07 -10 -2018 godz. 17.15
Kacper Korecki przyjeżdża na posesję domu, w którym przetrzymuje kobietę. Wyciąga z bagażnika doniczki z kwiatami i stawia je na schodach. Następnie wraca po zakupy i wszystko po kolei wnosi do budynku. Przebiera się w swój strój i wchodzi na poddasze.
Elżbieta Rakowiecka siedzi na skraju kanapy, opierając głowę tak, że jest odchylona ku ścianie i widzi tylko drewnianą konstrukcję dachu.
- Przepraszam za spóźnienie, ale stwierdziłem, że musimy tu sobie upiększyć by nam się lepiej mieszkało. Może dzięki temu będziemy mniej agresywni względem siebie – podniósł wskazujący palec przed siebie – co, za skutkuje lepszą komunikatywnością w naszej relacji. Zaraz przyniosę to, co, zakupiłem tylko coś zjemy. Dobrze?
Kobieta nie wyglądała na zainteresowaną czymkolwiek. Jest wyraźnie zrezygnowana, jakby ustały w niej funkcje życiowe. Odpowiada półgębkiem.
- Dziękuję, nie jestem głodna.
- Wiesz, co, ja w sumie też. To może przytargam te frykasy.
Klasnął w dłonie i zbiegł po schodach. Wniósł w sumie cztery doniczki, które postawił tuż pod stopami dziewczyny. Sam zaś usiadł po turecku na przeciwko.
- Oczywiście musisz mi doradzić, czy to ma być na półce, stojaku czy może przymocowane do belki za pomocą węzła.
Przetrzymywana wyprostowała się, jakby dotarło do niej, że to dzieje się naprawdę.
- Ja dłużej tu nie wytrzymam.
Miki przygląda się kwiatom, delikatnie objeżdża kciukiem jedną z doniczek.
- Te po lewej, to sukulenty i tu ciekawostka –zawiesza głos, przechylając się w kierunku swej rozmówczyni – nie potrzebują zbyt wiele wody, a to wielki plus, gdy masz pokój na poddaszu. Prawda słoneczko?
Co prawda zdanie zakończone było z wyraźnym, naciskiem, jako pytające, ale Miki nie oczekiwał odpowiedzi.
- Specjalnie poprosiłem panią w „Zielonej oazie” by mi taką roślinkę poszukała - zniżył głos, do tonacji małej dziewczynki – udawałem takiego zagubionego misia. A ta dziewczyna zaczęła tak mi nadskakiwać, – podniósł ręce w obronnym geście – nie myśl, że się z niej nabijam.
To było urocze, uwielbiam tak zaangażowane osoby w swoją pracę. Ba! Ja dostaję furii, jak jakaś laska zamiast mnie obsłużyć pisze sobie meski do jakiegoś pajaca, a ja stoję jak – nabrał powietrza – mniejsza o to. Ty Elu na pewno, rzetelnie podchodzisz do swoich obowiązków.
Westchnął.
- To taka kara? – Dla odmiany zapytała do tej pory tylko słuchająca.
Kacper podniósł doniczkę leżąca z prawej strony i zamknąwszy oczy zaciągnął się zapachem kwiatu. Wydawał się być tym pochłonięty. Nim jednak tubalnie wypuścił powietrze, zapytał.
- Kara?
- Lekceważysz mnie za wczoraj, bo – Rakowiecka najwyraźniej szukała słów – pochopnie wyciągnęłam wnioski i nie przemyślawszy wypowiedziałam pewne kwestie, które mogły cię zranić.
Mężczyzna powoli odstawił doniczkę.
- Elu, jestem pod wrażeniem, jakbyś straciła pracę w Play-u, możesz śmiało złożyć CV do policji, jako mediatorka. Jeszcze się okaże, że przy mnie odkryjesz swoje prawdziwe powołanie.
- Pewnie będę musiała, bo w Play-u to pewnie mnie już skreślili z ewidencji pracujących a może i żyjących - popatrzyła z nadzieją, że to wyznanie skruszy jego oblicze.
