Dziewczyna wyczuła szansę i zerwawszy się z kanapy wydarła się w niebo głosy.
- RATUNKU! TO JA ELŹBIETA RAKO... - tyle zdążyła wykrzyczeć, nim Korecki rzuciwszy metr dopadł do niej i dłonią zatkał jej usta.
- Stul pysk cipo – wycharczał przez zęby.
Zrobił dźwignię i pociągnął w kierunku otwartej szuflady. Zapomniał chyba o łańcuchu i nim do niej doszedł poczuł jak kobieta leci mu z rąk, pozostawiwszy unieruchomioną nogę. Na jego szczęście wyciągniętą ręką sięgnął szuflady, namacał taśmę klejącą i mógł zawrócić na środek pomieszczenia. Zębami odkleił końcówkę i nie bacząc na włosy krzywdzonej zawijał bez opamiętania wokół jej głowy.
- Już schodzę! – Krzyknął w kierunku schodów, znacznie ciszej dodając – chujasie.
Bez ceregieli odwrócił ją sobie twarzą do siebie i próbował złapać ją za przeguby. Więziona chowała je za siebie, co zdenerwowało napastnika.
- Nie graj na zwłokę – syknął.
Przyniosło to niewielki pożytek, Rakowiecka walczyła o czas, czas na być może jedyną szanse na wolność.
Złapał ją za kark i przybliżył do swojej twarzy. Krople potu na czole Elżbiety, które perliły się w blasku LED - owego światła zaczęły spływać jej do oczu, być może to podrażniało spojówki, bo zbyt często mrugała.
- Mam ci wyjebać w maziaka! Tak, że do końca życia twój połamany kinol będzie pośmiewiskiem na każdej imprezie w mieście? Chcesz tego?
Zbliżył usta do jej lewego ucha.
- Raz, dwa..
To wystarczyło.
Wyciągnęła dłonie.
- Daj je do tyłu i odwróć się. - Posłuchała.
Sprawnie obleciał nadgarstki i podniósł połówkę kanapy.
Rakowiecka rozszerzyła źrenice i pokiwała głową na znak protestu. Szarpną jej ciałem i na siłę władował do kanapy. Nim przymknął, puścił jej buziaka z dłoni.
- Ciau. Teraz dopiero masz karę, skarbie.
Dla pewności postawił na kanapie masywny fotel, na którym zwykł siadać, gdy czytał.
Zbiegając na dół ściągnął maskę.
- Już otwieram!
Zrzucił kostium, upychając go do pawlacza i na bokserki założył dżinsy. Ciągnąc zamek rozporka otwierał równocześnie drzwi.
- Pan Wacław? Cóż to pana sprowadza.
Na zewnątrz stał leśniczy w pełnym umundurowaniu.
- Dzień dobry, panie Kacprze. Ja przepraszam, że tak nachodzę po ciemnościach – próbował na wszelkie sposoby zapuścić żurawia do środka -ale brama była otwarta, a tu noc i… – nerwowo pociągnął za swoje sumiaste siwe wąsy. Przestępował z nogi na nogę, uzurpując sobie coraz lepszą pozycję.
- Czy mi się zdawało, czy ktoś wołał o pomoc?
- A! Złapał mnie pan – Korecki przyłożył dłonie do policzków - moja chrześnica jest u mnie i trochę się wygłupiamy. Aż wstyd się przyznać, w co i jak rozpiziliśmy przez to poddasze.
Leśniczy nie był ukontentowany taką odpowiedzią.
- Chrześnica, pan mówisz. Takie dziwne zabawy lubi?
Właściciel wypuścił powietrze ze świstem i wymownie zerknął na schody.
- Panie Wacławie, dzisiejsza młodzież to wchodzi w takie gry na komputerze, a jakie filmy ogląda – klepnął się otwartą dłonią w czoło.
- Panie Kacprze – machnął ręką – pan nie zapominaj, że ja mam już wnuki.
- A no tak. Jak to mówi mój znajomy – czas nie kutas, nie stoi w miejscu – Korecki podniósł dłonie do góry — za przeproszeniem, pan się nie pogniewa za taką dosłowność.
Leśniczy zrobił grymas na twarzy.
- Ja? Panie, jakby pan posłuchał, co chłopy w lesie opowiadają, jakie to zbereźnicy, tam dopiero można zebrać żniwo – zdjął czapkę popatrzył w niebo i wykonał znak krzyża.
Mundurowy jakby bardziej już swobodny, usadowił na powrót czapkę i pochylił się w stronę rozmówcy.
- Ja przepraszam, że tak nachalnie zaglądałem, ale wie pan, po tym zaginięciu ja już przewrażliwiony jestem. Rozumie pan?
