Przekleństwo Anny

Pierwsza kropla deszczu spadła na jej ramię, spojrzała w górę, uśmiechając się pod nosem. Nad nią zatoczyły się ciemne chmury zwiastując pogorszenie pogody. Jak na środek grudnia było ciepło, bo temperatura wskazywała dziewięć stopni, zamyśliła się. Tęskniła za czasem dzieciństwa, gdy w grudniu o tej porze leżał biało  
  śnieżny puch. Już trzeci rok z rzędu nie było zimy, a tylko wystawy za oknem wskazywały świąteczny klimat. Nie rozumiała całej tej magi świąt, pogoni sama nie wiedziała za czym.
- Ana - damski głos wyrwał ją z zamyślenia. Odwróciła się i spojrzała na niebieskooką dziewczynę, czując zmieszanie. Chciała ukryć pierwsze łzy tęsknoty, ale nie wiedziała czy jej się uda. Nie chciała tak od razu, dziecinnie zdradzać przed przyjaciółką,że znów posypało się jej życie.  
- Cześć kochana - rzuciła biegiem w stronę dziewczyny, samochody zaczęły trąbić, kierowcy rzuciły kilka przekleństw pod jej adresem.  
- Życie Ci nie miłe mała? - odezwała się dziewczyna, ale w jej głosie słyszała nutkę uśmiechu. Odetchnęła z ulgą, sama nie wiedząc dlaczego. Może dlatego,że w tym wielkim świecie wreszcie ma bliską osobę przy sobie, a może dlatego,że własnie tego było jej potrzeba, serdecznego uśmiechu jedynej dziewczyny, której wszystko o niej wiedziała a mimo to nie potępiła. - To co może jakaś kawiarnia? - odezwała się dziewczyna i spojrzała na Anę, ta zawahała się chwilę, ale gdy tylko poczuła kolejnych kilka kropel deszczu ochoczo przystała na propozycję przyjaciółki. Chciała tyle jej opowiedzieć, albo nie chciała. Po raz setny zawahała się, czując mętlik w głowię. Już wiedziała na co ma ochotę, ale nie wiedziała jak o to zapytać. Jak miała powiedzieć jej o tym wszystkim? Kilka minut później usiedli przy wolnym stoliku w pobliskiej kawiarni, standardowo zamówili po late i kawałku sernika. Czekając na zamówienie, zapatrzyła się na okno, znów myślami była gdzieś indziej. - Nie zapytasz co u niego? - Klara jakby czytała w jej myślach. Zawsze tak między nimi było, chociaż dzieliło ich dwa lata różnicy wieku, rozumiały się bez słów. Mogły by godzinami ze sobą rozmawiać, albo milczeć, mogły spadać w przepaść, mogły podnosić się po porażkach, ale zawsze miały siebie obok. Może nie tak obok bo przecież Klara wyjechała do stanów, ale zawsze mogły na siebie liczyć.  
- Lepiej powiedz mi jak tam w Stanach - zaśmiała się Ana, chociaż wciąż jej oczy były smutne. Klara zawsze na święta wracała do domu i zawsze przypominała jej o nim. Chociaż Ana naprawdę chciała, pragnęła wymazać go z pamięci, nie potrafiła. Rana wciąż była świeża.  
- Dobrze chyba nie długo ustalimy z Jonem datę ślubu - zaśmiała się. Oczy Any zabłysły, tak bardzo kibicowała przyjaciółce i pragnęła jej szczęścia. Chociaż wciąż nie bardzo ufała tamtemu mężczyźnie, chociaż obawiała się o przyjaciółkę, nigdy nie widziała jej takiej radosnej. - Aniu naprawdę nie chcesz wiedzieć co u niego? nie zainteresuje Cię nawet fakt,że przyleciał tu razem ze mną? - głos Klary złagodniał. Drgnęła na słowa przyjaciółki, nie wiedziała czy imię Ania przywołało u niej bolesne wspomnienie, czy fakt,że on tutaj jest.  
