04-10-2018 godz. 20:15
Sanok ulica Beksińskiego
parking przy Inter Marche
Elżbieta Rakowiecka wychodzi z budynku dyskonta, w którym to na parterze znajduje się salon Play-a. Tam to w niewielkiej kubaturze spędziła ostatnie osiem godzin załatwiając petentów, próbując namówić ich na umowy tudzież sprzedając kolejne modele aparatów.
Spogląda w ciemne niebo, z którego spadają drobne krople. Lokalizuje swój pojazd i zdecydowanymi krokami rusza nim pojedyncze wodne pigułki nie przeistoczą się w ciąg wodny, nieprzerwanie szukający spoczynku na jej ciele.
Nim dojdzie do Toyoty w jej ręku znajdzie się kluczyk, dopada tylnych drzwi za kierownicą, kładzie zakupy i z trzaskiem zamyka. Wyciąga rękę do przednich by umościć się za sterami i w tym momencie ktoś przytyka jej do ust nasiąknięty chloroformem materiał.
Jedynie bezwarunkowy odruch pozwala na jakąkolwiek reakcje, ale oprócz złapania napastnika za nadgarstek niczego nie dokonała. Po zachłyśnięciu się groźna substancją chemiczną momentalnie oddaje się w objęcia Kacpra Koreckiego. Ten opiera się o tył swojego Volvo i otwiera drzwi pasażera. Bez problemu sadowi na tym miejscu sześćdziesięcio kilowe ciało kobiety, zapinając pas. Podnosi torebkę, kluczyki i klepie po czerwonym dachu myśl japońskich techników.
Obchodzi swoją maszynę jednocześnie wychwytując najdrobniejsze ruchy. Ale tych nie ma zbyt wiele, jacyś nastolatkowie stoją przed wejściem, popisują się swoja głupotą przed pannami, po drugiej stronie za chodnikiem jest przystanek ale siedzący, a raczej kimający facet raczej nie zauważyłby lądowania Ryanair-a więc jest nieistotną postacią tej tragedii. Deszcz uderza z intensywnością, uliczne latarnie rozmywają się za przednią szybą, w mijanych blokowiskach w ciepłych pomieszczeniach ludzie analizują kolejne godziny dnia.
Życie toczy się dalej.
• * * *
04-10-2018 godz. 22:30
poddasze domu jednorodzinnego, 8 km od Sanoka, 4 km od obwodnicy.
Dom otulał mały zagajnik, do jego podwojów prowadził leśny dukt. Czterysta metrów w prawo znajdowała się droga asfaltowa i kilkanaście domów, które od biedy można było zaliczyć do peryferii miasta
Ale my zajmijmy się wnętrzem poddasza. Pomieszczenie ma około dwudziestu metrów kwadratowych i jedno okno dachowe. W tym metrażu umieszczono komodę w lewym narożniku przy spadzie dachu i owalny stolik kawowy z dwoma małymi fotelikami po prawej. Przy ścianie przedzielającej dach na pół na samym środku przy filarze podtrzymującym konstrukcję stała kanap.
Za nią w prawym kącie była wnęka, w której znajduje się kabina prysznicowa i sedes. Filar opleciony był łańcuchem, którego drugi koniec znajdował się na kostce kobiety, Elżbiety Rakowieckiej. Długość pozwalała jej na dojście do ubikacji, ale uniemożliwiała dosięgniecie okna.
Jak wspomniałem jest pół do jedenastej w nocy.
Kobieta zaczyna dochodzić do siebie. Mężczyzna, Kacper Korecki czyta jedną z powieści Warthona i nie było w tym niczego dziwnego gdyby niecodzienny strój. Ubrany jest w czarny kostium panczenisty a na głowę włożył maskę Myszki Miki z jej pięknym uśmiechem i dumnie sterczącymi uszami.
- Obudziło się słoneczko- stwierdza z ulgą – to dobrze bo już się niepokoiłem, że przesadziłem z dawkowaniem.
Odkłada książkę i zakłada brązowe rękawiczki. Kobieta rozgląda się z niedowierzaniem po pomieszczeniu. Podnosi głowę i nie wiadomo, co bardziej ją przeraziło widok myszki czy opleciona kończyna.
- Jest tu dosyć ciepło, dlatego pozwoliłem sobie na rozpłaszczenie cię z garderoby. Nie masz mi tego za złe Elu?
Zapada milczenie.
-Oczywiście nie ośmieliłbym się zdjąć ci spodni, dlatego zaprzestałem na bawełnianej koszulce. Zresztą po tych dzisiejszych emocjach zapewne sama byś to zrobiła, w końcu to było takie niekonwencjonalne zaproszenie na randkę.
