Przekleństwo Anny cz. 2

Otworzył oczy przebudzony po dziwnym śnie, nie poznawał mieszkania, w którym się znajdował, ale też niewiele pamiętał z wczorajszego wieczora. Zamknął oczy chcąc sobie chociaż przypomnieć imię kobiety, albo chociaż jej sylwetkę, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Zaklną z bezsilności w duchu zły na siebie,że znów tak się zachował. Nie wiedział czy ma wstać, czy może udać,że wciąż śpi, a może wyjść cichaczem? Ile razy własnie tak się zachowywał? nie pamiętał, ogólnie nie wiele pamiętał z ostatnich lat swojego życia. Alkohol odebrał mu niemal wszystko.  
- Wstałeś - usłyszał niemal szept kobiety, która prawie naga chodziła po mieszkaniu. Powinien się chociaż przywitać, coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Nie była zła, szczerzę była nawet w jego typie, w typie chyba większości mężczyzn, a jego ciało zareagowało szybciej niż mózg. Wstyd się przyznać, ale niemal od razu  zaczął jej pożądać i mógł się z nią kochać od razu, nawet w tym momencie, miejscu i czasie. Jednak nie zrobił tego. Zamiast tego wstał oniemiały,że spał w koszulce i spodniach i spojrzał przepraszająco na kobietę. - Jestem Sylwia - rzekła swobodnie kobieta przygotowując śniadanie. - Twoje imię już znam więc nie musisz mi się przedstawiać - powiedziała rozbawiona.  
- Czy - zawahał się. Chciał zapytać jak ten ostatni pajac, kompletnie się ośmieszając, jednak nie potrafił wypowiedzieć tych słów.  
- Nie, do niczego nie doszło. No cóż muszę powiedzieć,że rzadko kto mi odmawia, ale muszę jakoś przełknąć tą porażkę. Swoją drogą naprawdę ją kochasz co? - zapytała siląc się na uśmiech. Zabolało ją to. Chciałaby,żeby chociaż przez chwilę, przez małą chwilę ktoś pokochał ją równie mocno, jak on. Nie powiedział nic. Na ułamek sekundy alkohol pomógł mu zapomnieć o kobiecie, którą zobaczył tak niespodziewanie, a która wywróciła tak jak zawsze jego życie do góry nogami. Cholera nie miał pojęcia,że tak bardzo za nią tęsknił, że tak cholernie czekał i jej pragnął. Nie docenisz dopóki nie stracisz, nigdy nie doceniał tych słów, ale chyba miał rację. Teraz bardziej niż kiedykolwiek zrozumiał znaczenie tych słów. Dlaczego właściwie śledził swoją siostrę? dlaczego szedł za nią, przecież nie musiał długo zastanawiać się nad odpowiedzią. Doskonale wiedział co robi, chociaż może nie był tego jeszcze do końca świadomy. Miłość - to ona sprawia,że robimy rzeczy na które nigdy wcześniej byśmy się nie odważyli, ona nas otwiera pozwala nam ślepo wierzyć i ufać. I ona mu ufała, ufała mu na tyle,że czekała. Czekała zawsze, gdy karmił ją obietnicami, czekała zawsze, gdy znikali na całe noce, czując się wolny. Ufała, gdy po raz setny usłyszała tanią wymówkę, układaną w głowie na ślepo. I co w zamian dostała? łzy i rozczarowanie? Porzucenie przed ołtarzem? Dlaczego nie zrobił tak, jak podpowiadała mu siostra? Dlaczego nie powiedział wprost co się wtedy tak naprawdę stało? dlaczego nigdy jej nie wyjaśnił,że to wcale nie było tak,że ją zostawił,że tego nie chciał? Może dlatego,że zwyczajnie się bał,że zobaczy w jej oczach rozczarowanie i zawód? Ale czy nie rozczarował jej właśnie wtedy, gdy samotnie odwoływała coś,co miało być spełnieniem ich marzeń? - Jesteś moją oazą, przy Tobie chcę się zatrzymać, przy Tobie czuje,że żyje - czy nie tak własnie wyglądały jej słowa? czy nie to powiedziała mu tamtego wieczora? A co on jej powiedział? Zastanowił się nad tym, ale nie mógł sobie przypomnieć.  
- Ale się zamyśliłeś, jajecznica prawie wystygła - głos nieznajomej był jak przebudzenie. Znów chociaż tego nie chciał powrócił w tamten czas.  
- Lepiej już pójdę - rzekł, powoli podnosząc się z krzesełka. Nie zatrzymywała go. Nie spojrzała nawet w jego stronę, milczała. Powiedział ciche przepraszam i opuścił przytulne mieszkanie kobiety, która chociaż tego nie wiedziała, prawdopodobnie uratowała mu życie. Co by było, gdyby nie zatrzymał się w tym barze? Co by było, gdyby go nie zatrzymała? nie wiedział.  