- Jestem Ana chyba zapomniałaś co Ci ostatnio mówiłam - podniosła głos, chociaż nie chciała tego. Nie chciała też wiedzieć co u Jarka. Przecież była z kimś, miała własne życie i nie chciała  wywracać go znowu do góry nogami. Pamiętała co było rok temu, wciąż miała w głowie jego słowa, pamiętała smak jego ust.  
- Ano on prosił - przerwała bo kelnerka przyniosła zamówione ciasto. Jadły w milczeniu, czuła złość,że nie umiała panować nad emocjami. - A co tam u Was? jak sprawuje się Kamil? - Rozmowa ożywiła się. Ana zaczęła opowiadać jak układa się jej w związku, ale starała się dokładnie dobierać słowa. Nie chciała zdradzić przyjaciółce prawdy, przynajmniej nie całej.Nie mogła dopuścić do tego by poznała prawdę, przynajmniej teraz nim znów nie wyjedzie. Co miała jej powiedzieć? nie mogła prosić jej o taką przysługę. Po godzinie pożegnały się i każda z nich rozeszła się w swoją stronę, upewniły się jeszcze,że spotkają się nazajutrz w tym samym miejscu i rozeszły się w swoją stronę. Ana wracała zamyślona, czy powinna powiedzieć mężczyźnie prawdę? czy miała do tego prawo?  
- Jak tam minął Ci dzień kochanie? - zapytała, gdy tylko weszła do domu. W kącie pokoju, w małym przytulnym łóżeczku spało grzecznie niemowlę, a ona uśmiechnęła się mimowolnie.  
- Ciężko. Znów było więcej włamań jak co roku. Nie znoszę tego okresu przed świętami - rzekł zmęczonym głosem. - Kiedy wreszcie poznam tą całą Klarę? - zainteresował się wstając z kanapy.  
- A chcesz ją poznać? - ucieszyła się.  


Szedł ulicami miasta krok krok za siostrą, stanął dopiero nie daleko centrum, gdzie znajdowała się maleńka kawiarnia. Nie był pewny tego co robi, ale nie postępował racjonalnie. Przecież mógł powiedzieć siostrze prawdę, mógł pójść z nią i stanąć twarzą w twarz z Aną, ale nie potrafił. Co miał jej powiedzieć? Wróciłem dla Ciebie? ona nic dla mnie nie znaczyła? Zranił ją zbyt boleśnie, by można było odwrócić przeszłość. Dlatego zamiast stanąć przed nimi stał teraz przed maleńką kawiarnią i obserwował ich przez okno. Ania, dziewczyna, którą pamiętał tak wyraźnie nic się nie zmieniła. Może przybyło jej kilka kilogramów, ale uznał,że to tylko dodaje jej uroku, a może nigdy nie przestał jej kochać. Tyle razy chciał napisać do niej co słychać, chciał powiedzieć jak bardzo żałuje, albo chociaż usłyszeć,że ona nie żałuje tamtej nocy. Jak to było,że mimo wszystko gdy tylko pojawiał się w tym mieście, gdy tylko spotykał jej na swojej drodze, niemal zawsze lądowali w łóżku, jak to było,że mimo upływu lat wciąż tak bardzo się kochali, a przy okazji ranili?.Nie wiedział, chciałby zatrzymać każdą łzę, która tak boleśnie, raniąc go od środka spływała po jej policzku. Ile razy słyszał z jej ust nienawidzę Cię. Ile razy Płakał wraz z nią, błagając by tylko dała im szansę,że on wszystko naprawi. Zawsze słyszał twarde nie z jej ust, a później, gdy oboje zaczęli płakać całował ją i nim się obejrzeli zasypiali w swoich ramionach. Nazajutrz nigdy już jej nie było, jakby żałowała, jakby nienawidziła ich oboje. Zawsze później chciał, naprawdę chciał próbował z nią rozmawiać, ale ignorowała go tak boleśnie,że nie miał sił. Nie miał sił przyznać sam przed sobą,że wciąż ją kocha. Przecież mógł wszystko rzucić, mógł już dawno wrócić do Polski, mógł błagać na kolanach by do niego wróciła, ale nie zrobił tego. Był durniem, teraz to wiedział. Dopiero gdy zobaczył ją na tamtym zdjęciu na facebooku, dopiero gdy zobaczył te oczu zrozumiał. Nie mógł oczekiwać,że będzie za nim czekała, nie mógł oczekiwać,że do końca życia będzie