- I pan mnie podejrzewał? - Właściciel posesji ostentacyjnie złapał się za klatkę piersiową. Pokiwał głową i zrobił przejście gościowi. By z widocznym fochem powiedzieć.
- Sprawdź pan, żeby pan był pewny, czy jakiego zbira pan nie ma za sąsiada.
Leśniczy cofnął się o krok.
- Dajże pan spokój. To przez moją Jadzię, truje mi o tym ,lamentuje, co to za czasów my dożyliśmy. No na mnie już czas. Zamknij sobie pan bramę.
Obydwaj ruszyli w kierunku wejścia na posesję.
- Proszę pozdrowić panią Jadwigę i powiedzieć, że u mnie tej porwanej dziewczynki nie ma.
- Nie bądź pan złośliwy. Najlepiej jak o tym zapomnimy, zgoda? –Wyciągnął rękę, którą adwersarz uścisnął.
- Też tak myślę.
- Dobranoc.
- Dobranoc, panie Wacławie.
Gdy Korecki chciał już dopełnić formalności z bramą, usłyszał jeszcze jedno zdanie.
- To nie była dziewczynka, tylko dwudziestokilkuletnia kobieta. Ale czemu powiedział pan, że nie ma u pana porwanej? Nie wiadomo przecież, czy akurat ją porwano?
Młody mężczyzna wsparł się na murze, w którym zamontowano bramę.
- Jeśli pan podejrzewał, że może być u mnie, to ja ją bym musiał znać. A że nie znam, to tylko uprowadzając mogłem to osiągnąć. Ale pan zdaje się mnie dalej podejrzewać, bo ciągle szuka pan nieścisłości w moich słowach A ja jakbym był upierdliwy, to zapytałbym pana, czemu pan powiedział - była. Czyżby znaleziono zwłoki tej dziewczyny, a może pan coś wie więcej niż inni?
- Uchowaj Boże! Skąd bym mógł wiedzieć. Miejmy nadzieję, że żyje. Tak się przejęzyczyłem. Dobranoc.
Wsiadł do swojego Land Rover’a i pomachał swojemu sąsiadowi.
Korecki niedbale podniósł rękę i szeptem pożegnał się ze służbistom.
Jedź cioto, na jajeczniczkę do swojej Jadziuni.
Wracają do domu, spojrzał na oświetlone poddasze i zanucił.
- A gdybym był krogulcem to, co byś powiedziała
i przyszedł z teczką do łóżka i twego ciała,
to, co byś powiedziała, czy coś byś przeciw miała?
Chciałabym, chciała…
3 komentarze
JI
Kiedy upadłość firmy?
I am actually grateful to the holder of this web page who has
shared this great post at at this time. Jakie są koszty upadłości konsumenckiej?
milegodnia
- Dzień dobry, panie Kacprze. Ja przepraszam, że tak nachodzę po ciemnościach – próbował na wszelkie sposoby zapuścić żurawia do środka -ale brama była otwarta, a tu noc i… – nerwowo pociągnął za swoje sumiaste siwe wąsy. Przestępował z nogi na nogę, uzurpując sobie coraz lepszą pozycję.
- Czy mi się zdawało, czy ktoś wołał o pomoc?
- A! Złapał mnie pan – Korecki przyłożył dłonie do policzków - moja chrześnica jest u mnie i trochę się wygłupiamy. Aż wstyd się przyznać, w co i jak rozpiziliśmy przez to poddasze.
Leśniczy nie był ukontentowany taką odpowiedzią.
- Chrześnica, pan mówisz. Takie dziwne zabawy lubi?
Właściciel wypuścił powietrze ze świstem i wymownie zerknął na schody.
- Panie Wacławie, dzisiejsza młodzież to wchodzi w takie gry na komputerze, a jakie filmy ogląda – klepnął się otwartą dłonią w czoło.
- Panie Kacprze – machnął ręką – pan nie zapominaj, że ja mam już wnuki.
- A no tak. Jak to mówi mój znajomy – czas nie kutas, nie stoi w miejscu – Korecki podniósł dłonie do góry — za przeproszeniem, pan się nie pogniewa za taką dosłowność.
Leśniczy zrobił grymas na twarzy.
- Ja? Panie, jakby pan posłuchał, co chłopy w lesie opowiadają, jakie to zbereźnicy, tam dopiero można zebrać żniwo – zdjął czapkę popatrzył w niebo i wykonał znak krzyża.
Mundurowy jakby bardziej już swobodny, usadowił na powrót czapkę i pochylił się w stronę rozmówcy.