Szczere słowa mężczyzny, którego wydawało jej się,że znała wstrząsnęły nią na tyle,że nie mogła zmrużyć oka. W głowie dudniła jej szczera obietnica, zastanawiając się co by było gdyby. Gdyby co. Jak wyglądało by ich życie jakby los nie zadrwił z nich tamtego dnia, gdy wszystko się między nimi skomplikowało. Ile razy zapragnęła zadać mu jedno pytanie, które prześladowało ją każdego dnia. Dlaczego? Jedno słowo, które kryło tyle niewiadomych. Nie mogła, nie miało znaczenia to teraz, po tylu latach. Chociaż wciąż zapragnęła zapytać dlaczego?  Całą noc przyglądała się twarzy mężczyzny, który tak ufnie spał przy jej boku, tak spokojnie i miarowo oddychał, a ona widziała w nich siebie samą sprzed kilku lat. Obiecała sobie,że nie zrani go tak jak ona sama została zraniona i dotrzyma danego słowa. Otworzył się na nią, zaufał, a ona pragnęła nigdy nie zawieźć tego zaufania. Czasem były takie dni jak ten, gdy nienawidziła się z całych sił. Pragnęła pokochać go tak samo mocno jak on ją kochał, otoczyć go taką samą troską, jak on się o nią troszczył. Pierwszy raz w życiu bała się tych świąt, naprawdę czuła lęk przed tym co się wydarzy czy będzie potrafiła być obojętna? czy zdoła ukryć co do niego czuje? Nie chciała nikogo okłamywać, nie chciała kłamać ludziom, których uważała za swoją rodzinę, ale nie mogła powiedzieć prawdy. Minął rok, długi i bolesny rok, który podarował jej najpiękniejsze co mogła dostać - dziecko. Nie mogła powiedzieć mu prawdy, nie chciała. Już tu nawet nie chodziło o nią, nie chodziło nawet o niego.  
- Jesteś! - radosny głos przyjaciółki sprowadził ją na ziemie.  
- Witaj - rzekła cicho Ana, próbując ukryć smutek. Teraz albo nigdy pomyślała kobieta i wyciągnęła małą fotografie. - To jest mój syn - rzekła cicho do przyjaciółki przyglądając się szczeremu uśmiechu dziecka. Klara zamrugała oczami i spojrzała surowo na Anię. Nie mówiły nic więcej. Nie zadawała pytań, chociaż jej oczy mówiły wszystko.  
- Ile ma? - padło krótkie pytanie. Teraz albo nigdy. Co miała powiedzieć? skłamać?  
- Trzy miesiące - odpowiedziała zgodnie z prawdą, jej nie potrafiła okłamywać.  
- Cóż mój brat wie? - usłyszała ciche pytanie. Nie odpowiedziała. Dziewczyny długo, bardzo długo siedziały w ciszy, nie wiedząc co właściwie mają powiedzieć, jak zareagować, jak się odezwać.  
- Błagam nie mów mu nic. Mój syn ma już ojca. Ja nie chcę - słowa zawisły w powietrzu. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale rozpłakała się. Tak bardzo męczyła ją ta tajemnica, tak bardzo czuła się zagubiona, tak bardzo nie wiedziała co zrobić.  
- Dobrze Ano nic nikomu nie powiem, ale ja chcę mieć kontakt z Tobą i twoim dzieckiem, chcę widzieć jak dorasta, chce wiedzieć co u was i chcę byś wiedziała - głos Klary załamał się.  
- Wiem - odpowiedziała ciepło Ana i ucisnęła dłoń przyjaciółki. Klara zrobiła dla niej więcej niż sądziła, do końca życia nigdy nie zapomni zachowania przyjaciółki. Wiedziała,że to nie fair by prosiła ją aż o taką przysługę, zdawała sobie sprawę,że gdyby prawda wyszła na jaw nastawiłaby rodzeństwo na siebie, a być może ojciec dziecka nigdy by jej tego nie wybaczył, ale nie mogła inaczej. Co by to dało,że prawda wyszła by na jaw? Cierpiało by za dużo osób. Dziecko miało już ojca, może nie biologicznego, ale najlepszego na świecie. Wiedziała,że może mu zaufać,że gdyby było trzeba oddałby własne życie za nich. I chyba to przekonanie, ta świadomość była dla niej najważniejsza.  
- Nie wiem co kupić twojej mamie - rzekła Ana do Klary, gdy wychodzili z kawiarni.  
- Nic - rzuciła kobieta. - Przyjdź. Tak dawno u nas nie byłaś, dopytuje o Ciebie, tęskni za Tobą - dodała. Ana pokiwała głową. - Gdyby tylko znała prawdę - pomyślała ze smutkiem. Klara chociaż tego nie powiedziała myślała podobnie i obiecała sobie,że nie wie jak to zrobi, ale nie spocznie póki na nowo nie połączy zakochanych, bo może ani jej brat, ani Ana się do tego nie przyznawali, doskonale wiedziała,że wciąż są w sobie zakochani jak dawniej. Nie musieli nic mówić, znała ich na tyle by potrafić to dostrzec, gdyby jednak przepuszczała jakie konsekwencje poniosą ukochane dla niej osoby za jej upór, chyba nigdy by się nie zdobyła na taki trud. Gdyby tylko wiedziała(...)  