sama, gdy on sam skakał z kwiatka na kwiatek. Wiedział,a może miał taką nadzieje,że nareszcie zaznała szczęście, więc dlaczego chciał jej teraz to wszystko zaburzyć? Bo ucierpiało jego męskie ego? Co jakiś czas słyszał z opowieści Klary, która wpadała do niego co weekend co u niej słychać. Zawsze słyszał troskę z ust siostry, nie musiała mówić tego wprost by wiedział co o nim myślała, był durniem, ale on sam udawał,że go to nie obchodzi. Przecież w jego łóżku miesiąc lądowała inna kobieta, spragniona jego ciała. Chciał się bawić. Nie zawsze taki był, to przy niej pragnął się zatrzymać, ustatkować. Gdy miał Ane w ramionach, miał wrażenie,że jest w właściwym miejscu i czasie,że ją pragnie, Nie mógł zdradzić jej tamtej tajemnicy, tak samo jak nie może zrobić tego teraz. Dlatego wtedy, tuż przed ich ślubem poprosił o rozmowę i powiedział krótkie kilka słów. Nie wyjaśnił nic, po prostu wyjechał do Anglii, zostawiając ją samą. Zamiast ślubu i najpiękniejszych chwil wskazał ją na rozpacz i cierpienie. Zamiast Anglii, wylądował w więzieniu, przeszłość się o niego upomniała. Ubłagał siostrę, by nigdy nie powiedziała jej prawdy. Ana przekonana,że zostawił ją dla innej, nie potrafiła mu tego nigdy wybaczyć, a on chociaż kochał ją do dziś, pozwolił jej żyć własnym życiem. Dziś mimo upływu kilku lat, wciąż żywił do niej te same uczucia, jak wtedy gdy byli młodzi. Wciąż pragnął ją poślubić, chociaż wiedział,że nigdy to nie zastąpi. Widział ożywioną ich dyskusję, jej twarz śmiała się, jej oczy błyszczały, a on zapragnął by chociaż raz zabłyszczały tak pod jego adresem. Miała kogoś, a on nie miał serca znów zniszczyć jej życia. Widział jak pomału żegnają się, jak opuszczają kawiarnię. Schował się za rogiem, by go nie zauważyły. To był impuls, jego mózg wyłączył całkowicie myślenie. Podążył za nią, szedł krok krok za Aną, uważając by dzielił ich bezpieczny dystans. Dopiero pół godziny później zatrzymał się na nowym osiedlu, tuż przed jej kamienicą. Odruchowo chciał wejść za nią na klatkę, pragnął poznać jej nowy adres zamieszkania, ale zabrakło mu odwagi, spuścił głowę i udał się w drogę powrotną z zamiarem wstąpienia do baru. Wiedział,że to kiepski pomysł, wiedział jak ciągnie go do alkoholu, ale nie mógł tego wytrzymać. Chciał chociaż na chwilę ugasić ból w sercu, który czuł na samą wieść,że Ana ułożyła sobie życie. Zatrzymał się po chwili i zamarł. Wszystko na nowo wróciło.

Chciała powiedzieć,że w święta, ale zamilkła. Mimowolnie przypomniała sobie słowa przyjaciółki i drgnęła na sam fakt,że znów usiądzie z nim przy jednym stole. Nie miała własnej rodziny, jej rodzice zginęli wiele lat temu i była jedynaczką, co rok święta spędzała z przyjaciółką i jej rodzicami, którzy byli najlepszymi przyjaciółmi jej rodziców. Od zawsze traktowano ją jak córkę i była im za to wdzięczna. Z roku na rok ich relację rozluźniały się, a teraz widywała ich naprawdę bardzo rzadko, miała inne sprawy na głowię. Pragnęła spędzić z nimi święta, ale obawiała się. Już uprzedziła Jarka gdzie spędzają wigilie, a ten przystał na jej propozycję, chociaż wiedziała,że nie była z nim uczciwa, czuła jak zależy mu na niej. Nie pamięta jak się poznali, ale od razu się nią zainteresował, dlatego, gdy kilka tygodni później powiedziała mu,że jest w ciąży, od razu postanowił uznać to dziecko. Nie był głupi, wiedział,że to nie on jest ojcem, bo przecież nie mógł być, ale zapragnął się nimi zaopiekować. Pokochał to maleństwo równie mocno jak ją i za to była mu wdzięczna, ale nie potrafiła zwariować na jego punkcie.  
