać Sylwestra u Kamila rodziców, bo Kamil musiał pracować. Sylwestra zapewne spędzi sama z córką, ale bardziej jej to odpowiadało niż towarzystwo Jarka.  
- Szkoda bo Jon przyjeżdża i chciałam byście się w końcu poznali - rzekła smutno Klara. - Zobaczymy - odpowiedział cicho Kamil i spojrzał uważnie na Ane. Nie był pewny o czym kobieta teraz myślała, tak bardzo chciałby poznać jej myśli, pragnienia, czasem tak bardzo chciał, marzył o tym by spróbował ją zrozumieć, by wiedzieć co czuje o czym myśli, gdy siedzi taka zamyślona i smutna w salonie, gdy patrzy z takim utęsknieniem na dziecko.
- Późno już będziemy się zbierać, mała chce iść spać - odezwała się cicho Ana. Nie pojechali, po namowie i błaganiu najbliższych zostali w starym pokoju Any, nic się nie zmieniło. Sypialnia, w którym spała Ana jako nastolatka wciąż była niemal taka sama, jakby nie minęło tych kilkanaście lat.  
- Jak widzisz niewiele się zmieniło. Może poza jednym - rzekła cicho Barbara patrząc smutnym wzrokiem na nią i na Jarka, który stał nie daleko nich. A noc dopiero się zaczynała..CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1455 słów i 7609 znaków, zaktualizowała 1 sty 2020.

Dodaj komentarz