                                ***
- Dziękuję Ci,że tu jesteś jeśli mam być szczery obawiałem się,że w tym roku nie przyjedziesz - jego ciche słowa były tak kojące,że zapomniała gdzie się znajduje. Stała na tarasie, trzymając w ręce kieliszek wina i patrzyła mu w oczy.  
- Nie mogłabym nie przyjść, dobrze wiesz,że twoi rodzice są dla mnie jak - zatrzymała się. W takim dniu jak ten tak bardzo tęskniła za rodzicami, za świadomością,że ma rodzinę. Lata mijały, a ona czuła gorzki smak przegranej. Odkąd rozstali się, nie potrafiła ułożyć sobie życia, miała kilka przelotnych znajomości, ale nikt w jej sercu nigdy nie zagościł na dłużej. Jedni uważali,że bała się miłości,że nie potrafiła się na nikogo otworzyć, nikomu zaufać, ona sama uważała,że chodzi o coś innego. W jej życiu był już ktoś, ktoś kogo pokochała wiele lat temu, kto wkradł się w jej sny, marzenia i troski. O kim mimo prób nie potrafiła zapomnieć. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Stała jak ta debilka i patrzyła na mężczyznę, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu, a przecież znała na pamięć każde rysy jego twarzy,każdy najmilszy gest, każde słowo. - Były plany,że mogło mi coś w tym roku wypaść, ale udało się, jestem tu - zawołała radośnie, próbując ukryć zdenerwowanie. Nie wiedziała co się z nią dzieje, zachowywała się jakby była na pierwszej randce, jakby na nowo się w nim zakochała. Czyżby zauroczył ją na nowo?  
- Może się przejdziemy? - zapytał patrząc jej w oczy. Nie myśląc długo odstawiła pusty kieliszek, złapała go za rękę i zaciągnęła w stronę wyjścia. Wiedziała,że nie powinni,że może skończyć się tak jakby tego pragnęła, a może nie pragnęła, ale chciała, a może nie chciała. Pogubiła się. Zwyczajnie pogubiła w swoich odczuciach, uczuciach i pragnieniach. Zatrzymali się dopiero gdy byli na tyle daleko,że nikt nie mógł ich usłyszeć ani zobaczyć. - Tęskniłem - rzucił cicho przyciągając ją do siebie. Chciała powiedzieć ja też,ale nie zdążyła. Przyciągnął ją do siebie pragnąc jak jeszcze nigdy w życiu nie pragnął żadnej kobiety z wyjątkiem jej. To ona działała na niego tak wyraźnie, tak mocno,że tracił dla niej głowę. Wiedział co to jest, ale bał się przyznać przed samym sobą,że nadal jest w niej zakochany. Chciał jej powiedzieć, naprawdę co rok obiecywał sobie,że wrócą do tamtej rozmowy,że tym razem się uda,że jej wytłumaczy,że odzyska. Przygotowywał się do tego cały rok, a gdy przychodziło co do czego, zawsze mówił później, nie w wigilię, nie w święta, nie dziś. A później nie nastąpiło.  
- Chodź - pociągnęła go za rękę i poprowadziła tam, gdzie nikt nie mógł im przeszkadzać. - Może to szalone,ale nie umiem inaczej - powiedziała cicho patrząc mu prosto w oczy, czekając chyba sama nie wiedząc na co. Może chciała chociaż przez chwilę, chociaż na krótko usłyszeć coś, co było tak dalece,że prawie o tym zapomniała.  
- Kochaj się ze mną - rzucił cicho, patrząc na nią z takim uczuciem,że poczuła napływające łzy.  
- Jesteś pewny,że tego chcesz? - zadała pytanie, chociaż doskonale znała odpowiedź. Znała jego ciało tak dobrze,że wiedziała jak bardzo jej pragnął. Chyba pragnęli się równie mocno,boleśnie świadomi,że to ich kiedyś zgubi.  
- Kocham Cię Ana. Czekam dnia kiedy w końcu do mnie wrócisz - usłyszała cicho i już wtedy wiedziała, wiedziała, czuła była pewna,że na nowo wkradł się do jej serca.  
- Kochaj się ze mną - wyznała tak cicho i nieśmiało,że nie był pewny, czy dosłyszał. I kochał. Kochał się z nią namiętnie przez całą noc, mówiąc jej do ucha czułe słowa i obietnice płynące prosto z serca. A gdy obudził się nazajutrz otworzył oczy  i zobaczył puste łóżko i jedno słowo napisane na kartce - Przepraszam. Zgniótł kartkę, przeklną w duchu i poczuł gorzką nutę porażki. To nic poczeka, poczeka nawet kilka lat jeśli będzie trzeba byle tylko znów przywrócić blask w jej oczach... CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2451 słów i 12801 znaków.

Dodaj komentarz