- Ja przepraszam, że tak nachalnie zaglądałem, ale wie pan, po tym zaginięciu ja już przewrażliwiony jestem. Rozumie pan?
- I pan mnie podejrzewał? - Właściciel posesji ostentacyjnie złapał się za klatkę piersiową. Pokiwał głową i zrobił przejście gościowi. By z widocznym fochem powiedzieć.
- Sprawdź pan, żeby pan był pewny, czy jakiego zbira pan nie ma za sąsiada.
Leśniczy cofnął się o krok.
- Dajże pan spokój. To przez moją Jadzię, truje mi o tym ,lamentuje, co to za czasów my dożyliśmy. No na mnie już czas. Zamknij sobie pan bramę.
Obydwaj ruszyli w kierunku wejścia na posesję.
- Proszę pozdrowić panią Jadwigę i powiedzieć, że u mnie tej porwanej dziewczynki nie ma.
- Nie bądź pan złośliwy. Najlepiej jak o tym zapomnimy, zgoda? –Wyciągnął rękę, którą adwersarz uścisnął.
- Też tak myślę.
- Dobranoc.
- Dobranoc, panie Wacławie.
Gdy Korecki chciał już dopełnić formalności z bramą, usłyszał jeszcze jedno zdanie.
- To nie była dziewczynka, tylko dwudziestokilkuletnia kobieta. Ale czemu powiedział pan, że nie ma u pana porwanej? Nie wiadomo przecież, czy akurat ją porwano?
Młody mężczyzna wsparł się na murze, w którym zamontowano bramę.
- Jeśli pan podejrzewał, że może być u mnie, to ja ją bym musiał znać. A że nie znam, to tylko uprowadzając mogłem to osiągnąć. Ale pan zdaje się mnie dalej podejrzewać, bo ciągle szuka pan nieścisłości w moich słowach A ja jakbym był upierdliwy, to zapytałbym pana, czemu pan powiedział - była. Czyżby znaleziono zwłoki tej dziewczyny, a może pan coś wie więcej niż inni?
- Uchowaj Boże! Skąd bym mógł wiedzieć. Miejmy nadzieję, że żyje. Tak się przejęzyczyłem. Dobranoc.
Wsiadł do swojego Land Rover’a i pomachał swojemu sąsiadowi.
Korecki niedbale podniósł rękę i szeptem pożegnał się ze służbistom.
- Jedź cioto, na jajeczniczkę do swojej Jadziuni.
Wracają do domu, spojrzał na oświetlone poddasze i zanucił.
- A gdybym był krogulcem to, co byś powiedziała
i przyszedł z teczką do łóżka i twego ciała,
to, co byś powiedziała, czy coś byś przeciw miała?
Chciałabym, chciała…
milegodnia
Dziewczyna wyczuła szansę i zerwawszy się z kanapy wydarła się w niebo głosy.
- RATUNKU! TO JA ELŹBIETA RAKO... - tyle zdążyła wykrzyczeć, nim Korecki rzuciwszy metr dopadł do niej i dłonią zatkał jej usta.
- Stul pysk cipo – wycharczał przez zęby.
Zrobił dźwignię i pociągnął w kierunku otwartej szuflady. Zapomniał chyba o łańcuchu i nim do niej doszedł poczuł jak kobieta leci mu z rąk, pozostawiwszy unieruchomioną nogę. Na jego szczęście wyciągniętą ręką sięgnął szuflady, namacał taśmę klejącą i mógł zawrócić na środek pomieszczenia. Zębami odkleił końcówkę i nie bacząc na włosy krzywdzonej zawijał bez opamiętania wokół jej głowy.
- Już schodzę! – Krzyknął w kierunku schodów, znacznie ciszej dodając – chujasie.
Bez ceregieli odwrócił ją sobie twarzą do siebie i próbował złapać ją za przeguby. Więziona chowała je za siebie, co zdenerwowało napastnika.
- Nie graj na zwłokę – syknął.
Przyniosło to niewielki pożytek, Rakowiecka walczyła o czas, czas na być może jedyną szanse na wolność.
Złapał ją za kark i przybliżył do swojej twarzy. Krople potu na czole Elżbiety, które perliły się w blasku LED - owego światła zaczęły spływać jej do oczu, być może to podrażniało spojówki, bo zbyt często mrugała.
- Mam ci wyjebać w maziaka! Tak, że do końca życia twój połamany kinol będzie pośmiewiskiem na każdej imprezie w mieście? Chcesz tego?
Zbliżył usta do jej lewego ucha.
- Raz, dwa..
To wystarczyło.
Wyciągnęła dłonie.