Klaszcze w dłonie i zaczyna się śmiać, wydaje się być zabawnym we własnym odczuciu
- Przepraszam, to było szczeniackie – odchrząkuje - troszeczkę mnie poniosło.
Kobieta zaczyna łapczywie zaciągać się powietrzem. Klatka piersiowa unosi się zbyt intensywnie, co powoduje, że zaczyna się krztusić.
- Odchyl głowę do tyłu i podnieś ręce – krzyknął – no już - dodał jeszcze głośniej.
W jednym momencie wykonała polecenie.
Po chwili zaczyna oddychać w miarę rytmicznie.
- Lepiej? –przetrzymywana potakuje – opuść dłonie.
Wstaje z fotelika, podchodzi do okna dachowego, uchyla, odwraca się plecami do niego, przygląda dziewczynie z palcem wskazującym na ustach Miki.
- Proszę mnie wypuścić – szepcze Elżbieta.
05 10 -2018 godz. 15:30
Kacper Korecki przyjeżdża z pracy. Wchodzi do łazienki na parterze domu. Obmywa swoje ciało, wyciąga z szafki czarny uniform i bez zakładania maski przechodzi do kuchni, gdzie uprzednio zostawił przywiezione danie.
Podczas konsumowania nasłuchuje odgłosów z góry, ale niczego takiego nie stwierdza.
Zabiera drugi przywieziony pojemnik, podchodzi do opuszczanych schodów i rozciąga kolejne stopnie. Wkłada maskę, rękawiczki i wychodzi do swojej porwanej towarzyszki. Ta leży z podkurczonymi nogami z rozmazanym makijażem i ogólnie nie przypomina człowieka z fotografii swojego dowodu tożsamości.
- Dzień dobry, moje słoneczko – zaczyna myszka – przyniosłem ci najlepsze naleśniki w mieście.
Stawia pojemnik na owalnym stoliku i przestawia bliżej kanapy.
- Muszę się pochwalić, że to mojego znajomego kolega wpadł na pomysł z tym lokalem i trafił w dychę Ma klientów, co nie miara…
- Czemu pan to robi? – spytała kobieta, podnosząc się na łokciu.
Mężczyzna wstaje i wyciąga zza filara malutki przedmiot, którym okazuje się być kamera.
Podnosi wskazujący palec do góry.
- A teraz przejrzymy zapis z poranka. Ciekawe, co porabiał mój gość.
Pochylił się nad Elżbietą i delikatnie zapytał:
- Obejrzysz ze mną? –składając usta w dziubek, dodał – plis
Dotknął opuszkami palców jej podbródka, przechylając na boki.
- Elu, widzę, że nie korzystasz z łazienki. Wstydź się. Ach! – ostentacyjnie, złapał się za głowę. –twoje kosmetyki, mam, mam, moja droga są razem z torebką na dole. Jak tylko odświeżysz swoje wdzięki, przyniosę byś mogła być cudownie piękna, - rozkłada dłonie - taka jak zawsze.
- W pracy będą mnie szukać, wydzwaniać – Rakowiecka nie przestawała walczyć o swoje.
Miki wypuścił powietrze ze świstem.
- Dobrze. Skoro już poruszyłaś ten temat, to muszę ci się przyznać, że zrobiłem coś głupiego. Zabrałem twój telefon by podrzucić go rano obok twojego domu, ale przy PSS-ie stał gościu z wędlinami i jak poszedł z pojemnikiem, to wrzuciłem mu ten aparacik do chłodni.
Złapał ją za nadgarstek, tak raptownie, że dziewczyna ze strachu wyrżnęła głową w oparcie.
- Odkupię ci, obiecuję. Wierzysz mi?
Dziewczyna przełknęła, cokolwiek to było, musiała, inaczej by nie odpowiedziała
- Tak.
- Nie chcesz skosztować naleśniczków? Wziąłem z bita śmietaną, hmmmm, pyszota.
Kobieta zaprzeczyła głową.
Puścił jej dłoń i ustawił kamerę tak by mogli śledzić efekt zapisu ostatnich godzin, przewijając to momentu jej pobudki.
- Pozwolisz? – gestem ręki wskazał miejsce na kanapie –po czym nie czekając na pozwolenie usadowił swoją mniej szlachetna część ciała.
- Gorsze, że ten chłopina z dobrego serca zgłosi na policję swoje odkrycie i zamiast podziękowań usłyszy – tu westchnął – no nie chciałbym być w jego skórze. Mieć telefon atrakcyjnej kobiety, która nie daje znaku życia.
Pokiwał głową, zastygł w rozmyślaniach, coś analizował.