Uniósł ręce nad głowę.
– Niezbadane są wyroki niebios. Nie znasz dnia ani godziny. Tylko Bóg zna twoją drogę od poczęcia po śmierć. Tak powtarzają wierzący. Chodzisz do kościoła i wierzysz, że coś po tym życiu cię czeka?
- W tą niedzielę nie byłam, ale …
- To kiepska z ciebie katoliczka –przerwał jej Korecki - „.Bądź gorąca albo zimna”, tak jest napisane w Biblii. Bogu nie potrzebni są letni, którzy chodzą do kościółka jak im się dzieje krzywda. Ale to tak na marginesie, mnie to nie rusza, ja na to mam wyjebane - spojrzał w niebo – sorry, jeśli tam jesteś.
Po śmierci wrzucą mnie jak psa do dołu a robale będą miały używkę. Nie wierzę, że gdzieś po śmierci znajdę rozkosz na łonie Abrahama i bezpiecznie będę lawirować do mekki. Tam gdzie teraz moja babcia świetnie się bawi nie mając cukrzycy, rozwolnienia i innego dziadostwa przypisanego na tym łez padole.– Klepnął ją w kolano, a ta instynktownie podciągnęła je pod brodę. – Dlatego trzeba używać moja droga.
Popatrzył na kwiaty.
- Ale my tu walimy smuty, a zieleninka nam więdnie. Te po mojej prawej, to azalie, cudowny aromat. Pozwolisz, że ci zaprezentuję, podsuwając pod nozdrza?
Dziewczyna delikatnie spuściła nogi i bardzo spokojnie zaczęła perorować.
- Mikołaj, ja naprawdę jestem rozbita i nie chcę się w to bawić. Ja wiem, że jesteś dobrym człowiekiem i nie chcesz zrobić mi krzywdy.
Mężczyzna przybliżył twarz do niej i pogłaskał ją wierzchem dłoni po policzku.
- To, w czym problem, Elu. Otwórz się na zabawę, jak mówił Zygmunt Chajzer, -„Idź na całość!”
Rakowiecka z werwą wyprostowała się by plecami spocząć na miękkim materiale kanapy.
- Ja nie mogę w to uwierzyć, że taki inteligentny facet robi takie rzeczy. – Dłonią przejechała od lewa do prawa – masz piękne mieszkanie, zapewne i pracę, nie jesteś chromy, nie czuję od ciebie alkoholu, nie jesteś dewiantem seksualnym, jeśli nawet pod tą idiotyczną maską kryje się jakaś... - zatoczyła koło wokół twarzy - blizna, to przecież kobiety nie są bez serca. Uwierz mi, że któraś pokocha cię za człowieczeństwo.
Miki oparł łokieć na kolanie i umościł sobie podbródek w zagłębieniu dłoni.
- A ty, Elu?
- Co, ja?
- Byłabyś tą piękną i pokochałabyś tę bestie?
Dziewczyna zwarła palce by utworzyć z dłoni pięści. Przez chwilę było słychać śpiew słowika i ciągnik, prawdopodobnie wyjeżdżający z pobliskiego lasu.
Przyglądał się jej bardzo intensywnie i widział jak przełyka ślinę i ciężko nabiera powietrze. Unikała jego wzroku nie rozluźniając palców u dłoni.
- Tak, to wiemy, na czym stoimy. To może wrócimy do tematu kwiatów. Jak sądzisz, mam kupić stojaki, czy powiesić na tych sznurach w fantazyjnie zaplecionych więzach?
Wstał, podszedł do komody i wyciągnął z szuflady metr.
-Tylko muszę zmierzyć, bo być może jest tu za nisko i to kolidowałoby z naszym swobodnym przemieszczaniem się po tym lokum.
Przyłożył początek żółtej taśmy do belki i …
Din, dan.
Zabrzmiał gong, przy drzwiach wejściowych.
Dodaj komentarz