- Daj je do tyłu i odwróć się. - Posłuchała.
Sprawnie obleciał nadgarstki i podniósł połówkę kanapy.
Rakowiecka rozszerzyła źrenice i pokiwała głową na znak protestu. Szarpną jej ciałem i na siłę władował do kanapy. Nim przymknął, puścił jej buziaka z dłoni.
- Ciau. Teraz dopiero masz karę, skarbie.
Dla pewności postawił na kanapie masywny fotel, na którym zwykł siadać, gdy czytał.
Zbiegając na dół ściągnął maskę.
- Już otwieram!
Zrzucił kostium, upychając go do pawlacza i na bokserki założył dżinsy. Ciągnąc zamek rozporka otwierał równocześnie drzwi.
- Pan Wacław? Cóż to pana sprowadza.
Na zewnątrz stał leśniczy w pełnym umundurowaniu.
- Dzień dobry, panie Kacprze. Ja przepraszam, że tak nachodzę po ciemnościach – próbował na wszelkie sposoby zapuścić żurawia do środka -ale brama była otwarta, a tu noc i… – nerwowo pociągnął za swoje sumiaste siwe wąsy. Przestępował z nogi na nogę, uzurpując sobie coraz lepszą pozycję.
- Czy mi się zdawało, czy ktoś wołał o pomoc?
- A! Złapał mnie pan – Korecki przyłożył dłonie do policzków - moja chrześnica jest u mnie i trochę się wygłupiamy. Aż wstyd się przyznać, w co i jak rozpiziliśmy przez to poddasze.
Leśniczy nie był ukontentowany taką odpowiedzią.
- Chrześnica, pan mówisz. Takie dziwne zabawy lubi?
Właściciel wypuścił powietrze ze świstem i wymownie zerknął na schody.
- Panie Wacławie, dzisiejsza młodzież to wchodzi w takie gry na komputerze, a jakie filmy ogląda – klepnął się otwartą dłonią w czoło.
- Panie Kacprze – machnął ręką – pan nie zapominaj, że ja mam już wnuki.
- A no tak. Jak to mówi mój znajomy – czas nie kutas, nie stoi w miejscu – Korecki podniósł dłonie do góry — za przeproszeniem, pan się nie pogniewa za taką dosłowność.
Leśniczy zrobił grymas na twarzy.
- Ja? Panie, jakby pan posłuchał, co chłopy w lesie opowiadają, jakie to zbereźnicy, tam dopiero można zebrać żniwo – zdjął czapkę popatrzył w niebo i wykonał znak krzyża.
Mundurowy jakby bardziej już swobodny, usadowił na powrót czapkę i pochylił się w stronę rozmówcy.
- Ja przepraszam, że tak nachalnie zaglądałem, ale wie pan, po tym zaginięciu ja już przewrażliwiony jestem. Rozumie pan?
- I pan mnie podejrzewał? - Właściciel posesji ostentacyjnie złapał się za klatkę piersiową. Pokiwał głową i zrobił przejście gościowi. By z widocznym fochem powiedzieć.
- Sprawdź pan, żeby pan był pewny, czy jakiego zbira pan nie ma za sąsiada.
Leśniczy cofnął się o krok.
- Dajże pan spokój. To przez moją Jadzię, truje mi o tym ,lamentuje, co to za czasów my dożyliśmy. No na mnie już czas. Zamknij sobie pan bramę.
Obydwaj ruszyli w kierunku wejścia na posesję.
- Proszę pozdrowić panią Jadwigę i powiedzieć, że u mnie tej porwanej dziewczynki nie ma.
- Nie bądź pan złośliwy. Najlepiej jak o tym zapomnimy, zgoda? –Wyciągnął rękę, którą adwersarz uścisnął.
- Też tak myślę.
- Dobranoc.
- Dobranoc, panie Wacławie.
Gdy Korecki chciał już dopełnić formalności z bramą, usłyszał jeszcze jedno zdanie.
- To nie była dziewczynka, tylko dwudziestokilkuletnia kobieta. Ale czemu powiedział pan, że nie ma u pana porwanej? Nie wiadomo przecież, czy akurat ją porwano?
Młody mężczyzna wsparł się na murze, w którym zamontowano bramę.
- Jeśli pan podejrzewał, że może być u mnie, to ja ją bym musiał znać. A że nie znam, to tylko uprowadzając mogłem to osiągnąć. Ale pan zdaje się mnie dalej podejrzewać, bo ciągle szuka pan nieścisłości w moich słowach A ja jakbym był upierdliwy, to zapytałbym pana, czemu pan powiedział - była. Czyżby znaleziono zwłoki tej dziewczyny, a może pan