- Mam nadzieję, że to porządny facet i nieskazitelny ojciec rodziny, tylko to go uratuje przed falą krytyki. Choć czy aby na pewno? - postukał się palcem po nosie - Ludzie nie z takich jak on robili zwyrodnialców. Jutro przyniosę prasę, to sobie poczytamy, co? – ostatnie słowo wypowiedział kładąc jej dłoń na ramieniu.
Rakowiecka miała przymknięte oczy, chyba dotarło do niej, z kim ma do czynienia.
Natrafił na zapisie video na ruch kobiety, co odnotował z zadowoleniem.
- O, o,o, teraz skarbie się przebudziłaś.
Popatrzył z ukosa na uprowadzoną i delikatnie poklepał po kolanie. Na co kobieta zareagowała dość impulsywnie, jakby dostała kurczu. Wyprostowała się i usiadła na przeciwległym krańcu kanapy.
- Ranny ptaszek z ciebie Elżuniu. 7:12, fiu, fiu.
Przewijał tak na podglądzie, a gdy wychwycił ciekawszy moment eksponował podtykając obraz przed oczy Rakowieckiej. Jak się zapewne domyślacie, przetrzymywana w pewnym momencie zorientowała się, że jest sama i co było oczywiste zaczęła werbalnie dawać znać o swoim istnieniu. Później przyszedł czas by spróbować się uwolnić rozluźniając ucisk z oplecionej kostki, a nawet w akcie desperacji zaczęła obcierać ogniwo o ostrą krawędź filara.
Korecki w tym momencie wstał i ocenił uszkodzenia, posyłając ostrzegawcze spojrzenie. Po chwili głośno westchnął i na powrót usadowił się obok zdezorientowanej w sytuacji.
- Wybaczam ci, to musiał być jakiś atak paniki. Rozumiem –pokiwał głową –Teraz, jak już wiesz –tu wskazał na kamerę – będziesz bardziej dbała o godne traktowanie mojego królestwa.
-- Ja nie mam pieniędzy, to znaczy dużych, a samochód spłacam w ratach – podjęła kolejna myśl, splatając palce na kolanach.
Mężczyzna wstał, powoli podszedł do ściany, przy schodach i oparł na niej głowę.
- Za, kogo ty mnie masz dziewczyno? Staram się być miły, zaprzyjaźnić a ty mnie równasz do bandyty, spekulanta, może i za jakiegoś zboczeńca mnie uważasz – odwrócił się, wyraźnie czekał na odpowiedź – no powiedz? Czy ty myślałaś wczoraj, że ja cię tu przywiozłem by sobie dogadzać? Miałaś mnie za dewianta seksualnego, który wyciągnie zaganiacza i będzie cię pucował aż się przekręcisz? A skoro tego nie zrobił, to pewnie chce wyłudzić kasę. No tak, to takie oczywiste.
Kobiecie zaczęła drgać broda, spuściła oczy wpatrując się w swoje dłonie.
- Nie wierzę, że tak lekko przychodzi ci mnie oceniać, no powiedz, co sobie teraz myślisz?
- Ja się pana boję – szlochając zakończyła temat pracownica sieci komórkowej.
Podszedł do komody, wyciągnął paczkę chusteczek higienicznych i podszedł z nimi do tapczanu na wyciągniecie dłoni. Położył obok płaczącej i usiadł po turecku na panelach.
- No już. Elu, popatrz na mnie.
Dziewczyna sięgnęła po opakowanie i otarła twarz z rozmazanego tuszu. Rzuciła mu ukradkowe spojrzenie.
- Sądzisz, że jestem desperatem i zobaczywszy ciebie, stwierdziłem po aucie, że mogę na tobie zarobić i – pstryknął palcami –ot władowałem ci kawałek szmaty w usta?
- Raczej nie, bo..- nabrała powietrza – bo, nie każe mi pan nigdzie dzwonić, pisać wiadomości, czy coś takiego by mnie ratowali.
- Widzisz, że potrafisz rozsądnie dedukować. Brawo ty. Lubię inteligentne kobiety
Przechylił się do niej i zadał jej następne pytanie.
- Czy nie korci cię by ściągnąć mi ten wizerunek śmieszka z głowy i ujrzeć mą twarz? –przechylił się jeszcze bardziej –śmiało, Elu.
Elżbieta pocierała dłonie o uda, zaciskała w pięść, to rozprostowywała. Mężczyzna jej nie popędzał, cierpliwie trzymał głowę przy jej prawym kolanie, wystarczyło podnieść dłoń i pociągnąć za uszy.
źródło: https://lol24.com/opowiadania/milosne/poddasze-prawdy-2-35642
Dodaj komentarz