- Muszę Ci się do czegoś przyznać - usiadła obok niego nie wiedząc jak ma zacząć tą rozmowę. Wiedziała,że jej słowa mogą go zranić, w zasadzie spodziewała się,że tak będzie, ale uznała,że on zasługuje na szczerość. - Dziś Klara powiedziała mi,że on wrócił - wyznała cicho. Milczał, minuty wydawały się wiecznością, bała się jego reakcji, spodziewała się trzaskania drzwiami, awantur, zakazu.  
- Dobrze - rzekł cicho. Wzięła głęboki wdech ulgi, zaskoczona takim opanowaniem. Chciała coś powiedzieć, ale milczała. Słowa niemal wisiały nad nimi jak jakiś duch, słowa niewypowiedziane, ale tak przewidywalne,że nikt nie musiał ich wypowiedzieć,by wiedziała o co pytają jego ciemne oczy.  
- Nie, nie chce powiedzieć mu prawdy. Nigdy nie może się dowiedzieć,że to dziecko jest owocem - zatrzymała się - naszej miłości - dopowiedziała w duchu, ale on znał ją na wylot, doskonale wiedział o czym myśli, co czuje.  
- Jeśli chcesz powiemy wszystkim,że to ja jestem ojcem dziecka,że tworzymy szczęśliwą rodzinę - wyznał. Popatrzyła mu prosto w oczy, chciała w nich wyczytać coś, czego tak bardzo się obawiała, a jednak tego pragnęła, jednak zamiast tego dostrzegła w nich ból.  
- Bo tworzymy rodzinę, jesteśmy rodziną słyszysz? To jest twój syn. - wyrwało jej się nagle. - Może nie łączą was więzi krwi, może nie Ty go spłodziłeś, ale Ty jesteś dla niego tatą. To Ty będziesz go wychowywał, ty się nami opiekujesz, ty nas kochasz. Ty jesteś przy nas - wypowiedziała to bez cienia fałszu. Naprawdę tak czuła, naprawdę właśnie tego pragnęła, oczekiwała, chciała.  
- Ale Ty nie jesteś moja, wciąż należysz do niego - nastało milczenie. Poczuła się winna,że nie potrafiła bardziej kryć się z swoimi uczuciami, że tak bardzo go raniła.  
- Mamy się wyprowadzić? - poczuła taki przypływ bólu i strachu,że niemal dusiło ją w gardle. Nie, nie bała się tego,że sobie nie poradzi, bo potrafiłaby utrzymać siebie i dziecko, ale bała się,że jej syn ponownie straci ojca.  
- Nie. Źle mnie zrozumiałaś skarbie - jego głos złagodniał. Przysunął się do niej i pogłaskał jej policzek. Uwielbiała ten gest, uwielbiała czułość, jaką jej ofiarowywał. - Jesteście moją rodzinę Aniu. Ty i twoje dziecko, wiedziałem na co się piszę, wiedziałem co robię pokochałem Was. Nigdy nie traktowałem go jak nie swoje dziecko, przecież wiesz. Po prostu się boję. Boję się,że on znów pojawi się w twoim życiu, a ty zabierzesz mi moje jedyne marzenie. Dobrze wiesz,że od zawsze marzyłem o rodzinie, Ty mi ją podarowałeś a teraz boję się,że Was stracę - ujrzała łzy w jego oczach. Spojrzała na niego miękko, nigdy nie był z nią tak bardzo szczery.
- Nie stracisz - przytuliła go składając sobie i jemu obietnicę. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2618 słów i 13897 znaków.

Dodaj komentarz